Artykuły

Noc Żywych Trupów czyli CM Revolution od kuchni
Jendyk & A. De Raph & Feanor 13.12.2002 15:07 1431 czytelników 0 komentarzy
3
Był mroźny, grudniowy ranek. Normalni ludzie w takie dni siedzą i grzeją dłonie przy kominkach, ale ja - jak to ja - wybrałem się do wspaniałego secesyjnego biurowca "Graveyard Plaza", zwanego popularnie "Trupiarnią" na ulicę Rewolucji 5, gdzie mieściła się siedziba redakcji CM Revolution. Znajomy portier jak zawsze przywitał mnie przy drzwiach, po czym ruszyłem w kierunku wind. Po wwiezieniu mych czterech liter na siódme piętro owego budynku, minąwszy po drodze drzwi zaprzyjaźnionej redakcję pisma dla kobiet "Dziva", kopniakiem otworzyłem spróchniałe drzwi naszego biura.

- Cze wszystkim! - dałem głos na początek. Wszechobecny brak odpowiedzi zasygnalizował mi niewątpliwy entuzjazm współredaktorów na wieść o moim przybyciu. Ci co już byli w stanie otworzyć przynajmniej jedno oko bez pomocy przyrządów zewnętrznych, nawet po czasie odpowiedzieli. Po rutynowym odwiedzeniu wszystkich stanowisk celem 'dania graby' ustaliłem, że jeszcze wszystkich nie ma. Z obecnych wymienić można: Rema-8, Katze, sirwojtasa, FYMa, KGB, Lookasza, dawo i mroovecka. Po tym z uporem maniaka dzień w dzień powtarzanym rytuale dowlokłem się z wolna do mojego stanowiska. Na sąsiednim siedział poszukujący informacji na następnego newsa Katze, popijający z wolna herbatkę.
- O, cze Indor! - przywitał mnie dziarskim uśmiechem i - jakżeby inaczej - grabą.
- No witam, witam. Co tam ciekawego słychac, hm?
- Stara bieda, nudy w sieci, nic sie nie dzieje poza jakimiś głupimi kłótniami na Forum. A! Właśnie! Tu masz papiery i materiały do opracowania od Speeda. - powiedział pokazując palcem wysoką stertę jakichś papierów wyglądających tak, jakby przed chwilą nawiedziło to miejsce Tsunami.
- Jeeezusicku! Na kiedy to? - spytałem przerażony.
- Jak to na kiedy? Na wczoraj! - nad moją łepetyną odburknął znajomy głos. Nie myliłem się - to był nasz ukochany redaktor naczelny. Jak zawsze ubrany niechlujnie, z niedomytą i nieogoloną twarzą, raz po raz drapiący się po policzkach Speed usiłował przekonać wszystkich obecnych, że posiada jakikolwiek autorytet.
- I bierz się do roboty Indyku bo nie będzie paszy! - No cóz, poeta to z niego nie jest, ale wie jak zarządzać ludźmi. Po chwili wrzeszczenia na mnie udał się chwiejnym krokiem do swojego biurka. Po drodze zdążył ochrzanić przybyłego przed sekundą Antoine De Rapha, żeby wreszcie sobie budzik na wcześniejszą godzinę nastawił. Znając rzeczywistość niewiele to da, bo z racji niedawnego awansu na moderatora Forum, redaktor działu Scena siedzi nocami i zamyka co popadnie nie pytając nikogo o zdanie i przez to nie zawsze zdąża na czas do biura. Nie zwracająć dłużej uwagi na naczelnego postanowiłem olać robotę i zobaczyć co tam u kogos słychać (jak wiadomo na ploty nigdy nie jest za późno). Najpierw napotkałem mocno skoncentrowanego Rema, który - zajadając się jogurtem naturalnym - oglądał na TVP1 skoki naszego orła. Widać "Piórko na Wietrze" dobrze działa na naszego newsmana, gdyż jednocześnie z oglądaniem telewizji pisał newsy na naszą stronę główną w tempie samolotu wielozadaniowego (niestety nie jestem w stanie podać jaki model, bo przetargu jeszcze nie było). Z uczuciem zazdrości poleciałem dalej, by zobaczyć co tam porabia dawo i mrooveck - nasi "nowi". Dawo, jako debiutant musiał latać po pączki (ten obżartuch KGB), a mrooveck wraz z FYMem opracowywali kolejne zdjęcia na tapety i tła do CeeMa. Trwała pomiędzy nimi zażarta walka kto powinien znaleźć się na najnowszym dziele owej dwójki: FYM, jako fanatyczny zwolennik amsterdamskiego Ajaxu proponował wschodzącą gwiazdę futbolu - Rafaela van der Vaarta, a mrooveck, patriotycznie - ostatniego potomka Piastów i Jagiellonów -Oliego. Nie chcąc przeszkadzać zainteresowanym i żeby nie być posądzonym o stronniczość zajrzałem do A. De Rapha, który ledwo zdążył zrzucić klamoty, a już jęczał i truł o literówkach i dysleksji i dysgrafii
niektórych redaktorów, nucąc przy tym - ku narastającej irytacji pozostałej części redakcji - jakieś piosenki po francusku. Zgoła inaczej zachowywał się Lookasz, który z wywalonym do góry brzuchem leżał sobie na redakcyjnej kanapie sącząc złocisty napój. "Takiemu to dobrze" - pomyślałem. Moje - i nie tylko moje - rozmyślania przerwał zupełnie niespodziewanie osobnik, który w tejże chwili wparował do naszego pomieszczenia z wieeelkim i niesamowicie kretyńskim uśmiechem na twarzy.
- Witam, dzień dobry szanownym kolegom redaktorom!! - odezwał się ów przybysz. W tym momencie zupełnie z niczego rozległ się spazmatyczny śmiech całości zgromadzonej ekipy. Każdy wiedział, że dzisiaj piątek, czyli nasz kochany Aiden jest nawalony jak meteoryt. W tym momencie wszyscy wiedzieli, że zaczyna się kabaret.
- Włączać mi tu w tej chwili mój Raków!!! - wrzeszczał. Wszyscy popatrzyli się na niego ze zdziwieniem. - No co??? - zapytał tak sugestywnie, że powaga zadanego pytania biła aż z jego oczodołów.
- Aiduszku mój kochany - starałem się załagodzić sytuację - żadna polska stacyjka telewizyjna nie transmituje już meczów czwartej ligi. Chwila milczenia, po której na twarzy Aidena pojawia się nutka refleksji - Ano, fakt.

