Informacje o blogu

Z notatnika drewniaka

Ten manifest użytkownika cammilly przeczytało już 1483 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Idę właśnie jedną z hiszpańskojęzycznych  dzielnic Eura City. Słońce świeci mi prosto w twarz, a ja zapomniałem okularów pomagających schronić się przed tą mocno grzejącą gwiazdą. Letnie poranki nastrajają do rozmyślań, takich nad wszystkim i niczym zarazem.

Podążam do siedziby klubu, by w ten zwykły dzień odbywać „niezwykłą" konsultację z Ivo, by posłuchać „niezwykłego" zrzędzenia prezesa Giorgi jaka ta nasza drużyna słaba mimo tylu wyrzuconych na nią euro. Idę z myślą, że wydarzyć może się coś niecodziennego. No bo w końcu może. Ktoś przyjdzie z nową dziewczyną, ktoś inny przyjedzie nowym samochodem. Wiem, sam siebie oszukuje, przecież to żadne nowości w dzisiejszym świecie. Ale trzeba żyć z przekonaniem oryginalności i niecodzienności, bo inaczej wszyscy pomrzemy z nudów i z zatroskania zwyczajnością.

Już jestem. Wchodzę do biura. Czeka na mnie asystent Fiorino. Zaraz zaraz, dlaczego on taki uśmiechnięty. Czyżby mu się syn urodził? Czyżby ocieliła mu się krowa? Za moment się dowiem.
- Witam Ivo, czemuś taki wesoły? Wygrałeś dziesięć milionów na loterii? Teściowa umarła? Co się stało?
- Nic z tych rzeczy Camillio. Chociaż kochanej mamusi dawno nie widziałem. Może to znak od niebios? - zaśmiał się mój świrnięty asystent.
- No więc o co chodzi? Możesz mi powiedzieć czy to jakaś wielka tajemnica?
- Już, spokojnie. Właśnie przyszło pismo z centrali. Dostaliśmy dodatkowe fundusze jako mistrz kraju na organizację letnich turniejów towarzyskich, obozów szkoleniowych oraz seminariów trenerskich. Dodatkowo wpadłem na znakomity pomysł.
- Jaki, jeśli oczywiście możesz mi powiedzieć, bo może to niespodzianka?
- No oczywiście, już mówię. Zorganizujemy wielki turniej dla uznanych marek europejskich. Zrobiłem już wstępne rozeznanie kto z obiecujących ekip z dobrymi szkoleniowcami jest dostępny. Pomyślałem sobie o turniejowej grupie w której znajdą się twoi Celtowie i moja Akademia Piłkarska. Oprócz nich wybrałem kilka drużyn polecanych w świecie futbolu jako te, które stworzą niezłą atmosferę i przyciągną dodatkowo tłumy widzów. - W tym momencie dostałem do ręki kartkę papieru z nazwami ekip mogących wystąpić w naszym turnieju. Wyglądała ciekawie.
- No dobrze, ale jak zachęcimy te ekipy do odwiedzenia naszego miasta i naszych obiektów?
- Normalnie. Masz przecież jeszcze jakieś kontakty w Polsce. Wykorzystaj je. Ja zajmę się resztą...
- No ok. To ja biorę te dwie - Tu wskazałem palcem na kartkę pokazując drużyny, które postaram się zbałamucić tak, by wzięły udział w tym przedsięwzięciu. - A ty postaraj zwabić, o te. Tą i tą.
- Ok, nie ma sprawy. Zaczynamy zabawę...
- No ja myślę. Tylko co powie na to stary?
- A co ma powiedzieć? Musi się zgodzić, nie ma wyjścia. - uśmiechnął się Fiorino, pomysłodawca całej zabawy, całego tego wariactwa...

Od razu ze swojego gabinetu udałem się na boisko treningowe, by spotkać się z chłopakami. Wydaję mi się, że tak dobrze obsadzony turniej będzie przydatny w dalszych przygotowaniach do sezonu, a moi podopieczni potrzebują mocnych przeciwników, by porządnie przygotować się do kolejnego roku, coraz silniejszej, Eura SuperLeague oraz do walki o Ligę Mistrzów. Przedpołudniowy trening, później obiad, basen lub siłownia jak kto woli, trening kondycyjny wieczorem i wszyscy zaczęli rozjeżdżać się do domów. Od jutra zaczynamy spinać poślady i przygotowywać się do turnieju z piekielnie mocnymi drużynami. Rano muszę wykonać pierwszy telefon do Polski...

***

Spraszanie gości rozpoczęło się od niejakiego Pete'a Zacha. Pensjonat „Pod  Leniwie Palącym się Zniczem". Gdzieś w pruszkowskich lasach, nieopodal drogi krajowej numer XXX69, pozycja 23 w Krajowym Rejestrze Dróg Niedokończonych na EURO 2012...

