Chociaż Football Manager jest tylko grą, wiele już przewidział. Główna zasługa w tym researcherów, którzy opracowali zawodników w taki sposób, że wirtualne talenty w rzeczywistości też się takimi okazali. Koniecznie trzeba tu wspomnieć gwiazdy 3. części Championship Managera - Marcina Harasimowicza i To Madeirę. Gwiazdy te rozbłysły tak jasno, że nie starczyło na oświetlenie mojej piwnicy. Wpadki są wliczone w zbieranie danych, ale pakowanie zawodników, którzy równie dobrze mogliby mieć wysokie PA w kopaniu kartofli na polu, jest przesadą. Pamiętam także moje zdziwienie, gdy Mistrzostwa Świata w 2006 roku gościły takie nacje jak Angola czy Togo. W CM 01/02 było to dla mnie na wyrost niedopatrzenie i zarzekałem się, że gra się w tej kwestii pomyli, że na MŚ takich drużyn nie zobaczymy. Pod koniec 2005 roku zacząłem inaczej patrzeć na program, już nie na jego aspekt stricte menedżerski, ale na prorocki.
Jeżeli mamy możliwości, zawsze można potestować i pobawić się w proroctwa. Mamy więc rok 2034, czyli spoglądamy 27 lat naprzód. Lecz gra, jak to gra, rządzi się swoimi prawami, swoim kodem, czasem także przypadkiem... Jeżeli piłka nożna będzie wyglądać jak przepowiedziana przez Football Managera 2007, to ja bardzo chętnie zasiądę przed telewizorem i nawet pojadę teraz kupić orzeszki, chociaż nie wiem jak za 25 lat będą smakować i czy same nie uciekną z puszki.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Znakomita wiadomość dla fanów Legii - sezon 2033/2034 Wisła Kraków zaczyna w drugiej lidze i wcale nie pali się na wyjście z niej. Legia wręcz przeciwnie, okupuje trzecie miejsce w tabeli ustępując jedynie Odrze i Lechii Gdańsk. I tutaj nasuwa się pierwsze spostrzeżenie - dlaczego przez 25 sezonów w pierwszej lidze nie zagrał żaden zespół z trzeciej ligi, nie mówiąc już o niższych klasach rozgrywkowych? Czy zespoły te nie mają nic do pokazania i nie pokażą? Tutaj Football Manager szwankuje i kurczowo trzyma się zasady, że żadna słaba drużyna nie może stać się silną. My obejmując drużynę z Conference, w 7 sezonów potrafimy zdobyć mistrzostwo Premiership, czemu drużyna wirtualnego menedżera także nie potrafi wznieść się na wyżyny? AI dostaje minus za beztalencia w sztabach menedżerskich. Fakt ten nie dotyczy drużyn, które telepią się na początku gry pod drugiej lidze, bo te owszem, potrafią i spaść niżej, i awansować. Gdyby nie te beztalencia, mielibyśmy ocenę bardzo dobrą za rozgrywki ligowe. A tak nie możemy dać wyżej niż dobry minus.
Przejdźmy do sztabów szkoleniowych naszych drużyn ligowych, gdyż tutaj mamy już duże pole do popisu. Tak rozbudowanych siatek skautingu jak za 25 lat będzie miała polska liga nie ma chyba obecnie żadna liga na świecie. W kwestii podstawowej znajomości talentów zza granicy nie zmienia się nic - wciąż od żebrzących Romów dowiadujemy się o talentach z Rumunii i Mołdawii, od przybyszów pracujących na budowach mamy informacje o ukraińskich i gruzińskich perełkach. Ciekawie zaczyna się robić, gdy do pracy wkraczają ludzie zza granicy. Spójrzmy na taką Wisłę Kraków. Oprócz dziadka Mielcarskiego (tak, jeszcze jest!) znajdziemy kolegę z Chin, trenującego następców Pawełka i Dolhy, a w przeszłości będącego bramkarzem Monaco i Romy, ukraińskiego asystenta menedżera przez 20 lat trenującego piłkarzy Szachtara i perłę, której głowa jest twardsza niż niejedna latarnia na Starym Mieście – Zinedine’a Zidane’a, skauta śledzącego piłkarzy z Francji i załatwiającego młodzieży staż w Wiśle. Zapewne to dzięki „Zizou” w kadrze Wisły znajduje się dwóch 16-latków z Francji. A Zidane do Wisły przybył tuż po zakończeniu kariery. No no, skoro tak przewidywać ma FM, to samolot do Francji już powinien startować.
