Informacje o blogu

Blog Ceyvola

Ten manifest użytkownika Ceyvol przeczytało już 2201 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Kac reprezentacyjny06.09.2009 16:12, @Ceyvol

1

Tak, wiem. Manifesty podsumowujące reprezentacyjne potyczki pojawiają się na łamach CM Rev wielokrotnie, jedne bywają krótsze, inne trochę dłuższe… W skrajnych przypadkach zdarza się nawet, że pogrążeni w żałobie narodowej kibice nie są w stanie wydusić z siebie nic konstruktywnego. Tak jak po wczorajszym spotkaniu z Irlandczykami.

Nie wiem, co przeciętny kibic mógłby w takim manifeście napisać – tradycyjnie wystawić noty piłkarzom, skrytykować tego i tamtego, może podejść do tematu bardziej optymistycznie i posłużyć się starą, kibicowską sentencją: „Jutro będzie lepiej”. To już zależy od punktu widzenia.

No właśnie… Tylko czym w ogóle jest ten punkt widzenia? Czymś, czego – jak zaobserwowałem na trybunach Stadionu Śląskiego – zwykły kibic, zasiadający przed telewizorem z puszką piwa w reku i paczką tanich chipsów na stole nie ma w zasadzie wcale. Owszem, są i tacy, którzy bacznie obserwując poczynania zawodników na ekranie potrafią obiektywnie ocenić ich faktyczną dyspozycję. Ale zapewniam Was, że to nigdy nie jest to samo. Ja tam byłem, widziałem wszystko na własne oczy i zdzierając gardło razem z pozostałymi czterdziestoma tysiącami widzów dopingowałem naszych chłopców. A nazajutrz, czytając przelewające się po Internecie komentarze na temat gry podopiecznych Leo Beenhakkera, nie rzadko tarzam się ze śmiechu po podłodze.

Nie wiem, czego oczekiwałem, przemierzając ponad 150 km z Sieradza do Chorzowa. Być może to ostatnia potyczka z Grekami nastawiła mnie tak optymistycznie przed zbliżającym się spotkaniem. Cała Polska liczyła zapewne na nowego idola – Ludovika Obraniaka, który debiutując w koszulce z orzełkiem na piersi zaskarbił sobie sympatię większość kibiców. Wydawało się, że gorzej zagrać nie możemy, francuz znów zaczaruje, a kadra pewnie zainkasuje trzy punkty. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała jednak owe nadzieje.

Zacznę stosunkowo nietypowo, bo od… tak proszę państwa, od Irlandii Północnej. Rywala, który ostatnie trzy spotkania na wyjeździe wygrał z Lichtensteinem, Maltą i San Marino. Futbolowi mocarze, co nie? Fakt ten, jeszcze wczoraj, przed 20:30 wydawał mi się co najmniej dziwny. Teraz już wiem, dlaczego tak słabo wyspiarze radzą sobie na obcym terenie.

Kiedy stałem w kolejce by odebrać swój bilet, znajdowałem się nieopodal wjazdu na zamkniętą dla obu reprezentacji część stadionu. I tak, zanim doczekaliśmy się przyjazdu Biało-Czerwonych, na horyzoncie pojawił się autokar gości. Pomimo przyciemnianych szyb, bardzo wyraźnie przyjrzałem się wszystkim twarzom. W ich oczach widziałem strach. Strach przed tłumami polskich kibiców, którzy widząc zawodników w zielonych dresach, zaczęli buczeć i gwizdać głośniej, niż w którymkolwiek momencie na samym stadionie. Już wtedy wiedziałem, że zespół ten jest spokojnie do ogrania.

Tylko ograć ich, musi mieć kto. A do grupy tej nie zaliczał się niestety żaden z naszych chłopców. Obserwując na żywo poczynania obu ekip, całość przypominała… No właśnie, nic nie przypominała.

Kto oglądał dzisiaj Cafe Futbol, słyszał zapewne Wojtka Kowalczyka mówiącego, że Irlandczycy postawili przed własną bramką autobus. Owszem, właśnie tak to wyglądało – żadnych konstruktywnych akcji, zero parcia do przodu, jedynie wrzutki z dupy, które zazwyczaj kończyły się lekką główką z linii pola karnego, nie zagrażającą w żaden sposób bramce, strzeżonej przez Artura Boruca.

A Polacy? Cóż, tutaj jestem zmuszony zacząć niestety tradycyjną wyliczankę. Wspomniany wyżej Boruc przy straconej bramce miał akurat niewiele do powiedzenia, jednak gdy w końcówce meczu odbił piłkę prosto pod nogi nabiegającego przed pustą wtedy bramkę Irlandczyka, cały stadion miał już ręce założone na głowę. I pewnie byśmy ten mecz przegrali, gdyby rywal się nie zamotał, a któryś z polaków nie wybił mu w ostatniej chwili piłki spod nóg. W każdym razie Arturowi brakuje od jakiegoś czasu kleju i prędzej czy później przyjdzie nam za to zapłacić.

Przyzwoicie zaprezentowali się za to stoperzy, którzy poza faktem, że nie byli w stanie przepchnąć żadnego rywala, czy to na biegi, czy w powietrzu, nie popełniali większych błędów w defensywie. Chociaż z drugiej strony, na pewno nie mieli też zbyt wielu okazji, żeby się solidnie wykazać – wspomniane przeze mnie wcześniej wrzutki z dupy lądowały najczęściej w rękawicach bramkarza, a rywale nie silili się w zasadzie na nic więcej.