- Świta, czy nie świta? - mruknąłem do siebie z wielkim trudem otworzywszy jedno oko. - Świta... - westchnąłem ciężko i dokonałem ekwilibrystycznego czynu przerzucając swoją postać z pozycji horyzontalnej na bardziej jakby wertykalną. W tym momencie usłyszałem znaną i przez wszystkich znienawidzoną melodię. I pewien głos, co to śpiewa o tym, że słyszy głos, tak jakby anielski. Po krótkiej chwili dotarło do mnie iż córka moich dobrych znajomych bawiła się ostatnio moim telefonem. I widocznie namodziła w ustawieniach.
- I feel good - zanuciłem i wcisnąłem przycisk upaćkany wizerunkiem zielonej słuchawki.
- Halo, panie Zachi? - usłyszałem radosny głos.
- Częściowo.
- Jak to częściowo? - zaśpiewało zdziwienie.
- Częściowo gdyż połowa mnie jeszcze odsypia ciężką noc - pozwoliłem sobie na to żeby odrobinka irytacji wkradła się do mojego tonu. - A kto pyta?
- Cammilly z tej strony.
- A jak pani nazwisko?
- Pana nazwisko.
- Moje Zacharow - mruknąłem zdziwiony.
- Nie, nie - odezwała się męska nutka w głosie mojego rozmówcy. - Jestem mężczyzną.
- A szkoda - westchnąłem. - W czym mogę pomóc o tak cudnie wczesnej porze?
- Przepraszam że dzwonię o tak chamskiej godzinie, ale mam do pana sprawę wagi państwowej.
- Czy to również sprawa wzrostu państwowego? - zażartowałem.
- Nie, to nie ma nic wspólnego z ostatnimi wyborami prezydenckimi - zaśmiał się mój rozmówca. - Organizuję wielki turniej z atrakcyjnymi nagrodami i chciałem się dowiedzieć czy byłby pan tak uprzejmy i zgodziłby się pan...
- Coś pan mnie tu kręcisz, panie Cammilly.
- Nie, broń cię panie błogu, nic z tych rzeczy. Chodzi mi o to, że kompletujemy ekipę i chciałbym aby Pana zespół wystąpił i uatrakcyjnił swoim występem zmagania futbolistów. Z tego co wiem, w Pana timie występują również niezłe ciacha, co przyciągnie i płeć piękniejszą na trybuny... To jak, uraczy nas swoją obecnością pański Znicz?
- Przecież ja jeszcze żyję... Aaaa! - klepnąłem się w czoło. - No tak, moje grajki. Tak, jasne... Raczej nie mam nic naprzeciwko, wprost przeciwnie, jak to prawił pewien znany aktor w pewnym znanym filmie.
- Naprawdę? - Cammilly wyraźnie się ucieszył. - No to świetnie! W takim razie zabieram się za dopinanie szczegółów i pisanie artykułów reklamowych!
- Nie ma sprawy, jeśli nie obsmarujesz mnie pan w tych artykułach jak jakiegoś ogórca.
- Nie, nic z tych rzeczy - Cammilly roześmiał się serdecznie. - Bardzo się cieszę z pana zgody.
- A widzi pan. Zgoda buduje! - mruknąłem do milczącej już słuchawki. - Nawet się nie pożegnał, ogórek jeden...
Chwilę później zwijałem się z bólu leżąc na podłodze i przeklinając swoją głupotę, która to wczorajszej nocy uznała iż jedzenie bananów w łóżku i rozrzucanie ich skórek wokoło to bardzo zabawny pomysł...

 ***

Jedną drużynę mamy już załatwioną. Teraz jeszcze jedna i reszta należy do mojego asystenta. Muszę jeszcze wysłać faks do Warszawy...

W tym czasie mój asystent również nie próżnował. Kiedy ja rozmawiałem z rozleniwionym o poranku menadżerem Znicza Pruszków, on dzwonił kilkakrotnie do Zjednoczonego Królestwa, a konkretniej do głównej jego części czyli Anglii. Dopytywał się ze trzy razy prezesa najstarszego klubu na świecie czy ten ma ochotę, czy aby na pewno chce wystąpić w naszym turnieju. Za każdym razem ów prezes odpowiadał, że owszem, ale musi jeszcze przedyskutować tą kwestię z trenerem „Starożytnych". Wiem, że Ivo to perfekcjonista, ale tym razem lekko przesadził. W ten sposób mógł tylko zniechęcić The Ancients do przyjazdu na Eurę...

***

Tymczasem rozważania trenera Łabęckiego odsłona pierwsza i jedyna...

W ostatnich miesiącach nie byłem w najlepszych stosunkach z prezesem, lecz pewnego dnia wkraczając do mojego gabinetu wydawał się przyjaźniej nastawiony niż zawsze. Nie ukrywał długo powodów swojego dobrego humoru, nie zdążył zamknąć drzwi, gdy powiedział, że Sheffield zostało zaproszone na turniej zespołów uzdolnionych menedżerów i chętnie widziałby Starożytnych biorących udział w tym pucharze.
Oferta była kusząca, lecz miałem pewne wątpliwości. Były podyktowane bardzo napiętym terminarzem. Niższe ligi angielskie są bardzo męczące, rozgrywane jest mnóstwo spotkań nie tylko ligowych, ale i pucharowych. Prezes jednak zapewnił, że w razie zajścia jakiegokolwiek konfliktu spotkań zdoła zapewnić przełożenie meczów nachodzących na termin turnieju. Kontakty w FA, którymi szef się chwali, wreszcie mogą się przydać. Spojrzałem jeszcze na listę uczestników CM Revolution Users Tournament, którą przyniósł prezes. Znicz Pruszków, Gwardia Warszawa, Celtics Eura i akademia tego klubu oraz reprezentacja Włoch. Zastanowiłem się chwilę i stwierdzając, że Sheffield w tym gronie nie jest bez szans, przyjąłem zaproszenie. Pora rozpocząć przygotowania...

***

Przyszło potwierdzenie z Sheffield, że przyjadą do nas i wystąpią w turnieju. Wszystko idzie zgrabnie, pięknie. Ja wysłałem właśnie wspomniany wcześniej faks do Warszawy. Zobaczymy jaka będzie odpowiedź. Na wysłanej kartce papieru nie było może wielu informacji, ale znalazły się tam te najważniejsze. Mam nadzieję, że się zgodzą...

 ***

Piękny słoneczny dzień, Warszawa, gdzieś z dala od codziennego zgiełku...

