W finałowym dwumeczu Copa Libertadores pomiędzy Fluminense a Americą lepsi okazali się Meksykanie.
Nasi pogromcy - Nacional - dostali się aż do półfinału, gdzie polegli z Fluminense. Toczyliśmy z nimi bardzo wyrównaną walkę, więc zastanawiałem się, czy to ten puchar jest tak słaby, czy po prostu Urugwajczycy mieli sporo szczęścia.
Jako że sezon zbliżał się już wielkimi krokami, na szybko zmontowałem kilka zespołów do sparingowych potyczek. Na początek dwa argentyńskie średniaki, a później tournee po Meksyku. To jedyne co mogłem zorganizować na 15 dni.
Zanim jednak przyszedł czas na mecze kontrolne, rozpoczęło się okienko transferowe. Rozpoczęło się dość niespodziewanie, bo poza wcześniej zapowiadanymi piłkarzami Arsenal zasilili także Juan Jose Morales i... Kily Gonzalez! O ile to pierwsze nazwisko może nie rzucało na kolana, o tyle Kily to uznana w piłkarskim światku firma.
Jego przyjście było równoznaczne z odejściem Andrizziego, który zresztą nie miał zapału do gry u nas i już od dłuższego czasu narzekał na wszystko, na co się dało.
Za obu nie zapłaciłem ani grosza, choć przyjście Moralesa okupiłem stratą Gandolfiego (Colon dorzuciło jeszcze 2,2 mln). Moim zdaniem wymiana była dla nas bardzo, bardzo korzystna - zobaczcie sami:
Po transferach, jakich dokonałem, asystent zmienił zdanie o naszym zespole. Oczywiście na lepsze. Dziwiło mnie tylko to, że za zmiennika Bernacchii uważał nie Assmanna, tylko... Ivancicha i nalegał, bym wzmocnił się jeszcze jednym bramkarzem.
Jeszcze przed okresem przygotowawczym kontuzji, być może wykluczającej z gry w pierwszych meczach sezonu, doznał Herrera. Płaczu nie było, bo boki obrony zabezpieczyliśmy skutecznie kupując Serrizuelę i Domingueza.
Na dodatek na początku lipca wstrząsnął nami (choć ten wstrząs wisiał w powietrzu już przez kilka miesięcy) Leguizamon, prosząc o wystawienie na listę transferową. Oferty opiewające na mniej niż 7 milionów mogły mi posłużyć co najwyżej jako podpałka w kominku, o czym sam zainteresowany dobrze wiedział. Zdawał sobie także sprawę z tego, że za tak nieskutecznego snajpera nikt przy zdrowych zmysłach takich pieniędzy nie wyłoży. Podobnie rzecz miała się z Martinezem wracającym z Tigre, który wbrew moim wcześniejszym przemyśleniom nie mieścił się w pierwszej drużynie. Chętnych na obu było mimo wszystko sporo, toteż cena stopniowo wzrastała.
Andrizzi, o którym już wcześniej pisałem, zasilił paragwajskie Cerro Porteno za okrągły milion złotych. Jak na jego wiek i umiejętności była to przyzwoita suma. Przy okazji doszedłem do wniosku, że również Carrera powinien szukać nowego pracodawcy.
Cała zawierucha związana z kupnem i sprzedażą pochłonęła mnie tak, że prawie zapomniałem o pierwszym sparingu z Tiro Federal. Spotkanie potraktowałem bardzo ulgowo, w każdej połowie zagrało po 11 zupełnie innych graczy. Wygraliśmy 2:1, a pierwszego gola dla klubu w nowym sezonie strzelił Amilton. Kolejny mecz z Quilmes to zwycięstwo 3:1, jednak to beniaminek Primera A miał przewagę. Fantastyczne dwie asysty zaliczył Kily.
Tuż po tych dwóch spotkaniach oferty kupna Leguizamona sparaliżowały pracę mojej sekretarki i biurowego faksu. Łącznie dostaliśmy około dwudziestu propozycji (lepszych i gorszych), z których po wstępnej selekcji ostało się jedynie sześć, z czego pięć przyjął mój niezastąpiony prezes. Były to oferty w granicach 9 milionów, choć przydarzyła się także sześciomilionowa próba Racingu, którą zarząd zaakceptował chyba zbyt pochopnie. Mimo wszystko podświadomie czułem, że Luciano wybierze jedną z ofert europejskich klubów (miał do wyboru Lille, Dynamo i FK Moskwa, a także Hannover).
