Drugiego stycznia wróciłem, żeby przywitać nowe nabytki z Brazylii – dwóch bocznych obrońców, jako konkurencja dla Bale’a i Bocaly’ego.
Przy okazji mała dygresja – nie było mnie pół roku, a już rozbierają Pałac Kultury. Podobno mają tam przenieść bazar ze Stadionu Dziesięciolecia. Ciekawe... W 2012 mieliśmy mieć tez Mistrzostwa Europy, ale bazar nie pozwolił. Wielka jest siła handlowców z Dalekiego Wschodu...
Czas również na podsumowanie po pół roku pracy. Nie gramy jeszcze tak jakbym chciał. Błędem było postawienie na wersję taktyki z odgrywającym. Trochę zmyliły mnie sparringi, gdzie Stein i Kyle Black wygrywali głowy jak chcieli. Liga sprowadziła ich na ziemię. Dobrze, że Żuraw zwrócił mi na to uwagę, bo od zmiany zaczęliśmy wygrywać.
W obronie niepodważalnie rządzi Mancienne z Taylorem. Mieli jedną wpadkę, ale to po zmianie klimatycznej - poza tym jestem zadowolony.
Boczni obrońcy zawodzą, Bale gra trochę lepiej, ale Bocaly to porażka. Może, kto inny by się cieszył z takiego zawodnika, ale ja mam wyższe wymagania.
Skrzydła działają prawidłowo, ale to raczej wymuszone zmiany po kontuzjach Nimani’ego i Menez’a. Bröcker okazał się dobrym zakupem, a Alonso z dwoma bramkami i 6 asystami spełnia oczekiwania.
W środku pola rywalizację wygrywają na razie Thiago (jako defensywny pomocnik) i Diego jako nasz reżyser. Oceny prasowe są dużo niższe od wkładu, jaki Brazylijczyk daje drużynie.
Najwięcej mam dylematu w ataku – Defoe niby strzelił 8 bramek, ale potrzebuje kilku sytuacji w meczu, żeby coś wcisnąć. No cóż lata robią swoje. Będę raczej stawiał na parę Stein (jak wróci po kontuzji) – Kyle Black. Defoe z Higuain’em jako zmiennicy. Soares i Silva muszą jeszcze poczekać na swoją szansę.
W bramce muszę stawiać na Ustariego. Po początkowych babolach i kontuzji chyba ustabilizował formę.
Walczymy dalej, z nowymi nabytkami:
3-ego stycznia pojechaliśmy do Leicester na mecz 3 rundy Pucharu Anglii. Lewą stronę mam w szpitalu (Nimani i Bröcker) więc odkurzyłem Cerciego. Na bokach obrony nowe nabytki i ruszamy.
Mimo, że przypominałem o koncentracji to już w 8 minucie dostaję bramkę. Mancienne razem z Fatym chyba omawiali jeszcze wyczyny striptizerek w Sylwestrową noc, bo żaden nie ruszył do 30 metrowej centry. Do przerwy nic się nie zmienia. Stoimy na boisku i nic, po prostu nic.
W przerwie spojrzałem wymownie na chłopaków i wyszedłem. Mamy to wygrać. I efekty widać zaraz na początku – 48 minuta i Kyle dobija strzał Higuaina.. Teraz ich mamy! Ale nic nie chce wpaść. JEEEST – 91 minuta – Cerci pięknie wrzucił na 6 metr, a Kyle zdobył swoją 15 bramkę w sezonie. Gramy dalej.
Nowe nabytki zgrały dobrze – w końcu podają do tych w pasiastych koszulkach, a nie gdzie im wyjdzie!!!
Do końca stycznia nie przegrywamy!!!! Najpierw egzekucja 4:1 Portsmouth, potem 1:1 z Middlesbrough (strzelili wyrównującą bramkę w 90 minucie – widać musi być równowaga w przyrodzie), a potem przyszedł czas na Bolton, który jest kompletnie bez formy. Na obronie zagrały Faty, bo na 3 tygodnie straciłem Mancienne’a, w ataku Silva (musi dostać szansę) i na skrzydle Juliano Pacheco (z braku koncepcji). Muszę ogrywać trochę zmienników, bo najcięższy okres nadciąga. Zmiany nie wpłynęły na formę drużyny, bo Bolton poległ bez walki 3:0, a Silva strzelił 2 piękne bramki, czym dał mi dużo do myślenia.
Przede mną jednak 3 ciężkie mecze – Manchester City i Liverpool na wyjeździe, a potem Manchester United w domu.
W Manchesterze dzięki niebiosom i Ustari’emu wygraliśmy 1:0 po bramce... Silvy w 83 minucie. Co ciekawsze od 41 minuty graliśmy w dziesiątkę, bo Taylor nie dogonił Paolucciego i będąc ostatnim wyciął go równo z trawą. Cofnąłem, więc drużynę do tyłu wprowadziłem Silę, z pełną swobodą taktyczną, do przodu, i zagrałem na kontrę. Pełna Częstochowa!!! W 82 minucie świeżo wprowadzony „Postrach” Rosina posadził na cztery litery Taiwo w szesnastce i rzut karny. Pomyślałem mało serdecznie o jego przodkach, ale czułem, że będzie dobrze. I było!!! Dobrze, a może nawet lepiej – Ustari obronił jedenastkę, dalekie wybicie, Silva przejął piłkę, wkręcił w ziemię Barnes’a i z zimną krwią strzelił gola! Cud stał się faktem – wygraliśmy!
Trzy dni później ograliśmy w meczu bez historii Nottingham 3:1 w IV rundzie Pucharu Anglii. Ciekawy był skład, bo zagrały same rezerwy:
Nawet zagrał Rusoł, który 3 dni wcześniej wrócił po 3 tygodniowej kontuzji.
Dla mnie najważniejsze były jednak dwa następne mecze – Liverpool i MU.
Do miasta Beatlesów jechałem mając nadzieję na dobry wynik, gdyż na jesieni ograłem ich stosunkowo łatwo. Jednak wtedy nie grał Kuyt, który ostatnio strzelał bramkę za bramką.
