Informacje o blogu

Dobry tytuł połową sukcesu

Real Sociedad San Sebastian

La Liga Santander

Hiszpania, 2011/2012

Ten manifest użytkownika mackos7 przeczytało już 1295 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Pierwszy raz staje mi... 12.02.2012 21:53, @mackos7

0

...przychodzi mi stawac, tutaj przed wami. Od razu chcialbym sie ubezpieczyc- musialem dac taki krzykliwy tytul. W innym razie pewnie byscie tu nawet nie zajrzeli. Przejdzmy jednak do sedna.

Na poczatek moze cos o mnie: mam na imie Maciek, jestem osiemnasto-letnim gowniarzem i zapalonym kibicem pilki noznej. Kibicuje w szczegolnosci Widzewowi, BVB i Manchesterowi United.
Do tej pory, mimo ze z cmrev.com korzystalem prawie codziennie od 4 lat, bylem kompletnie nieaktywny. Nadszedl jednak ten czas kiedy to ja powinienem oddac cos tej stronie w zamian.
Nie wpadlem na nic nowego, odkrywczego, orginalnego; po prostu, bede wam na biezaco opisywal (jezeli w ogole kogos bedzie to ciekawilo) moja kariere. Pragne jednak uprzedzic ze pierwsze odcinki (o ile nastepne powstana) beda dosc mocno fabularyzowane.
Z gory przepraszam za brak polskich znakow- moj Windows jest po angielsku.
W zalozeniu ten wstep mial byc krotszy, no ale w ostatecznosci ten tez moze byc.

Dygreska: Jezeli jestes wyznawca tej bezsensownej filozofii zyciowej “Za dlugie, nie czytam” mozesz jeszcze bez wyrzutow sumienia kliknac przycisk ‘wstecz’ w swojej przegladarce. (Backspace tez dziala)

Prolog


Cartagena, Kolumbia.
27.06.2011r.

Juz czwarty sygnal... Odbierz ten zasrany telefon!
-Czesc, kochanie- powiedzial glos w sluchawce- cos sie stalo?
-Nie nic, chcialem cie tylko spytac czy jestes w domu. Jestes?
-Mhm...
-To sprwadz, jak mozesz, czy nie ma mnie czasem w lodowce.
Perlisty smiech mojej malzonki wyrazal wiecej niz tysiac slow.
-Dzwonili juz do mnie dzisiaj co najmniej 50 razy – kontynuowalem - Jestem na rozkladowce kazdej gazety... Jak tak dalej pojdzie to za tydzien bede w kazdym happy’m meal’u.
-No wiesz, nie codziennie reprezentacja Kolumbii wygrywa Mistrzostwa Swiata do lat 17.
-Zaczynam zalowac, ze wygralem to trofeum. Telefon mi sie urywa, nawet nie wiedzialem ze w naszym pieknym kraju jest az tylu dziennikarzy. –po chwili -Chociaz, z drugiej strony, fajnie byc tak docenionym. Moze wreszcie przestana mi truc dupe jak to ciezko mierzyc sie z legenda swojego ojca. Mialem juz tego po dziurki w nosie.
-Wydaje mi sie, ze juz go przescignales, bo w koncu 111 wystepow w reprezentacji blednie przy twoim osiagnieciu skarbie.
-Dziekuje, señorita.
-Muchas gracias. A wlasnie, dzwonil do ciebie juz ojciec?
-Wyslal tylko smsa, zadzwoni jak skonczy sie caly ten szum wokol mnie. Dobrze mnie zna i wie czego mi trzeba.
-Skarbie, pogadamy jak wrocisz, musze zrobic malemu cos do jedzenia.
-Ok. Buziaki!
-No, pa!
-A! A! A! Czekaj kochanie! Zapomnialbym o najwazniejszym! – krzyczalem – Pakuj sie, jedziemy nad morze.
- César, o czym ty mowisz?! My mieszkamy nad morzem!
- Nie nad nasze morze, lecimy do Europy!