Nie tylko sławny Zidane przywędrował w nadwiślańsko-nadwarciańskie krainy. Z bardziej znanych byłych gwiazd z Polsce osiedlili się chociażby Avi Nimny z Izraela, który był menedżerem Ruchu Chorzów w 2031 roku (doprowadził do spadku Ślązaków z pierwszej ligi), jest Francisco Guillermo Ochoa z Meksyku, który pomaga prowadzić Pogoń Szczecin, jest Kameruńczyk Patrick Mboma, skaut Zagłębia Lubin... Nie wspomnę o licznych pomniejszych trenerach z Ukrainy czy Gruzji, jednak bolesnym ciosem w nasze patriotyczne serce okazał się inny fakt. Przez 27 lat polską reprezentacją sterowało pięciu trenerów. Po rezygnacji Beenhakkera, miejsce zajmowali Wdowczyk i Tarasiewicz, był epizod Gianpiera Ventronego i Kamila Wojnacha (tak, tego z Jagiellonii), aż za sterami zasiadł Carlos Idriss Kameni z Kamerunu. Ja do ciemnoskórych ludzi naprawdę nic nie mam, ale sterowanie polską piłką to trochę jakby piłką angielską sterował Kuszczak - niby dobry piłkarz, ale nie z tego kraju, co potrzeba. Realizm? Być może, ale bardziej skłaniam się ku stwierdzeniu zeuropeizowania piłki nożnej w sposób zróżnicowany.
Gdzie się podziali nasi słynni piłkarze? Gdzie Dudek? Boruc? Żurawski? Krzynówek? Przepadli. Jak kamień w wodę i słuch o nich zaginął. Niewielkie perełki ostały się w tych odmętach trenerskiej karuzeli i postanowili zasięgnąć porad u speców z AWF-ów. Menedżerami zostali Tomasz Kuszczak, Marcin Baszczyński i Kamil Grosicki. Tomek znalazł ciepłą posadę w Radomiu, Marcin starał się budować potęgi Korony, Ruchu Chorzów, Cracovii, Widzewa czy Zagłębia, natomiast Kamil rządził i dzielił w Stali Stalowa Wola i Warcie Poznań. Tyle samo naszych znakomitych grajków zostało asystentami i starają się bardziej pomagać niż sami sterować zespołami. W tych rolach za 27 lat zobaczymy Pawła Golańskiego w Polkowicach i Adama Kokoszkę w Kani Gostynin. Obrodziło za to trenerami, czego można się było spodziewać. Piłkarzy jest naprawdę wielu, ale warto wspomnieć kilku z nich: Tomasza Hajtę, Pawła Abbotta, Pawła Kryszałowicza, który z Wisły uciekł trenować „Wojskowych”, Macieja Korzyma, który w Legii pozostał, Arkadiusza Bilskiego, Marcina Rosłonia, Piotra Bajerę i Sławomira Peszkę. Niestety strach się bać o naszych bramkarzy - żaden z nich nie poszedł w trenerkę. Młodzieżą także nikt się nie zajmuje. Mamy za to pierwszorzędnych lekarzy pokroju Mariusza Jopa, Jarka Bieniuka czy Łukasza Załuski. Aż strach blady pada, gdy taki łysy Jop wyskoczy z noszami na boisko. Prędzej by mi się złamana noga zrosła, niż dałbym się mu znieść na noszach. W tym miejscu warto zrobić małą dygresję - fizjoterapeuci i lekarze nie powinni być przydzielani jako nowe zawody byłych piłkarzy. Jest to po prostu całkowicie bezsensowne. Każda inna posada owszem, jednak od medycyny precz. Ze starej gwardii został jeszcze skaut - Tomasz Iwan. Reszta postanowiła wygrzewać się w fotelu popijając Mocne Ciemne.
