Ten manifest użytkownika Godman przeczytało już 1016 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Manifest, na którego link byliście uprzejmi kliknąć, a który dodatkowo (mam wielką nadzieję) będziecie uprzejmi przeczytać, jest odpowiedzią na artykuł o oszukiwaniu, jaki dziś przeczytałem w Newsach Rewolucji. Chciałem rozwinąć myśl autora na tyle, że byłoby nietaktem pisać to jako komentarz. W skrócie moja odpowiedź na pytanie umieszczone w temacie brzmi jednoznacznie: NIE! Dlaczego? To nie takie proste...
Żeby dobrze zobrazować moje obecne podejście do gier komputerowych (w zasadzie do FMa, bo w nic innego już nie gram), cofnę się do roku 1996, kiedy to dostałem swój pierwszy komputer, i kiedy na owym komputerze pojawiły się pierwsze gry. Blood, Fifa 96 oraz 97, Test Drive Off Road. Kilka innych. Wkrótce kuzyn pożyczył mi sławnego Quake'a. I pokazał zło… w postaci opcji God-mode. Ależ fajnie się grało - szło się, i na wiele różnych sposobów pozbawiało przeciwników ich wirtualnego życia. Mogłem ich zastrzelić, spalić, zaciukać toporkiem, wysadzić w powietrze. Frajda na całego. Ukończenie gry zajęło mi trochę czasu, ale… było przecież nieuchronne. Przy odpowiedniej ilości czasu nawet moja babcia mogłaby to zrobić. Wtedy oczywiście nie zdawałem sobie z tego sprawy. God-mode było fajne, gra ciekawa i wymagająca, a ukończenie - niewątpliwym sukcesem. Kiedyś nieopatrznie pochwaliłem się owym wielkim osiągnięciem koledze, który mi szczerze pogratulował… a następnie wyśmiał, dowiedziawszy się o stosowaniu „dopingu” dla mojego strzelca. „To nie jest gra, tylko klikadło!” - usłyszałem. Jakie klikadło? „Stary, idziesz, klikasz, idziesz dalej, klikasz, idziesz dalej, koniec gry!”. Jeszcze wtedy wmawiałem sobie, że on nie ma racji...
Moja ambicja nie zgodziła się jednak, abym te drwiny ze strony koleżki pozostawił bez reakcji. Oczywiście nie przyznałem się do tego („ja gram tylko dla strzelania”), ale następnego dnia włączyłem Quake’a jeszcze raz. Odpaliłem pierwszy level, i nie używając sterydów ruszyłem w bój. Po kilku chwilach dało się słyszeć dochodzący z mojego pokoju wrzask:
- O Kuźwa! Oni strzelają! Zaraz zginę!
- Ja Pier**lę, a czemu ja nie mogę strzelać? Coś się popsuło! …a nie, amunicja się skończyła. To ona może się skończyć? Gdzie jakaś apteczka?
- Load? Jaki load? Czemu LOAD? I czemu cofnęło mnie do początku levelu? To niesprawiedliwe! Znowu mam zabijać tych samych? Ten etap jest nie do przejścia!
Mimo, iż ta sama gra bez wspomagania na początku wydawała mi się bez sensu, za trudna, i dla prawdziwych zwyroli - to po kilku chwilach mój organizm napełnił się sporą ilością adrenaliny. Och jak mi było dobrze, jak... dumnie! Rozwaliłem ich, a oni nie rozwalili mnie! I nie dlatego, że nie mogli - JA byłem LEPSZY! Trzeba było nauczyć się strzelać, unikać granatów, oszczędzać amunicję, skradać się, czasem atakować z furią. Kluczowe słowo - nauczyć się! Przejście pierwszego poziomu trudności sprawiło mi znacznie więcej satysfakcji i radości niż przejście całej gry na nieśmiertelnym, a samo granie pompowało w moje żyły słodką adrenalinę bezustannie. To było TO!
