Informacje o blogu

Przywrócić dawny blask...

Węgry

sezon 2009

Ten manifest użytkownika matti91 przeczytało już 3100 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Debiut30.12.2009 21:34, @matti91

1

8 lipca 2009, godzina 7:00, czekam na samolot do Budapesztu w hali odlotów na warszawskim Okęciu. Lęcę właściwie podpisać tylko kontrakt z WZPN-em, nie mam pojęcia co będę dalej robił. Zostać na Węgrzech, czy wrócić do Polski? Właściwie mógłbym zostać, obejrzałbym kilku zawodników w akcji, poznałbym paru Węgrów, może jakąś ładną Węgierkę... kurczę, cały czas zapominam, że nie znam węgierskiego. Przecież w tym ich języku Polska zaczyna się na literę L, jakiś nienormalny ten kraj, jeszcze tam ani razu nie byłem, a już mi się nie podoba...

Na takich mniej więcej przemyśleniach minęło mi oczekiwanie na spóźniony o 2 godziny samolot do stolicy mojej "nowej ojczyzny". O godzinie 11:45 byłem już na lotnisku w Budapeszcie, byłem lekko zagubiony, nie wiedziałem, w którą stronę się udać. Podszedłem do informacji, zacząłem po niemiecku tłumaczyć, że jestem nowym selekcjonerem reprezentacji Węgier, chciałbym dostać się jakoś do siedziby WZPN-u. Pan z okienka dziwnie się na mnie patrzył. "Sind Sie neue Hungarian National Mannschaft Trainer?" - pytał z niedowierzaniem. W tym momencie zdziwienie ogarnęło również mnie. Co to? Ludzie nic nie wiedzą o mojej nominacji na selekcjonera ich reprezentacji? Mocno zmieszany poszedłem do drugiego okienka i zapytałem tylko o ulicę, przy której znajduje się siedziba WZPN-u.

Dopiero po godzinie dotarłem do upragnionego miejsca, wszedłem do budynku, pan ochroniarz zaczął coś do mnie mówić... tylko co? Zapytałem kulturalnie o możliwość rozmowy po niemiecku, bo to właściwie jedyny obcy język, w którym potrafię biegle się porozumiewać. Tym razem to pan ochroniarz mnie nie rozumiał, ale szybko zawołał jakąś panią, którą wreszcie mogłem zrozumieć. Po wytłumaczeniu kim jestem, przeprosiła mnie za kłopot i zaprosiła do środka. Okazało się, że to ja pomyliłem daty, ponieważ oficjalne podpisanie kontraktu miało nastąpić jutro, ale pani zapewniała mnie, że nie ma z tym najmniejszego problemu, bo kontrakt jest już gotowy i o ile tylko prezes się zgodzi, to mogę go dzisiaj podpisać. Wszedłem do gabinetu prezesa Istvana Kistelekiego, który był zaskoczony moją obecnością. Okazało się, że chociaż on biegle mówi po niemiecku i z nim mogłem spokojnie porozmawiać na temat Węgier i mojej przyszłości w tym kraju. Cały czas dręczyło mnie pytanie "Dlaczego mężczyzna na lotnisku nie rozpoznał mnie i mnie wyśmiał?". Prezes wytłumaczył mi, że media jeszcze nie dowiedziały się o wyborze nowego selekcjonera, czekają z tym do dnia jutrzejszego. Po tej rozmowie wszystko potoczyło się szybko, podpisanie kontraktu, spacer po Budapeszcie, nocleg w hotelu, rano konferencja prasowa, a na niej spore zdziwienia dziennikarzy, ale zaakceptowali mnie oni dosyć szybko. Po konferencji trochę wolnego czasu, który spędziłem w hotelu na oglądaniu nagrań ze spotkań Węgier z kilku poprzednich lat. Wieczorem natomiast czekał na mnie mały bankiet powitalny w siedzibie WZPN-u. I znów te nieustające pytania o przyszłość kadry. "Ludzie, przecież ja znam tylko Babosa z Waszych zawodników, na wszystko przyjdzie czas, spokojnie" - myślałem.

