Antylitania na czasy przejściowe
Tłusty czwartek już za nami – dziś ostatnia sobota karnawału. Nieuchronnie zbliża się post: czas zadumy, posypywania głowy popiołem, minorowych nastrojów. Polska scena CM/FM w materii karnawału nie próżnuje – póki trwa okres sielanki, bawi gości stron różnej maści konkursami (vide CM Revolution, czy choćby FMOT), jednak na pewno znajdą się tacy, którzy już teraz czują się wyposzczeni. Owo nienasycenie jest całkiem uzasadnione, nie przeczę – gdyby obiektywnie spojrzeć na większość polskich serwisów (w tym nasz), daje się zauważyć zastój. Raz po raz nad głowami redaktorów witryn obelgi latają równie nisko, jak niektóre dowcipy FM ROTFL, tudzież podnoszą się głosy, że scena umarła. Cierpiętnicze ciągoty w środku karnawału? Aż strach pomyśleć, co będzie w Wielkim Poście...
Gdzie oni są? – wykrzykuje niczym Grzegorz Ciechowski w Białej fladze niejeden eFeManiak, spragniony porad, talentów i taktyk, mając na myśli redaktorów stron. Odpowiedź na to dramatyczne pytanie jest prosta: bawimy się! W końcu mamy karnawał, nieprawdaż? Najnowsze dzieło SI – FM 2006 – jest tak zajmujące, że nie sposób się od niego oderwać, a jednocześnie tak złożone, że nie da się poznać tej gry bez wytrawnych studiów, testów, kilkugodzinnych posiadówek przed monitorem, z wypiekami na twarzy, będącymi zarówno oznaką emocji, jak i wysilania szarych komórek.
Kuglarze
Kilka miesięcy temu dostałem do recenzji prasową wersję FM 2006, toteż jako jeden z pierwszych eFeManiaków w Polsce mogłem rozgryzać zawiłości taktyczne, badać wpływ mediów na relacje między trenerami i piłkarzami, układać własne plany treningowe etc. Teoretycznie powinienem już znać tę grę na wylot, a jednak tak nie jest. Bynajmniej nie dlatego, że jestem kiepskim graczem – po prostu FM 2006 ciągle mnie zaskakuje.
Nie posiadałem się z radości, gdy po raz pierwszy wydawało mi się, że odkryłem taktykę nie do zdarcia – opartą na zupełnie absurdalnym w świetle FM 2005 założeniu grania środkiem. Powrót do korzeni zaowocował sukcesami, serią efektownie wygranych meczów, nagrodami indywidualnymi dla piłkarzy. Czar prysł, gdy SI poprawiło bug zawyżający oceny środkowym defensywnym pomocnikom. Niezrażony niepowodzeniem – w końcu nie od razu Kraków zbudowano – zmieniłem koncepcję gry. Powróciłem do starego dobrego 3-5-2, a z racji słabej defensywy w moim Portugalete cofnąłem skrzydłowych na pozycję tzw. wingbacks. Zaskoczyło – dzięki skutecznym kontratakom, mimo niekorzystnych statystyk posiadania piłki, gromiłem rywali co najmniej dwiema bramkami i brzydkie kaczątko zmieniło się w pięknego łabędzia. Wszystko byłoby pięknie, gdyby proces transformacji nie został jednak dość szybko zatrzymany, żeby nie powiedzieć: odwrócony. Po kilku spotkaniach to ja dostawałem baty i zmuszony byłem poszukać nowych rozwiązań. Chłopaki z SI mamią nas nieustannie, niczym kuglarze z obrazu Bruegela – już był w ogródku, już witał się z gąską... W jednej chwili karnawałowy nastrój pryska, a wór pokutny sam się rozwiera, gotów do przywdziania. W moim przekonaniu SI udało się osiągnąć mistrzostwo świata we wzbudzaniu emocji, a sam ten fakt stawia FM 2006 naprawdę wysoko w kategorii gier komputerowych.
Portret zbiorowy we wnętrzu – dom opieki
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w swoim odczuciu jestem odosobniony. Gdy zagłębiałem się w lekturze sążnistych artykułów Pereza, Profesora, czy, żeby nie szukać daleko, Fredy’ego, ogarniało mnie niepokojące przekonanie, że scenowy karnawał minął, zanim naprawdę się zaczął. Każdy z rzeczonych autorów podchodził do sprawy stokroć bardziej krytycznie, niż ja – dopatrywał się wad, błędów (nihil novi), prezentował swoje roszczenia, żeby nie rzec: pobożne życzenia, wobec twórców gry. Nie sposób nie docenić wysiłku moich kolegów po fachu – ich pomysłowość i rzetelność jest niepodważalna, jednak czy w FM naprawdę potrzeba tych wszystkich zmian, o których piszą? Śmiem wątpić. Usprawnienia proponowane przez wspomnianych autorów byłyby ciekawe, nie przeczę. Być może pojawią się w którymś z kolejnych FM-ów. Myliłby się jednak ten, komu wydaje się, że lamenty odeszłyby wówczas w niepamięć – po prostu SI usunęłoby stare błędy i popełniło nowe, nic ponadto.
Przy okazji ukazania się FM 2005, pojawiły się ustawiczne narzekania na brak duszy u spadkobiercy CM-ów. Od czasu premiery FM 2006 już tak często takich głosów nie słychać, co może świadczyć o tym, że istota problemu nie leżała w samym FM 2005, a jedynie w kwestii przyzwyczajenia się do czegoś nowego. Poza odświeżoną szatą graficzną Football Managera, wszystko inne pozostało niemal po staremu – konieczność spatchowania gry zaraz po instalacji, stado bugów, najeżona błędami nadgorliwych researcherów baza danych. Pozostał też magnetyzm, który przykuwa do monitora nawet mimo tego wszystkiego, o czym pisałem w poprzednim zdaniu.
I właśnie ze względu na ten magnetyzm zamierzam spędzić ostatnie dni karnawału daleki od postnych refleksji. Może i ja kiedyś zdobędę emocjonalne mistrzostwo świata?
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