Dziś pragnę Wam zaproponować wpis bez jednego konkretnego tematu, ale za to z wieloma wątkami pomniejszymi. Nietrudno się domyślić, że będzie on dotyczył mojego ulubionego tematu, a więc... (fanfary)... Legii Warszawa!

Niechże się ten sezon już zakończy, błagam! Absolutnie nieudany i przegrany przez zespół z Łazienkowskiej czas to tylko kwintesencja nieudanej przygody Jana Urbana z "Wojskowymi". Zwycięstwa nad największymi przeciwnikami przeplatane z hańbiącymi wpadkami z drużynami zdecydowanie gorszymi stały się znakiem rozpoznawczym szkoleniowca młodego pokolenia. Na niewiele zdało się też wskoczenie Stefana Białasa w pomarańczowe wdzianko udekorowane tętniącym dumą napisem "RATOWNIK". Nie uratował. Niestety. A miał kilka szans - nie jeden raz już wyciągał dłoń, już rzucał ratunkowe koło. Jednak bezskutecznie. Legia utonęła. Utonęła w przeciętności, marazmie i nędzy polskiej piłki. Nie dane było jej dane wykorzystać nadarzających się okazji do nawiązania kontaktu z Wisłą i Lechem. Zawsze czegoś zabrakło - a to szczęścia, a to woli walki, a to umiejętności. Wskoczenia na piedestał nie będzie - nadzieje na to ostatecznie legły w gruzach po potyczce z Ruchem w Chorzowie, z którego to legioniści wrócili na tarczy. Teraz nadrzędnym i niewątpliwie ciężkim do wywalczenia celem będzie awans do eliminacji Ligi Europejskiej. Szanse na to diametralnie zmalały, kiedy Pogoń Szczecin pokonała w półfinale Pucharu Polski wspomnianych wcześniej "Niebieskich" - gdyby Ruch wygrał te rozgrywki, do osiągnięcia minimum wystarczyłoby zajęcie czwartego miejsca. Dzisiaj musimystanąć na podium. Bez względu na wszystko inne.

Milowy krok do tego "sukcesu" (sukcesu? phi!) Legia mogłaby wykonać już jutro, pokonując przy Łazienkowskiej 3 aktualnego Mistrza Polski i lidera tabeli. Kogo? Każdy wie, że już jutro w Warszawie stawi się krakowska Wisła, aby udowodnić całemu kraju, że ich dwuletnia ligowa dominacja to nie przypadek. "Biała Gwiazda" zdaje sobie jednak sprawę, że po ostatniej porażce z Koroną Kielce tytuł wymyka im się z rąk i ewentualna wpadka w stolicy bardzo oddali ich od ostatecznego triumfu. "Wojskowi" natomiast podejdą do meczu na luzie. Jak zresztą mogłoby być inaczej, skoro kilku zawodników z podstawowej jedenastki po sezonie żegna się z klubem, a zachowanie trybun podczas meczu można porównać do tego z Gliwic czy Wodzisławia (nie umniejszając, rzecz jasna, fanom zespołów z tych miast). Ten luz może sprawić, że zagrają tak, jakby nie mieli nic do stracenia, co - przy kilku fenomenalnych interwencjach Janka Muchy - skończy się zwycięstwem nad Wisłą i dobrym nastrojem w drużynie przed ostatnimi meczami sezonu. Ja przed tym spotkaniem jestem dziwnie spokojny. Nie rozpiera mnie podniecenie, emocje albo atmosfera. Ot tak, mecz jak każdy inny. Fajnie będzie zobaczyć krakowian pierwszy raz na żywo. W dodatku w fatalnych humorach po porażce z odwiecznym rywalem.

Tutaj już miałem rozpoczynać kolejny akapit tej notki, potem kolejny. I jeszcze jeden. Zdałem sobie jednak sprawę, że wówczas znacznie zniechęciłbym Was do zapoznania się z treścią tego artykułu, bowiem ze świecą szukać dziś amatorów długich tekstów z mnogością tematów w swojej treści. Dlatego w tym momencie zakończę swój wywód i już z tego miejsca zapraszam do kolejnego wpisu dotyczącego ostatnich, bieżących lub nadchodzących wydarzeń związanych z warszawską drużyną. Do zobaczenia (przeczytania?) wkrótce!