Było słoneczne, letnie przedpołudnie w
2005 roku. Po zatrzymaniu dziesięcioletniego Forda Fiesty na parkingu i otworzeniu drzwi pasażera, szybkim i równym krokiem udałem się w kierunku sklepu komputerowego
„Relax”. Cel miałem ustalony już dużo wcześniej. Po pojawieniu się w klimatyzowanym pomieszczeniu od razu dostrzegłem to, na co czekałem od dłuższego czasu –
Championship Manager 5. Tak, to właśnie ta gra miała już za moment dołączyć do mojej cennej kolekcji. Po dość długiej przygodzie z
Ligą Polską Manager byłem przekonany, że od tej chwili to właśnie ten manager stanie się mym najnowszym pożeraczem czasu. Pamiętam jeszcze ostrzeżenie sprzedawczyni, która przypomniała mi, że w tej grze to nie ja będę „
sterował tymi kulkami, tylko komputer”. Zdawałem sobie z tego sprawę bardzo dobrze. Po sfinalizowaniu transakcji przez sponsora (czyt. mamę) czym prędzej popędziliśmy do domu. Instalacja, wybór lig, tworzenie gry i… pierwsze rozczarowanie – nie mogłem poprowadzić żadnej reprezentacji. No cóż, trzeba poprowadzić kogoś innego. Chwila namysłu… i już za moment stałem się dumnym menedżerem
FC Porto, o którym wówczas było bardzo głośno. Pierwszy sezon, pierwszy tydzień, pierwsze mistrzostwo – w pamięci zapadł mi jeden gracz,
Tressor Moreno, którego sprowadzałem później do każdej prowadzonej przeze mnie drużyny. Napastnik - „przekozak”, zawsze król strzelców kupowany do mojego klubu za śmieszne pieniądze. Po tym, gdy zarządzanie ówczesnym triumfatorem Champions League postanowiłem poszukać szczęścia także w innym kraju. Po kilkudziesięciu minutach czekania na utworzenie gry,
Krystian Grzelak został nowym trenerem
Manchesteru United. O ile pamięć mnie nie myli poszło z górki – sukcesy podobne do tych odnoszonych w Portugalii. Triumfy osiągane w wirtualnym świecie motywowały mnie do pracy także na tym rzeczywistym boisku. A jak prawdziwa piłka, to i prawdziwe buty piłkarskie. Poprzednie korki niestety nie nadawały się już do użytku – stopa rośnie, buty już niestety nie. Zaraz, zaraz… Pewnie stukacie się teraz w głowę zastanawiając, jaki związek z Football Managerem ma historia moich butów. Ano ma, i to dość duży. W celu zakupienia nowego obuwia udałem się, wraz z rodzicami, do jednego z warszawskich centów handlowych -
„Arkadii”. Po przechadzce między różnorakimi działami w EMPIKU, moją uwagę przykuła spora półka z grami komputerowymi. Mój wzrok od razu zaczął błądzić po okładkach sportowych gier, które mogłyby zasilić moją kolekcję. Zatrzymał się dopiero na napisie
„Manager”,
„Football Manager”. Już chwilę po zerknięciu na tylną część pudełka zauroczyłem się pierwszą z wersji FM-a. Od razu wiedziałem, że muszę ją mieć. W momencie zaczęły się prośby i błagania rodziców o zakup wypatrzonej gry. Oczyma wyobraźni już ustalałem skład
reprezentacji Polski na sparing z Holandią i finalizowałem transfer Thierry’ego Henry’ego do
FC Barcelony. Mimo negatywnego nastawienia na początku do mojej propozycji udało się w końcu przekonać rodziców do zakupu i już po 20 minutach stałem się dumnym posiadaczem
Football Managera 2005. Po powrocie do domu FM zajął miejsce na moim dysku i na długi czas stał się moim kompanem podczas wakacyjnych wieczorów…
Tak można w dość obszernym skrócie podsumować moje początki z serią Sports Interactive. Później był FM 2006, 2007 i 2008, który do dzisiaj dostarcza mi sporo pozytywnych, jak i negatywnych wrażeń. Gra w każdą z wyżej wymienionych wersji FM-a obfitowała w skrajne emocje. Były chwile, gdy nawet w kościele planowałem transfery do klubu. Zdarzały się także okresy, kiedy przez kilka tygodni nie odpalałem FM-a. Wtedy ulubioną grę zdradzałem dla FIFY, PES-a, GTA albo na przykład
Mini Racing Online, który kojarzy mi się wyjątkowo pozytywnie, ale o tym później. W międzyczasie zajmowałem się także przeszukiwaniem Internetu w celu wyszperania informacji na temat Football Managera. Pierwszą stroną, na jaką trafiłem, było
Centrum Championship Managera. Wydaje mi się, że na site’cie dominował błękit, a prawostronne menu było źle wyświetlane. Pewnego razu, całkiem przez przypadek, natknąłem się na karierę
BARTOSH!-a, który o dziwo prowadził ten sam klub co ja – Celtic Glasgow. Zafascynowany stylem pisania Revolucjonisty postanowiłem stworzyć swoją pierwszą (i jak na razie jedyną) karierę! Udałem się na odkryte wcześniej
Championship Manager Forum (
znane jako CMF – red.), które dotychczas odpychało mnie swoim chaosem wśród karier, a to właśnie one były celem moich poszukiwań. Dział Kariery, nowy temat, kopiuj-wklej tekst przygotowany wcześniej w Wordzie, ładne formatowanie, nadanie tytułu i… voila! Zostałem autorem opowiadania o tytule
„W świecie kasy, mafii, korupcji, czyli Xavi Moreno w Celticu G”.
