LOTTO Ekstraklasa
Ten manifest użytkownika Latimeria przeczytało już 1827 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Kroczyliśmy drogą sukcesu. Kibice byli wstrząśnięci, jak szybko i w jakim stylu wróciliśmy na tron. Na każdym kroku spotykały mnie wyrazy uwielbienia. Nieraz napotykałam kibiców, którzy na mój widok śpiewali: "Jesteśmy dumą tego miasta...". Nieważne, czy była 21, czy 8 rano. Nie sądziłam, że moją aparycję będzie rozpoznawało tak wiele osób. Byłam z tego powodu zadowolona, ale jednocześnie zaniepokojona. Prasa mimo sukcesu miała mieszane uczucia. Część przebąkiwała, że sukces był efektem chęci pokazania się zawodników. Wiadomo - u nowego szkoleniowca każdy zaczyna od zera. Ponadto wypominali mi brak doświadczenia.
Zaczynał się drugi rok mojej pracy w Wiśle. Mimo, iż wykonywałam dobrą robotę (co wielu zawodników powtarzało w wywiadach) a właściciel był ze mnie zadowolony - nie dostałam nowej oferty kontraktu. Trochę mnie to bolało. Z jednej strony - trudno było tego oczekiwać, w końcu dopiero w TYM sezonie miałam pokazać, co potrafię, jednak z drugiej - nie lubiłam pracować nie wiedząc na czym stoję. Wkrótce potem okazało się, że ktoś mnie w klubie wyraźnie nie chce...
Zaczęło się od Thwaite i Samuela. Samuel to młody Hiszpan. Zauważyłam, że działają demotywująco na zespół. Coraz częściej doświadczeni zawodnicy zgłaszali mi, iż wielu drażni ich zachowanie. Postanowiłam im się przyjrzeć. Samuel nic szczególnego nie robił. Może tylko zbyt dyskutował, gdy za cokolwiek się go skrytykowało. Z Thwaitem natomiast było gorzej. Często opuszczał treningi. Za każde opuszczenie treningu dostawał karę grzywny w wysokości dwóch tygodniówek. Nie miałam dla niego litości. W pewnym momencie zastanawiałam się, czy on cokolwiek zarabia.
Tak... Thwaite wcale nie "podobno" opuszczał treningi. On miał jakąś manie nie przychodzenia na nie raz na 2-3 tygodnie. Nigdy nie próbował nawet usprawiedliwić nieobecności. Ani zadzwonić wcześniej, że go nie będzie.
Thwaite'a zignorowałam. Skoro nie przychodził to płacił kary. Cóż miałam zrobić? Samuela natomiast spotkały poważniejsze konsekwencje. O ile w klubie miałam trzech rasowych OPŚ, o tyle Marcin Nowacki zawsze był traktowany jako "ten trzeci". Jak już grał to na każdej pozycji, tylko nie na OPŚ. Był środek pomocy (czyli czyszczenie pola, zwykle zarezerwowane dla Sobola), lewe skrzydło (które u mnie zamienia się pozycjami z prawym), a nawet napad. Jirsak musiał być zmieniany w każdym meczu ze względu na słabą wytrzymałość. Pilnowałam go jak oka w głowie. W pewnym momencie zmienił go Nowacki. Poradził sobie znakomicie. Zwykle Jirsaka zmieniał Samuel. Zmianę zwaliłam na spadek kondycji u Hiszpana. Jakoś się to szczęśliwie pokryło.
Dlaczego jeszcze chcieli mnie wywalić? Wciągnęło mi fundusze na płace i transfery*
- Dzień dobry pani trener. Pani słucha. Na spotkaniu klubowym ustaliliśmy, że budżet płacowy wyniesie 92 tys euro/tyg a budżet na tranfery 180 tys euro, tak? - nawet dokładnie nie wiem, kto do mnie wtedy dzwonił.
- No tak, a o co chodzi? - byłam poirytowana, gdyż coś mi mówiło, że nie będzie to miła rozmowa.
