W jednym z biur przy ulicy Racławickiej rozległ się sygnał telefonu, który wyrwał z zamyślenia osamotnionego mężczyznę znajdującego się w pokoju. Jego sylwetka nie mogła być z zewnątrz widoczna, ginęła bowiem w mroku budynku, jednak na zwróconej do okna twarzy błąkał się blady strumień światła z pobliskiej latarni. Czyniło ją to nie tylko dostrzegalną (ledwie bo ledwie, ale jednak) z ulicy, ale i upiorną.
Widać na niej było również ogromne zmęczenie. Mężczyzna przebywający w biurze rzeczywiście był niemal całkowicie opadły z sił. Od paru dni cierpiał na bezsenność, w zasadzie od czasu, kiedy zadzwonili do niego po raz pierwszy. Był pewien, że to w końcu nastąpi, ale nie spodziewał się, że tak szybko. Wiedział, że teraz też właśnie oni do niego dzwonią. Wiedział, że nie może dalej zwlekać - przyszła pora na podjęcie wiążącej decyzji. "Być może to pozwoli mi spokojnie zasnąć?" - pomyślał, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że w ten sposób sam siebie okłamuje. Beznamiętnie podniósł słuchawkę...
- Słucham...
- Dobry wieczór panie prezesie. Miał pan już wystarczająco dużo czasu do namysłu. Jaka jest pańska odpowiedź?
Wziął głęboki oddech.
- Zgadzam się...
***
Pociąg EuroCity z Budapesztu właśnie zatrzymał się na stacji docelowej - Warszawa Wschodnia. Wysiadła z niego niewielka garstka osób, a wśród nich młody mężczyzna i równie młoda kobieta, trzymający się za ręce. Wysiadłszy z pociągu, rozejrzeli się dokoła, wyraźnie wzrokiem kogoś lub czegoś szukając, jednak poszukiwania te spełzły na niczym. W końcu młodzieniec przemówił:
- Wiedziałem, że tak będzie. Daliśmy się nabrać Gabrielowi... Trudno, musimy sobie sami poradzić.
Nieudolnie starał się ukryć swoje zaniepokojenie sytuacją.
- Nie wierzę... To do niego niepodobne. Na pewno ktoś tu na nas czeka! - odrzekła dziewczyna. Rozmawiali po węgiersku.
- Ja tu nikogo nie widzę... Chodźmy.
Ścisnął mocniej dłoń partnerki i ruszył do wyjścia ze stacji. Wtedy jednak z cienia kolumny wychylił się zaspany, zgarbiony starszy pan niskiego wzrostu z kilkunastodniowym zarostem.
- Jakob i Ágnes?
Przystanęli.
- Tak, to my - odpowiedzieli wspólnie. Staruszek kiwnął na nich ręką, odwrócił się i ruszył w stronę peronu numer 6, oni zaś podążyli za nim. To tam mieli spędzić tę noc.
***
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