Jakub pierwszy raz od dłuższego już czasu obudził się rześki i wypoczęty. Ostatnio nie spał dobrze, choć - pomijając noc spędzoną w pociągu - sypiał długo. Jednak jego młodzieńcza jeszcze głowa przeciążona była nadmiarem trosk i zmartwień, przez które całymi dniami chodził przemęczony i zmizerowany.
Teraz był jednak pewien, że wszystko ułoży się tak jak powinno. Wrócił do ojczyzny, za którą podczas pobytu na Węgrzech zdążył się stęsknić. Nie żałował jednak wyjazdu. Tam przecież zaliczył pierwszą, choć nieudaną, przygodę związaną z trenowaniem drużyny piłkarskiej. Tam, w bardzo nietypowej zresztą kolejności, dostał licencję trenerską i nauczył się tego fachu. Wreszcie tam też, a może przede wszystkim, poznał Ágnes...
Zawsze była dla niego wsparciem. Każda kolejna porażka poniesiona przez klub z Szegedu coraz bardziej go przygnębiała, a jej jednak jakimś sobie tylko znanym sposobem udawało się wyciągnąć go z dołka. Teraz, gdy po powrocie do Polski i uzyskaniu posady trenera Gwardii, wszystko zaczęło się układać, czerpał prawdziwą przyjemność z samego patrzenia na nią, jak śpi pośród białej pościeli, w jaką wyposażony był ciasny pokój klubowego hoteliku. Widok ten, dzięki któremu zeszłego wieczora zapomniał całkowicie o niepokojącym go dziwnym zachowaniu prezesa Gawora, teraz wprawił go w znakomity nastrój. Postanowił się odwdzięczyć się za to swojej nieświadomej swojego kojącego wpływu na jego nerwy ukochanej. Na początek w sposób bardzo przyziemny... przygotowując śniadanie. Hotelowa lodówka była jednak pusta, więc ubrał się i wyszedł z pokoju w poszukiwaniu sklepu, nieświadom że wraz z jego znalezieniem dobry humor opuści go na dłuższy czas...
***
Przed biurem przy ulicy Miodowej zatrzymał się srebrny Mercedes klasy S, z którego, z przedniego siedzenia od strony pasażera, wyszedł siwy mężczyzna w średnim wieku. O tej co zwykle, Waldek - rzucił na odchodne kierowcy i skierował się w stronę stojącego nieopodal okazałego budynku. Nad wejściem do niego wisiała złota tabliczka, na której czarną ozdobną czcionką wygrawerowano cztery litery - "PZPN".
Mężczyzna dotarł do drzwi, a te z piskiem otworzyły się przed nim. Trzeba je w końcu nasmarować czy wymienić… - pomyślał, jednak myśl ta przeszywała jego umysł codziennie od paru miesięcy i dalej nic w sprawie poprawy funkcjonowania drzwi nie zrobił. Ot, taką już miał naturę - zawsze pełen pomysłów, dobrych chęci, choć najczęściej niewiele z tego wychodziło.
Doszedł do swojego biura i otworzył drzwi. Jak co dzień na biurku czekała na niego filiżanka kawy i ciastko i jak co dzień przed konsumpcją wezwał do siebie sekretarkę, by ta przedstawiła mu plan dnia.
- Dzisiaj luźny dzień, panie prezesie. Za kilkanaście minut przyjść ma na pogawędkę trener Janas, ale popołudnie już wolne - zakomunikowała kobieta.
Prezes Listkiewicz, usłyszawszy nazwisko selekcjonera reprezentacji, skierował się w stronę barku i wyjął najlepszą whisky, jaka się w nim znajdowała, po czym zasiadł w fotelu i począł delektować się poczęstunkiem. Ledwo skończył, gdy do biura wszedł delikatnie zataczając się trener Janas.
- Paweł, wstydź się, południa jeszcze nie ma, a ty już po głębszym? - przywitał gościa prezes.
- No coś ty, to od wczoraj mnie trzyma, przecież wiesz że z rana nie piję.
- A to szkoda, bo przyszykowałem nam tu butelkę whisky, a teraz będę musiał ja schować...
