Fortuna I Liga
Ten manifest użytkownika MC_Mike przeczytało już 1046 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Na wstępie chcę przeprosić, że to kolejny prolog, których ostatnimi czasy pojawiło się jak grzybów po deszczu. No ale, że głupio mi tak zaczynać od końca nie mam wyboru - miłej lektury:
ROZDZIAŁ I
Kolejna upalna noc. Bezchmurne niebo, gwiazdy i księżyc. Wszystko to jak zwykle przyglądało się nocnemu życiu w Las Vegas. A to jak zwykle było jedna wielką grą. Grą świateł, cieni, dźwięków czy nawet zapachów. Gwar, szum i wszelakie hałasy tworzyły wspaniałą mieszankę słuchową, natomiast te wszystkie światła, neony i lampy dbały o to, by oczy również oddawały do mózgu bodźce podziwu. Każdy człowiek, który był świadkiem i zarazem pewną małą częścią tego widowiska, nie mógł przejść obojętnie wobec takiego przedstawienia. O nie. Choć hazard i adrenalina były głównymi pobódkami, skłaniającymi do przyjazdu do Vegas, to każdy po prostu każdy musiał choć na sekundę zatrzymać się, wciągnąć haust rześkiego, nocnego powietrza i dać się ponieść tej atmosferze. Kiedy już przesycił wszystkie swe zmysły tą magią, mógł z czystym sumieniem udać się do jednego z kasyn by stracić lub pomnożyć swój majątek.
W „krwawej łasicy”, popularnym lokalu, który swą popularność zawdzięczał dość oryginalnej nazwie, wszystko wyglądało jak w każdą inną noc. Wszyscy jednoręcy bandyci byli oblegani przez naiwnych ludzi, którzy wciąż wierzyli, że tym razem się uda. Stoły do ruletki i pokera cieszyły się niemniejszym powodzeniem. Dodatkowo wokół nich zbierał się tłum gapiów, którzy prawdopodobnie podniecali się hazardem, lecz nie mieli na tyle odwagi, by postawić na szali swe własne pieniądze. W rogach sali stały stoliki, między którymi regularnie kursowały kelnerki, odziane w skąpe stroje. Każda miała wielką tace, na której podawane były gościom przeróżne trunki od whisky, przez wódkę po koniak. W prawym rogu stał tylko jeden stolik. Był on zawsze przeznaczony dla gości bardziej wyjątkowych i o grubszych portfelach. To że kogoś stać było na to kasyno wcale nie znaczyło, że będzie go stać na stolik, a zwłaszcza ten. Tym razem był on zajęty i to o dziwo przez jednego człowieka. Był to mężczyzna o czarnych włosach, zielonych oczach i dość szczupłej sylwetce, ubrany w jeansy, czarny t-shirt i ciemną marynarkę. Siedział rozwalony na kanapie, w charakterystycznej pozycji amerykańskiej czwórki. W dłoni trzymał szklaneczkę z alkoholowym napojem, a kilka innych pustych, stojących przed nim szklanek, zdradzało, że baluje już tu od dłuższego czasu. Od czasu do czasu ktoś próbował się dosiąść jednak mężczyzna odganiał go szybkim ruchem ręki. Wszystko wskazywało, że na kogoś czeka. Co 15 min niecierpliwie spoglądał na zegarek i po każdym spojrzeniu cicho klnał pod nosem i sączył kolejny łyk trunku. Po kolejnym któryś tam z kolei łyku wyciągnął telefon:
- Tak słucham?
- …
-Przy telefonie.
-…
- Że co proszę, jak to?
-…
- Ok. poczekam, tylko się pospiesz, bo to nie może czekać!
-…
- Dobra. Czekam – zamknął klapkę w swoim telefonie i pociągnął kolejny, tym razem głębszy łyk. Po jego minie, która z wyrazu obojętnego, lekko zdenerwowanego czekaniem człowieka zmieniła się w pełną obawy twarz człowieka, który wciąż nie wierzył w to co usłyszał. Dopił i zawołał:
- Kelner! Jeszcze raz to samo!
***
- Przeklęta pogoda! – wrzeszczał sam do siebie mężczyzna, biegnący przez strugi deszczu. W istocie miał rację, pogoda był paskudna – lało, grzmiało i wiało. Wiatr złowieszczo hulał w koronach drzew, a gęste opady ograniczały widoczność do czubka własnego nosa. Raz po raz ten cały mrok przecinała błyskawica i grzmot. Mimo tak ohydnej nocy facet biegł dalej przed siebie, zasłaniając swą marynarką głowę. Wpadł raz po raz w każdą kałużę, jednak mimo tego ani raz się nie zatrzymał.