Tournee po Meksyku rozpoczęliśmy dość udanie, bo w starciu z faworyzowanym Cruz Azul gola straciliśmy dopiero w 92. minucie. Przez cały mecz mieliśmy przewagę, jednak szaleńczy atak w końcówce przyniósł gospodarzom upragniony remis. Dla nas trafienie zaliczył Baez, ponadto kolejny raz świetnie zagrał Gonzalez.
Niestety (chociaż właściwie to wcale się tym nie przejąłem), moje przeczucie było błędne i Leguizamon zasilił ekipę Monterrey. Jest chyba tylko jedna osoba, która wie, czemu dokonał takiego wyboru. Ale to już nie moja broszka, ja dostałem 9 milionów do kieszeni i 40% udziału w kolejnym transferze gnuśnego Argentyńczyka. Tego samego dnia za 1,4 miliona odszedł Carrera. To wszystko spowodowało, że do wykorzystania na transfery miałem już 7 milionów... a miało być jeszcze więcej, bo Lille zaproponowało za Martineza drugie tyle! Pieniędzmi jednak nie zaprzątałem sobie głowy, bo nikogo już kupować nie zamierzałem.
Na mecz z Chivas nie trzeba było nikogo dodatkowo motywować, wszak to właśnie piłkarze z Guadalajary bardzo dotkliwie rozprawili się z nami w ostatniej edycji CL. Mecz rozstrzygnął się już w pierwszym kwadransie, po którym gospodarze prowadzili 2:1 i tego prowadzenia nie oddali do końca. Ja jednak byłem bardzo zadowolony z naszej gry. Gdyby nie fakt, że zapomniałem o rozmowie motywacyjnej w przerwie (czwarty raz na cztery sparingi...), to mogłoby być inaczej.
Klubowy fizjoterapeuta po meczu poinformował mnie, że Kily przez miesiąc nie powącha piłki, bo naciągnął ścięgno podkolanowe. Sezon jeszcze się nie zaczął, a niebiosa już zsyłają na nas plagi kontuzji?! Na szczęście wcześniej niż planowaliśmy wykurował się Herrera i będzie można go spróbować na lewym skrzydle.
Zatrważające było to, że formalnie za 2 tygodnie rozpocząć miał się sezon, a ja wciąż nie znałem terminarza. Ktoś w centrali chyba mocno sobie przysnął. Średnio przyjemnie byłoby grać pierwszy mecz ligowy zaraz po ostatnim sparingu, a i na taką okoliczność musiałem być gotów.
Tymczasem ni stąd, ni zowąd Atlante złożyło za Mosquerę ofertę o łącznej wartości ponad 8 mln. Podczas negocjacji celowo trochę przeszarżowałem myśląc, że Meksykanie odpuszczą, ale nic z tych rzeczy. Z jednej strony nie w smak było mi rozmontowywać całą zeszłosezonową obronę, z drugiej jednak musiałem przecież zwolnić jakoś miejsce dla obcokrajowców. Postanowiłem więc wyciągnąć ile się da od Duisburga i Hannoveru, którzy również byli nim zainteresowani, choć ośmioma milionami na pewno bym nie wzgardził.
Nadspodziewanie szybko Leguizamon dostał okazję gry przeciw swojemu byłemu klubowi. W meczu Arsenal - Monterrey był jednym z wyróżniających się na boisku zawodników. Jednak, podobnie jak za czasów gry w Buenos, nie był w stanie znaleźć sposobu na bramkarza rywali. U nas świetną partię rozgrywał Amilton - zdobywca dwóch goli, w tym jednego niesłusznie nieuznanego. Pojedyncze błędy w końcówce zadecydowały o naszej porażce 3:2. Szkoda, bo była to już druga taka nieszczęśliwa przegrana z rzędu. Cieszyła jednak dobra gra zawodników w zespole nowych - wyżej wymienionego Amiltona, a także Rojasa i Serrizueli.
W ostatniej sparingowej grze nie uczestniczył już praktycznie sprzedany do Atlante Mosquera. Po raz kolejny przegraliśmy, znów 2:1. Tym razem jednak byłem bardzo zadowolony ze współpracy skrzydłowych z napastnikami. Szkoda, że na boisku nie może przebywać naraz jedenastu Comingesów, bo ułatwiłoby to nam rozgrywkę...
Okres przygotowawczy kończymy więc w średnio dobrych nastrojach.