Selekcjoner obdarzył trunek i etykietę szybkim spojrzeniem znawcy...
- Zimno tu macie, więc szklaneczka na ogrzanie nie zaszkodzi.
Prezes roześmiał się. Początek ich rozmowy niemal zawsze wyglądał w ten sposób.
Rozpieczętował butelkę i zaczął napełniać trunkiem dwie szklanki. Wtedy jednak telefon wydał z siebie cichy pisk i zaczęła migać na nim czerwona lampka. Prezes przerwał i nacisnął jeden z przycisków. W pokoju rozległ się głos sekretarki.
- Panie prezesie, telefon...
- Mówiłem, żeby nikogo nie łączyć, gdy mam spotkanie.
- To proszę posłuchać, kto dzwoni...
Wymieniła nazwisko. Prezes pobladł i znieruchomiał...
***
Było już grubo po dwunastej, gdy Ágnes wreszcie się obudziła. Rozejrzała się dookoła, przypominając sobie gdzie jest i jak się tu znalazła. Odwróciła się i chciała przytulić Jakuba, jednak nie było go już koło niej. Przed chwilą śniło jej się, że jest w niebezpieczeństwie, a ona nie może mu pomóc, więc teraz jego brak zmartwił ją i zaniepokoił. W tym momencie jednak otworzyły się drzwi i Jakub wszedł do pokoju. Jednak jego widok wcale jej nie uspokoił, gdyż wyglądał na bardzo zdenerwowanego.
- Co się stało? - spytała.
- O, wstałaś już... Nic się nie stało, a co się miało stać?
- Przecież widzę, że coś jest nie tak...
Nigdy nie potrafił jej okłamywać. Podał jej gazetę - Przegląd Sportowy. Ágnes znała polski na tyle, by potrafić zrozumieć zdania w tym języku pisane.
Kliknij aby powiększyć
Ágnes nie do końca rozumiejąc sytuację, odłożyła gazetę.
- I czym ty się martwisz? Przecież to, że redakcja jakiejś gazety nie może skontaktować się z twoim poprzednikiem nic nie znaczy.
Jakub był jednak innego zdania. Od razu przypomniał sobie sytuację z dnia wczorajszego i podejrzanie pulsujący worek wynoszony z budynku klubowego przez trzech osiłków.
- Nic nie znaczy? Nawet jeśli jego komórka nie odpowiada, nie wrócił do domu na noc, rodzina nie ma pojęcia gdzie może być? Poza tym nie martwiłbym się, gdyby to było tylko to. Jednak byłem przed chwilą u prezesa i on... wcale nie był zaskoczony zniknięciem Hajdasa.
- Może przeczytał tą gazetę już wcześniej - Ágnes szukała racjonalnych argumentów by uspokoić ukochanego.
- Tak, owszem, mógł. Powiedział mi jednak coś jeszcze...
- Co takiego?
Jakub popatrzył jej prosto w oczy.
- Żebym przygotował się na większe niespodzianki.
***
Trener Janas opróżniał już drugą szklankę whisky, gdy prezes Listkiewicz otrząsnął się i, pociągnąwszy dużego łyka trunku, podniósł słuchawkę. Selekcjonerowi szumiało nieco w głowie, jednak skupił się na słowach wypowiadanych przez swojego 'szefa' i udało mu się wyłapać gromią część z nich. "Słucham... Tak, witam... Jaka to sprawa? Przepraszam, chyba źle usłyszałem, może pan powtórzyć. Ale... Ale jak? Przecież... niemożliwe. Ale ja nie mogę sam... takiej decyzji."
W tym miejscu prezes zamilkł na dłuższą chwilę i z wybałuszonymi oczami wpatrywał się w podłogę. Sięgnął po szklankę i napił się, po czym spytał rozmawiającego:
- A jeśli się nie zgodzę?
Gdy usłyszał odpowiedź, szklanka wypadła mu z ręki i roztrzaskała się na posadzce.
W końcu rozmawiający się rozłączył, a prezes odłożył słuchawkę. Janas widział, że coś jest nie tak, ale wolał nie pytać. Podał prezesowi butelkę whisky, a ten opróżnił ją do dna jednym haustem.