Zakazałem, więc wycieczek bocznym obrońcom i mocno cofnąłem obronę, żeby nie uciekał za często.
Na szczęście chłopcy zaskoczyli od razu. W 23 minucie Brocker idealnie dośrodkował i Black (diabeł wcielony) strzelił swoją piątą bramkę w kolejnym 5 meczu! Dodatkowo 22 minuty później idealnie obsłużył Defoe, który z bliska nie dał szans Reina’ie. Rewelacja.
Po przerwie wiele się nie zmieniło. Kontrolowaliśmy grę i mimo bramki Pandev’a graliśmy spokojnie swoje. W 83 minucie gospodarzy dobił Higuain i zabraliśmy 3 cenne punkty do domu.
Na ostatni mecz z serii bardzo ciężkich przyjechał do nas MU. Ich menadżer chciał mnie wciągnąć w dyskusje, ale stwierdziłem, że „NIE CHCE MI SIĘ Z TOBĄ GADAĆ!” dałem mu w prezencie płytę z wyczynami Bogusława L. i przystąpiłem do ustawiania drużyny:
Nie mogłem skorzystać, ani z Cerciego, Nimaniego i Bröckera (mój „ulubiony” współpracownik poinformował mnie o 4 tygodniowej przerwie Niemca). Nie mam więc lewej strony. Wziąłem na rozmowę Rosinę i wytłumaczyłem mu, że potrzebuję uniwersalnego gracza na wiele pozycji. „Postrach” stwierdził, że pójdzie za mną w ogień i zagra nawet na bramce, jeśli jest tego potrzeba. Zaczęliśmy, więc tak:
Silva zagrał od początku, bo Kyle pojechał na mecz młodzieżówki. Schwarz zastąpił kontuzjowanego Diego
Zaatakowaliśmy od samego początku. Strzela Alonso, Schwarz i Silva, jednak w 15 minucie katastrofa – Rooney uciekł Taylorowi (starość nie radość – niech tylko wróci Mancienne to nie powącha trawy) i przegrywamy – K........... i ch....... !
Nie zdążyłem ochłonąć, a już jest 1:1 – Higuain skopiował wyczyn Rooneya i przelobował Kuszczaka. Mimo ataków na przerwę schodzimy z remisem.
Spokojnie (?) poinformowałem chłopaków, że możemy to wygrać i zdjąłem z boiska słabego Alonso. Przeniosłem z lewej na prawą Rosinę i wprowadziłem Welkampa, który w rezerwach spisywał się dobrze.
Okazało się to strzałem w dziesiątkę – obydwaj kręcili na skrzydłach jak oszaleli i co chwila Kuszczak miał pełne ręce roboty. W końcu Schwarz dostał piłkę na 30 metrze i palnął nie do obrony. Na10 minut przed końcem Welkamp przedarł się w pole karne i strzałem w okienko ustalił wynik. Jest! MU pokonane!!!!! Mojej radości nie zmącił nawet fakt kolejnej „czerwieni” dla Taylora za znany już, firmowy numer w jego wykonaniu – trzeci w tym sezonie!
Nie przegraliśmy od 17 meczy i między innymi dlatego dostałem kolejne wyróżnienie:
Niestety na początku lutego mój fizjoterapeuta zawitał do mnie trzykrotnie, mącąc mój szampański nastrój – Stein wypada na 4 tygodnie, Rosina na 3 tygodnie, Rodgrigo na 10 dni, a Higuain na 2 tygodnie! A przed nami Roma w 1/16 LM. Ech życie, nie rozpieszcza.
Na trzy dni przed meczem z Romą, spotykamy się MU w piątej rundzie pucharu. Anglii. Drużyna z Manchester’u chyba czuje pismo nosem, że z mistrzostwa nici, bo anonsują pierwszy skład na Puchar. A u mnie szpital. Stwierdziłem jednak, że LM jest dla mnie ważniejsza i wystawiłem rezerwy za wyjątkiem bramkarza – od lewej Bale – Mancienne (tydzień po kontuzji) – Rusol – Bocaly, w drugiej linii Welkamp – King – Diego – Cerci, a napaści Soares i Silva.
Początek meczu raczej w środku pola. Jednak dobrze przytrzymujemy piłkę i kontrolujemy grę. W 25 minucie jednak Welkamp przy wyskoku uderzył de Guzman’a w twarz i zjazd do zajezdni! Sędzia usłyszał ode mnie parę ciepłych słów, ale nie zrobiło to na nim wrażenia. Wezwałem Kinga do linii i kazałem stanąć trójką w środku pola. Wóz, albo przewóz. I tak wystawiłem drugi skład, więc musiałem liczyć się z porażką. Ale i tak nie wygląda to źle. Chłopców podnerwiła ta kartka i walczą, jak Kaczyński za pierwiastek. W 27 minucie Cerci zadziwia mnie, Pearce’a (trenera MU) i 62 275 kibiców oraz 2 sprzątaczki na zapleczu St. James’ Park. Akcja jak Diego Maradona od linii środkowej – przechodzi 6 ludzi i strzela nie do obrony – prowadzimy w 1:0!!!!
Natychmiast robię zmianę – ściągam Soaresa i wprowadzam Thiago do drugiej linii – gramy 4-4-1 z Silvą z przodu jako wolnym elektronem. Walka idzie na całego! Niestety w jej wyniku pada King i na boisko wchodzi rekonwalescent Menez (wrócił po złamaniu nogi). Nie dopuszczamy MU pod bramkę i jest fajnie. Druga połowa zaczyna się podobnie. Walczymy, ale powoli słabniemy. Przesuwam linię obrony do tyłu, zabraniam bocznym obrońcom hasania do przodu i każę grać z kontry. Jest dobrze, chyba dociągniemy. Ale od czego jest Rusol! Bawił się piłką w polu karnym, De Guzman mu ją zabrał, Ustari obronił strzał, ale dobitka Rooneya wyrównuje stan meczu. Nie tracę jednak rezonu. Przesuwam skrzydła lekko do przodu wraz z Menez’em w środku pola i spuszczam boczne harty z łańcucha. Podziałało. Odzyskujemy inicjatywę. Silva dwa razy sam na sam, ale bramkarz broni. W 83 minucie znowu Cerci daje znak do boju, podaje do Meneza ten z pierwszej piłki do Silvy, sam na sam i.... bramkarz broni. W do odbitej piłki dopada Jose Gocalves (obrońca MU) i wybija na oślep. Na to czekał Diego, wpadł w pole karne i huknął w okno jak z armaty! Jest! Mamy was jak chłopa w sądzie!. Defensywa na maksa, trochę dalekich piłek i gra na czas wieńczą dzieło. Gramy dalej. To dobrze, bo w pucharze z wielkich został tylko Arsenal. Jest duża szansa na kolejne trofeum...