Jeszcze jedna kwestia dotycząca wyglądu polskiej ligi rzuca się w oczy i aż razi. W Polsce będziemy mieli po 10 Żurawskich, Frankowskich, Kaźmierczaków, Grzelaków, Dudków czy Brożków. Niestety ani jednego Boruca, Wichniarka, Krzynówka czy Rasiaka (z tym ostatnim to i się bym zgodził). Dlaczego? Otóż przypisywanie imion do nazwisk jest działaniem algorytmu, który wylicza popularność nazwisk w danym kraju i wg tego wyrzuca nowych graczy. Zawężenie ilości nazwisk do tak małej liczby jak w polskiej lidze skutkuje takimi właśnie liczbami i masowymi urodzinami pięcioraczków słynnych piłkarzy. Dlaczego jednak inne nazwiska nie są brane pod uwagę przy ustalaniu nowych zawodników, tego nie wiadomo i pewnie zostanie to słodką tajemnicą programistów. Możemy jednak przyjąć tę wiadomość ze spokojem, kupić 5 Żurawskich i 6 Frankowskich i próbować zestawić z tego jedenastkę meczową. Ubaw po pachy gwarantowany.
I chociaż polska liga nie jest zbyt silna, o czym świadczy fakt niezakwalifikowania się żadnej z polskich drużyn przez 27 lat do grupowej fazy Ligi Mistrzów ani 4. rundy Pucharu UEFA, to nasza kadra bije na głowę prawie wszystkie pozostałe. Ale czemu tu się dziwić. Za jakiś czas nasza infrastruktura boiskowa, akademie piłkarskie i boiska treningowe nie będą miały sobie równych i wypromują się takie talenty, że ho ho. Spójrzmy na naszą reprezentację. Nie mówię tutaj ponownie o nazwiskach, gdyż parodia goni parodię, parodią owinięta, ale za to gdzie te nazwiska grają! Nie ma żadnego piłkarza z polskiej ligi! Ani jednego! Warto wymienić wszystkie kluby, gdzie grają nasi kadrowicze: Arsenal, Borussia, Espanyol, Fulham, Schalke, Getafe, Inter, Juventus, Lazio, Liverpool, Manchester, Milan, Monaco, Bayern, Newcastle, Palermo, Real Madryt, Roma, Sevilla i Torino. Czy z takim składem można nie wygrać Mistrzostwa Świata?
A TO ZAGRANICA WŁAŚNIE
Można, a nawet trzeba. Mimo, że potrafimy zlać w eliminacjach Holandię, to mistrzostwa świata przyniosły nam najwyżej 3. miejsce w 2022 roku. Już nawet w 2034 roku Chiny były drugie... Widać te eksperymenty genetyczne działać dopiero zaczną. W Mistrzostwach Europy nie jest lepiej, chociaż uwaga: w najbliższych meczach eliminacji pokonamy Azerbejdżan 5:0 i Armenię 2:0, na wyjeździe to samo, po 2:0 z najsłabszymi, potem włoją nam Portugalczycy, Finowie i Belgowie, uda nam się jedynie pokonać Kazachów i Serbów i w 2008 roku zadowolimy się znów tylko meczami towarzyskimi. Za to w 2012 roku po raz pierwszy awansujemy i dostaniemy baty od wszystkich w fazie grupowej. Marne to pocieszenie, ale skoro mamy prorokować, to już róbmy to z klasą.
Jeśli spojrzeć także na trenerów w kadrach pozostałych reprezentacji, to tylko jeden z nich był niegdyś piłkarzem - Sami Hyppia trenujący kadrę Finów. Żaden inny wielki gwiazdor nie jest obecnie trenerem, asystentem ani kimkolwiek znanym. Zapewne inaczej by się to prezentowało, gdyby prorokowanie odbywało się na włączonych także ligach zagranicznych, a nie tylko polskiej... Taki jednak eksperyment zostanie przeprowadzony w dalszym terminie, na co serdecznie zapraszam.
Podsumowując przeprowadzone badania, można śmiało stwierdzić, że – jak to powiedział ojciec prowadzący – „szambo”, a delikatniej mówiąc: bałagan w polskiej piłce nadchodzi.
Słowa kluczowe:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