Przy Racławickiej dzień jak co dzień. Treningi, gierki wewnętrzne, rozmowy z zawodnikami. Rogacowi znów musiałem tłumaczyć, że nogi nie służą do kopania innych zawodników. Nagle w kieszeni poczułem znajome wibracje, po chwili rozległa się również „Oda do Radości”. Wyjąłem swoją Nokię N95…hmmm…Prezes Gawor…a to ciekawe. Cóż miałem zrobić, od swojego pracodawcy telefon trzeba odebrać.

- Gilbert, przyjdź do mnie do gabinetu, jakiś dziwny faks do nas wpłynął.

 Udałem się czym prędzej do klubowego budynku. Natychmiast po wejściu do gabinetu Gawora, ten wręczył mi faks następującej treści:

 

MAMY ZASZCZYT ZAPROSIĆ KLUB GWARDIA WARSZAWA DO WZIĘCIA UDZIAŁU W JEDYNYM I NIEPOWTARZALNYM TURNIEJU

CM Revolution Users Team Tournament

Nic mniej, nic więcej, po prostu tyle. Ponieważ nie wiele mi to mówiło, skorzystałem w gabinecie Gawora z Internetu, trochę pogooglowałem…i aż mi szczęka opadła…Znicz Pruszków, Sheffield FC, Celtics Eura oraz reprezentacja Włoch. Brzmiało bardzo interesująco. Mogłem zrobić więc tylko jedno. Odesłałem odpowiedź:

GRAMY!!!

***

Wszystko idzie cudownie. Ja swoją robotę już odwaliłem. Gwardia odpowiedziała twierdząco i potwierdziła już przylot. W telewizji co chwila pojawiają się reklamy naszego turnieju, we wszystkich gazetach oraz na eurańskich stronach internetowych pełno artykułów, notek informacyjnych no i oczywiście zwykłych reklam mówiących o naszym turnieju. Na największych budowlach w mieście porozwieszano także banery z reklamami i konkretnymi datami kolejek spotkań.

Ach, zapomniałem. Zostało ustalone, że turniej będzie nosił nazwę naszego głównego sponsora. Nazwa może niezgrabna, długa, ale bardzo dźwięczna i zawierająca wszystko co potrzeba. CM Revolution Users Teams Tournament , tak to będzie brzmiało. Celtowie trenują aż miło, a Ivo z racji, że jest pół-Włochem, zajął się ściągnięciem ostatniego z uczestników turnieju.

 ***

Gdzieś w nieprzeniknionej sycylijskiej puszczy

 Wieczór, zachód słońca, fajeczka i dobry koniaczek. Czy może być coś lepszego? - pomyślałem, siedząc na werandzie i relaksując się po ciężkim dniu pracy. Dwa spotkania biznesowe, lunch z Grande Mayonesem i jeszcze wizyta w federacji. Przy takim tempie wykorkuje szybciej niż ustawa przewiduje. Ale nie było mi dane odpocząć. Drzwi się otworzyły i wparował Alberto, drąc japę na potęgę:
- Szefie, szefie! Przyszło do szefa zaproszenie na jakiś Regulation Turnament.
- Na co? I do jasnej cholery, mów trochę ciszej. Łeb mi pęka.
- Przepraszam. W tym zaproszeniu piszą, że z naszą włoską kadrą ma zagrać jakiś Lampion i coś z Anglii jeszcze.
 - Jaki znowu Lampion? Weź daj mi to zaproszenie, sam sobie przeczytam.
Alberto wręczył mi odpieczętowaną już kopertę. Odkąd ktoś włożył mi do jednego listu znaczniki do farbowania kradzionych pieniędzy, wolę nie otwierać pierwszy żadnych przesyłek. Ale że Berto przyturlał się z czysta facjatą, to znaczyło, że tym razem nikt sobie jaj nie robił. Na klubowym papierze Celtics Eura (wydawało mi się, że Celtowie są z Glasgow, ale cóż, ktoś mógł ich kupić i przenieść do innej miejscowości) rzeczywiście było zaproszenie na turniej piłkarski CM Revolution Users Teams Tournament. Matko, jaki z niego baran, przeszło mi przez myśl, gdy czytałem listę uczestników. W turnieju miał brać udział pruszkowski Znicz, a nie jakiś tam Lampion. Będę musiał go podszkolić z czytania ze zrozumieniem. Pomysł wydawał mi się ciekawy - przeciwnicy nie wyglądali na zbyt wymagających, a w meczach eliminacyjnych mieliśmy akurat przerwę. Po chwili zastanowienia zadzwoniłem do Mauro i poleciłem, aby podesłał mi listę Patałachów, których warto byłoby przetestować. W zaproszeniu była również informacja o zarezerwowanych miejscach w hotelu. Miły gest ze strony organizatora. Trzeba będzie mu podesłać jakiś koniaczek. Kilka godzin później byłem bogatszy o listę z powołaniami i jakieś niepotwierdzone plotki, że Celtic Eura to klub należący do tajemniczego inwestora, który podobno kręci w Polsce niezłe lody. Następnego dnia rano zapakowałem się na pokład samolotu do Mediolanu, skąd wieczorem razem z Patałachami mieliśmy wyruszyć na turniej.

 ***

Tak, i reprezentacja Włoch również odhaczona. Są już wszyscy. Teraz to się dopiero zacznie. Trzeba załatwić ochronę dla zawodników i sztabów szkoleniowych drużyn, zwoływać co chwilę konferencję prasową, by powiadomić wszystkich co, gdzie, jak, kto z kim i dlaczego. Gwiazdeczki muszą mieć przecież i dobre żarełko, dlatego trzeba było wynająć na czas turnieju kilku dobrych kucharzy. Koszta, koszta, koszta. Ale spokojne rozczochrane wszystkich, którzy mogą myśleć, że turniej się nie odbędzie. Prezes i federacja podchwyciła pomysł i już zastanawiają się czy nie uczynić tej imprezy cyklicznie. Do tego nie ma opcji, by zabrakło pieniążków. Potrzeba kasy? Proszę bardzo, zaraz będzie, Stara się mówić wielki uśmiech papy Svena, gdy mówię, że czegoś brakuje.