Biorąc pod uwagę, że wygraliśmy, z kim wygrać musieliśmy, i podjęliśmy walkę z lepszymi rywalami, to nie było wcale tak źle. Początek sezonu mimo wszystko nie zapowiadał się zbyt kolorowo.
Na dwa dni przed zakończeniem okienka transferowego Mosquera podpisał w końcu kontrakt z Atlante. Jak można było się spodziewać, ponad 50% z ośmiu milionów powędrowało w ręce... no właśnie - nie wiadomo kogo. W każdym razie nie zostały one przelane na nasz fundusz transferowy. Zaraz po tym rozwiązaliśmy kontrakty z kilkoma nic nieznaczącymi juniorami, których dotychczasowe postępy były niezadowalające.
Wszyscy gracze, którzy przyszli bądź odeszli w tym oknie:
Nie ma co ukrywać - świetnie się spisałem ;). Pusta skromność tutaj akurat nie ma prawa bytu, jestem bardzo szczęśliwy z tego, co udało mi się zrobić. Z moich szybkich obliczeń wynika, że zarobiłem ponad 150 razy więcej, niż wydałem. Póki co największym zaskoczeniem była postawa Amiltona. Miał być jedynie rezerwowym, ale dotychczasowe mecze pokazały, że ma dużo większe ambicje. Był jeden gracz, którego nabyłem chyba trochę na wyrost (Rojas), ale z drugiej strony większa rywalizacja o miejsce w składzie powinna wyjść wszystkim na dobre.
W końcu doczekaliśmy się terminarza (na początek Gimniasia (LP), Newell's Old Boys i Central), a razem z nim podsumowania minionego roku. Wcale nie zdziwił mnie fakt, że zostaliśmy uznani za największe rozczarowanie sezonu. Jedynymi naszymi graczami, których wyróżniono, byli Calde (król strzelców) i Baez (transfer sezonu). Jako że do pierwszego meczu pozostawało mi jeszcze 8 dni, zdecydowałem, że rozegramy sparing z rezerwami. Nikt nie narzekał na przygotowanie kondycyjne, ale chciałem wykrystalizować sobie sytuację przed zbliżającym się sezonem, choć kilka pozycji w głowie miałem już obsadzonych.
Niezwykle przyjemną informację przed tym spotkaniem przekazał mi prezes. Mianowicie w związku ze świetną kondycją finansową klubu, zarząd postanowił rozbudować bazę treningową! Walczyłem o to od połowy zeszłego sezonu - w sytuacji, jaką mieliśmy wówczas, nie mogło być innej odpowiedzi niż odmowna, ale po takim zastrzyku gotówki, jaki ostatnio dostaliśmy, okazało się to możliwe. Sam mecz był nudny jak flaki z olejem. Już w 38. sekundzie gola zdobył Amilton i, jak można było się spodziewać, obraz meczu nie zmienił się do jego końca. Wygraliśmy pewnie 5:0, jednak bardzo nieszczęśliwie straciliśmy Baeza, który jeszcze w pierwszej połowie doznał kontuzji. Ostrzegałem przed meczem, by wszyscy uważali na kości kolegów. Ach, ten latynoski charakterek... Dzięki Bogu Baez wypadł ze składu tylko na tydzień, jednak nie będzie go na inauguracji.
A oto skład, z jakim przyszło nam przystąpić do Apertury:
W bramce póki co pewniakiem pozostawał Bernacchia. Obrona to Serrizuela, Herrera, Vizcarrondo i Baez. W pomocy widziałem Arce, Comingesa, Ale i Gallardo, zaś w ataku Amiltona (przekonał mnie do siebie sparingami) i Calderona bądź Orellanę.
Sen z powiek spędzała mi informacja asystenta o tym, że nasz nowy gwiazdor, Amilton, nie czuł się w klubie najlepiej. Ciekaw byłem, jak by się prezentował przy optymalnym samopoczuciu. Ważne, że nie chciał odchodzić, przynajmniej nie robił niepotrzebnych „kwasów” w drużynie.