- Zdecydowaliśmy, że budżet płacowy wyniesie jednak 82 tys. euro/tyg. a na tranfery będzie pani musiało wystarczyć to, co zostało z tamtego sezonu. Chyba, że pani kogoś sprzeda. Sporo piłkarzy wraca z wypożyczenia. - "ciekawe, czemu tego nie powiedzieliście na spotkaniu, cwaniaczki" pomyślałam, ale odparłam tylko "ok" i rozłączyłam się.
Była to trudna sytuacja, aczkolwiek nie zostałam w niej sama. Gdy kilka dni później siedziałam w swoim gabinecie i przeglądałam dane piłkarzy chcących grać u nas, drzwi otworzyły się. Podniosłam głowę. Mój asystent zawsze wpadał niespodziewanie. Okazało się, że Borussia Dortmund - mój klub partonacki, zaoferowała mi do wypożyczenia dwóch zawodników ze swoich rezerw. David Vrzgoić (?!**) - lewy obrońca. LEWY obrońca. Ostatnim dobrym nominalnym lewym obrońcą w klubie był Dariusz Dudka. Drugi to Marco Rummenigge (?!**). Defensywny pomocnik. Piłkarz na tą pozycję nie był aż tak pilny dla mnie, ale przyjęłam bez wahania obie oferty. Borussia nie wcisnęłaby mi badziewia to raz, a dwa - klub z Niemiec miał pokrywać całe koszty wynagrodzenia zawodnika. Miodzio. Kupiłam jeszcze piłkarza o ciekawej ksywce "Chia". Hiszpan na prawą obronę. Co prawda tu dzielił i rządził Baszczu, ale wolałam załatać dziury. O wzmocnieniach nie było mowy.
Trudno było w tym momencie myśleć o czymkolwiek innym jak "przyzwoite pokazanie się". Na szczęście zarząd wymagał tego co poprzednio: walki z najlepszymi w lidze, finał PP i PE. "Za dużo" - myślałam pod nosem. Musiałam jednak wierzyć w zespół. Co do Ligi Mistrzów - liczono na 3. runde eliminacji, a potem przyzwoity start w Pucharze UEFA.
Odbyłam z zawodnikami poważną rozmowę. Poinformowałam ich, że inne kwoty podano na spotkaniu klubowym, a inne usłyszałam przez telefon. Buchnęli mi forsę! Wierzyłam w nich. Nie wierzyłam w tych na górze klubowej piramidy, ale wierzyłam w tych chłopaków. Widziałam, że mimo problemów postarają się o jakiś niezły wynik. Jak na złość wg mediów jesteśmy faworytem do wygrania ligi.
Drugą rundę eliminacji do Ligi Mistrzów przebrnęliśmy bez większych problemów. W starciu z Dinamo Tibilisli byliśmy zdecydowanym faworytem i nie zawiedliśmy. Wygraliśmy oba spotkania: 4-2 i 2-1. Wielu piłkarzy z niecierpliwością oczekiwało losowania. Ja byłam sceptyczna. Wiedziałam, że zespół nie jest wzmocniony, choć w ostatniej chwili dołączyli Daniel Mąka z Polonii Warszawa i Roberto Santamaria - bramkarz z rezerw któregoś z hiszpańskich klubów. Ale to też raczej łatanie dziur niż wielkie zakupy.
Wylosowaliśmy Spartę Praga. Rywal trudny, ale media podniosły burzę, że "przy odrobinie szczęścia do ogrania". Po aferze ze znikającą kasą - nie wierzyłam w żadne szczęścia, farty, czy przypadki. Pierwszy mecz mieliśmy rozegrać w Pradze. Od dziecka chciałam zobaczyć to miasto. W poniedziałek 11 sierpnia zameldowaliśmy się w czeskiej stolicy. Kilka razy dziennie wychodziłam na samotne przebieżki i spacery. Musiałam pomyśleć nad taktyką, składem, a także tym, co się dzieje w klubie.
W nocy z 12 na 13 sierpnia źle mi się spało. Ciągle śniło mi się, że przegrywamy z kretesem, a ja tracę pracę. Wyszłam z pokoju o 4 rano i poszłam do dużej sali na parterze, w której omawialiśmy wszystko z drużyną. Ku mojemu zdziwieniu, ktoś tam już siedział. Rafał Boguski najwidoczniej też nie mógł spać.
- Widze, że ty też nie możesz spać - zaczęłam rozmowę. Nie lubiłam, gdy piłkarze w ten sposób tracili siły przed meczem, ale rozumiałam takie sytuacje. Nieraz się zdarzały.
- No nie. Ale sie nie gniewasz? - prosiłam, by mówili mi na "ty".
- Nie, skąd. Mnie się śniło, że przegrywamy 0-5 - nie byłam pewna, czy mu o tym mówić. Jeszcze by motywację stacili i pomyśleli, że w nich nie wierzę... Rafał jednak roześmiał się i odparł:
- 5 bramek to może i będzie, ale i tak wygramy.
Ubłagałam go, by spróbował zasnąć i sama poszłam spać. Było mi dużo lepiej. Słowa Rafała podbudowały mnie. Wreszcie nadeszła ta chwila, gdy miałam przekazać zawodnikom ostatnie uwagi przed meczem.
- Wiecie co? Oni są takie same fajtłapy jak wy. Tak samo im się nie chce trenować i grać i tak samo nie wychodzą im te durne zagrania z klepki. Grają tylko w innym klubie. A tak na poważnie... możecie to wygrać.
Na stadionie A.Arena w Pradze zebrało się ledwie 13000 widzów. Jednak stadion umilkł, gdy w 2 minucie Wisła objęła prowadzenie. Kapitalnie z dystansu uderzył Jirsak. Roztrzęsiona, ale jednocześnie podekscytowana skakałam w górę i cieszyłam się. Zawodnicy złapali wiatr w żagle. Do 30 minuty mogło być ze 3-0 a było 1-1. Poszła kontra i klapa. Remis nie był złym rezultatem. Już zastanawiałam się co powiem chłopakom w szatni gdy nagle... 1-2. Z prowadzenia zrobiła się przegrana. Bramka do szatni. Pół Polski już pewnie "wiedziało", że nie awansujemy. Ja jednak nie miałam zamiaru przegrać tego spotkania:
- No chłopaki co jest z wami? Tak ładnie zaczęliście! Nie gracie źle, ale więcej pewności. Więcej wiary w to, co robicie! Ten mecz da się wygrać. To nie jest Barcelona. Uwierzcie w siebie!
Łyknęli haczyk. Grali z polotem, jednak bramki nie wpadały. Dopiero w 79 minucie na 2-2 wyrównał Piotr Ćwielong. Lubiłam patrzeć na tego piłkarza. Był przebojowy i aktywny. 3 minuty później moi zawodnicy popisali się grą z klepki i było 3-2 dla Wisły. Pozamiatane. Koniec meczu. Rafał! Skąd wiedziałeś!? Świętujemy zwycięstwo. Nie pamiętam kto mnie podnosił, a kto ściskał. Piłkarze odśpiewali mi "sto lat". Byli podekscytowani, choć każdy z nich zdawał sobie sprawę, że jeszcze rewanż.
Dwa tygodnie dzielące nas od ostatecznego rozstrzygnięcia dwumeczu zleciały błyskawicznie. Dodatkowym powodem do radości był fakt, że świetnie szło nam w lidze. Po porażce i remisie w pierwszych dwóch meczach - wygrywaliśmy wszystko. Morale było wysokie. No i rewanż przed naszą publicznością.
Znowu nie mogłam spać. W szatni powiedziałam zawodnikom, że zarząd nie dał pieniędzy na transfery, bo nie wierzy w ten zespół. Widziałam, że kilku piłkarzy się nieco wkurzyło.
- Pokażcie, że nikt nie ma prawa w was nie wierzyć - zakończyłam z uśmiechem.