Poznaliśmy terminarz. Turniej potrwa 10 dni. Po każdej kolejce dzień przerwy, z wyjątkiem ostatniej, przed którą to piłkarze dostaną 2 dni wolnego. Na turniej zjadą się kibice z całej Europy. Okazuje się, że dzięki dobrej obsadzie i jeszcze lepszej reklamie zarobimy więcej niż wydamy. I dobrze, byznes is byznes...

Mecze będą transmitowane do kilku krajów, ale my jako organizatorzy zatrudniliśmy dla naszej rodzimej stacji dwóch najwyższej klasy komentatorów - Alvarusa Demoniciusa oraz Angelosa Wingerosa, którym pomagać w zabawianiu widzów będzie nie kto inny jak słynny piłkarz oraz działacz na rzecz pomocy najuboższym Tiago Soares. Tito nie miał nic przeciwko aby pomóc nam w zebraniu jeszcze większych plonów na wielkim polu z zielonymi banknotami, pod warunkiem jednak, że  symboliczna część z każdego biletu trafi na jakąś z akcji ratujących ludzkie istnienia, niekoniecznie jego fundacji. Bardzo pomocny okazał się doktor Futbolsztajn, którego poznałem osobiście na jednym ze spotkań w Paryżu podczas Światowych Dni Menadżera Piłkarskiego. To on sprowadził w bardzo krótkim czasie Tiago, który przebywał w rodzinnej Angoli na wakacjach. Ten nieoceniony naukowiec użył swojego nowego wynalazku - Nadprzestrzennego Latacza Mikrocząsteczkowego i dzięki temu świetny niegdyś zawodnik może specjalnie dla nas komentować zmagania uczestniczących w turnieju zawodników.

Cały pięciogwiazdkowy hotel „Luxus" w stolicy został na nasze potrzeby wynajęty. Już pięć dni przed pierwszym meczem zaczęły zjeżdżać się do nas dziennikarze z całej Europy i nie tylko. Wydaliśmy ponad tysiąc akredytacji dla pismaków, kamerzystów oraz fotoreporterów. Zawrotna liczba, szczególnie biorąc pod uwagę liczbę spotkań jakie zostaną rozegrane podczas turnieju. Będzie ich jedynie piętnaście.

Turniej będzie rozgrywany na trzech boiskach, a najważniejsze mecze na naszym stadionie głównym, czyli Eura National Stadium. Zaprosiłem jeszcze Sergiusza Grodzkiego, mojego kolegę z młodości, który wyjechał na Madagaskar, do Rzeczpospolitej Zamorskiej, by tam szkolić młodzież i przy okazji dostał ciepłą posadkę w nowotworzącym się tamtejszym związku piłkarskim, bo całkowitym usamodzielnieniu się tamtejszego kraju. Razem ze mną oficjalnie otworzy turniej.

***

Dobrze. Nadszedł ten dzień. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Nawet orkiestra, która będzie przygrywać na małej ceremonii otwarcia została dokładnie wyselekcjonowana spośród, bodajże pięćdziesięciu innych. Wszystko zaczęło się od przemówienia, któż by innego, naszego prezesa, który będzie teraz w mediach błyszczał i mówił, że ten turniej i wszystko dookoła to jego zasługa - no trudno, ma prawo to on łożył gotówkę podczas przygotowań.

Bla, bla, bla... tyle z tego bełkotu zrozumiałem. Czas na mnie.

- Witam wszystkich na pierwszym w historii Turnieju CM Rev Users Teams. - Zacząłem standardowo. I dalej. - Mam nadzieję, że było warto wydać tyle kasy na to wszystko. Nie będę długo mówił, bo dobry futbol obroni się sam, ale cieszę się, że tu jestem. Jako współorganizator i jeden z trenerów biorących udział w rywalizacji jednocześnie, chcę zapewnić, że ani przez moment nie będzie można się nudzić. Jeśli tak będzie, to cóż... - Tu moment zamyślenia. - Zwrócimy państwu za bilety! Nie powiem nic więcej nie chcę zdradzać wszystkiego od razu... Ach, jeszcze jedno: Turniej uważam za otwarty!  - I koniec... Wszyscy klaskali, krzyczeli, a ja uśmiechnięty i dumny z siebie rozcinałem żółto-zieloną wstęgę, symbolizującą otwarte bramy miasta, niczym ramiona młodej, powabnej i nieco zakrwawionej kochanki. Zakrwawionej, bo na razie miasto więcej wydało niż zarobiło, ale zaraz się odkujemy.

Popołudnie, wieczór i noc poprzedzająca pierwszą kolejkę turnieju przebiegła zaskakująco dobrze. Nikt się nie gorączkował co to będzie, wszystko było pokończone, nawet Wingeros i Demonicius nie kłócili się oto kto i w którym miejscu ma siedzieć w ich komentatorskim boxie. Ja razem z moim przyjacielem Jamesem McQuinnem, o którym jeszcze nie wspomniałem, a to z prostej przyczyny, którą wyjaśnię wkrótce, siedzieliśmy na werandzie naszego (niestety, bo Jamie jest wielkim bałaganiarzem) wspólnego domu dla odprężenia, siedzieliśmy i sączyliśmy stare brandy, które jakiś czas temu otrzymałem od Svena na urodziny. A jak to przy dobrym i drogim alkoholu rozmowa się klei więc tak sobie gawędziliśmy:

- Widzisz James, jak to życie nas urządziło. Jeszcze jakiś czas temu, byliśmy biednymi historykami w wieloma pomysłami i chęcią do pracy, lecz bez kasy. Teraz mamy nadal młodość i werwę, ale i pieniądze, które nie czarujmy się są dzisiaj potrzebne, by robić to co się kocha...
- Masz rację drogi przyjacielu. I think co by było gdyby nie ten nasz Fabian, gdzie teraz byśmy byli, co jedli i w czym chodzili? No cóż, ale lepiej powiedz, po co kazałeś mi jechać do Włoch, a później do Polski i zbierać informacje na temat, jak im tam - tu spojrzał w leżące na stoliku kartki papieru. - Carlo Di Pastore, Gilberta i Pete Zacha? A dzisiaj rano jeszcze wypytywałeś mnie o jakiegoś Polaka mieszkającego na Wyspach, którego nikt nie zna? - I to właśnie prze owe zadanie, nie wspomniałem wcześniej o Mc Quinnie, bo po zatwierdzeniu przez wszystkie zespoły przylotu wysłałem go by pozbierał wszelakie informacje - w końcu jest moim scoutem. Na co ja odpowiedziałem...
- Bo... Po pierwsze - Di Pastore jest od jakiegoś czasu selekcjonerem Squadra Azzurra, a poza tym to Padre mafii sycylijskiej, Gilbert to interesujący pół-Polak, pół-Brazylijczyk, a Zach to taki misz-masz, imię Pete wskazuje na rodowód wyspiarski bądź usańczykowaty, w rozmowie ze mną przedstawił się Zacharow, a obiło mi się o uszy, że przywódca oraz rodzina przywódcy rosyjskiej mafii nosi takie nazwisko, a poza tym deklaruje, że jest Polakiem a trenuje kadrę Hiszpanii? A ten ostatni, no, Jarek Łabędzki, to Polak z krwi i kości, ale również podejrzany i świruje coś podobno z angielskimi kebabami. Trzeba mieć na wszystkich haka, w razie W...
- Asz ty spryciarzu. Taki dobry....
- Przecież nie pozwolę obcym, zwyciężyć u siebie i to jeszcze w pierwszej edycji turnieju...
- No to wznieśmy toast za zwycięstwo i chodźmy sleep, because tommorow ważny mecz dla nas i nie tylko dla nas... - Jak powiedział James, tak też zrobiliśmy, chlup... i spać.

***

Turniej zaczynał się nazajutrz już o godzinie 15:00. Pierwszy mecz rozegrała moja akademia. Młodzi piłkarze Ivo podejmowali Sheffield i wygrali po trudnym meczu 1:0. Następnie o 18:00 na boisko wybiegli zawodnicy Znicza Pruszków i Reprezentacji Włoch. Co tam się na trybunach nie działo. Wszyscy krzyczeli, kobiety mdlały i to wszystko na widok tych spoconych po rozgrzewce Włochów, którzy co rano włosują sobie żel... Mokre Włoszki trenera Carlo pokonały pruszkowian 3:1. Nasi najgroźniejsi rywale wygrali bez problemów cały czas kontrolując przebieg gry. No jakoś się z tym pogodzę...

Na 20:30 planowany był nasz mecz z Gwardią Warszawa. Jakoś specjalnie nie motywowałem chłopaków, bo chcieli się dobrze pokazać przed swoimi dziewczętami, mamami oraz całą rzeszą fanów. Wychodząc na boisko, a graliśmy na naszym domowym obiekcie z racji na mecz kolejki, zacząłem obserwować trenera naszych przeciwników. Krzyknąłem mu gorzkie "Powodzenia" i poszedłem w swoją stronę. Wraz z pierwszym gwizdkiem, Gilbert zaczął nerwowo przeżuwać gumę w swoich ustach. Już w drugiej minucie prawię się nią zadławił, gdy to Cristiano Gomez otworzył wynik. Jego szczęka nagle przyśpieszyła, a zatrzymała się już w 29. minucie. To właśnie wtedy niezawodny Alex Ricardo podwyższył na 2:0. Po przerwy już się nic nie wydarzyło, a usta Gilberta mogły odpocząć.

Później gra się uspokoiła. Dopiero w 71. minucie gdy Roberto Soldado uderzył, a piłka wpadła do bramki obok zdziwionego Makhnovskiyego, moje trenerskie vis a vis wyciągnęło kolejny listek miętowej gumy. Do końca meczu już nic się nie wydarzyło... a nie, jeszcze jedno. Trener Gwardii mógł sobie lekko podskoczyć ze szczęścia, bo jego zespół w doliczonym czasie gry zdołał zdobyć honorową bramkę. Uczynił to w 91. minucie Kamil Nitkiewicz. Obserwacja pierwszego menadżera zakończona. Werdykt - niegroźny :)

(kliknij na wyniki by poznać szczegóły meczowe)

Pierwsza kolejka za nami. W szatni pruszkowian trener Zach szalał, Padre Carlo spokojny [niecodzienne :P], a Łabędzki i Gilbert pogodzeni z porażkami. Na konferencji prasowej zjawili się wszyscy szkoleniowcy, selekcjonerzy, menadżerowie jakby ich nazywać. Jedni zadowoleni i chętnie odpowiadający na pytania, drudzy ponurzy i milczący. Ja należałem do tych pierwszych...