W ćwierćfinale trafiamy na Aston Villę u siebie. Będziemy na pewno walczyć
Przed pierwszym meczem z Romą miałem duże obawy. W lidze gramy świetnie, ale brak lewej strony bardzo mnie trapił. Dodatkowo Cerci był chory i nie mogłem go wystawić. Zdecydowałem się na nowy nabytek – Rodrigo, nominalnego obrońcę, z Balem na lewej obronie.
I nie pomyliłem się. Ten chłopak (Rodrigo) ma 19 lat! A grał jak stary rutyniarz. Spokojnie, dokładnie i szybko w najlepszym momencie. Rewelacja. Zostałby graczem meczu, gdyby nie Kyle „New Shearer” Black, który zdobył dwie bramki. Mecz w zasadzie bez historii, kibice Romy uciekali ze stadionu 15 minut przed końcem...
Cztery dni później zagraliśmy z Nottingham Forrest i była rzeź niewiniątek. Tylko fantastycznej postawie bramkarza goście wyjechali z niewielkim bagażem dwóch bramek.
Od 60 minuty meczu byłem jednak myślami, gdzie indziej. W Londynie, gdzie za sześć dni zmierzymy się z Chelsea. Chłopcy Felixa Magatha nie odpuszczają. Tylko naszej fantastycznej dyspozycji utrzymujemy się na szczycie tabeli, „The Blues” wygrywają mecz za meczem. Przed naszym spotkaniem mają serię 4 zwycięstw z rzędu, więc czeka nas ciężka przeprawa.
Po zwycięskiej imprezce, rano udałem się do sklepiku po wodę. Obok stoiska zobaczyłem swoje zdjęcie i wrzeszczącego Magatha. O rany! Ktoś podmienił wczoraj butlę? Przetarłem oczęta i przeczytałem tytuł – „Nie boimy się nikogo! W sobotę odbierzemy NUFC nadzieję na tytuł” Kupiłem „The Sun” i zatopiłem się w lekturze. Klient zwariował. Stwierdził, że jestem przybłędą nie wiadomo skąd i tylko szczęściu zawdzięczam miejsce w tabeli.
Ponieważ byłem trochę osłabiony wczorajszymi występami nie zareagowałem impulsywnie. Wziąłem gazetkę i pojechałem na trening. Zamiast normalnej przemowy, przeczytałem chłopakom artykuł. „A to psi syn – syknął Thiago – ja mu dam nieudacznika. Trenerze, w sobotę nie będzie obsuwy, dowalimy im!” Po nim odezwały się kolejne bojowe głosy. Już wiedziałem, że będzie dobrze.
Wziąłem Maćka i umówiłem się na krótki wywiad. Stwierdziłem, krótko, że nie zwykłem obrażać kolegów po fachu, ale jeżeli ktoś włazi do mojego ogródka, to nie mogę być dłużny
Sobotnie spotkanie jest dla mnie najważniejsze w sezonie. To zwycięstwo pozwoli nam uzyskanie przewagi punktowej i praktycznie przesądzi o mistrzostwie. Moi zawodnicy są w szczytowej formie i nikt ich nie zatrzyma. A na pewno nie pan Magath!
Tak podbudowany zacząłem rozmyślać nad taktyką. W końcu chyba doprowadziłem do sytuacji, że narzucamy swój styl gry i golimy ogórków. Nie można nikogo lekceważyć, ale też nie ma, co zmieniać dobrze działającej maszynki do wygrywania.
W porównaniu do meczu z Romą, zmieniłem tylko umęczonego Rodrigo na Cerci’ego i pojechaliśmy do Londynu.
Co to był za mecz! Tempo, akcje z jednej i drugiej strony. Nikt się nie bronił, choć przez pierwsze 10 minut zdecydowanie przeważaliśmy. Schwarz (zaczyna spłacać kredyt zaufania) i Thiago (obiecał i dotrzymał słowa) zdominowali środek pola, „The Blues” nie mogli uwolnić się od pressingu. W 6 minucie swój geniusz (gra ostatnio fantastycznie) pokazał Cerci – otrzymał piłkę o Thiago, Defoe zrobił mu podsłonę, jak w koszykówce, dojechał do linii końcowej i dośrodkował na głowę Kyle. Piękny gol!
Ale dalej nie odpuszczamy. Nawet Defoe zabrał się do czarnej roboty. Kontrolujemy grę, z czasem jednak Chelsea zaczyna niebezpiecznie kontrować. My gramy konsekwentnie swoje, ale brakuje zimnej krwi pod bramką. Czuję, jak mi siwieją włosy w nosie... Niestety 5 minut przed przerwą – BACH! – Ustari wybrał się na spacer, a Terry pięknym strzałem głową wyrównał. Nie jest źle, ale było tak pięknie!
W przerwie apeluję o jeszcze większą mobilizację. Chyba najlepiej tego słuchał Schwarz, bo po akcji Cerci’ego (kogóż by innego) i Bale’a zdobył bramkę głową już minutę po rozpoczęciu drugiej połowy. Jest!
Do końca meczu trwała mordercza walka. Do poziomu dopasował się nawet Ustari i też dzięki niemu dowieźliśmy zwycięstwo! Mamy 10 punktów przewagi nad Chelsea!