San Sebastián, Hiszpania.
30.06.2011r.

Z los Astilleros skrecilem na ulice Alto de Zorroaga. Zdazylem ujechac 100 metrow gdy zatrzymalo mnie kolejne juz skrzyzowanie i sygnalizacja swietlna. Odwozilem synka do nowego przedszkola, ktore znajdowalo sie nieopodal  naszego nowego domu i Estadio Anoeta. Zaraz po przyjezdzie do Hiszpanii klub zalatwil za mnie wszystkie formalnosci. Wynajal mi mieszkanie, samochod, kontrakt podpisalismy od razu. Dwa lata, niby duzo, niby malo. Sam jeszcze tego nie wiedzialem. W dwa lata moglbym doprowadzic Sociedad do europejskich pucharow, ale tez w ciagu tych dwoch lat moglem spuscic ten klub do Segunda Division. Takie to wlasnie rozwazania toczyly sie w mojej glowie, gdy tak stalem na tych pieprzonych swiatlach spieszac sie jak diabli. Nie ma to jak spoznic sie na wlasna konferencje. Gdy tylko zapalilo sie zolte nie czekalem na zielone, nie mialem na to czasu. Ruszylem z piskiem opon. Odruchowo spojrzalem w prawo. Z Calle de los Pescadores de Terranova pedzilo srebrne Renault Laguna. Jechalo wprost na mnie, a ja w tej chwili juz wiedzialem,ze nie da rady uniknac uderzenia bocznego. W takich momentach filmowym bohaterom przed oczami przelatuje cale zycie. Ja zdazylem pomyslec tylko: „O kurwa!”

San Sebastián, Hiszpania.
1.07.2011r.

Czy jestem juz w raju? Ciasno opinajacy opalone uda uniform pielegniarki, siegal jedynie do kolan. Miednica wprost idealna do urodzenia blizniat. Dlugie, lekko pofalowane wlosy. I te piekne brazowe oczy... Nie mialem juz watpliwosci, ale wolalem sie jednak upewnic.
-Eva?
Ze zdziwienia otworzyla szeroko usta, tak ze moglem zobaczyc jej wszystkie zeby. Byly starannie zadbane i biale. To ona musiala grac w tych wszystkich reklamach Coldgate.
-Skad pan wiedzial?! Nazywam sie Eva Carneiro i jestem pana osobista pielegniarka. Prosze chwilke poczekac musze zawolac doktora. – powiedziala rozdygotanym glosem i wyszla. Stukot jej sluzbowych butow roznosil sie echem po korytarzu, z reszta tak jak jej krzyk. „Panie doktorze! Panie doktorze, César wybudzil sie ze spiaczki”.

Ze spiaczki, powiadasz... Czyli bylem w spiaczce. Nagle wszystkie trybiki w moim mozgu wpadly na swoje miejsca i znikad pojawilo sie milion pytan. Co sie stalo? Mialem wypadek samochodowy, to oczywiste. Jakie mam obrazenia? W sumie, nic mnie teraz nie bolalo, ale to nic nie znaczy, najprawdopodobniej jestem na srodkach przeciwbolowych. Ile spalem? Odruchowo spojrzalem na zegarek. Nie bylo go tam. No pewnie, lezysz w szpitalu, debilu! Co dalej z moja kariera? Przeciez kilka dni przed wypadkiem zostalem menadzerem Realu Sociedad. Lecz po tym co sie stalo, nie mialem najmniejszych watpliwosci ze nie mogli tyle czekac. Pewnie w stanie spiaczki lezalem z miesiac, a moze i dluzej... Na sto procent zwolnili mnie juz nastepnego dnia po zderzeniu, no bo przeciez nie mogli sobie pozwolic na zmarnowanie przygotowan do sezonu dla jakiegos raczkujacego w wielkim swiecie trenera. Zaprzepascilem sobie jedyna szanse w zyciu. Moglem osiagnac wiele, a na ten moment jedynie co osiagnalem to zaszczytny tytul najkrocej sprawowujacego swe rzady menedzera na swiecie. I tak bilem sie ze swoimi myslami do czasu gdy przyszedl doktor. Rutynowe czynnosci po wybudzeniu dluzyly sie w nieskonczonosc, a moja czaszka w tamtej chwili zapewne byla najwiekszym skupiskiem zlosci, zalu i rozgoryczenia na metr kwadratowy.