Mecz rozpoczął się kapitalnie. 3 minuta i gol Andrzeja Niedzielana. W tym momencie przestałam wierzyć w to, że nie awansujemy. Prosiłam tylko w duchu by ten mecz się jak najszybciej skończył. Vladimir Barcal zdobył jednak bramkę w 28 minucie. Na przerwę zeszliśmy remisując. Nie wiedziałam co powiedzieć chłopakom w szatni. Tyle myślałam o tym co im powiem, a gdy przyszlo co do czego to nie mogłam zacząć. Moja niemoc miała się na nas zemścić. W 57 minucie Sparta dostała rzuc karny. Była to decyzja słuszna, aczkolwiek 100% pewności nie miałam. Czułam, że szczęście nas opuszcza, tym bardziej, że 4 minuty później czeski zespół wyszedł na 3-1. To oni byli w tym momencie w Lidze Mistrzów. Wpuściłam Daniela Mąkę, bo cóż miałam do stracenia? Widziałam, że się denerwuje, a Rafał Boguski zaczął człapać po boisku. Nie chciałam, by ktoś powiedział, że zagrał kabaret. W 79 minucie wykonywaliśmy rzut rożny. Jeden z wielu w sezonie, ale ten był wyjątkowy. Daniel Mąka przejął piłkę, którą próbował wybić czeski obrońca. Trafił. Jak sam później przyznał - nie myślał, że strzela gola na wagę dogrywki. Chciał strzelić. Do końca meczu rezultat nie uległ zmianie. Z jednej strony cieszyłam się, że nasze szanse się przedłużyły, ale z drugiej - pomału traciłam nerwy do tego sportu, a piłkarze siły. Wielu było u kresu wytrzymałości. Dowiedziałam się, że Rafał Boguski uciekł do szatni zwymiotować. Gdy wrócił, był bladozielony. Błogosławiliśmy 79 minutę. Była to dla nas liczba szczęśliwa. Musieliśmy jednak zadbać o to, by nie pogrzebać tego szczęścia.
- Wiem, że jesteście padnięci. Ja też. Wiem, że chcielibyście iść spać i nie macie siły, żeby nawet prosto piłkę kopnąć. Ale walczycie jak równy z równym z silnym europejskim klubem. Próbujcie jakichś kontr, podejrzewam, że oni się nastawią na to samo. Są tak samo zmęczeni jak i wy, a może nawet i bardziej. Uważajcie na tyły. Dacie radę, wszystko będzie dobrze. Dla kibiców! - ostatnie zdanie wykrzyknęłam. Widziałam, że chłopcy chcieli. Siły ich opuszczały, ale Sparta miała najwyraźniej ten sam problem. Ani jedni, ani drudzy nie atakowali. Kilka prób długich przerzutów. Dogrywka była nudna, poza tym, że Chia wyleciał z boiska w 118 minucie. Czekały nas rzuty karne.
- Dobra chłopaki. Wóz albo przewóz. Strzelają Niedzielan, Nowacki, Dudu, Ćwielong i Magdoń. Albo przejdziemy, albo nie przejdziemy. - przyjrzałam się pięciu moim strzelcom. Chciałam wybadać, czy ktoś nie jest na tyle zmęczony, że nie byłby w stanie kopnąć piłki. Wszyscy wyglądali w miarę ok.
Nie pamiętam co się działo podczas tych karnych. Wiem tyle, że Martin Klein przestrzelił w ostatniej kolejce, a Paweł Magdoń nie zmarnował okazji, by wprowadzić Wisłę Kraków do Ligi Mistrzów. Stałam jak wryta, a stadion wiwatował. Nie miałam siły się cieszyć. Trener Sparty podszedł mi pogratulować, a mnie dopireo wtedy wróciła świadomość. Hej, kurde, jesteśmy w Lidze Mistrzów. Podbiegłam do chłopaków i razem zrobiliśmy rundę dookoła boiska dziękując kibicom za wsparcie. Łzy mi płynęły. W szatni podziękowałam chłopakom. Pomeczowa konferencja prasowa zleciała błyskawicznie. Ponownie podziękowałam piłkarzom za walkę, a także rywalowi za pełen emocji dwumecz. Życzyłam im powodzenia w Pucharze UEFA. Sparta grała twardo, ale bardzo fair. Potem mogłam zasłużenie iść spać. Już po wszystkim.
______________________________________
* autentyczny błąd gry!
** nazwiska są fatalne do napisania, ale mam nadzieję, że wiecie o kogo mi chodzi :D
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Śledź przeciwnika |
---|
W analizie pomeczowej zwracaj uwagę na sektory, w których najczęściej tracisz piłkę. Jeżeli odbierają ją boczni obrońcy, nacieraj środkiem, jeżeli środkowi pomocnicy, atakuj skrzydłami. Śledź konkretnych piłkarzy przeciwnika. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