Po meczu przyszedł do szatni sam PREZES (nasz najlepszy płatnik) i pogratulował zwycięstwa. Potem podszedł do mnie:
Powiem szczerze, że miałem pewne wątpliwości po pan pierwszych miesiącach pracy w naszym klubie, ale dziś przekonał mnie pan do siebie. Gratuluję wspaniałej gry i mam nadzieję, że zakończymy sezon również w takim stylu (oczywiście musiał to dodać, żeby mój fryzjer miał dalej robotę). Acha, jeszcze jedno. Nasz klubowy kronikarz poinformował mnie, że dziś pobił pan klubowy rekord meczów bez porażki. Brawo!
Mimo tej lawiny pochwał, twardo stąpałem po ziemi. Dogryzłem jeszcze Magathowi, co sadzę o jego zdolnościach taktycznych i przygotowałem plan na dwa następne mecze.
Ponieważ, zaraz po rewanżu z Romą, miałem grać z Aston Villą ćwierćfinał Pucharu Anglii, na którym nagle zaczęło mi zależeć (nie na meczu, tylko na Pucharze), postanowiłem oszczędzić moje gwiazdy i wystawić w Lidze Mistrzów drugi skład – nawet z Rosolem i Czaplińskim w składzie. Na lewą stronę puściłem wracającego po kontuzji Bröckera, a do ataku Silvę z Soaresem.
Tak jak przewidywałem, Roma nie potrafiła przeszkodzić nam w żaden sposób. No może poza urwaniem nogi Bröckerowi (wyleciał do końca sezonu). Od początku naciskałem i gdyby Soares trafił, choć jeden ze swoich sześciu strzałów, szybko byśmy prowadzili. A tak wyrok został odroczony do 72 minuty, gdy „Postrach” Rosina przypieczętował nasz awans do następnej rundy.
Pojechałem na losowanie do Brukseli. Okazało się, że budzę coraz większy szacunek. Moje ego pracuje na wysokich obrotach!
Miss World miała chyba szczęśliwą rękę, bo dostaliśmy Borussię Dortmund i jeszcze pierwszy mecz gramy w Niemczech. Nie mam zbytnio wysokiego mniemania o niemieckim futbolu, więc liczę na łatwy awans. Drugim pozytywem jest para Liverpool – Arsenal – niech się wycinają!
Po powrocie zebrałem drużynę na małym spotkaniu i obiecałem 2 dni wolnego jak puszczą Aston Villę z torbami w Pucharze Anglii.
Chyba wzięli to sobie za bardzo do serca, albo rozmyślali o tym, co będą robić po meczu, bo w 11 minucie przegrywamy 0:1. Ustari znowu poszedł na grzyby (trzeba rozejrzeć się za bramkarzem po sezonie) i Nelson Valdez dał prowadzenie gościom. Zniszczyłem kubełek z lodem i nowe buty, ale zanim wróciłem do siebie, Gabriel Alonso, którego chciałem już zdjąć z boiska wyrównał pięknym strzałem głową. Uff ! Wracamy do gry. Może za bardzo się denerwuję, ale chronicznie nie znoszę przegrywać, tym bardziej, jak jestem już blisko sukcesu.
Na szczęście chłopaki chcieli tego wolnego po meczu i zaczęli jechać z Aston Villą. 45 minuta okazała się klęską dla gości. Najpierw Thiago bombą z dystansu wyprowadził nas na prowadzenie, a 2 minuty później Defoe podwyższył z karnego po faulu na nim. W przerwie pochwaliłem drużynę i mimo heroicznych wysiłków Aston Villi wygraliśmy 3:1.
Niestety w tym meczu straciłem swojego najlepszego strzelca. – Kyle Black wyleciał do końca sezonu z połamaną stopą!
Dwa dni później los przydzielił nam Bolton w półfinale. Oj już się widzę na nowym Wembley!
A o to moja seria meczów bez porażki:
Po powrocie z krótkich wakacji zebrałem ekipę i palnąłem gadkę:
Panowie, za nami ciężkie 10 miesięcy. Zdobyliśmy już wiele, gramy coraz lepiej i jestem z waszej postawy bardzo zadowolony. Ale proszę Was o jedno – maksimum koncentracji. Zostało nam 1,5 miesiąca gry i mamy wszystko do wygrania, ale również możemy wszystko przegrać. Wiem, że macie już sezon w kościach, więc grać będą wszyscy zawodnicy. Liga jest głównym priorytetem, bo Chelsea goni, ale będziemy starali się również wygrać Ligę Mistrzów. Wierzę w Was bardzo. Kto wygra?!
Newcastle – krzyknęli chłopcy
Kto?! – powtórzyłem głośniej
Newcastle, Newcastle, Newcastle! – odpowiedział mi zgodny chór – wiedziałem już, że będzie dobrze
Na Watford na wyjeździe postawiłem na sprawdzoną jedenastkę – Ustari, obrona – Rodrigo, Faty, Mancienne i Oliveira , pomoc Cerci (okazuje się być bardzo dobrym zmiennikiem), Thiago, Schwarz i Alonso – atak – Silva i Defoe.
Chłopaki wzięli sobie do serca moją przemowę, bo już w 59 sekundzie Defoe, po genialnym podaniu Schwarza strzela bramkę! Fantastycznie – od razu gaz i jest wynik! Do końca meczu kontrolowaliśmy sytuację, a Watford zagroził tylko kilka razy z rzutów wolnych.
Bardzo korzystne dla nas okazały się pozostałe wyniki 33 kolejki – na 9 meczów padło, aż siedem remisów. Remisowali też nasi najgroźniejsi rywale – MU i „The Blues”. Utrzymaliśmy, więc bezpieczną przewagę na „peletonem”
Ponieważ miała nastąpić 14 dniowa przerwa na reprezentację (część ludzi odpocznie), na mecz z Blackburn postawiłem na podstawowy skład dbając o zgranie drużyny – wygraliśmy pewnie 2:0, goście oddali przez 90 minut 2 celne strzały na naszą bramkę – dominacja absolutna.