Menedżer Gimnasii na przedmeczowej konferencji przyznał, że Calderon będzie największym zagrożeniem. Podzielałem jego opinię, pod warunkiem... że Calde w ogóle pojawi się na boisku. Sam zainteresowany przejawiał ogromną chęć strzelenia kilku goli na starcie sezonu, ale ja miałem wątpliwości co do jego przygotowania motorycznego. Na gospodarzy potrzebowałem ruchliwych snajperów, by już od początku zaskoczyć ich obronę. Ostatecznie do Amiltona dołączył Fabian, a że w składzie może być tylko 4 obcokrajowców, to Rojas i Herrera zostali w Buenos. Zaczęło się bardzo nieprzyjemnie, bo już w 15. minucie przegrywaliśmy 1:0. Chacon wykorzystał fatalne nieporozumienie defensorów i skierował piłkę obok bezradnego Bernacchii. Do przerwy bez zmian. Nudą wiało w każdym zakątku stadionu. Po zmianie stron graliśmy jeszcze bardziej niedokładnie niż w pierwszych czterdziestu pięciu minutach. Dużo wiatru robili Zapata i Cominges, ale na nic się to zdało. Po raz kolejny rozpoczynamy od porażki. Graliśmy nieźle, ale beznadziejnie nieskutecznie. Właściwie to nic nowego.
Taka postawa zespołu zmobilizowała mnie do kilku roszad w składzie. Z Newell's nie zagrali Orellana i Herrera. Już na początku sezonu limit obcokrajowców strasznie dawał mi się we znaki. Miejsce w składzie stracił m.in. kontuzjowany dotychczas Baez. Już w pierwszych sekundach strzałem z dystansu publiczność zelektryzował Gallardo, uderzył jednak minimalnie niecelnie. Potem przez dłuższy czas nic się nie działo, wszelkie próby przeciskania się środkiem pełzły na niczym. Pierwsza połowa była kalką tego, co oglądaliśmy w inauguracyjnej kolejce. Rwana, nic nie przynosząca gra z obu stron. Widowisko trochę się rozkręciło dopiero od 80. minuty, kiedy to seryjnie wrzucane przez gości w nasze pole karne piłki wybijali obrońcy bądź Bernacchia. Odgryźliśmy się jedynie w 90. minucie, kiedy to po zagraniu Rojasa ze spalonego gola zdobył Calderon. Było sporo protestów, jednak gołym okiem było widać, że nasz doświadczony snajper znajdował się ofsajdzie. Kolejny nudny mecz przyniósł nam jeden punkt, a mnie martwiło to, że nie zdobyliśmy jeszcze gola, choć napastników mieliśmy przecież klasowych.
Bramki w naszym wykonaniu kibice nie ujrzeli również w kolejnym meczu z Central. Na szczęście po stronie naszych rywali w rubryce „gole” również widniało zero. Dwa punkty w trzech meczach - niewesoło. Humory miała poprawić konfrontacja z Racingiem. Swoją gotowość do gry zadeklarował w przeddzień spotkania Kily, jednak był jeszcze poza rytmem meczowym i nie chciałem ryzykować kolejnego urazu.
Pierwsza połowa nie zapisała się niczym specjalnym w mojej pamięci. Wiało nudą, a nasza początkowa przewaga w końcówce została zniwelowana przez gości. Co ciekawe, druga część była wierną kopią poprzedniczki. Strzałów dużo, ale emocji jak na lekarstwo. Dziwnie symetryczny mecz. Ja zaś bardziej przejmowałem się tym, jak uchronić się w budzie dla rezerwowych przed okropnie porywistym wiatrem, aniżeli poczynaniami swoich graczy.
Po czterech kolejkach pozostawaliśmy jedynym zespołem, który nie zdobył gola. Z drugiej strony byliśmy również jedną z niewielu ekip, której przeciwnicy strzelili tylko jedną bramkę. Żelazna obrona i brak ataku. Tak po prawdzie to tylko połowa tego stworzonego przeze mnie frazeologizmu była prawdziwa, zapewne domyślacie się która.
"Independiente nie miało dotychczas najlepszych wspomnień ze spotkań z Arsenalem. Wierzę, że jesteśmy w stanie tę passę podtrzymać. Chłopcy wiedzą, o co grają. Ostatnio może nie było zbyt kolorowo, co widać dobitnie w tabeli, jednak ciężko pracowaliśmy na treningach na zmianę takiego stanu rzeczy. Przedsezonowe treningi siłowe i taktyczne dały skutek w postaci tylko jednego straconego dotychczas gola. Najwyższy czas, by wykazali się snajperzy." - tak odpowiedziałem na pytanie urodziwej dziennikarki z miejscowej gazety o nastroje w naszej szatni przed zbliżającym się wyjazdowym meczem. Nawiązałem do poprzednich potyczek obu klubów nie bez przyczyny. Wygraliśmy oba zeszłosezonowe spotkania z sześcioma golami na plusie i jedynie trzema na minusie.