Jakiś czas później nastąpiła rewolucja – dostałem CM3 (chwalmy ten dzień). Wtedy uważałem, że nic lepszego, niż FSM, czy USM2 nie może się już zdarzyć, dlatego nawet ogólnonarodowa euforia (pierwsze zwycięstwa Małysza) nie mogła mnie oderwać od monitora. A potem zaczęła się gra, i okazało się, że CM - o niebo lepszy od innych gier - jest też sporo trudniejszy. Sol Campbell, grający wtedy dla Tottenhamu, byłby znakomitym wzmocnieniem dla mojego MU. Wartość - 5M funtów. W innych grach dawało się te 5, ewentualnie 6, i było po sprawie. Tu daję 20 - i nic! Jak to? Jakiś błąd! Przecież jest warty PIĘĆ! Zdesperowany chęcią posiadania znakomitych zawodników zrobiłem rzecz następującą (a wstydzę sie tego do dziś): dodałem kilku managerów, objąłem nimi kilka czołowych drużyn. Tym sposobem pozbyłem się ze składu Yorke’a, Cole’a, Butt’a i kilku innych, za te same pieniądze ściągając Campbella, Cannavaro, Tottiego, Kluiverta, Anelkę, Seedorfa... I tu kolejny raz inny znajomy (ten, który obdarował mnie CMem), stwierdził, że to jest niehonorowe, i on tak grać nie będzie. Mało tego - mega skład, który stworzyłem, wcale nie gwarantował wyników, bo nie wygrywałem każdego kolejnego meczu, mimo posiadania olbrzymiego potencjału. Ale grało się łatwo - i nudno. Zacząłem więc od nowa…
Od tej pory uprawiałem co jakiś czas tuning zawodników/klubów/lig (przed grą, nigdy w trakcie). Nigdy jednak nie ułatwiało mi to gry, bo edytowałem np. PA Rooney’a, kiedy ten był jeszcze zawodnikiem Evertonu, a grałem Man Utd. Ostatnim zawodnikiem, jakiego ulepszyłem przed rozpoczęciem był Maciek Korzym, ale sam rozpocząłem grę Wisłą Kraków. W pewnym momencie uznałem, że lekko przegiąłem, bo Legia z Korzymem na ataku była nie do pokonania. Na szczęście po 5 latach gry w Legii przeszedł do Wisły na zasadzie wolnego transferu. Czy ułatwiłem sobie grę? Chyba nie, bo nie dość, że musiałem się nagimnastykować, aby wyprzedzać doładowaną Legię, to jeszcze Korzyma trudniej (i drożej, w sensie pensji) było zatrudnić.
Od zeszłorocznej edycji, czyli FM 2009 nie ingerowałem w żaden sposób w grę - nie włączyłem edytora (nawet po to, żeby zobaczyć jak wygląda). Gienek skaut? Tak naprawdę z cmrev dowiedziałem się, co to jest. O FMRTE słyszałem wcześniej, ale… co to za zabawa? To po cholerę ja po całym świecie szukam najlepszych trenerów? Po co ściągam starszych piłkarzy, którzy mają wprowadzać młodych do zawodu poprzez mentoring? Po co namawiam tychże najbardziej doświadczonych, aby zostali trenerami? Czemu nie kupię sobie nowego, lepszego skrzydłowego, tylko proszę, aby Zarząd (w swym majestacie) był łaskaw wpompować kasę w system szkolenia i treningu?
Ale to jeszcze nic. Po co w takim razie w ogóle przejmować się pieniędzmi, skoro Dobry Wujek FMRTE da mi tyle, ile będę chciał? Czy jest sens negocjować z innymi klubami? Przecież można dać im tyle, ile chcą, a swoich oddawać za darmo - i tak kasy mi nie zabraknie. W wielu FPP można było wpisać Unlimited Ammo. Okazuje się, że w FMie można zrobić to samo. Zero emocji podczas gry, zero radości, kiedy uda się kupić wymarzonego gracza za 5, a nie 10 baniek, tak jak chciał jego klub.
Ale to dalej nic! Pojawiają się w zespole corocznie młodzi adepci sztuki. Dla mnie jest to chyba najfajniejszy moment sezonu. Zawsze czytam, kogo asystent uważa za najlepszego, i obejrzenie jego profilu zostawiam sobie na koniec. Na deser. Jakie to fantastyczne uczucie, kiedy kolejni oglądani przeze mnie piłkarze już wyglądają na przyszłe gwiazdy, a przecież najlepszy jeszcze przede mną! Cóż, ów deser czasem jest tylko nagrodą pocieszenia, jeśli pozostałe żółtodzioby prezentują się marnie. A czasem nawet deser potrafi być lekko gorzki. Ale cóż – nie przejmuję się tym, tylko zabieram do roboty. Czyli do czego konkretnie? DO ROBOTY!! – krzyczę. Wzmocnić szkółkę, zatrudnić lepszych trenerów! Więcej pracować! I oby następny nabór był lepszy. Ale przecież – nie jestem jedynym klubem na świecie, który ma wychowanków. W tym samym dniu rozpoczynam nalot moich skautów na najlepsze kluby mojej (i nie tylko) ligi, sam szperam i oglądam tych piłkarzy, których staty choć trochę prześwitują przez maskę. W Polsce prawie co roku gdzieś tam rodzi się „ten jeden”. Tylko czy ja go znajdę? Pomiędzy kilkunastoma, kilkudziesięcioma innymi, wyglądającymi w miarę podobnie? To się okaże. Ja decyduję, kogo kupimy, a jeśli się nie pomylę – to będzie mój wielki sukces. I ogromna radość, bo znów miałem nosa, znów miałem rację! A ten, który za grosze mi go sprzedał niech żałuje, niech szlocha nad swoją niewiedzą, i marnością tego świata (a zwłaszcza swoich trenerów). A gdzie podzieje się ta radość, kiedy jedna cyferka od razu mi powie, na co ich wszystkich stać?
Wysyłam skauta… ten obnaża atrybuty wybranych przeze mnie młodziaków, i przynosi raport. „Ten się nada, ten też, ten będzie super, a ten czwarty – nie nadaje się”. A ja, nie wiedząc co to PA, CA, edytor i inne badziewia/dobrodziejstwa, mogę z radością, czystym sumieniem i satysfakcją powiedzieć „Panie Skaucie Mietku – gówno prawda! Ten czwarty będzie gwiazdą, a tamci trzej będą za nim ręcznik nosić – razem! Weź Pan te swoje raporty, i idź się doszkolić, bo z Pana jest dupa, muł bagienny, a nie fachowiec!” Mogę? Jasne, że mogę, to ja jestem manago, i to ja będę decydował. A jeśli będę miał rację – tym większa moja duma! A jeśli przyjdzie Skaut Gienek, i powie mi: „Panie Godman, ten ludek ma PA 90” – to z czym ja mogę dyskutować? Wszystkie emocje, które przeżyłbym w trakcie następnych kilku sezonów umykają w mniej niż sekundę. Powołania, pierwsze bramki, uznanie w mediach, miłość kibiców, stawanie się Legendą Klubu (albo brak tego wszystkiego) – tego nie ma. A na pewno nie ma z tego żadnej radości, bo od dawna wiemy, czy tak się stanie, czy nie. To tak, jakbym miał się wybrać w podróż w nieznane (która zapowiada się świetnie), a samochód by mi nie odpalił. Pstryk – i po zawodach. Wycieczka zakończona, kilometrów zero.
Czy sprawdzenie tylko PA zawodników to już wspomaganie? Dla mnie tak, bo już wiesz, że temu koledze możesz podziękować, a innego będziesz pielęgnował. Nie ma miejsca na pomyłkę. Ściągnięta z netu taktyka? OK, może być skuteczna, ale co zrobić, kiedy zaczną przegrywać? Co zmienić, skoro nie umiem taktyki sam układać? Czy to wszystko, to jest oszukiwanie? Chyba nie, bo kogo się oszukuje? Komputer? Przecież on się za to nie obrazi. Oszustwo jest dopiero wtedy, kiedy używamy dopalaczy, a na forum piszemy co innego. Ale na tym też nikt nie traci – możemy ewentualnie zyskać uznanie (jeśli się nie wyda, inaczej biada i żenada). Kogo więc oszukujemy? Wychodzi na to, że nikogo, mamy po prostu taki styl grania, i tyle. Jeśli komuś to odpowiada – czemu nie? Każdy ma prawo grać, jak mu wygodnie i przyjemnie!
Pamiętajmy jednak, ze człowiek jest na tyle skomplikowany, ze zawsze jest kogo oszukać – bo zawsze możemy oszukiwać samych siebie. A przed tym stanowczo przestrzegam!
Osobiście namawiam do czystej gry (tak, tak, do czystej czasem też :)) – na początku może być trudniej, ale...
zwycięstwo smakuje wspaniale!
PS. Gratuluje tym, którzy czytają to PS – znaczy się, że dotrwaliście do końca :)
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Scout = dobry taktyk? |
---|
Wyznaczając scouta do obserwacji następnego rywala, zwracaj uwagę na wartość atrybutu Wiedza taktyczna. Dzięki temu będzie on w stanie trafnie zasugerować rodzaj treningu przedmeczowego oraz proponowane ustawienie. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