Trzy dni później polecieliśmy do Dortmundu na 1/4 finału Ligi Mistrzów. Jak już poprzednio wspomniałem, nie mam zbyt dużego mniemania na temat niemieckiej piłki, więc postawiłem na ofensywną grę. Na efekty nie trzeba było długo czekać – Defoe w tempo podał do Silvy (jest najlepszym asystentem w drużynie!), a ten wyjątkowo nie zmarnował sytuacji. Pięć minut później Defoe przeleciał pół boiska, przedryblował trzech ludzi, Silvę (bo się plątał pod nogami) i podwyższył na 2:0. Mam was - pomyślałem. Okazało się, że za wcześnie. Borussia nie zamierzała się poddać i to moja drużyna ma kłopoty. Mancienne zdrzemnął się kilka razy i tylko dzięki Ustariemu nie tracimy bramki. W końcu jednak bramkarz nie pomógł i dostaliśmy bramkę do szatni. I tak nie jest źle. Zaapelowałem o więcej walki i ruszyliśmy do boju. Dortmund jednak dalej cisnął. Ustari wyczynia cuda, ale z przodu nie istniejemy. W przerwie zmieniam zmęczonych jednak, meczem z Blackburn, Defoe i Silvę i wprowadzam Higuain’a i Stein’a., ale nie spisują się dobrze. W końcu jednak Schwarz dobrze rozegrał piłkę i po idealnej centrze Francuza, Stein zdobył bramkę. Niestety w 91 minucie Mancienne popełnił kolejny błąd i skończyło się 3:2. Jestem zadowolony z wyniku, ale gra nie zachwyciła. Za dużo głupich strat i dramatyczna (jak na moje wymagania) gra w obronie. Nie chciałem jednak denerwować moich ludzi i pochwaliłem za zwycięstwo.
Po meczu okazało się, że pobiłem kolejny rekord klubowy. Fajnie, jak się nie uda nic wygrać będą mieli, co wspominać...
Przed rewanżem z ekipą z Zagłębia Ruhry, musieliśmy rozegrać mecz z zawsze niewygodnym Reading. Mamy przewagę w tabeli, więc wystawiam drugi garnitur. Gra nawet Taylor, który jest zdecydowanie bez formy. Niestety zmiennicy nie dają sobie rady. Jadą z nami jak furą gnoju. Ustari broni w beznadziejnych sytuacjach, ale w 45 minucie kapituluje. Trudno. Każda seria się kiedyś kończy. Jednak w 62 minucie zmieniam zmęczonego Steina i lekko obitego Higuaina i wprowadzam Defoe i Silvę. I oto zdarzył się cud. Wrzutka w pole karne, przejął ją Defoe, kiwnął obrońcę i uderzył z dużego palca. Bramkarz wykonał numer a la Kuszczak w 2006 roku (kto to jeszcze pamięta) i mamy nieoczekiwany remis. Cofam chłopaków i każę grać z kontry. I w 81 minucie zdarzył się cud numer 2 – rzut rożny i Silva, który miał stać zupełnie, gdzie indziej, uderzył z głowy nie do obrony!!! Wygrywamy. Nie mogę w to uwierzyć i trochę mi głupio, ale 3 punkty to 3 punkty. Reading tak się tym załamało, że do końca meczu już nam nie zagrozili – magia trwa!
Widzę jednak zbyt duże rozluźnienie w drużynie. Przed rewanżem z Niemcami, apeluję o koncentrację, ale równie dobrze mogę pogadać do ściany. Na bramkę Faty’ego szybko odpowiadają dwoma i zaraz po przerwie (gdzie oczywiście prosiłem o oczekiwany stan umysłu) przegrywamy 2:1. Jasna ciasna! Nie mogę tak odpaść! Wrzucamy pressing na całym boisku i jedziemy równo z trawą. Wybiję niemiaszkom głupoty z głowy. Jednak podjęli walkę i do samego końca awans wisi na włosku. Na moje szczęście Faty w 86 minucie uderza po rzucie rożnym i doprowadzamy do remisu. Końcówka jak w meczu Reading...
Po meczu dowiedziałem się, że odpadli moi najwięksi rywale – Chelsea (przegrali u siebie z Fiorentiną) i Arsenal, którego ograł Liverpool! Dla nas to idealnie, bo właśnie ekip z Londynu obawiałem się najbardziej.
Mimo awansu nie jestem zachwycony. Nie artykułuję tego jednak głośno, nie chcąc wprowadzać niepotrzebnych nerwów, bo przed nami 1/2 Pucharu Anglii na Wembley.
Wystawiam najmocniejszy skład, wymieniając tylko słabego ostatnio Alonso na „Postracha”. Zaczynamy dobrze, bo w 19 minucie niezawodny Defoe uciekł wszystkim, posadził na pupie bramkarza Boltonu i strzelił bramkę. Tak trzymać. Dodatkowo w odróżnieniu od poprzednich meczy nie odpuszczamy, akcja za akcją, strzały i... fenomenalny bramkarz Boltonu...Na 6 minut przed przerwą, Thiago stracił piłkę w środku pola, przejął ją Ricardo Vaz Te, przejechał naszą obronę i pierwszym (!!!!) celnym strzałem w tym meczu ze strony Boltonu, doprowadził do remisu. Shit!
Na drugą połowę wychodzimy bez zmian, bo wszystko nieźle wyglądało. Jednak bijemy głową w mur. W 60 minucie zmieniam słabego dziś Schwarza na Diego, Cerciego na Alonso (Postrach idzie na lewe skrzydło), i beznadziejnego Silvę na Stein’a. Mimo to mamy dogrywkę. Jeszcze mi tego brakuje, jakby meczy było za mało...
Poinformowałem chłopaków, że są lepsi i bramka rozsypie Bolton w proch. I już w pierwszej minucie doliczonego czasu gry Diego odebrał piłkę przy linii środkowej i zagrał w uliczkę do Steina! Nareszcie. Dodatkowo stało się, jak przewidziałem. Co strzał to bramka. Wygrywamy 4:1 – jesteśmy w finale!!!
Po wybuchach w meczu z Reading, trochę bałem się wystawiać zmienników na zawsze groźny u siebie Tottenham. Mimo zmęczenia półfinałem, zagrał ten sam skład co z Boltonem – wystawiając w ataku Silvę ze Stein’em. Początek był mało obiecujący, ale mimo wszystko udało się wygrać 3:1, a ojcem zwycięstwa został reprezentant Niemiec, który zdobył 2 bramki – jesteśmy praktycznie mistrzami Anglii!