- Że też akurat dziś musiałem zapomnieć tych cholernych kluczy! I to w taką pogodę! – mężczyzna jeszcze chwile klnął pod nosem w biegu, gdy nagle zatrzymał się. Szybko odwrócił się przez ramię i chwilę spoglądał w dal, prężąc oczy, by jakimś sposobem przebić się przez ten deszcz. Nagle zauważył jakiś ruch w oddali:
- Hallo! Przepraszam jest tam kto?! – krzyczał jednak odpowiedziały mu tylko kolejne krople deszcze hukające o chodnik i ulicę. Krzyknął jeszcze raz i znów to samo. Machnął więc dłonią i dalej zaczął biec przez deszcz. Przebiegł dwie uliczki, kiedy niespodziewanie upadł. Wpadł w sam środek kałuży. Czuł, że leży w wodzie, jednak nic nie widział, bo przy upadku gdzieś upadły mu okulary. Gorączkowo zaczął obmacywać chodnik kawałek po kawałku. Mrużył przy tym oczy, by choć trochę powiększyć swoje pole widzenia. Niestety nic z tego. Nagle poczuł, że coś przygniotło mu rękę i poczuł miażdżący ból. Krzyknął.
- Witaj Władek! Nie masz c krzyczeć – nikt cię nie usłyszy – nagle usłyszał głos dochodzący znad jego głowy – kopę lat się nie widzieliśmy, więc pozwól, że godnie się przywitamy!
Mężczyzna próbował podnieść głowę jednak nie zdążył. Potężne uderzenie powaliło go powtórnie na chodnik.
- Dobra chłopaki! Bierzemy go! – jeszcze raz dało się słyszeć tajemniczy głos. Po trzydziestu sekundach na chodniku zostały jedynie zbite okulary i mała, rozmywająca się już kałuża krwi.
***
W Łasicy dochodziła pierwsza w nocy. Całe kasyno tętniło życiem. Nikt nie wybierał się do domu. Muzyka grała w najlepsze, a ludzie wciąż uprawiali hazard. Na stoliku w rogu ilość szklanek podwoiła się. Mężczyzna siedzący przy tym stoliku wyglądał już na lekko znudzonego i podpitego. Jednak kiedy w drzwiach pojawił się nowy gość – niski brunet w czarnym garniturze – od razu otrzeźwiał, wskazał barmanowi, by ten nalał jeszcze raz to samo, ale tym razem dwie porcje i przywołał faceta w drzwiach jednym gestem ręki.
- Witaj Mike – przywitał się grzecznie nowoprzybyły
- Siadaj Scott – mężczyzna podał mu dłoń i wskazał miejsce na kanapie – więc mów co tak pilnego musisz mi zakomunikować w środku nocy? – zaczął Mike
- Słuchaj powiem krótko: Czerwona klepsydra. – i wręczył mu dość grubą kopertę
- Czerwona klepsydra? – powtórzył z niedowierzaniem – nie mów, że wrócili? Przecież rozbiliśmy ich doszczętnie w latach 90. Nie ma takiej możliwości!
- A jednak. Wrócili i to od razu z hukiem. Już wczoraj odnaleźliśmy trzy ciała naszych agentów, którzy zajmowali się rozbijaniem Klepsydry – zrobił krótką przerwę i kontynuował – widocznie jest to jakiś akt odwetu za nasze operacje sprzed lat – spuścił oczy
- Skurczybyki! Musimy coś zrobić! – Mike walnął ze złości w stół – macie już jakiś plan?
W tym momencie oczy drugiego mężczyzny rozpromieniły się, jakby czekał na to właśnie pytanie:
- Mamy i Ty jesteś jego częścią. Terroryści ścigają naszych na całym świecie. Niewiadomo skąd mają informacje kto gdzie mieszka. Tak więc udasz się do swej ojczyzny i tam pod jakaś przykrywką dostaniesz zadanie rozpracowania grupy działającej na tym terenie.
- Znaczy się wracam do Kanady? – zapytał z niedowierzaniem
- Nie, kierunek Twój to Polska!
- Że co proszę?! Nigdy tam nie byłem, a obywatelstwo mam po ojcu. To nie ma sensu!
- Nie dywaguj nad sensem tej misji tylko szybko jedź się pakuj, Twój samolot odlatuje za godzinę. A i jeszcze jedno. Na lotnisku wypatruj człowieka z kartką: „ Mike Janik – nowy trener Korony Kielce”
- Że co proszę?! – krzyknął zdziwiony Mike
- Nie proś tylko leć! – gestem ręki nakazał mu Scott, po czym ten drugi opuścił lokal. Mike nie wiedział jeszcze co czeka go w kraju jego ojców…
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Dbaj o harmonię |
---|
Aby osiągać sukcesy, niezbędna jest dobra atmosfera w szatni. Za nastroje zawodników odpowiadają ich morale oraz statusy, a narzędzie do utrzymywania harmonii w zespole stanowi interakcja z piłkarzami - drużynowa i indywidualna. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