Gdy wreszcie zawiezli mnie z powrotem na moje szpitalne loze bylem wyczerpany. Nie na tyle jednak, zeby nie zameczyc wszystkich dookola lawina dreczacych mnie pytan. Moja zona, ktora dla mnie zawsze byla symbolem cierpliwosci w koncu nie wytrzymala, rozkazala mi zasnac i obiecala, ze rozwieje moje wszelkie watpliwosci gdy nabiore troche sil. Wpadlem wiec w objecia Morfeusza i zasnalem.
Zasypiajac balem sie, ze ponownie zapadne w spiaczke, jednak tym razem obudzilem sie juz bez najmniejszych problemow. Mimo to glowa az pulsowala mi z bolu. Widocznie lekarstwa przestaly juz dzialac. Telefon lezacy na stoliku obok mojego lozka pokazywal godzine 22, jednak widok za oknem w ogole tego nie potwierdzal. Wciaz bylo jasno.

Moja zona, Paula Garcia de la Espinella drzemala na krzesle, tuz obok mnie. Byla dosc wysoka i szczupla, jasnowlosa pieknoscia. Loki opadaly jej na ramiona i spore piersi. Oboje pochodzilismy z Kolumbii i mielismy slynnych rodzicow. Jej matka uznana zostala za Miss Kolumbi w 1999, a moj ojciec byl slynnym pilkarzem. Carlos Valderrama – dwa slowa, ktore znaja wszyscy pasjonaci futbolu. Najpierw po zdobyciu MS U15, a ostatnio takze i U17 nie moglem uniknac porownan do niego. Nie da sie ukryc, ze to w duzej mierze slawne nazwisko pomoglo mi znalezc sobie prace w Europie. Ja mialem to jednak gleboko w dupie, bylem dumny z ojca i bylem dumny tez z siebie.Do czasu wypadku, ktory najprawdopodobniej spieprzyl mi kariere...
-Paula – szepnalem lamiacym sie glosem. Nic. Dalej spala. Glosniej mowic nie moglem, a w ten sposob jej nie obudze. Na stoliku nie bylo niczego czym moglbym w nia rzucic, poza tym, napewno bym nie trafil. Zeby ja dotknac musialbym uzyc mojej prawej nogi, a ta byla w gipsie, poza tym, chyba nie mialbym nawet sily podniesc konczyny. Po jeszcze kilku nieudanych probach znow zasnalem. Nie wiadomo kiedy.

 