Następny dzień to odpoczynek, bo ten turniej do łatwych nie należy i trzeba odpoczywać by mieć siłę na walkę w nadchodzących spotkaniach. Ja również relaksowałem się. Tego wolnego dnia spotkałem się z Sergiuszem. Poszliśmy na kawę. Nie widzieliśmy się od około dziesięciu lat, a na naszej mini ceremonii maxi otwarcia również nie było czasu na pogawędki, ze względu na pytania i zaczepki ze strony dziennikarzy. Dzień bardzo miły. pozwolił zapomnieć na chwilę o moim zadaniu, jakim było sprawdzanie trenerów drużyn biorących udział w turnieju. Zostało mi już tylko trzech, bo oczywistością jest, że nie wliczam w to Ivo. Spędziliśmy ze sobą cały boży dzień, choć miało być tylko spotkanie przy kawie. Gdy wróciłem do domu, usiadłem wygodnie w fotelu, włączyłem telewizor i zasnąłem.

Następny dzionek zaczął się bardzo dziwnie. Obudziłem się około godziny 9:00. Jamesa nie było w swoim łóżku, co więcej łóżko było nietknięte. Można było wywnioskować z tego, że McQuinn nie wrócić na noc do domu. I nagle coś uderzyło w moje drzwi wejściowe. Zaniepokojony poszedłem zobaczyć co to takiego. Otworzyłem drzwi i ujrzałem leżącego na wycieraczce nieprzytomnego Jamiego. Pomyślałem Może pijany?, ale przecież od dłuższego czasu mój kompan nie stosował już praktyk znieczulania lub jak kto woli naoliwiania się wieczorami bądź krótkimi u nas, nocami. Coś mi nie pasowało. Sprawdziłem. Nie było czuć wódy, ani niczego podobnego. Oddychał ciężko i wolno. Postanowiłem zadzwonić po pogotowie, a po chwili wciągnąłem przyjaciela do domu.

Po przyjeździe karetki konieczne okazało się zabranie Jamesa do szpitala. Ja pojechałem z nim. Zanim dowiedziałem się czegokolwiek była już godzina 14, a nasz mecz, z makaroniarzami, miał odbyć się o 18:00, zaraz po spotkaniu akademii ze Zniczem Pruszków. Zadzwoniłem do Ivo i poprosiłem go by poprowadził chłopaków w meczu z Włochami jeśli ja nie zdążę wrócić ze szpitala. Fiorino się zgodził. Okazało się, że James został otruty muskaryną. Wyzdrowieje, ale musi poleżeć kilka dni w szpitalu. Domyślałem się czyja to sprawka. Na mecz już jednak nie zdążyłem. Mój asystent i chłopaki nie dali sobie rady z Włochami. Dostaliśmy ostro po dupie. Przegraliśmy aż 1:5 i nasze zwycięstwo w turnieju się znacznie oddaliło. Di Pastore ugrał w meczu przeciwko nam bardzo dobry wynik i jest teraz pewny siebie. No cóż, to nasz problem...

W ostatnim meczu Gwardia niespodziewanie wysoko bo aż 3:0 pokonała Sheffield . Gilbert mógł czuć się dzisiaj kontent, a Jarek z którym przeszedłem na "Ty" na ostatniej konferencji prasowej znów ma nietęgą minę.

(kliknij na wyniki by poznać szczegóły meczowe)

Kolejny dzień minął mi na dociekanie co stało się z Jamesem. Był już w na tyle dobrym stanie, że opowiedział mi co się wydarzyło. Okazało się, że dobrze myślałem twierdząc iż wybył z domu w celu alkoholizacji własnego ciała. Na jego nieszczęście Don Carlo wiedział od kogo jest i zaproponował mu całonocną imprezę w jednym z hotelowych pokoi. Jak mi powiedział pamięta osiłka o imieniu Berto, który z nim długo przebywał i często gęsto podawał mu egzotyczne trunki. To na sto procent było ukartowane przez Di Pastore. Wiedział, że nie zostawię przyjaciela, a on zyska przewagę i być może gładko wygra spotkanie. Tak też się stało. Postanowiłem się odegrać, ale nie wiedziałem jeszcze jak. W międzyczasie nadszedł wieczór i szybko położyłem się spać, by mieć energię na nowy dzień pełen niecodziennych wyzwań.

Jako pierwsi trzecią kolejkę gier rozpoczęli Włosi. Grali z Gwardią. Niestety Warszawianie nie stawiali wielkiego oporu i popłynęli gładko 5:0. Jaki smutny był tego dnia trener Gilbert. No ale takie jest życie, raz pod wozem, raz na wozie. Częściej pod. Kolejnym spotkaniem o 18:00 był pojedynek drużyn, które nie zdobyły jeszcze w tym turnieju punktów. Znicz podejmował Sheffield. Spotkanie bardzo wyrównane lecz jednak ostatnie słowo, należało do Pruszkowian którzy strzelając bramkę do szatni, pokazali Anglikom komu bardziej zależy dzisiaj na zwycięstwie. Przez drugie 45 minut porywów niesamowitości nie było i pierwsze trzy punkty do swojego konta dopisała pruszkowska ekipa.

Ostatnim pojedynkiem dzisiejszego dnia było bratobójcze starcie Celtów z Akademią Piłkarską Celtics. Łagodne spotkanie w którym jedni grali a drudzy stali i się uczyli przez boiskowe towarzyszenie. Nasi młodzi adepci są jeszcze za słabi na walkę z najlepszymi. Po bramce Soldado i dwóch Dede Pereza zwyciężyliśmy 3:0. Wynik mnie satysfakcjonował, ale zastanawiałem się ciągle nad czym innym...