Dużo gorzej wypadł nasz jedyny boczny obrońca, czyli Paweł Golański, który bez wsparcia Błaszczykowskiego jednym słowem nie istniał. Bo przecież po co dośrodkowywać, po co wychodzić komuś na pozycję, po co w ogóle się angażować? Widok truchtającego w okolicach środkowej linii boiska gracza Steauy irytował mnie niemiłosiernie, a spowodowane tym męczarnie borykającego się z dwójką Irlandczyków Kuby sprawiły, iż prawe skrzydło zostało zupełnie wyłączone z gry. Potem jeszcze słyszę narzekania dzieciaków na Błaszcza, że głupio się kiwa i traci piłki. Kiwa się, bo umie i ma do tego prawo! Gdyby wypracował w ten sposób jakąś bramkę, wszyscy uznaliby go za geniusza.

Osobną rubrykę poświęcę też Jackowi Krzynówkowi, pomocnikowi z krwi i kości! Najpierw zemściła się taktyka Leo, według której miałby on schodzić na skrzydło, zastępując biegającego po całym boisku Obraniaka – poszło jedno podanie, Krzynia zabrakło i Lafferty’ego nie miał już kto dogonić. Nie zapominajmy też, że Jacek miał jeszcze w końcówce piłkę meczową, gdy uderzając prawą nogą z linii pola karnego, posłał piłkę na drugie piętro. To już niestety nie jest ten sam, błyskotliwy piłkarz co kiedyś – a wystarczyłoby choć raz posłuchać dziennikarzy i postawić w końcu na Seweryna Gancarczyka.

Pomoc? Szkoda gadać. Ja rozumiem, że taki Roger chce zrobić różnicę, ale na Boga – nie dogrywa się kolegom prostopadłych piłek, mając przed sobą uliczkę na 15 metrów! Identyczną laurkę mógłbym wystawić Murawskiemu, po którym zupełnie nie było widać zaskakującej kreatywności w meczu z Grecją. Jedyne co gracz Rubina wczoraj zaprezentował, to nieustanne podania do najbliższych kolegów na boisku, może z jedną próbę dryblingu (nieudaną dodajmy) i kilka, w wyjątkowo frajerski sposób zmarnowanych pozycji do strzału. Chociaż ten ostatni postulat odnosi się w zasadzie do większości naszych reprezentantów, bo ile razy stadion ryczał „Strzelaj ku*wa!”, nawet nie zliczę.

Błaszczykowskiego już w zasadzie omówiłem, został więc Obraniak. I tak naprawdę świeżo upieczony Polak jest jedynym, którego nie potrafię ocenić. Za jego sprawą dwukrotnie gotowało się pod bramką Taylora – najpierw strzał z wolnego trafił w słupek, potem uderzenie z półwoleja wybił z linii bramkowej Evans. Z kolei, gdy zabierał się za rozgrywanie w środku pola, piłki tracił wręcz seryjnie. Nie wiem, czy to wina spuchniętej stopy (dwukrotnie utykał), czy błędnej koncepcji Beenhakkera (na lewym skrzydle wkręcał obrońców w ziemię), ale trochę szkoda, że z jego aktywności nie wyniknęło coś więcej.

Na temat Brożka nawet nie chce mi się pisać, bo chwilami zwyczajnie zapominałem o jego obecności na boisku. Zmiennicy również niewiele wnieśli do gry: Smolarek owszem, kombinował i cudował, ale gdy już dochodziło co do czego, piłka i tak wracała do Krzynówka. Lewandowski? Podanie, po którym padła bramka i w zasadzie nic poza tym. Szkoda, że Leo nie pokusił się o wprowadzenie Gancarczyka (nadzieja matką głupich), bo jego stałe fragmenty gry mogły by zagrozić Irlandczykom bardziej, niż bezowocne wrzutki Rogera.

Ale tak naprawdę, ojciec klęski, jaką był z pewnością wczorajszy remis jest tylko jeden. Mianowicie: Mariusz Lewandowski. Tak, zgadza się, ten sam, który dał nam w końcówce wyrównującą bramkę. Ludzie! Ten koleś przez 90 minut grał padakę! Przyjęcie piłeczki, obrocik, oddanie piłeczki… Raz truchcikiem, raz w ogóle stojąc… Gdy patrzyłem jak Mario spowalnia kolejne akcje i czeka na oklaski przy każdej pozycji do strzału, krew zalewała nie tylko mnie, a prawdopodobnie każdego znajdującego się na stadionie kibica. Jeśli mi nie dowierzacie, to zastanówcie się przez chwilę – mieliśmy w tym meczu  jakąś kontrę? Nie, bo wszystkie piłki przychodziły właśnie przez Lewego. A jemu nie śpieszyło się pod bramkę nawet w doliczonym czasie gry.

Nie mam nawet ochoty, żeby silić się na jakieś filozoficzne podsumowanie. Zagraliśmy słabo, w żółwim tempie i bez pomysłu na grę. Nie wygraliśmy i kropka. Możemy wierzyć w Leo, możemy wierzyć w Polską Myśl Szkoleniową™, ale jeżeli dalej będziemy grać w kartkę jak teraz, o Mundialu zwyczajnie zapomnijmy (i o meczach innych niż towarzyskie, przez kolejne 3 lata też).

Słowa kluczowe: publicystyka

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.