2.07.2011


Obudzilem sie, bo ktos stal nade mna i gapil sie na mnie. Chwile poczekalem na wyostrzenie sie moich obiektywow, a gdy oczy przyzwyczaily sie do swiatla juz wiedzialem kto zaszczycil mnie swoja obecnoscia- Jokin Aperribay, prezes Sociedad.
-Witam pana bardzo serdecznie. Jak pana zdrowie? – zaczal
-Wylize sie z tego. Prawa noga w gipsie, ale poza tym jest coraz lepiej. Z tego co slysze, to nawet glos mam juz silniejszy. Panie prezesie skonczmy ta tradycyjna wymiane uprzejmosci i przejdzmy do rzeczy. Najpierw chcialbym, zeby odpowiedzial mi pan na kilka pytan, bo nikt jeszcze nie byl laskaw mnie poinformowac.
-A wiec, slucham.
-Ile dni bylem w spiaczce?
-Trzy
-Tylko? Mialem nadzieje, ze wreszcie sierpien, bo pomimo iz pokoj mam klimatyzowany te upaly niezle daja mi w kosc. Pytania numer dwa, trzy i cztery- powiazane ze soba. Jak sie ma sprawa z kontraktem? Czy zerwal pan umowe i zatrudnil juz kogos? Jakas kwote dostane za wczesniejsze zakonczenie umowy?
-Jakie zakonczenie umowy panie Carlosie, tfu, Césarze? –prawie krzyczal, co nie dzialalo kojaco na moja migrene. - Jest pan nadal menadzerem naszego klubu i nikt nie zamierza tego kontraktu przerywac. Ma pan bardzo duzy potencjal, jest pan bardzo mlody i wierzymy razem z zarzadem, ze pod pana wodza klub chociaz nawiaze do sukcesow z lat 80 ubieglego wieku. Wypadek nic nie zmienil w naszych relacjach, no moze poza tym, ze ma pan noge w gipsie. Rozmawialem z doktorem Rodriguezem. Za dwa dni opuszcza pan szpital, dostaje pan dzien urlopu i 5. Lipca czekamy na pana w siedzibie klubu. Pierwszy trening, te sprawy. – Standardowy dzwonek Nokii. Jak to mozliwe skoro moj telefon jest wylaczony?! A! To dzwoni telefon prezesa! Tez ma ten sygnal, chyba musze go zmienic.Zaczynam swirowac. Dobrze wiedzialem ze nie swiruje z powodu dzwonkow Nokii. Bylem w szoku po slowach prezesa. Jak to mozliwe, ze mnie nie wywalili?! Kompletnie juz sie z ta mysla pogodzilem, spodziewalem sie, ze moja kariera skonczy sie rownie szybko jak zaczela. Jednak nie! Dostalem zyciowa szanse i musze ja dobrze wykorzystac. Musze!
-Przykro mi César, pozwolisz, ze przejde na „ty”, mecza mnie juz te zwroty grzecznosciowe, musze juz wyjsc. Zdrowiej! – Przekraczal juz prog, gdy odwrocil sie nagle i rzucil – Widzimy sie piatego!

 

Paseo de Anoeta, San Sebastián, Hiszpania.
5.07.2011

Z duza pomoca zony wydostalem sie z fotelu pasazera wlasnego samochodu. Nowego. Tamten poszedl na zlom. Chodzenie o kulach w ogole mi sie nie usmiechalo, ale przez najblizszy miesiac tak wlasnie bede sie poruszac.
-Powodzenia kochanie – powiedziala Paula – wierze w ciebie.
-Dzieki. Dam sobie rade. Jedz juz.
-Trzymaj sie, muchaco!
Pokustykalem w strone budynku klubowego, ktory znajdowal sie jakies 10 metrow od stadionu Anoeta. Mial on ksztalt szescianu a jednoczesnie byl dosc niski, bo posiadal zaledwie dwa pietra. Jego fasada utrzymana byla w klubowych barwach, a przyciemnione szyby w oknach sprawialy wrazenie niedostepnosci dla przecietnego mieszkanca. Ja jednak nie mialem watpliwosci- oto moje nowe miejsce pracy.