(kliknij na wyniki by poznać szczegóły meczowe)

- No więc co z tym wszystkim robimy? - Zapytałem Jamesa. - Zostawiamy w spokoju i traktujemy jako nieprzewidziane wydarzenie związane z Twoją pijacką głupotą, czy robimy wjazd na chatę i ładujemy, ładujemy, ładujemy?
- Yyyy... Nie wiem? A co lepsze?
- No niestety chyba podczas trwania turnieju lepiej byłoby nic nie robić, żeby się nie wydało...
- To tak też zróbmy, znaczy nic nie róbmy. Odwdzięczymy się w przyszłości.
- Zgoda, ale obiecaj mi, że więcej nie będziesz robił takich głupot, bo to może się źle skończyć następnym razem, tak?
- To znaczy nie będę się w nocy szlajał i pił z kim popadnie?
- To właśnie to znaczy...
- No to obiecuję.
- I fajnie pięknie. Teraz czeka nas przyjacielski mecz z Sheffield...

Pierwszy mecz grała nasza akademia z reprezentacją Włoch. Przed meczem rozmawiałem z Ivo.
- Stuknijcie ich dzisiaj to spadną na trzecie miejsce w tabeli i nasze drużny obejmą prowadzenie w turnieju. Musicie się spiąć i ich pokonać, nie mogą obcy się u nas panoszyć!
- No tak, ale to nie będzie takie łatwe. Wiesz dobrze, że są bardzo silni a poza tym przyjechali w najsilniejszym składzie. To nie będzie proste... - odpowiedział, jakby nie wierzył w możliwość pokonania Makaronów...

No i miał rację. Nasze "Dzieciaki" z Akademii walczyły jak tylko mogły, nie chciały się poddać, ale ostatecznie przegrały jedną bramką. Byłem niezadowolony...

Natomiast następny mecz był bardzo ciekawym widowiskiem. Pojedynkowali się Gillbert oraz Zachi. Gilb nie przeżuwał już gumy, ale szalał na ławce trenerskiej jak opętany. Z kolei zacny dyplomata Zacharow, niczym nie wzruszony, siedział i spoglądał na to co działo się na murawie. Niestety musiał przyjąć wszystko na klatę jak prawdziwy twardziel. Wszystko, a dokładniej trzy gole, jakie zaaplikowała Pruszkowianom Gwardia.

Ostatnim meczem tej kolejki była potyczka Celticsu z Sheffield. Mecz przyjaźni jak już wspominałem. Ja nawet chciałem, żeby nam strzelili bramkę, ja nawet oddałbym im punkt. Ale się nie dało. Starożytni bronili się cały mecz mimo to, że ja powiedziałem chłopakom, żeby potraktowali ten mecz ulgowo. Przez 90 minut Anglicy nie oddali strzału na bramkę Nantesa. Za to moi piłkarze kilka razy uderzyli. Z tych kilku razów dwa uderzenia były na tyle silne i celne, że wpadły do bramki przeciwnika. Wygraliśmy zasłużenie. Po meczu przeprosiłem trenera The Ancients, bo obiecałem mu przed meczem, że spróbuje nie psuć mu dzisiaj humoru, ale się nie udało...

(kliknij na wyniki by poznać szczegóły meczowe)

Co zrobić? Co tu kurde zrobić? rozmyślałem przez te dwa wolne dni, które dostaliśmy przed ostatnią kolejką turnieju. Włosi grają z Sheffield. Nie ma bata muszą wygrać. Jeśli oni wygrają to my możemy wrzucić nawet dziesięć bramek Zniczowi i tak nic to nie da. Może przekonać Di Pastore żeby się podłożył? Nie to nie wyjdzie. Zostaje mi tylko zmotywować tak mocno chłopaków z Anglii, żeby wygrali z tymi z Półwyspu Apenińskiego. Nie ma wyjścia. Wiem, że moja ambicja jest bardzo przerośnięta, ale pal licho, my tu musimy wygrać!

Poszedłem więc do trenera Łabędzkiego i trochę go nakręciłem.
- Jarek, jest sprawa...
- Jaka Kamil?
- Musicie dokopać Włochom.
- Hahaha... - Zaśmiał się gorzko i ironicznie. - Ja dobrze usłyszałem? Jak mamy to zrobić? Na tym turnieju nie mamy absolutnie formy. Gdzie tam formy, my nie mamy nawet foremki! Jak mamy wygrać z makaroniarzami? Czym?
- Podstępem... Wiem, że to już nic nie zmieni, bo przy równej liczbie punktów decyduje mecz bezpośredni, ale muszę ujrzeć ich porażkę na tym turnieju, dla własnej satysfakcji. Zgadzasz się?
- No dobra, ale jaki to ma być podstęp?
- Ty się nic nie bój. Wujek Kamil wszystko załatwi, twoja działka to nakręcenie twoich chłopaków żeby nie odpuszczali i chcieli zwyciężyć, jasne?
- No dobra, da się zrobić...
- No dobra to ja lecę...
- Ale...

Następnego dnia rano zacząłem kręcić bajerę. Miałem zamiar zwabić samców... samicami. Zatrudniłem najlepsze w mieście striptizerki i urządziłem w sali widowiskowej hotelu Luxus przyjęcie, niby z okazji Światowego Dnia Pizzy. Włosi nabrali się od razu. Po chwili nie pamiętali już, że jutro czeka ich ostatni mecz. Odezwał się instynkt łowczy i zaczęli podrywać dziewczyny. One dostały dokładne polecenie ode mnie, że bez upolowanego Włocha mają nie ruszać się z miejsca. Swoje zadanie wypełniały znakomicie. Już przed północą każda z białogłowych miała jednego, dwóch, bądź nawet trzech upolowanych piłkarzy-rozpustników. Do tego i wypity alkohol zrobił swoje. Do specjalnie przeznaczonych dla Włochów trunków dodałem silny środek przeczyszczający. Na ich nieszczęście specjalista polecił mi taki, który działa dopiero po pewnym czasie.