W międzyczasie odbyło się losowanie półfinałów Ligi Mistrzów. Jedziemy do Madrytu na spotkanie z Atletico – trzeba uważać na Torresa i Aguero – są fantastyczni w tym sezonie, a Torres prowadzi w tabeli strzelców ligi mistrzów. Mając w perspektywę wyjazd do Hiszpanii odpuściłem mecz Manchesterem City w lidze. Mimo dużej przewagi gości udało się obronić bezbramkowy remis. Kibice trochę złorzeczyli, ale dla mnie najważniejsza jest teraz Liga Mistrzów. Niestety nie mogłem skorzystać z kontuzjowanego Rodrigo i w jego miejsce wystąpił Bale. W ogóle lewa strona była strasznie przetrzebiona – Nimani, Broceker i nowy Brazylijczyk nie nadawali się do gry – fatum jakieś, czy co? Przecież nie głosowali na LiD... W środku pola postawiłem na młodego Schwarz’a (z każdym meczem idzie mu coraz lepiej i wyrasta na lidera linii pomocy) i Thiago. Z małymi obawami (ale za to dobrą miną) wyprowadziłem drużynę na wypełniony po brzegi stadion Vincente Calderon. Mimo moich obaw nie gramy źle. Początek w środku pola z nagłymi przerzutami do Defoe lub Alonso. Zawodzimy jednak pod bramką – strzały są lekko rachityczne, a i podania pozostawiają wiele do życzenia. Inna sprawa, że para środkowych obrońców Atletico, Pablo – Ze Castro gra bardzo pewnie i nie zostawia moim napastnikom wiele miejsca. Niestety, im dalej, tym gorzej. Od 30 minuty przestajemy istnieć na boisku. Para Torres – Aguero dokonuje cudów, ale dzięki popisom Ustari’ego, na przerwę schodzimy przy remisie 0:0 nie oddając jednak, ani jednego celnego strzału na bramkę gospodarzy.
W przerwie przewracam trochę oczami, ale bez przesady. Zdejmuję bezproduktywnych Defoe i Silvę, i wpuszczam Higuaina ze Steinem, aby rozruszać nieco atak. Poszerzam grę i apeluję o grę skrzydłami. Już minutę po przerwie Higuain wychodzi sam na sam z bramkarzem Atletico – strzał!... i cudowna parada Leo Franco. I w tym momencie sprawdza się stara piłkarska prawda o niewykorzystanych szansach. Hiszpanie przejmują piłkę w środku pola, niezawodny do tej pory Mancienne, fatalnie się „obcina”, Aguero cudownie podaje w uliczkę do Torresa, a ten nie marnuje szansy. 1:0 dla Atletico psia mać!!! Dalej gramy za nerwowo (chyba przesadziłem z oczami w szatni) i nic nie wychodzi. W 75 minucie po pięknej akcji Cerciego po skrzydle i podaniu „na punkt” do Steina mamy... kolejną piękną paradę bramkarza Atletico. Jak nie trafiamy z 4 metrów to już nic z tego nie będzie – pomyślałem kwaśno i zacząłem rozmyślać o rewanżu. Serce mi stanęło w 81 minucie, kiedy Ustari zasygnalizował kontuzję. Limit zmian wykorzystany! Postawiłem w bramce Higuaina (sam nie wiem dlaczego) i kazałem zwiększyć pressing, żeby odsunąć grę od naszej bramki. Jestem bliski omdlenia z nerwów. Moi zawodnicy nie przejęli się jednak lekkim zwątpieniem menadżera i walczą do końca. I w 90 minucie i 4 sekundzie przynosi to efekt – naciskany przez Cerciego (a cały sezon go niedoceniałem) prawy obrońca Morillo podaje fatalnie do bramkarza, piłkę przejmuje Stein i pakuje piłkę do bramki obok zrozpaczonego Leo Franco. Mamy remis!!! Jeszcze nieudana centra pechowca z Madrytu, głupi faul i wywozimy bezcenny remis. Magia dalej działa!!!
Zadowolony wróciłem do domu. Jesteśmy blisko finału. Co prawda pomiędzy meczami z Atletico czekał mnie wyjazd do Londynu na mecz z Arsenal’em, ale postanowiłem go odpuścić. Z podstawowego składu został tylko Defoe i Silva (Higuain i Stein zrobili lepsze wrażenie) oraz Thiago, który dostał żółtą kartkę w Madrycie, która go eliminuje z rewanżu.
Zmiennicy jednak nie dali rady. Bocaly po raz kolejny się skompromitował i po zakończeniu sezonu mam dla niego tylko jedną propozycję nie do odrzucenia, a reszta biegała bez sensu po placu. Wynik 1:4 to najniższy wymiar kary. Koniec serii, ale może to dobrze, bo chłopakom spadnie z głowy to śrubowanie rekordu. Szkoda trochę, że nie postraszyłem ”Kanonierów” przed finałem Pucharu Anglii, ale tam zagram w pełnym składzie, takim, jak rewanż z Atletico.
W porównaniu z pierwszym meczem wprowadzam Kinga do linii pomocy oraz parę Higuain – Stein do linii ataku. Zaczynamy mecz!
I to jak zaczynamy! W 5 minucie, odstawiony trochę o pierwszego składu King, wkłada całą swoją złość w strzał z 25 metrów, po pięknym zgraniu Higuain’a i prowadzimy 1:0! 4 minuty później, ten sam zawodnik podaje w uliczkę do Higuain’a i mamy już 2:0 ! Jestem jedną nogą w finale. Nie mylę się, bo ciśniemy cały czas. Indywidualne popisy Torresa nie zdają się na wiele. W 36 minucie kolejną kombinacyjną, akcję kończy Stein, a 6 minut później dobija Hiszpanów Schwarz po fantastycznym uderzeniu z 30 metrów z rzutu wolnego. Finał jest nasz i nikt go nam nie odbierze.
W przerwie pochwaliłem chłopaków i powiedziałem, żeby pamiętali o finale i nie złapali głupich kartek. Uśmiechnęli się w odpowiedzi i przez drugie 45 minut kontrolowali grę. Super gra!