Dziarsko, jak na moj stan zdrowia, otworzylem drzwi i rozejrzalem sie. Biale sciany, niebieska, kamienna podloga. Krotki, lecz szeroki, korytarz zakonczony kretymi schodami. Zaraz przy wejsciu po prawej stronie znajdowala sie recepcja, a sciana za nia wypelniona byla nazwiskami wszystkich pilkarzy, ktorzy zadebiutowali w barwach klubu w ligowych potyczkach. Po przeciwnej stronie - automat z napojami i slodyczami. Obok niego stala gablota, wypelniona tylko osmioma pucharami. Nieco dalej po lewej znajdowal sie klubowy sklepik z pamiatkami, jednak jego polkiswiecily pustkami. Wiecej zobaczyc nie zdolalem, bo po zaledwie kilku sekundach od mojego wejscia zaroilo sie wokol mnie mnostwo osob. Same obce twarze przekrzykujace sie wzajemnie. Poczekalem jak troche sie uspokoja, z najwyzsza cierpliwoscia odpowiedzialem na wszystkie pytania, poczym przywitalem sie z kazdym po kolei.Fizjoterapeuci: Juanjo Zapirain, Arturo Sevillano, Jose Manuel Gonzalez de Suso, Alex Badiolai Inaki Anza; sprzataczki: Maria Goncalves i Eva Aranzubia; oraz ponetna recepcjonistka Patricia Moreno. Reke podawalem jeszcze kilku innym osobom, ale juz zapomnialem ich imiona- wciaz bralem lekarstwa usmierzajace bol glowy, ktory od kilku dni byl moim nieodlacznym towarzyszem.

Gdy wszyscy powoli zabrali sie z powrotem do przerwanej pracy poprosilem Patricie, zeby oprowadzila mnie po budynku. Na parterze oprocz recepcji, automatu, sklepu i schodow bylo jeszcze tylko kilka malych pokoikow dla personelu, i pomieszczenie dla klubowych lekarzy. Natomiast gdy wreszcie wdrapalem sie na pierwsze pietro z wydatnia pomoca recepcjonistki doznalem lekkiego szoku. Tu wszystko bylo calkowicie rozne od tego na dole. Kamienna podloga zmienila sie w szara wykladzine, a bogato zdobiony korytarz zastapilo waskie przejscie w niczym nie przypominajace przepychu z parteru.
-Na pierwszym pietrze znajduje sie kilka gabinetow. – spokojnym glosem powiedziala Patricia – W tym panski. O tam, na koncu korytarza po prawej stronie.
-Mam nadzieje, ze te drzwi naprzeciwko mojego azylu nie sa drzwiami gabinetu prezesa?
-Nie, to toaleta. – rzekla usmiechajac sie lekko –Gabinet prezesa to niestety te drzwi tuz przed panskim azylem, jak sam pan to okreslil.
Czyli jednak, stalo sie to, czego tak bardzo chcialem uniknac. Sasiaduje z Jokinem Aperribayem
-Mow mi César. Meczy mnie ten oficjalny ton.
-Dobrze, w koncu urodzilismy sie w tym samym roku.
-Tez ma 27 lat? No nie wygladasz...–Powiedzialem. Nie bylo w tym chocby szczypty klamstwa.
-Ta grzywka mnie postarza – rozesmiala sie – Idz juz do siebie, a gdybys czegos potrzebowal to dzwon do recepcji.
-No ok. Prezes u siebie?
-Nie, nie ma go. W ogole on rzadko kiedy jest. – mrugnela porozumiewawczo i zeszla na dol.

W waskim przejsciu, ktorym mialem sie dostac na sam jego koniec, moje kule prawie obijaly sie o sciany. Udalo mi sie jednak nie walnac w zadna z nich i otworzylem drzwi swojego gabinetu. Przyciemnione szyby nie spelnialy swojej funkcji zbyt dobrze, bo promienie sloneczne i tak wdzieraly sie do pomieszczenia padajac na spore, drewniane biurko, i szafe z tego samego materialu. Oprocz obrotowego krzesla i fotela w przeciwleglym rogu to byly jedyne meble jakie zmiescily sie do tego ciasnego pokoiku. Mimo to, bylem z niego zadowolony. Usiadlem na krzesle przy biurku i rozkoszowalem sie mysla, ze przez najblizsze dwa lata on bedzie miejscem mojej pracy.