- Pawełku, już chyba długo razem nie popracujemy...
- Jak to? - spytał przestraszony Janas. Czyżby to o nim rozmawiał prezes z dzwoniącym?
- A tak to. Życzę ci, żebyś z moim następcą też mógł tak popić jak ze mną...
***
Ágnes cały dzień próbowała podnieść Jakuba na duchu, jednak nie do końca jej się to udało. Młody trener wieczorem położył się do łóżka pełen trosk i zmartwień, i znów nie zaznał spokoju nocnego snu. Śniły mu się koszmary, co chwilę się budził zlany potem. Gdy wreszcie nastał poranek, postanowił udać się do prezesa Gawora i ustalić szczegóły kontraktu oraz datę rozpoczęcia pracy.
Jego przełożonego nie było jednak w biurze, więc postanowił na niego poczekać. Usiadł na krześle naprzeciwko biurka i wtedy dostrzegł dziwne blaski świetlne pojawiające się co jakiś czas za oknem. Wstał i podszedł do szyby, by zobaczyć, co się za nią dzieje i ujrzał... tłum dziennikarzy otaczających prezesa Gawora, zadających mu pytania i fotografujących go. Jakub wiedział, że coś tu jest nie tak. W jakim celu tylu reporterów mogłoby przybyć do siedziby IV-ligowego klubu? Może są jakieś nowe wieści na temat jego poprzednika? Mógł się tylko domyślać, co było przyczyną tak nagłego zainteresowania prasy Gwardią. Postanowił jednak wstrzymać się z wymyślaniem najgorszych wersji wydarzeń i poczekać na prezesa, od którego miał nadzieję usłyszeć jakieś wyjaśnienia. Kilkanaście minut później Mirosław Gawor rzeczywiście wszedł do swojego gabinetu...
- Dzień dobry panie prezesie... - zaczął Jakub.
- A tak, dzień dobry - odpowiedział prezes. Był wyraźnie nie w sosie, znowu.
- Chciałbym dowiedzieć się paru rzeczy...
- Słucham.
- Kiedy zaczynam pracę?
- Jak tylko skompletujemy drużynę.
- Jak to 'skompletujemy'?
- Rozwiązaliśmy kontrakty z dotychczasowymi zawodnikami. Byli za słabi na drugą ligę.
- Drugą ligę?! - Jakub był kompletnie zdezorientowany.
- Gazet pan nie czyta?
W tym momencie prezes podsunął mu Przegląd Sportowy. "Skandal!" - grzmiał dziennik na pierwszej stronie. Niżej znajdowało się zdjęcie prezesa PZPN-u Michała Listkiewicza, a na samym dole skrót artykułu:
PZPN w trybie natychmiastowym zmienił decyzję w sprawie Piasta Gliwice, który został zdegradowany z II Ligi, choć początkowo miał startować z -10 punktami. Na nadzwyczajnym posiedzeniu zarządu prezes Listkiewicz autokratycznie postanowił, że Piasta zastąpi Gwardia Warszawa...
Jakub nie mógł uwierzyć własnym oczom. Szybko przerzucił parę stron, by przeczytać resztę artykułu. Dlaczego akurat Gwardia? To nie ma sensu! Prezes Listkiewicz tłumaczył swoją decyzję w sposób niewytłumaczalnie dziecinny - drużyna ma najpewniejszy bilans finansowy z zespołów od drugiej ligi w dół, nie stwierdziliśmy żadnych nieprawidłowości w meczach z jej udziałem, co pozwala nam wierzyć w rzadko spotykaną uczciwość działaczy, od kilku lat wygrywają klasyfikację Fair Play każdej ligi, w której występują... Dobrze, ale przecież nie są to powody, by przesunąć drużynę dwie klasy rozgrywkowe wzwyż?
No cóż - dla prezesa Listkiewicza widocznie takimi są. Świat zwariował - z takim przekonaniem Jakub opuszczał biuro prezesa.
Stawić miał się w klubie tydzień później - na pierwszym treningu z nową Gwardią.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