Byłem przekonany, że tym dziełem podbiję cały FM-owski świat! Niestety rzeczywistość była inna – dziś już wiem, jak fatalny twór stworzyłem, choć wtedy, jako zbuntowany dwunastolatek, nie mogłem zrozumieć, dlaczego nie zbieram tylu komentarzy, ile zdobywał
BARTOSH! czy
Profesor. Zresztą sami się przekonajcie, jakie były moje początki jako scenowego pisarza –
moja premierowa publikacja na polskiej scenie CM/FM. Później był pierwszy ban na forum i wyłączenie się z aktywności na Scenie (z wyjątkiem CMF). I tak prowadziłem spokojny forumowy żywot przeplatany z grą w FM-a.
Nastał jednak
październik 2007, nowy rok szkolny i długie jesienne wieczory. Nadal codziennie zaglądałem na forum. Pewnego wieczoru natrafiłem na temat o wspomnianej wcześniej grze –
Mini Racing Online. Zajrzałem na ostatnią stronę, a moim oczom ukazało się ogłoszenie
Żyłka o poszukiwaniu ludzi do
forumowej ligi MRO. Po znalezieniu partnera do zespołu, którym został
Lotokot (były redaktor FMSite) zgłosiłem się do tego projektu. Warto nadmienić, że szło mi wyjątkowo dobrze – już w połowie sezonu byłem pewien mistrzostwa. Wtedy też dostałem ofertę, od której wszystko się zaczęło. Po jednym z wyścigów na Gadu-Gadu odezwał się redaktor naczelny podupadłego serwisu
FCMC. Już początek rozmowy wskazywał na to, że tym razem nie chodzi o sprawy związane z Mini Racing Online. Okazało się, że
Żyłek oferuje mi „pracę” na nowym
Football & Championship Manager Center, które wówczas było w fazie tworzenia. Muszę przyznać, że do dnia dzisiejszego nie mam pojęcia, czemu postawił właśnie na mnie. Jednak to właśnie jemu zawdzięczam to, że w błyskawicznym tempie znalazłem się na najlepszej stronie o Football Managerze w sieci – gdyby nie jego propozycja, dziś pewnie nadal od czasu do czasu napisałbym na
CMF w temacie o
Legii albo
Barcelonie. Wracając jednak do przygody z
FCMC. Dzień po złożeniu oferty postanowiłem ją przyjąć. Dwa tygodnie później dostałem dostęp do redakcyjnego forum strony i dość szybko zyskałem mocną pozycję w redakcji. Podczas gdy start strony ciągle się przeciągał, ja wraz z
Pavulonem działaliśmy w najlepsze – wyrabialiśmy 200% normy. W międzyczasie do redakcji nowego FCMC werbowałem kolejnych redaktorów:
Vetra, Sk8tera, Anderwaliusa, jasonxa, Sila i innych. Dodatkową motywacją było też to, że naszą młodą ekipę postanowił wzmocnić stary wyga i jeden z najpopularniejszych scenowiczów,
Henkel. Jak się później okazało nie na długo. Po wyeliminowaniu jednych problemów, pojawiały się inne. Redakcja znużona oczekiwaniem na stronę zaczęła tracić motywację – w końcu nikt nie chciał tworzyć do tak zwanej „szuflady”. Mijały dni, tygodnie, miesiące… Po listopadzie nastał grudzień, później styczeń, luty i w końcu marzec. Początkowe podekscytowanie projektem minęło. Nie miałem już ochoty czekać. Punktem kulminacyjnym okazało się
odejście Henkela, który zdecydował się po kilku latach wrócić na
CM Revolution. Razem z Pavulonem uznaliśmy, że nic nie trzyma nas już na FCMC i
18 marca, dzień po urodzinach CM Rev, rozpoczęliśmy z nimi negocjacje. Tego samego dnia odbyła się również premiera
nFCMC, która tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że coś jest nie tak. Po pierwszych rozmowach z Henkelem wszystko wskazywało na to, że z transferu na oficjalną stronę nic nie będzie, a ja wezmę długi urlop od Sceny. Sytuacja zmieniła się jednak diametralnie następnego dnia, po rozmowie z
Wicepremierem Rewolucji – trzeba przyznać, że
A. De Raph posiada wyjątkowy dar przekonywania. Dnia
19 marca 2008 roku oficjalnie dołączyłem do redakcji
CM Revolution – zostałem opiekunem działu
„Fileplanet” i
„Suflera”. Ponadto dostałem możliwość swobodnego pisania newsów. Z biegiem czasu mogę stwierdzić, że przystanie na warunki
CM Rev to moja najlepsza decyzja w scenowej historii, nawet biorąc pod uwagę to, że gdybym nie zdecydował się opuścić FCMC, byłbym tam dziś zastępcą redaktora naczelnego. Nie żałuję pomimo tego, że do dnia dzisiejszego odczuwam do tej witryny wielki sentyment…
Dzisiaj jestem szczęśliwy, że mogę należeć do grona osób, którzy dostali szansę zaistnienia w szeregach
Revolucji. Cieszy mnie także to, że udało mi się to pomimo mojego wieku, którego na początku, powiem szczerze, wstydziłem się. Teraz uważam to za powód do dumy – bycie najmłodszym revolucjonistą (być może i w historii) to wielkie wyróżnienie. Gdyby ktokolwiek powiedział mi jeszcze rok temu, że dziś będę w tym miejscu. Zapewne uśmiechnąłbym się tylko i stwierdził, że to nierealne, a jednak…
Marzenia się spełniają, serio…
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