Nad ranem wszyscy już błogo spali, a ja byłem z siebie diabelnie dumny. Zadzwoniłem do Jarka i powiedziałem mu, że wszystko załatwione i teraz zwycięstwo zależy wyłącznie od nóg piłkarzy Sheffield.

Sam Azzurro Seleccionero miał zapewne niezły ubaw widząc jak jego piłkarze już około godziny dziesiątej rano latali jeden za drugim do toalet. Humor popsuł mu się dopiero w momencie, kiedy okazało się, że biegunka nie przeszła im do godziny 15. Trzy godziny później Włosi mieli grać ostatni mecz w CM Rev UTT.

Tym czasem ja przygotowywałem się na mecz ze Zniczem Pruszków. Niby nic wielkiego, ale szacunek dla przeciwnika trzeba mieć. Poinstruowałem chłopaków co i jak. Wszystko zrozumieli. Tak myślę. Dzisiaj graliśmy jako pierwsi o godzinie 15:00, ale trzeba było być wcześniej. Wyszliśmy. Ivo z trenerami przeprowadzili rozgrzewkę. Ja przywitałem się i poplotkowałem chwilkę z Pete'em. Ot co, nic wielkiego, takie tam pogaduchy.

Mecz zaczął się bardzo punktualnie. Ja się gotowałem, to Zach był spokojny. Jak ja się uspokajałem, to Zach zaczynał wrzeszczeć. I tak w kółko. Na szczęście ja musiałem krzyczeć troszku mniej, a to z tego powodu, że moi Celtowie grali lepiej i strzelając trzy gole, przygasili odrobinę ten Znicz. Drużyna trenera Zacha zdołała odpowiedzieć tylko jedną bramką.

Kolejnym meczem było spotkanie Gwardii z Akademią Celticsu. Mecz dziwny. Atakowała drużyna eurańskiej młodzieży, a bramki strzelali gwardziści. Ukłuli naszą młodą kadrę trzykrotnie. I na tym się skończyło.

Na ostatni mecz turniejowy przyszedł czas. Z twarzy Włochów biło przeraźliwe "Nie chcemy wychodzić dzisiaj na boisko! Musimy? Jak to musimy? My nic nie musimy!" Albo jakoś podobnie. Niemniej rozchodzi się oto że byli ostro skacowani, a do tego niektórych (patrz Verratti, Aquafresca) jeszcze trzymała przeradzająca się na boisku w obstrukcję, sraczka.

Niestety tuż po rozpoczęciu spotkania okazało się, że nie wszystkich zdołałem zachęcić do balangowania zeszłej nocy wraz z dziewczynkami. Wyłamał się jeden weteran, który już w czwartej minucie zburzył mój plan idealny. Tym kimś był Andrea Pirlo. Przez resztę meczu nic się nie wydarzyło na boisku, a najciekawszymi zdarzeniami były pawie puszczane przez rezerwowych w boxie oraz tłumaczone śliską i miękką murawą wywrotki najaktywniejszych zeszłej nocy (tu w głównej roli Cassano).

Nie byłem zadowolony po gwizdku końcowym, bo wiedziałem, że przegrałem. Ale przegrałem nie dlatego, że byłem (i moi piłkarze byli) słabsi, ale dlatego że nie pokazałem charakteru zwycięzcy. Uhhh.... no trudno przełknę jakoś tę ogromną gorycz. Miejmy nadzieję, że za rok się odbiję!

(kliknij na wyniki by poznać szczegóły meczowe)

Zostało jeszcze zakończenie turnieju i wręczenie nagród. Tych grupowych jak również indywidualnych.

Doszło do niego wieczorem w tej samej sali widowiskowej hotelu, w której zeszłej nocy bawili się Makaroniarze. Trzecie miejsce - Gilbert i Jego Gwardia Warszawa. Nagrodę wręczył mu prezydent Eura City Pan Giovanni Pedro Suazo. Drugie zająłem ja z moim Celticsem. Chyba było dobrze widać na mojej twarzy kwaśny grymas, bo wręczający mi puchar prezes Giorgi szepnął do mnie "Pssst, uśmiechnij się..." Trudno, wyszło jak wyszło.

Zwycięzcy otrzymali niezwykle okazały Puchar, wielkości Pucharu Mistrzów. Wagi pewnie również. Choć był to jedynie (a dla mnie aż) turniej towarzyski cieszyli się bardzo z wygranej.

Podczas części oficjalnej zostały wręczone jeszcze wyróżnienia indywidualne. Królem Strzelców został Antonio Cassano z sześcioma strzelonymi golami. Królem Asyst Alex Ricardo (Celtics Eura) z liczbą trzech w pięciu meczach. Najlepiej ocenianym przez dziennikarzy zawodnikiem okrzyknięto również Cassano, a najlepszym Młodym Piłkarzem uznano niespodziewanie bramkarza Sheffield Terry'ego Norrisa. Później był już tylko bankiet, bankiet, bankiet. Ja szybko zmyłem się do domu. Nie, nie zamierzałem opłakiwać swojej porażki, nic z tych rzeczy. Nie bawiło mnie jednak patrzenie na uradowanych zwycięstwem przeciwników.

Tak więc pierwszy Turniej Drużyn Użytkowników CM Revolution wygrała Reprezentacja Włoch prowadzona przez Padre Carlo czyli nie kogo innego jak Kolazonthe. Panu Koli gratulujemy :)

 


Chciałem jednak podziękować wszystkim tzn. Koli, Gilbertowi, zachiemu oraz jaroo25 za pomoc, użyczenie Waszego talentu literackiego i możliwość skorzystania z Waszych drużyn. Tak właśnie powinna wyglądać rewolucyjna rodzina, bo jak to ktoś niedawno powiedział Rewolucjonistą jest się całe Życie!

Słowa kluczowe: scena

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution