La Liga Santander
Ten manifest użytkownika Footix przeczytało już 4268 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
SEZON 5 - Idziemy na mistrza?
W kolejny sezon miałem wejść „na spokojnie”, czyli bez większych roszad w składzie. Bywa że nadmierną ilością przychodzących i odchodzących piłkarzy można zatracić ducha drużyny i jej zgranie, więc ograniczyłem się jedynie do delikatnej kosmetyki. Jeszcze przed otwarciem letniego okienka zaklepałem sobie transfery dwóch bardzo wszechstronnych Włochów: Padoina i Gasbarroniego. Piłkarze ci mieli wzmocnić jakość i szerokość posiadanej przeze mnie kadry, głównie za sprawą swojej uniwersalności na boisku. Przedsezonową formę budowałem na siedmiomeczowym tournee w Holandii. I wszystko układałoby się gładko gdyby nie fakt, że przed ostatnim sparingiem spadła jak grom z jasnego nieba intratna propozycja transferowa FC Barcelony.
Blaugrana upomniała się o swojego syna marnotrawnego – Cesca Fabregasa. Młody Hiszpan, po ściągnięciu go z Arsenal, rozegrał u mnie ledwo pół poprzedniego sezonu, w którym mocno się wyróżniał i liczyłem na to, że w kolejnym roku będzie motorem napędowym Celty Vigo. Poniżej możecie zerknąć na jego półroczny dorobek:
Jednak w biznesie nie ma miejsca na sentymenty, tym bardziej że Cesc był najdrożej opłacanym piłkarzem w mojej kadrze. Krzyknąłem Barcelonie za niego pół miliona więcej aniżeli musieli w zeszłym sezonie zapłacić za Mokoenę (a było to 37mln euro). Katalończycy się zgodzili, a ja miałem teraz za zadanie poszukać nowego ofensywnego pomocnika.
Znalazłem tylko jednego zawodnika spełniającego wszystkie stawiane przeze mnie wymagania, a był nim 19-to letni Freddy Adu. Problemy tkwił w tym, że kartę tego zawodnika posiadała skąpa do bólu Valencia. Mimo że młody Amerykanin nie grał pierwszych skrzypiec w ekipie Nietoperzy, musiałem za niego grubo posmarować. Padł nowy rekord transferowy Celty Vigo, po do tej pory najdroższym Fabregasie (14,5 mln) na pierwsze miejsce wskoczył Adu (18,5 mln). Korzystając z nagłego bogactwa dokupiłem jeszcze Michaela Dawsona -utalentowanego środkowego obrońcę Nottingham Forest oraz obiecującego Meksykańskiego bramkarza Francisco Guillermo Ochoę. Tak skompletowaną ekipą dokończyłem przedsezonowe przygotowania i postawiłem sobie cele na najbliższe 10 miesięcy. Oto co chciałem osiągnąć w rozgrywkach, w których przyszło mi rywalizować:
Primera Division – Hmm, ostatnio dwa razy byłem drugi na koniec ligi, chyba już pora całymi siłami zawalczyć o mistrzostwo. Może do tej pory koncertowo grająca Barcelona w końcu zaliczy słabszy sezon? Drodzy rywale, Celta wkracza do gry!
Champions League –Ponieważ będę w pełni skoncentrowany na gromadzeniu ligowych punktów, te rozgrywki potraktuję nieco po macoszemu. Wyjście z grupy (z dowolnego miejsca) to wszystko czego chcę.
Copa del Rey – Będę wystawiał „rezerwowy” skład. Niech się ogrywają ci, którzy nie mają szans na dużą liczbę występów w sezonie. To jak daleko zajdę jest mi obojętne. No chyba że pod koniec okaże się, iż Puchar Króla to jedyne trofeum na jakie będę miał jeszcze szanse.
Taktyką, jaką zamierzam rozegrać mecze sezonu 2008/09, będzie stosowane już wcześniej przeze mnie 4-4-2 z DM/AM w środku pomocy. Dopóki nie gram ze słabeuszami, nastawienie drużyny jest defensywne z lekko cofniętą linią obrony. Wszyscy piłkarze, poza środkowymi obrońcami, mają nakazany ostry odbiór piłki. Bramki staram się zdobywać przeprowadzając kontrataki skrzydłami wymieniając przy tym krótkie podania w szybkim tempie. To tak w skrócie, bez zagłębiania się w taktyczne szczegóły i szczególiki. Spójrzmy teraz na 25-cio osobową kadrę która ma zapewnić realizację narzuconych przez trenera celów:
To podpora mojej drużyny i współautor wielu sukcesów. Według atrybutów drugi bramkarz świata, zaraz za Buffonem. Saja gwarantuje spokój w bramce, nie puszcza szmat, świetnie gra 1na1 i prezentuje wysoką oraz stabilną formę.
Mój świeży nabytek. W jego atrybutach oraz grze można dostrzec spory talent, myślę że w przyszłości stanie się „drugim Sebastianem Saja”. Sprawia wrażenie pokornego i lojalnego piłkarza dlatego póki co powinien się sprawdzić w roli rezerwowego.
Prawy obrońca z możliwością gry na środku defensywy. Śliny fizycznie, agresywny, z dobrym podaniem. Poza tym nie wyróżnia się niczym szczególnym – nie błyszczy ale też i nie zawodzi.
Rok młodszy zmiennik Hunta. Prezentuje bardzo podobny styl gry co jego starszy kolega dlatego mam do niego pełne zaufanie gdy wystawiam go w meczowej 11-tce.
Lewy obrońca z dużym ciągiem na bramkę. Niestety, z racji mojej taktyki, nie ma możliwości zapuszczania się do przodu aż tak często jakby tego chciał. Nadrabia to świetnymi prostopadłymi podaniami notując sporo asyst jak na gracza tylnej formacji. Spory talent znany zapewne nie jednemu FM-maniakowi.
Zmiennik De la Cuesty. Obdarzony równie wysokim talentem jednak z mniejszymi umiejętnościami w ofensywie. Nadrabia to za to solidną grą w obronie.
Środkowy obrońca, obecnie już klasa światowa. Niezwykle wysokie umiejętności potwierdzone bardzo dobrą grą. Świetny w grze kryciu 1 na 1 (Krycie 20), wyłączył mi z gry już wielu groźnych napastników. Jeden z filarów mojej silnej formacji obronnej.
A oto filar numer dwa. Kupiony za niewielkie pieniądze (150 tys. euro) z RS Futebol rozwinął się równie wysoko jak Tomas. Razem z Czechem tworzą parę stoperów niemal nie do przejścia.
Nowa twarz w mojej drużynie sprowadzona z Wysp Brytyjskich. Posiada kluczowe atrybuty w okolicach 15 punktów. Powinien dawać wartościowe zmiany dla pary moich podstawowych środkowych obrońców.
Niechciany w Villareal, za to przeze mnie przywitany z otwartymi ramionami. Bardzo wysokie psychiczne i fizyczne umiejętności. Z technicznymi słabiej ale gdy dostaje szanse gry to z reguły nie zawodzi.
Umiejętności podobne do Rodrigueza aczkolwiek przebite ogromną wszechstronnością. Może z powodzeniem grać jako boczny i środkowy obrońca a także jako defensywny pomocnik. Taki piłkarz na ławce rezerwowych to skarb.
Kupiony na początku mojej kariery w Celcie, obecnie już legitymuje się Hiszpańskim paszportem. Tego piłkarza raczej nie trzeba nikomu przedstawiać, legenda FM-a.
Niestety Guarin nie gra na 100% swoich możliwości (bardzo mało bramek z dystansu bądź rzutów wolnych) dlatego ściągnąłem z Argentyny Javiera. Z początku wygryzł Freddiego ze składu, obecnie zacięcie ze sobą rywalizują o miejsce w wyjściowej jedenastce. Nic tylko się cieszyć z takiego obrotu spraw.
Skrzydłowy światowej klasy. Na prawej flance robi niesamowity przeciąg. Bardzo dużo asyst, bardzo wysokie noty i bardzo często gracz meczu. Szkoda że czasami w połowie sezonu musi wyjeżdżać na Puchar Narodów Afryki.
Jest ze mną od pierwszego okienka transferowego. Bardzo wolno się rozwijał i gdyby nie to, że poza swoją ulubioną prawą stroną pomocy może grać także w środku i po lewej, to dawno bym go sprzedał. Obecnie prezentuje już dobry poziom gry, ma niezłe dośrodkowania i czasem nawet zdarzy mu się zostać Man of the Match.
Newgen kupiony na zasadzie wolnego transferu. Włoch może grać tylko na prawej pomocy. Zaraz po transferze złamał nogę i pauzował 8 miesięcy. Obecnie jeszcze mocno niedoszlifowany ale mimo wszystko diament. Ze wszystkich graczy to on gra u mnie najmniej w trakcie sezonu.
Lewoskrzydłowi zawsze są jacyś inni, a Bertelsen nie jest pod tym względem wyjątkiem. Ma u mnie ksywkę „rajdowiec” bo w jednym meczu potrafi dojść do 20-tu paru wykonanych rajdów z piłką. Mimo możliwości gry z tyłu, to jednak w obronie go nie uświadczymy bo nie lubi się wracać. Mnóstwo asyst, ulubieniec kibiców.
Żaden z niego napastnik tylko skandynawski kolega Bertelsena. Trenerzy i skauci uważają że ma wyższy potencjał, mimo wszystko gra słabiej dlatego jest tylko jego zmiennikiem. Czekam aż jego talent w końcu „wystrzeli”.
Niedawny transfer, ma być alternatywą dla Absalonsena. Uniwersalny pomocnik z parametrami predysponującymi go do wyśmienitej gry na skrzydłach. Może zrobić niemałe zamieszanie w wyjściowej jedenastce.
Sprowadzony w 2-gim sezonie za free, bardzo dobrze się rozwija. Wszyscy, włącznie z piłkarzami, twierdzą że stanie się gwiazdą światowego formatu. Ustawiany przeze mnie jako AMC z początku dąsał się że to nie jest jego najsilniejsza pozycja ale w końcu zrozumiał, że trener wie lepiej. Niesamowicie kreatywny z genialnymi podaniami. Czuję że to może być jego sezon, bo pod koniec poprzedniego już grał wyśmienicie.
Mój najdroższy wydatek ale wierzę, że te pieniądze się zwrócą z nawiązką. Talent najwyższej próby, będzie zmiennikiem Richardsa bowiem najlepiej sobie radzi jako ofensywny pomocnik, chociaż może grać również po bokach jak i w ataku. Niestety zdążył zagrać z Valencią w Pucharze Intertoto, więc nie będę mógł go zgłosić do Ligi Mistrzów.
Ściągnięty z Brazylii za 7,5 mln euro z miejsca wskoczył do pierwszego składu. Niesamowicie bramkostrzelny, średnia na mecz to więcej niż jeden gol. Z tym piłkarzem w składzie Celta może zajść bardzo daleko. Mocno na niego liczę w kontekście nadchodzącego sezonu.
Wielki szacunek dla umiejętności tego gracza. Nie jest może takim łowcą bramek jak Fred, ale zdaje się że z piłką potrafi zrobić wszystko. Przed jego strzałami z dystansu bądź woleja drżą najlepsi bramkarze Primera Division. To jest typ tak zwanego „napastnika kompletnego”. Najlepsze jest to, że jego transfer nie kosztował mnie ani euro centa.
Przyszedł do klubu razem z Podolskim i podobnie jak on, na zasadzie wolnego transferu (z Realu Madryt B). Posiada wszystkie atrybuty czyniące z niego rasowego snajpera. Średnio w jednym meczu strzela ok. 0,8 gola, więc całkiem przyzwoity z niego snajper.
Mój joker w talii asów. Większość atrybutów słabiutka, jednak te najbardziej kluczowe dla napastnika posiada na wysokim poziomie. Tego młodego Hiszpana kupiłem na starcie pierwszego sezonu i przez cztery kolejne ustrzelił dla Celty już 56 bramek. Ulubieniec kibiców i prezesa. Ma wszelkie papiery na to, żeby stać się legendą tego klubu.
I to już wszyscy. Tyle graczy musi mi wystarczyć na cały sezon, a na pewno do zimowego okienka transferowego. W razie problemów kadrowych będę się posiłkował juniorami z zespołu U-18 albo kilkoma niepotrzebnymi mi już piłkarzami, których przesunąłem do zespołu Celta B. Ktoś być może powie, że za młody ten skład aby mógł walczyć o mistrzostwo ligi – cóż, Fergusonowi też mówili „z dzieciakami nic nie wygrasz” a wszyscy wiemy jak to się skończyło (patrz sezon 1995/96).
Teraz trochę się pomądrzę, albowiem rzucę hasłem że kluczem do sprawnego zarządzania kadrą zespołu bez wątpienia są finanse klubu. Zawsze staram się dbać o to, aby nie wydawać więcej niż jestem w stanie zarobić. Ciekawym pomysłem, gdy klub jest już stabilny finansowo, jest rozkładanie na raty zysków ze sprzedaży zawodników tak, aby przez kilka/kilkanaście miesięcy na klubowe konto stale napływały dodatkowe dochody. Kolejną sprawą, w której bez bicia przyznam że się lubuję, jest skąpienie piłkarzom na pensje. Staram się proponować najniższe możliwe do zaakceptowania tygodniowe wynagrodzenia, długo letnie kontrakty i absolutnie pod żadnym względem nie pozwalam na przyjmowanie premii za występy (generują straszne wydatki). Oczywiście wiąże się to z pewnymi niedogodnościami, na chwilę obecną trzech moich podopiecznych domaga się lepszego kontraktu, ale z podpisami poczekam do końca sezonu.
Przyjrzyjmy się zatem jak wygląda sytuacja finansowa Celty na starcie piątego sezonu. W klubowym sejfie zaksięgowane są niemal 64 mln euro, czyli trzykrotnie więcej niż gdy zaczynałem pracę (21 mln). Z tej kwoty na zakup nowych piłkarzy miałem prawie 30 milionów, sześciokrotnie więcej niż przed pierwszym okienkiem transferowym (5 mln). Spójrzmy teraz na budżet płacowy. Do zadysponowania mam już 1,4mln tygodniowo, lecz dzięki umiejętnym negocjacjom z piłkarzami, co niedziela znika z konta mniej niż połowa wspomnianej kwoty. Dość powiedzieć, że mimo ustalonego maksymalnego pułapu wynagrodzenia na poziomie 85 tys/tydzień, najlepiej opłacany gracz inkasuje ledwo 42 tysiące euro.
Już za chwilę rusza liga, więc jak co roku przed startem rozgrywek bukmacherzy pokusili się o zestawienie szans 6-ciu najlepszych drużyn na zdobycie mistrzostwa w Primera Division. Przeliczając kurs z opisu brytyjskiego na decymalny wychodzą następujące typy:
FC Barcelona: 1,75
Real Madryt: 3,00
Betis: 16,00
Sevilla: 16,00
Valencia: 20,00
Celta: 33,00
Jak widać, zdecydowanym faworytem pozostaje Barcelona a tuż za nimi jest Madrycki Real. Celta jedynie przy dobrym układzie może odnieść końcowy tryumf, ale gdybym miał postawić na kogoś trochę pieniędzy to wybrałbym właśnie swój klub. Trzeba przecież głęboko wierzyć w to co się robi, racja?
Aby dopełnić przedsezonowego obrazu drużyny gotowej do walki na śmierć i życie o pierwszy w historii tytuł mistrzowski, zajrzyjmy do gabinetu prezesa oraz stowarzyszenia kibiców w celu zasięgnięcia ich opinii. No tak, wszystko było do przewidzenia, zarząd cieszy się z dobrej sytuacji finansowej klubu i racjonalnie ocenia szanse na kolejne trofea. Kibice za to pragną abym zdetronizował wszystkich w lidze, jednocześnie opłakując sprzedanego za ciężkie pieniądze Fabregasa. Business is business moi drodzy, nie ma co płakać nad tym co było, trzeba patrzeć w piłkarską przyszłość.
A ta przyszłość właśnie zapukała mi do drzwi. Superpuchar Hiszpanii jest pierwszym sprawdzianem dla moich piłkarzy stawiającym pytanie, czy okrzepli do roli pogromców FC Barcelony. Pierwszy mecz odbywa się na Camp Nou i pada wynik 1-1, w którym swojego debiutanckiego gola strzela Adu a bramkarz Saja otrzymuje po raz n-ty w karierze najwyższą możliwą notę za występ. W rewanżu, gracze klubu spod znaku celtyckiego krzyża, pokazują wpojoną przez trenera waleczność i dzięki inteligentnej grze zwyciężają katalońskiego giganta 3-1. Pucharowe łowy Celty Vigo uważam za otwarte!
Jednak nie ma róży bez kolców, urazu w meczu finałowym nabawił się Saja. Kontuzja kolana eliminuje go z gry na miesiąc. Jest więc okazja aby sprawdzić świeży nabytek, Ochoa rozgrywa pięć meczów z rzędu w których zalicza trzy czyste konta i zgarnia dobre noty (kolejno: 8,6,7,8,8). Początek Primera Division jest dla mnie obiecujący, notuje niezły bilans meczowy (2-1-0), podczas gdy mój największy rywal FC Barcelona, ku zaskoczeniu wszystkich, gubi na starcie 6 punktów (1-0-2). W czwartej ligowej kolejce oba kluby spotykają się po raz kolejny. Celta Vigo udaje się na mecz wyjazdowy, by napsuć krwi mistrzom z Katalonii. Przynajmniej tak mówiła teoria, a co pokazała praktyka? Otóż można powiedzieć że poszła w parze z tym pierwszym, bowiem na Camp Nou po raz drugi w tym sezonie pada wynik 1-1. Brazylijczyk Fred dopisuje sobie kolejnego zdobytego gola, a mistrzowie Hiszpanii po czterech kolejkach gromadzą raptem 4 punkty. Moja chęć detronizacji Barcelony stawała się co raz większa.
Za jakiś czas spotkała mnie bardzo miła informacja. Portillo, piłkarz niechciany w Realu Madryt, którego przygarnąłem pod swoje skrzydła, w wieku 26 lat zadebiutował w reprezentacji kraju zmieniając Raula w drugiej połowie meczu Hiszpania – Słowenia. Jak sam po meczu wyznał, ten mały sukces zawdzięcza również mi, gdyż jako trener tchnąłem w niego nowe pokłady ambicji i motywacji. Ciekawe czy się tylko podlizywał czy mówił szczerze. W każdym bądź razie, w swoim drugim reprezentacyjnym meczu potwierdził przydatność strzelając z ławki dwa gole.
W jedenastej kolejce przyszło mi poznać gorzki smak pierwszej ligowej porażki. Wyjazd do Malagi zakończył się wynikiem 2-1 dla gospodarzy a jeden z goli dla Malagi padł po okropnym, samobójczym trafieniu mojego piłkarza (pechowcem był Michael Dawson). Morale zespołu spadły, a już za trzy dni musiałem się zmierzyć z innym kandydatem do zdobycia mistrzostwa Hiszpanii – Realem Madryt. Królewscy też borykali się z problemami, jednak w ich wypadku była to plaga kontuzji. Na mecz z moją Celtą musieli wystawić m.in. bramkarza-juniora. Niestety młody chłopak miał swój dzień i wybronił mnóstwo sytuacji sam na sam otrzymując za mecz 10-tkę. Co gorsze, jego vis a vis Sebastian Saja doznał w trakcie meczu kontuzji i musiałem na bramkę predysponować gracza z pola (ze względu na niskie prawdopodobieństwo kontuzji bramkarzy nigdy nie wstawiam rezerwowego golkipera na ławkę). Suma summarum powyższe okoliczności sprawiły że poniosłem drugą porażkę z rzędu, tym razem 3-1. Nie dość że po wyjazdowym meczu na Santiago Bernabeu FC Barcelona przeskoczyła mnie w tabeli, to jeszcze gro moich zawodników zaczęło wątpić w trenerskie umiejętności swojego menadżera albowiem Celta znalazła się na odległej pozycji.
Jednakże inteligentny kibic piłkarski wie, że prawdziwą klasę zespołu można poznać po tym, jak radzi sobie gdy jest przyciśnięty do ściany. Jako menadżer i przywódca tego stada musiałem pozbierać do kupy te zbłąkane owce, które straciły pewność siebie i zaczęły się snuć bez wyrazu gdzieś miedzy zakamarkami szatni a rogami boiska treningowego. W kolejnych, zaległych meczach z ligowymi outsiderami udawało mi się mozolnie odnosić skromne zwycięstwa, lecz prawdziwy test na rozmiar cojones co po niektórych piłkarzy miał przyjść w wyjazdowym meczu z Deportivo.
Znienawidzony rywal Celty Vigo, będący w gazie i wysokiej formie, przyjął nas na ciężkim terenie w La Corunii z szeroko rozstawionymi pazurami. Krew polała się już w 7-mej minucie a za nieco ponad pół godziny stało się to ponownie. Niestety krwawiącą ofiarą była Cetla i jej piłkarze, bowiem przegrywaliśmy już 2-0 w derbowym meczu. Jako trener reagowałem żywiołowo, robiłem wszystko co mogłem i praktycznie nie odchodziłem od linii bocznej boiska. Oglądałem całe spotkanie non stop, w pełnym wymiarze czasowym, raz za razem dając nowe wskazówki taktyczne swoim podopiecznym i dokonując wszystkich możliwych trzech zmian. W tym czasie obraz meczu zmieniał się jak w kalejdoskopie. Z początku to Deportivo rządziło i dzieliło na boisku, jednak prowadząc 2-0 wycofali się szukając kolejnych bramek w postaci kontrataków. Dopiero wtedy Celta rozpostarła swoje skrzydła, gdyż rozciągnąłem piłkarzy po całej murawie i kazałem im zamknąć rywali w hokejowym zamku. Obława szybko przyniosła skutek, gdyż moi gracze ruszyli z comeback’iem doprowadzając do remisowego 2-2, które jednak mnie w ogóle nie satysfakcjonowało. Tego samego zdania było Deportivo, dla którego w Derbach Galicji liczyło się tylko zwycięstwo. Los Blanquiazules znowu zmienili taktykę ruszając do ofensywy. Ja ze swoim równie ofensywnym ustawieniem pozostałem niewzruszony i postawiłem na brutalną wymianę ciosów. W tej męskiej grze, pełnej ostrych zagrań i absolutnego poświęcenia piłkarzy, kolejne profity zebrała jednak Celta. W 84 minucie do przełamania doprowadził Micah Richards i mój team osiągnął upragnione 2-3! Natychmiastowe ustawienie autobusu przed własnym polem karnym oraz nakreślenie szybkich kontr uniemożliwiło rywalowi strzelenie jeszcze jakiekolwiek bramki. Ostatecznie Celta dołożyła jeszcze dwa gole i zakończyła to gorące spotkanie spektakularnym 2-5. Do miasta Vigo wracaliśmy z tarczą, znów pełni wiary we własne umiejętności.
W międzyczasie odbywały się rozgrywki Ligi Mistrzów. Los skojarzył w grupie Celtę z takimi zespołami jak: Lyon, Benfica i CSKA Moskwa. Minęła połowa fazy grupowej a moi rywale robili wszystko co możliwe aby mi tylko ułatwić awans. Mimo że później zwarli szeregi, udało mi się bez większych problemów awansować z pierwszego miejsca grając głownie drugim składem. W losowaniu fazy play-off niespodziewanie trafiłem na Sevillę, która zajęła 2-gie miejsce w grupie A. Zabawne, bo myślałem że przepisy na to zabraniają.
Na dwa tygodnie przed rozpoczęciem zimowego okienka transferowego zarząd klubu (bez moich próśb), w wyniku stale polepszającej się sytuacji finansowej, postanowił jeszcze trochę sypnąć groszem i zwiększyć mój budżet transferowy o dodatkowe 3,1 mln euro. Taka wiadomość podsunęła mi myśl, żeby poszukać na rynku jakichś nowych, ciekawych piłkarzy. Jedyne co udało mi się wyszperać, to uzdolniony newgen na pozycję prawego pomocnika. Postanowiłem zatem sprzedać Saccucciego (marudził że mało gra) i kupiłem Stanislava Horaka (wyglądał jeszcze bardziej obiecująco niż Saccucci).
Rozgrywki ligowe toczyły się dalej. Po odrodzeniu z Deportivo nastąpiło kilka zwycięstw, a kolejny ważny mecz miał się odbyć na domowym boisku z FC Barceloną. Ostrzyłem sobie zęby na to spotkanie, albowiem w przypadku zwycięstwa mogłem przeskoczyć Blaugranę w tabeli i w końcu objąć pierwsze miejsce. Niestety w tamte niedzielne popołudnie szczęście nie było po mojej stronie. Mimo widocznej przewagi Celty w całym meczu to rywal zdołał nas ograć i wywieźć cenne 1-0 za sprawą gola z rzutu karnego. Jakby tego było mało, w następnej kolejce też doznałem porażki, Malaga ograła mnie po raz drugi w sezonie a katem Celty okazał się… jej były piłkarz, Nestor Fabian Cannobio. Mimo że Argentyńczyk wypożyczony w 1-szym sezonie z Valencii pomógł mi wywalczyć awans, tego dnia nie okazał żadnych skrupułów swoim dawnym kolegom. Drugą sprawą była fatalna skuteczność pod bramką Malagi, na 15 oddanych strzałów tylko dwa należały do tych celnych.
Jak się miały sprawy w dalszych ligowych meczach? Barcelona wygrywała gładko z każdym przeciwnikiem, ja o każde zwycięstwo musiałem desperacko walczyć do ostatniej minuty. A i te nie zawsze przychodziły. Mimo uporania się z takimi klasowymi zespołami jak Valencia czy Betis, punkty potraciłem remisując z Xerez i Albacete. Tracąc do liderującej Barcy już 9 punktów (aczkolwiek mając jedno zaległe spotkanie do rozegrania) zaczynałem się zastanawiać czy faktycznie mam jakieś szanse by powstrzymać Kataloński zespół, który od kilku sezonów niepodważalnie rządzi i dzieli w rozgrywkach Primera Division.
Wiary w potencjał mojej drużyny dodawały mi na szczęście dobre wyniki w rozgrywkach pucharowych. W Copa del Rey przemykałem przez kolejne rundy zostawiając na placu boju w roli pokonanych zespołów między innymi takie tuzy Hiszpańskiej piłki jak Betis czy Deportivo. W Lidze Mistrzów co prawda nie udało mi się przejść Sevilli (dwa razy padł wynik 1-1 i odpadłem po rzutach karnych), ale osiągnął swój cel minimum czyli wyjście z grupy. Później zaliczyłem kilka dobrych meczów w lidze, jak choćby 4-0 z Atletico Madryt na wyjeździe, i po 29 kolejkach (z 38-miu zaplanowanych) traciłem do FCB pięć punktów. To wciąż było do odrobienia, dlatego kibice nie przestawali wierzyć w końcowy sukces.
Okazja na podgonienie lidera nadarzyła się w 32-giej kolejce. Blaugrana zremisowała bezbramkowo z Sevillą, dzień później Celta mierzyła się na wyjeździe z Realem Sociedad. Mecz zaczął się dobrze, w 3-ciej minucie spotkania wynik na 1-0 dla nas otworzył niezawodny Fred i Celta prowadziła. Niestety raptem 20 minut później już przegrywaliśmy, niczym nie wyróżniający się do tej pory Hiszpański pomocnik Mikel Aranburu w międzyczasie dwa razy zmusił Saje do wyciągania piłki z siatki. Ale moi piłkarze wcale nie byli gorsi, przecież już wcześniej udowadniali że są zdolni do comeback’ów. I tak oto Fred dołożył dwie bramki i to znowu Celta trzymała w rękach 3pkt prowadząc 3-2. Niestety w końcówce spotkania stała się katastrofa, mimo zwarcia szyków obronnych Nihat przedarł się w pole karne i kąśliwym strzałem zmusił mojego bramkarza do kapitulacji. Mecz skończył się wynikiem 3-3 który osobiście odebrałem jako porażkę, rwąc sobie przy tym włosy z głowy i zadając retoryczne pytanie „kiedy jak nie teraz?”. Szanse na przeskoczenie Barcelony topniały w oczach.
Dalej było ciężko, ale drużyna nie traciła ducha walki. W następnym meczu przegrywając 0-1 z Realem Madryt udało się doprowadzić do korzystnego 2-1 dla Celty. Kolejne spotkanie i podobna sytuacja. Z Espanyolem przegrywałem już 2-3 by ostatecznie jednak wygrać 6-4 w iście szalonym stylu. Tego samego dnia wyszły dla mnie na niebo aż dwa słońca, bowiem Barcelona podzieliła mój los sprzed paru kolejek i także zremisowała z Sociedadem. Cztery kolejki do końca i tylko 3 punkty różnicy. Cholerne 3 punkty.
Przed następnym meczem znalazłem w skrzynce pocztowej bardzo ciekawą propozycję. Otóż Valencia, po rozstaniu się z dotychczasowym trenerem, upatrzyła sobie w mojej osobie przyszłego menadżera. Dostałem ofertę pracy w której największe wrażenie robiła potencjalna ilość pieniędzy do wydania na transfery. Włodarze Nietoperzy zaproponowali bajońską sumę 99 milionów euro! Oczywiście im odmówiłem. Nie opuszczę Celty dopóki nie wygram w jednym sezonie potrójnej korony.
Tymczasem w lidze nic się nie zmienia. Wygrywam z Sevilla i Osasuną, ale Barca również wygrywa swoje mecze. W przedostatniej kolejce ziszczają się moje marzenia – Barcelona przegrywa na wyjeździe z Mallorcą! Ja w tym czasie, mimo dwóch czerwonych kartek dla moich piłkarzy, pokonuję Xerez. Zaraz po spotkaniu zrównuje się punktami z FCB, jednak wciąż jestem drugi z racji gorszego bilansu meczowego. Już jest tak blisko a została tylko jedna kolejka…
Jednak nie wszystkie mecze w decydującym dniu rozegrają się symultanicznie. Ponieważ udało mi się awansować do finału Copa del Rey (ogrywając w półfinale sam Real Madryt) mój ligowy mecz z Villarreal został przeniesiony na 26 maja, podczas gdy Barcelona zagra z Realem Zaragoza 24 maja. No nic, pozostaje mi mieć nadzieje że słowa trenera rywali Barcy okażą się prorocze. Sam jednak dzień wcześniej (23-go) zagram finał Copa del Rey z Espanyolem.
Pomimo starty gola na początku spotkania, decydujące starcie o Puchar Króla wygrałem gładko 4-1. Zarząd klubu był tym faktem wniebowzięty, w końcu do klubowej gabloty wpadło kolejne znaczące trofeum. Kibice wyszli na ulice świętować sukces a ja sam udałem się do… pobliskiej świątyni, modlić się aby następnego dnia Zaragoza urwała punkty Barcelonie. Korzystając z wolnego, udałem się na stadion by obejrzeć to starcie, które miało zadecydować o mistrzostwie Hiszpanii. Ahh, cóż to były za emocje! Przy każdej akcji zaczepnej Realu Zaragoza podrywałem się z fotela zaciskając jednocześnie oba kciuki. Niestety bramki zdobywali tylko gospodarze z Camp Nou. Wynik 2-0 dał nowego (starego) mistrza Hiszpanii – FC Barcelonę.
Ostatecznie mecz o pietruszkę z Villarrealem zremisowałem i zakończyłem sezon na drugiej pozycji z 2 punktową stratą do Barcelony. Cała ta pogoń na nic się zdała, bo po raz trzeci z kolei to Barca była pierwsza a Celta Vigo druga. Na pocieszenie dostałem nagrodę dla najlepszego trenera w sezonie. Ponadto moi piłkarze osiągnęli następujące nagrody indywidualne:
Salomon Kalou: najwięcej asyst w lidze (17 asyst), 2-gie miejsce dla najlepszego gracza ligi, jedenastka sezonu
Fred: najlepszy strzelec ligi (22 gole), jedenastka sezonu
Andrea Gasbarroni: jedenastka sezonu
W drużynie prym wiedli według:
7,89 – Salomon Kalou
7,85 – Micach Richards
7,63 – Jose Julian De la Cuesta
7,62 – Lukas Podolski, Andrea Gasbarroni
7 – Salomon Kalou
5 – Lukas Podolski
4 – Sebastian Saja, Trond Erik Bertelsen
3 – Andrea Gasbarroni, Micach Richards, Fred
22 - Micach Richards
19 – Salomon Kalou
11 – Andrea Gasbarroni
9 – Fred
28 - Fred
17 – Lukas Podolski, Portillo
13 – Alejandro Sanchez Fernandez
8 – Salomon Kalou
Statystyki wszystkich piłkarzy:
Końcowa tabela ligowa:
Zmiany pozycji ligowych Barcelony i Celty:
Zdobyte w tym sezonie trofea: Puchar Hiszpanii, Superpuchar Hiszpanii
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Budżet płacowy to podstawa |
---|
Jeżeli po zamknięciu okienka transferowego na Twoim koncie pozostał zapas gotówki, wejdź do siedziby zarządu i zmieniając proporcje "przerzuć" część kasy do budżetu płacowego. W trakcie sezonu możesz nie potrzebować pieniędzy na transfery, a zarząd spojrzy na Ciebie przychylniejszym okiem, jeżeli zostawisz duży zapas budżetu na wynagrodzenia. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