Finał Pucharu Anglii, finał Ligi Mistrzów – teraz czas na ligę!. Mimo moich próśb nie przełożono mi meczu i musieliśmy grać już po dwóch dniach z Evertonem. Czuję niecne łapki Abramovica w tej sprawie, ale czuję, że się na tym przejadą. Wystawiam zwycięski skład z Atletico, wymieniając umęczonych napastników na parę Defoe – Silva, oraz Cerci’ego na rekonwalescenta Niemani’ego.
Liverpool okazał się mało przyjaznym miastem i już w 6 minucie przegrywamy 1:0 (w 2 minucie nie uznano nam bramki Defoe – może był ten spalony, ale muszę zobaczyć powtórki) po niestety kolejnym błędzie Mancienne’a. Prowadzimy wyrównaną grę, ale Defoe marnuje dwie setki. Do przerwy zasługujemy na remis, ale dalej mnie nie opuszcza przeczucie, ze będzie dobrze. Wprowadzam Steina’a, Schwarza i Rosinę za wyjątkowo słabego Alonso i podciągam pressing. Atakujemy coraz groźniej i w 52 minucie wreszcie przełamuje się Defoe. 1:1 i nie odpuszczamy. Bramkarz Evertonu dokonuje cudów, zresztą tak jak Ustari po nielicznych, ale groźnych kontrach Evertonu. W końcu mamy sukces – rzut rożny, idealny naskok i Faty daje nam prowadzenie w 82 minucie. Z Evertonu całkiem schodzi powietrze i już do końca nie są w stanie nam zagrozić. Brawo chłopcy! To było naprawdę heroiczne osiągnięcie!
„Michael Mancienne nie szczędził pochwał, po tym jak menedżer Rob Zwierzyna” i jego NUFC odnieśli emocjonujące zwycięstwo 2-1 w meczu na stadionie Goodison Park, w którym przeciwnikiem był Everton.
Mancienne stwierdził, że to Zwierzyna swoją przemową w szatni natchnął zespół do odrobienia strat i pokonania rywali”.
Dodatkowo w szatni dowiaduję się, że Chelsea zremisowała z Arsenal’em 1:1. Oznacza to tylko jedno:
Następnego dnia ukazała się krótka notka z moją wypowiedzią:
Nie mogłem za wiele powiedzieć, bo drużyna tak mi „gratulowała”, że nie mogłem nic więcej z siebie wydusić.
Spotkałem też w klubowym budynku naszego władcę. Spodziewałem się uśmiechów i uścisków, ale srodze się zawiodłem. Stalowe oczy prezesa szybko sprowadziły mnie na ziemię i przypomniały o dwóch finałach, które miałem przed sobą.
Do końca rozgrywek miałem średnio ciekawych przeciwników: w domu West Ham i Charlton oraz na zakończenie wyjazd do Birmingham na mecz z Aston Villą.
Nie mogłem do końca sezonu wystawiać tylko rezerw, bo trzeba chłopaków utrzymać w formie. Ale zamierzałem mocno rotować składem.
Dwa dni po zdobyciu mistrzostwa rezerwy rozbiły West Ham 3:0 – dwa razy Welkamp i Silva.
Z Charlton już w 45 sekundzie otworzył wynik Defoe, rozwiewając moje wątpliwości, co do wyjściowego składu ataku. Cztery minuty później utwierdził mnie jeszcze bardziej i było praktycznie po meczu. Potem utwierdzał mnie jeszcze 3 razy i z dorobkiem 5 bramek ustanowił nowy rekord klubowy. Po swoim trafieniu dołożyli Stein i Schwarz i skończyło się na efektownym 7:2. Od poziomu trochę odstawał Faty, dzięki czemu Bent zdobył honorowe bramki, ale nie będę wybrzydzał.
Trzy dni później postawiliśmy kropkę nad „i” i wygrywając 2:1 z Aston Villą (Silva, Nimani) przypieczętowaliśmy mistrzostwo rekordem największej ilości zdobytych punktów!
Do meczu z Arsenalem zostało 6 dni, ale najbardziej obawiałem się tego, że cztery dni po finale Pucharu Anglii czekał mnie najważniejszy mecz Ligi Mistrzów. W żaden sposób nie możemy doprowadzić do dogrywki!
No i dogrywki nie było... Był za to fatalny występ w naszym wykonaniu. Daliśmy się całkowicie zdominować w pierwszej połowie, czego efektem była bramka Veli w 21 minucie. Oddaliśmy jeden celny strzał. Gdyby nie Ustari byłoby już po meczu. W przerwie zmieniłem Defoe, który nic nie grał i wprowadziłem Higuain’a. Zawodził również Alonso po prawej stronie, więc desygnowałem do gry Rosinę. Niestety, mimo starań i naszej lekkiej przewagi nie udało się wiele zmienić do końca meczu. Przegraliśmy...
Nie rozpaczałem jednak za bardzo, bo najważniejszy dla mnie był Finał Ligi Mistrzów, gdzie już czekał wypoczęty Liverpool.
Postawiłem na ten sam skład, co w finale Pucharu Anglii. Na eksperymenty za późno, a nam nie zdarza się 2 razy zagrać słaby mecz. Zmieniłem tylko Nimaniego na Cerciego. I ruszyliśmy.
Tym razem od początku ruszyliśmy na całego. Mamy dużą przewagę i raz za razem zagrażamy bramce Liverpool’u. Ustari (w tym meczu jest kapitanem) kieruje dobrze defensywą i zmierzamy prosto do celu. Do przerwy jednak nie udaje się otworzyć wyniku. W przerwie uświadamiam chłopakom, że to ostatni mecz sezonu i jesteśmy lepsi. Zmieniam Defoe, który chyba wystrzelał się z Charlton’em i wpuszczam Higuain’a. Zdejmuję też kompletnie rozbitego Alonso i puszczam Rosinę.
Od razu ruszamy na maksa i spychamy Liverpool do obrony. W 51 minucie, akcję zainicjował Rodrigo, po lewej stronie wymienił piłkę z Higuain’em, ten ostatni wrzucił idealną centrę na 11 metr. Wchodzący ze środka pola Schwarz huknął z całej siły i Reina tylko się obejrzał. JEEEEEEEEEEEEST! Wreszcie.
Lekko się cofamy i opanowujemy środek pola. Thiago i Schwarz dokonują cudów w defensywie. Jednak w 79 minucie katastrofa. Fatalne ustawienie przy rzucie wolnym, dobre rozegranie do skrzydła wprowadza osłupienie w moich szykach obronnych, co skrzętnie wykorzystuje Farfan obsługując nieobstawionego na 10 metrze, Naniego. Płaski strzał z pierwszej piłki i Ustari powtarza zachowanie Reiny. Cholera jasna! 10 minut do mety i bum. Rzucam chłopaków do ataku, bo wiem, że w dogrywce siądziemy mając mecz Pucharu Anglii w nogach. Odbijamy się jednak od muru „The Reds”. 82, 83, 87 minuta i nic się nie zmienia. W 90 minucie Oliveira inicjuje akcję z lewej strony. Gramy starannie po obwodzie w ataku pozycyjnym, niczym koszykarze w ostatniej akcji meczu. Po 10 podaniach z pierwszej piłki, trafia ona do nieocenionego Rodrigo, który zagrywa fantastyczne 50 metrowe podanie w pole karne. Do „skóry” dopada Stein i..... strzela prosto w Reinę. Jednak do odbitej piłki dopada Thiago i strzela do pustej bramki.. Piłkę jeszcze próbuje rozpaczliwie zahaczyć Tula, ale nie, nie, nie!!!! 2:1! Wygrywamy! I wygraliśmy, bo jak w koszykówce była to ostatnia akcja meczu. A potem hymn Ligi Mistrzów, wręczenie pucharu, runda honorowa, szampan i pamiątkowe zdjęcia.
Wspaniały sezon!
Okazało się, że miałem też dobrą rękę do transferów, bo:
Zostałem nawet wyściskany przez naszego zimnokrwistego prezesa. Nie opowiem tego, co się działo na pokładzie samolotu, ale było bardzo wesoło.
Rano obudziłem się ze znaną już wcześniej parą krasnali w głowie. Tym razem bardziej aktywny był ten od młota. Z przyczyn oczywistych nie było obok „Nałęczowianki” (co to za kraj), ale znalazłem puszkę coli.
Usiadłem na łożu i patrząc na zalany deszczem krajobraz Newcastle, zacząłem rozmyślać. Sezon był super, ale ilość siwych włosów zdecydowanie zwiększyła się przez ostatni rok. Konto jest pełne, bo prezes w przypływie upojenia obiecał solidną premię. Tęsknię jednak za Warszawą i jakoś nie mogę o niej zapomnieć. Tym bardziej, że emocje opadły, a picie z Maćkiem nie miało już takiego smaku jak na początku. Dopiłem colę i wziąłem się do pisania. Najpierw napisałem list dziękczynny do prezesa, że było mi miło i tak dalej, ale z przyczyn osobistych muszę zakończyć pracę w NUFC i nie przedłużam kontraktu. Potem wziąłem drugą kartkę i napisałem instrukcję do następcy:
„Kochany. Zostawiam ci wspaniałą drużynę. 115 milionów funtów na koncie ułatwi ci jej prowadzenie. Ambitną i ciągle głodną sukcesów. Notatki odnośnie taktyki znajdziesz w moim biurze, a teraz parę słów o podstawowych zawodnikach:
BRAMKA:
Oscar Ustari - pewny punkt drużyny. Niestety miewa załamania formy w sezonie. Należy poszukać nowego bramkarza
Piotr Czapliński - solidny, ale nic ponadto
OBRONA
Lewa:
Rodrigo - cudowne dziecko, chuchać, dmuchać i patrzeć jak rośnie
Gareth Bale - solidny, ale tylko zmiennik
Prawa
Oliveira - solidny, ale trzeba poszukać wzmocnienia
Garry Bocaly - absolutny niewypał, albo zmiana pozycji, albo transfer
Środek
Michael Mancienne - numer 1 drużyny. Kilka błędów w końcówce sezonu
Jacques Faty - duży spokój w tyłach, ale już wiekowy
Steven Taylor - duży zawód, wiek robi swoje, więc trzeba się pożegnać
Andriy Rusol - zmiennik i nic ponadto
POMOC
Lewa
Frederic Nimani - początek niezły, potem ciężka kontuzja
Stefan Bröcker - młody obiecujący piłkarz – do kontuzji grał bardzo dobrze
Alessio Cerci - bardzo dobrze wywiązał się z roli zmiennika
Prawe
Gabriel Alonso - mimo wszystko duży zawód. Raczej do wymiany
„Postrach” Rosina - dobre wejścia z ławki, ale już u schyłku kariery
Jeremy Menez - nominalnie miał być numerem 1, ale kontuzje mu w tym nie pozwoliły. Brak oceny.
Środek
Thiago - początek niepewny, ale z czasem się rozkręcił,
Ledley King - dobry zmiennik, ale już wiekowy
Robert Schwarz - młody zawodnik z OGROMNYM potencjałem. Przyszłość NUFC
Diego - po złamaniu nogi musi jeszcze dojść do siebie, zmiennik
ATAk:
Kyle Black - cudowne dziecko NUFC. Zdecydowanie numer 1
Jermain Defoe - najlepszy strzelec drużyny, ale zawiódł w najważniejszych meczach, raczej koniec kariery
Daniel Stein - musi czuć, że się na niego liczy. Dość skuteczny
Gonzalo Higuain - gotowy do gry. Z czasem doskonała para dla Black’a
Silva - ma jeszcze czas, ale cały czas się rozwija.
Więc dbaj o moich chłopaków. Będę cię obserwował i zawsze mogę tu wrócić”
Rob Zwierzyna
Odłożyłem długopis. To był fajny rok. Odwróciłem się w stronę łóżka. Znowu zagrał „Kanikuły , zawtra ja na wsjo zabju ...” Podniosłem słuchawkę...
KONIEC
Słowa kluczowe:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