Po ogólnym, trwającym jakieś pół dnia rozprężeniu, nadszedł czas pracy (tak, my wbrew pozorom jednak mamy czas na pracę!), a jeśli praca - to oczywiście musi się pojawic Speed ze swoją krzywą gębą. Po odebraniu rozkazów od Ojca Prowadzącego zabrałem się za wymyślanie jakiegoś tekstu o chwytliwym temacie. Pierwsza myśl - mrożący krew w żyłach felieton opisujący wpływ zaniku miesiączkowania u Eskimosek na rozwój dorożkarstwa w Ugandzie - okazała się być jednak zbyt dużym wyzwaniem, a poza tym jak wy byście uzasadnili naczelnemu, że siedzicie tydzień pisząc o zaprzęgach?? Druga myśl była już bliższa poziomu intelektualnego Speeda - opisać moich ziomków z redakcji. Tak. Genialne, ale... kurcze, sprawa w sumie niełatwa, bo każdy osobnik u nas to osobne indywiduum. Każda z tych twarzy ma jakiś pomysł (no, może prócz lenia Misq'a, ale on to zupełnie inna kategoria) i naprawde uwielbia klimat i całe CM Revolution nie licząc naczelnego (ale Speed, ja nie pisałem jako ja! to tylko opinie redaktorów! przecież wiesz że cię uwielbiaaam!! nie biiij.. auuuu!! ).