Odpalilem juz nieco podstarzalego klubowego laptopa, po czym wlaczylem IE (?!). Chcialem poczytac, co prasa napisala o moim wypadku z przed kilku dni. Informacje na ten temat byly bardzo skrajne. Jedne mialy dramatyczne tytuly, drugie z kolei byly bardzo lakoniczne. Zgadzaly sie jednak co do jednego: mialem ogromne szczescie w calym tym nieszczesciu. Tyryryry! tyryryry! tyryryry-ty! Mialem zmienic ten dzwonek! O wszystkim ostatnio zapominam! Nieznany numer.
-Halo? – powiedzialem odbierajac telefon
-Witaj Carlosie...
-Césarze! – powiedzialem odruchowo
-A tak, Césarze. Ciagle myle cie z ojcem. Mowi Jokin. Tym razem to ja musze zadac ci kilka pytan. – Milczalem, wiec ciagnal dalej – Jak widzialem ustaliles juz naszych sparingpartnerow ze swoim asystentem. Bardzo dobrze.Co ze wzmocnieniami?
-Chcialbym sciagnac brata z rezerw Santa Fe. Jest imiennikiem mojego taty – doskonale potrafilem sobie wyobrazic jak w tej chwili otwiera oczy ze zdumienia.
-Oczywiscie zartuje. Mam juz kilku chlopakow na celowniku, ale w tym momencie to jeszcze nic pewnego, wiec nie bede rzucal nazwiskami. Napompowalbym tylko niepotrzebnie balonik.
-Rozumiem. Chcesz sprowadzic kogos do sztabu? Moze ze swojej zwycieskiej ekipy?
-Nie, nie potrzebuje. Poznalem dzisiaj wielu wspanialych ludzi i jestem pewien, ze znajdziemy wspolny jezyk. Pragnalbym jedynie poznac osobiscie szefa naszego scoutingu i dyrektora sportowego. Mam dla nich kilka uwag i wytycznych.
-Oczywiscie, przekaze im. W tej chwili obaj sa jednak jeszcze w Afryce, ale gdy tylko wroca gwarantuje ci, ze zanim trafia do domu spotkaja sie z toba.
-Dziekuje panie prezesie. Nie moglem lepiej trafic, nigdzie bym nie znalazl takiego poparcia zarzadu.
-Zarzad tak mocno cie nie popiera, ale na mnie mozesz liczyc zawsze. Jak inaczej ten klub ma wrocic na szczyt jak nie przez wzajemne zaufanie i cierpliwosc? Zaluje tylko, ze reszta dyrektorow tak nie mysli. Bede sie z toba kontaktowal co trzy dni, teraz musze juz konczyc- mnostwo spraw na glowie. Powodzenia!
-Prosze chwile zaczekac, tez mam pytanie. Jak ma sie sprawa z kibicami? Co o mnie sadza?
-Musisz ich jakos przekonac do siebie. Narazie nic o tobie nie wiedza. Do uslyszenia!

Zaraz po zakonczonej rozmowie zadzwonilem do Michela Troina, mojego asystenta, zeby zorganizowal jutro internetowy czat ze mna jako gosciem dla wszystkich posiadaczy karnetow. Odlozylem telefon i sprawdzilem mejla. Dostalem ponad 100 wiadomosci do przeczytania. Odfiltrowalem wiadomosci od agentow i wyslalem je wszystkie do Michela, zeby oddzielil ziarna od plew. Mimo, ze dopiero dochodzila 10 rano, ja juz nie mialem sily. To byl najbardziej pracowity poranek w moim calym dotychczasowym zyciu. Od teraz kazdy mial byc taki. Najtrudniejsze tego dnia mialo dopiero nadejsc. Pierwszy trening z druzyna. Obawialem sie tego jak cholera. Czesc zawodnikow byla starsza ode mnie.