Pewnikiem było to, że po raz kolejny nie wystąpi Herrera. Nie miał okazji jeszcze zaprezentować się w tej Aperturze, bo większość czasu spędzał na zgrupowaniach reprezentacji, z których niestety nie dało się go ściągnąć. Planowałem za to debiut rekonwalescenta, Gonzaleza, który w środku miał zagrać wraz z Gallardo. Do ataku wrócił także nieoglądany od dawien dawna Orellana, lecz nie spodziewałem się po nim żadnych fajerwerków - grał, żeby potem nie jęczał, że nie daję mu szans.
Z serii, o których pisałem, udało się przedłużyć jedną - dalej nie strzeliliśmy bramki w lidze. Gospodarze z kolei zdobyli takową jedną i zasłużenie wygrali. Choć zasłużenie to może za duże słowo, bo żaden zespół nie powinien otrzymać trzech „oczek” po takim widowisku. Niedługo chyba zacznę przedstawiać Wam wiersze mojego autorstwa, bo ciekawostek z boiska nie da się opisywać. Tam po prostu nic się nie dzieje! Graliśmy niczym reprezentacja Kanady w trzeciej tercji finału hokejowych MŚ. Żadnego ruchu z przodu.
Okrutną mizerię, jaką prezentowali wszyscy piłkarze, miała zmienić potyczka z beniaminkiem z Union. Union zajmowało wszakże przed meczem z nami przedostatnie 19. miejsce. Jednak w tamtym czasie nie miałem pewności, czy pokonalibyśmy nawet drużynę złożoną ze śpiewających kelnerów. Postanowiłem wprowadzić małe zmiany w reżimie treningowym, choć wiedziałem, że to nie w tym tak naprawdę leżał problem. Od kilku(nastu) spotkań nie mogłem odnaleźć odpowiedzi na pytanie: jak ustawić drużynę? Duży wpływ na taką a nie inną postawę miał pewnie także fakt, że kilku graczy przybyło do nas przed sezonem i jeszcze nie wpasowało się w nasz styl gry (jeśli o czymś takim można było w ogóle mówić). Środek pomocy w opinii wielu ekspertów mieliśmy na poziomie takich ekip jak Boca czy River. Na nic się to jednak zdawało, gdy w każdym meczu na boisko wychodziła praktycznie inna druga linia. Póki co jedyną rzeczą, która pozwalała zarządowi trzymać mnie dalej na stanowisku, była bajeczna sytuacja finansowa. Należeliśmy do najbogatszych klubów na kontynencie!
Pieniądze jednak nie grały roli, gdy szło o honor piłkarzy i trenera. Ultraofensywne ustawienie, daleko wysunięci boczni obrońcy - ten mecz trzeba było wygrać! Niby chcieć znaczy móc, jednak bardzo zwątpiłem w te słowa, gdy już w 8. minucie Morales po minięciu bramkarza gości trafił w zewnętrzną część słupka. Chyba Colon wysłało mi nie tego zawodnika, który miał przyjść w rozliczeniu za Gandolfiego. Poruszał się z gracją słonia, a w polu karnym najbardziej jak to możliwe utrudniał sobie sytuację, by w końcu przestrzelić. Nakazałem chłopakom starannie omijać go podaniami i nasza gra zaczęła wyglądać coraz lepiej. W 35. minucie po prostopadłym podaniu Arce do piłki dopadł Amilton i upadł w polu karnym. Arbiter wskazał na wapno. Do piłki podszedł Serrizuela i nie bez problemu pokonał golkipera Union. Nieważne jak, ważne że w końcu zdobyliśmy gola! Z prowadzenia cieszyliśmy się jednak tylko dziewięć minut, bo tuż przed przerwą jedna z niewielu kontr gości zakończyła się golem Jose Feo. Bramka do szatni nie wpłynęła znacząco na obraz gry w drugiej połowie. Nadal przeważaliśmy, jednak brakowało postawienia kropki nad „i”. Kolejny mecz bez zwycięstwa, na osłodę pozostaje nam bramka nr 1 w sezonie.
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić! |
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich! |
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera. |
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny. |
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie! |
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj! |
403 online, w tym 0 zalogowanych, 403 gości, 0 ukrytych
Urodziny obchodzą dziś:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