No dobra - było lanie, a teraz poważnie. Należałoby opisać warunki w jakich bytujemy po 20 godzin na dobę (Speed - 24!). Każdy ma swoje biurko, a na nim prawie wszyscy mnóstwo śmieci, puszek, papier(os)ów, prezerwatyw itd. Nad każdym biurkiem szalik jakiegoś klubu, zdjęcie jakiejś laski (rekordzista Rem ma ich pięć - więcej to on ma chyba tylko zaliczonych redakcji). Jedynie Remmi, nasza jedyna członkiki posiada nienaganny porządek, zawsze świeże kwiatki w wazonie... Przechodząc obok jej królestwa każdy z nas może tylko westchnąć z zachwytu i z zazdrości. Nasza jedynaczka często wraz z Remem znika dzieś w godzinach przerwy na "lancz". No właśnie - "lancz". Wtedy to dopiero jest ciekawie. Zjeżdżamy dwa piętra w dół aby zjeść to, co przygotował nam nasz niezawodny k(l)ucharz - KGB. Za każdym razem przedstawia nam swoje dania słowami: "Dziś szef kuchni poleca... batony i kisiel." Spoko, można się przyzwyczaić. Problem jest jednak w tym, że tylko w okresie świąt lub też gdy KGB ma dobry dzień (co następuje baardzo rzadko) jemy coś innego. Po smacznym (w mniemaniu KGB ofkors) posiłku wędrujemy z powrotem na górę, gdzie wysłuchujemy kolejnego kazania naszego kochanego rednacza. Na ogół wszystkim po prowiancie zachciewa się do ustępu (oczywiście zawsze wszystkim w jednym czasie). Mamy wtedy wyścig do klopa. W sytuacji kiedy dwóch redaktorów chwyci klamkę w jednej chwili (mierzone na fotokomórce zamontowanej w schowku na papier toaletowy), o wygranej rozstrzyga rzut kaloszem przez okno - jeśli trafi w samochód zaparkowany na dole (zazwyczaj moje auto - do dzisiaj nie wiem czemu ja tam parkuję) to do kibla pierwszy osobnik wyższy. Jeśli natomiast gumiaczek spadnie
na chodnik - wchodzi niższy. Pod wieczór, kiedy już w zasadzie mózgi 99% redakcji odbierają wyłącznie komunikaty binarne (wdech - wydech), urządzamy sobie tzw. zabawy ruchowe, aby rozruszać zastałe gnaty. Prym wiedzie w tej dziedzinie Look i Katze. Zawsze wymyślą coś nowego - raz jest to zwykła gała (bramkami są biurka A. De Rapha i Bartosh!'a, bo są najdalej od siebie w redakcji, po tym jak Speed stwiedził, że lepiej będzie jak usadzi ich w przeciwnych kątach), raz szachy w szafie, a kiedy indziej znów bierki w akwarium Dawo (zapomniałem dodać, że Dawo jest zapalonym akwarystą i trzyma w redakcji swoje małe mięsożerne rybki). Ostatnim przebojem wieczorów jest szermierka, która bije na głowę niegdyś popularnego ping-ponga. Zazwyczaj wygrywa Antoine De Raph (wiadomo - mańkut), ale szybki jest również Speed (w końcu ksywa mówi sama za siebie).

Około północy - a nierzadko i później - gdy już wszyscy dochodzą do wniosku, że tego dnia Godot już nie przyjdzie, następuje modlitwa pożegnalna ku czci Wielkiego Na(d)czelnego, po której to rozchodzimy się wszyscy (czytaj: wywlekamy się na zwieszonych jęzorach) do swoich domków po to, aby odpoczywać przed kolejnym pełnym entuzjastycznej pracy, dniem w Domu Umarłych.

Jest jednak Ktoś, kto nie odpoczywa. Ciemność otula smutnym całunem szlak Jego wędrówek. Cisza jest Jego towarzyszką. Redakcyjni towarzysze widzą Go rzadko, niektórzy zapomnieli o jego istnieniu. Inni starają się zapomnieć. Ale on Jest. On Był. I Będzie. Feanor, bo o nim mowa, zajmuje kilka kwater w piwnicach Trupiarni, kwater zawalonych manuskryptami, inkunabułami, alembikami, klatkami z humunculusami, stosami odchodów owych humunculusów, szczątkami sporego, bastardziego miecza (na ścianie obok ktoś kredą napisał "Elessar wuz here"), setkami zdjęć kasztanowłosej dziewczyny (stanowiącej spory dysonans dla brzydoty wnętrz) i resztkami czegoś, czego stopień rozkładu uniemożliwia identyfikację. Na podłodze największej z piwnic wyrysowane są dwa pentagramy, za pomocą których Feanor przywołuje czasem Speeda i KGB na tajne (przynajmniej według nich) spotkania wewnętrznej struktury zarządzającej CMRev zwanej Kopułą. Tam snute są plany podboju polskiej sceny, podboju brutalnego i bezlitosnego, bo taka jest przecież rewolucja. A rewolucja wymaga ofiar. Kilku już poległo w ciemnicy Feanora. Pierwszy był Adamle, później Dogbert, Henkel i wielu innych... Nikt nie wie kto będzie następny. Ale każdy wie, że następni będą... i to niedługo! Czas kolejnej Wielkiej Ofiary biegnie nieubłaganie, więc każdy stara się jak może, aby tylko uniknąć nieuniknionego. Nieszczęśni odchodzą w bólu i do fortecy Feanora powraca cisza, jego najwierniejsza kochanka...


Jendyk feat. Antoine De Raph & Feanor

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Najnowsze artykuły

Zobacz także

Wyszukiwarka

Reklama

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.