Kwadrans przed 11 bylem juz na boisku treningowym gdzie mial sie odbyc trening. Mialem 15 minut zeby przemyslec, co powiedziec, jak powiedziec i jak tych leni zmobilizowac. Gdy czas treningu zaczal sie zblizac zawodnicy powoli sie zjezdzali i pierwsze kroki kierowali do szatni. Punktualnie o 11 weszlem do niej. Trwajace do tej pory rozmowy i smiechy raptownie umilkly. Stalem tak w progu przez bite kilka sekund rozgladajac sie po twarzach zawodnikow.
-Gdzie jest Sarpong? – zapytalem opanowanym glosem.
Odpowiedzialo mi milczenie.
-Gdzie jest Jeffrey Sarpong? – powtorzylem, mowiac takim glosem jakbym tlumaczyl cos malemu dziecku
-On zawsze sie spoznia panie trenerze... – Xabi Prieto, mozg, jak widac tez i usta, druzyny.
-Juz biegne, juz biegne! – zdalo sie slyszec z korytarza przy szatni. Przeszedlem z pod drzwi na srodek szatni umozliwiajac wejscie spoznialskiemu. – Bardzo przepraszam za spoznienie, panie trenerze. Nie ma to jak podpasc pierwszego dnia.
-Nic sie nie stalo, wiem cos o tym. – mrugnalem i spojrzalem na moja prawa noge, a cala druzyna wybuchnela smiechem. – Jeffrey, dostajesz premie za odwage.Chlopaki – powiedzialem zwracajac sie juz do calej druzyny – wiem co sobie teraz o mnie myslicie. Przychodzi jakis mlody, kompletnie niedoswiadczony trener, mlodszy od niejednego z was. Ja jednak tej pracy nie dostalem przez nazwisko, dostalem ja dzieki mojej ciezkiej pracy, ktora wykonalem jeszcze w Kolumbii. Tego samego oczekuje teraz od was. To znaczy nie tego, zebyscie jechali do Kolumbii – znowu smiech – tylko tego, zebyscie przestali sie tak opierdalac i wzieli sie do roboty, bo filmiki z waszymi udanymi zagraniami na YouTubie to nie wszystko. Tak musicie robic w kazdym meczu, a wierze w was bardzo mocno. Wierze ze stac nas na wysokie miejsce w tabeli i wiem, nie wierze, ja to wiem, ze to bedzie udany sezon dla naszego klubu. A teraz ruszajcie te dupy i pokazcie juz teraz, juz na pierwszym treningu, ze zaslugujecie na miejsce w skladzie. Do roboty!

Gromkie okrzyki zadowolenia towarzyszyly pilkarzom gdy opuszczali szatnie.
-Swietna przemowa César – powiedzial Michel
-Dzieki.
-Czat z kibicami jutro o 16:30. Przygotuj sie na ta burze trudnych pytan, wyzwiska i ogolne niezadowolenie. Musisz ich przeciagnac na swoja strone, tak jak to zrobiles przed momentem z pilkarzami.
-Z kibicami nie pojdzie tak latwo... A szkoda, bo sa dla mnie wazniejsi.

 

Los Astilleros, San Sebastián, Hiszpania.

-Kochanie, wrocilem!
-César! Miales po mnie zadzwonic. Przyjechalabym po ciebie.
-Musze sie troche pokazywac, zeby wyrobic sobie dobry PR. Z pilkarzami poszlo mi zajebiscie, ale tak jak sie tego spodziewalem, taksowkarz nie dal sie urobic wokol palca. Nie wierzy, ze przetrwam na tym stanowisku dluzej niz pol roku i nie chce uwierzyc, ze pod moja wodza Real moze cos ugrac.
-A ty wiesz, czego oczekujesz?
-Awansu do Ligi Europejskiej w drugim sezonie.
-To podasz kibicom jakies logiczne argumenty, ze tak sie stanie, rzucisz jakimis nazwiskami jako potencjalne wzmocnienia i gotowe. Takie jest moje zdanie, ale ja sie nie znam. Rozbieraj sie, kolacje robie.
-Antonio juz spi? – to oczywiste, ze spi, jest za cicho.
-. Poza tymi zmartwieniami o kibicow jak minal ci pierwszy dzien pracy?
-Pracowicie, ale mimo to jestem bardzo zadowolony. Czuc tam glod sukcesow.

Juz jest, Czesc II!

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.