Następne dni upłynęły mi na poznawaniu węgierskich zawodników i trenerów. Postanowiłem także, że w sztabie szkoleniowym pozostaną ci sami ludzie, którzy za byli "panowania" Koemana. A co do piłkarzy - nazwiska wszystkich ciekawszych zawodników starałem się notować, ale było to bardzo ciężkie, dlatego bardzo często w moim notesie pojawiał się numer zawodnika z kolorem koszulki w jakiej grał. Później ustalałem jego personalia z moim asystentem. Tak minął mi pierwszy miesiąc na Węgrzech. 6 sierpnia ogłosiłem skład na mecz z Rumunami:
Powołana

Nie było to jednak zwykłe spotkanie. Mecze Węgrów z Rumunami mają taki wymiar jak spotkania Polaków, czy Anglików z Niemcami.
12 sierpnia, tuż przed samym meczem poczułem lekki stresik, ale wiedziałem, że wszystko będzie dobrze, "Musi być!" - powtarzałem sobie co chwila.
Na konferencji prasowej trochę się rozgadałem, o dziwo, ale to normalne, to taka moja mała reakcja na stres. O 20:38 po przekazaniu już wszystkich wiadomości moim podopiecznym, wykrzyczałem jedynie: "Ihr musst das gewinnen!". Nawet nie wiedziałem wtedy, czy jest to gramatyczne, ważne było to co widziałem na ich twarzach - zrozumienie i wolę walki. Godzina 20:42 - wychodzimy na płytę boiska, Na 30-tysięczny stadion Ferenca Puszkasza przyszło "zaledwie" 20 tysięcy widzów. Zdałem sobie sprawę, że kibice trochę mi nie ufają, ale właśnie od tego są takie spotkania, aby zyskać ich szacunek i uznanie na ładnych kilka miesięcy. Na początek hymny, które strasznie mi się dłużyły, stałem jak wryty patrząc na Gabora Babosa, w którym pokładałem największe nadzieje i wyobrażałem sobie przebieg zbliżającego się spotkania.

Pierwszy gwizdek sędziego, zaczynamy: Rudolf, Torghelle, Juhasz, Buzsaky na lewo do Badora, ten po prostej do Halmosiego. Podanie do środka do Torghele, ten ściąga na siebie uwagę obrońców 15-metrowym rajdem, oddaje piłkę na lewo do Halmosiego, ten biegnie kolejne 15 metrów, dośrodkowuje w pole karne, tam jest Czvitkovits i... JEEEST!!! 1:0 dla Węgrów! Coś nieprawdopodonego, to było jak sen, gol w 24. sekundzie. Później kilka składnych akcji Rumunów, ale świetnie w bramce zachowywał się Babos. 7 minuta... znów atak Węgrów, znów lewa strona, dośrodkowanie Halmosiego, wybijają obrońcy na 30 metr od bramki, ale tam znajduje się Buzsaky i jest 2:0. Lepszego poczatku nie mogłem sobie wymarzyć. Do 15 minuty atakowali jeszcze Rumuni, ale za każdym razem świetnie bronił Gabor Babos. Następne 30 minut to gra głównie w środku pola.

W przerwie postanowiłem zmienić dwóch, zupełnie niewidocznych napastników oraz jednego pomocnika. W 47 minucie Roland Juhasz przepięknym strzałem z 20 metrów podwyższył prowadzenie na 3:0. "Jest dobrze, o to chodziło" - pomyślałem. To mnie trochę rozluźniło, a także chyba lekko piłkarzy, bo w 68. minucie Adrian Mutu po dośrodkowaniu Rata dał bramkę Rumunom. Jeszcze przed tą akcją podjąłem decyzję o tym, że za Babosa wejdzie Kiraly. W tym momencie zacząłem drżeć o wynik, modliłem się tylko, aby dowieźć ten wynik do końca. Nie udało się, w 81. minucie bramkę kontaktową strzelił Dacian Varga. Na szczęście moi zawodnicy do końca grali już ze stuprocentową koncentracją, jeszcze w doliczonym czasie gry węgierski napastnik Tamas Priskin miał okazję na podwyższenie wyniku, ale jej nie wykorzystał.

Ostatecznie Węgry-Rumunia 3-2. Po spotkaniu poczułem ogromną ulgę, usłyszałem skandowanie mojego nazwiska przez kibiców węgierskich, nie mogłem doczekać się już kolejnych spotkań węgierskiej jedenastki.

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Reklama

Szukaj nas w sieci

Zobacz także

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.