LOTTO Ekstraklasa
Ten manifest użytkownika Magicc przeczytało już 1503 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Nie ma co owijać w bawełnę - Szeriff Tyraspol ekipą potężną nie był, nie jest i pewnie nie będzie. Ale czego można się spodziewać po klubie założonym w 1997 roku? Ot, taka ciekawostka, nic więcej. U siebie mieliśmy więc wygrać z nimi łatwo, szybko i przyjemnie. Nawet brak Carlosa Fierro, który akurat w tamtym czasie bawił się z kolegami z podwórka w Igrzyska Olimpijskie, nie miał być dla nas żadnym problemem. Ale w Łodzi wcale łatwo, szybko i przyjemnie nie było - mołdawski zespół postawił nam całkiem twarde warunki i chociaż ostatecznie wygraliśmy to wynik 3:2 nie był wcale szczytem moich marzeń. W sumie nie wiem co poszło nie tak. Nasz gra wyglądała tak jak zwykle, ale zwyczajnie brakowało tych pojedynczych momentów, które ostatecznie decydują o wyniku. Rewanż na wyjeździe był dla mnie wielką niewiadomą. Czy Szeriff faktycznie jest tak silny, czy my słabi? Czy to pojedyncze potknięcie, czy też zapowiedź gorszej dyspozycji? Te pytanie, choć kluczowe, musiały zejść na drugi plan. W końcu ruszała liga! Na początek podejmowaliśmy Podbeskidzie i chcieliśmy zagrać jak na mistrza przystało. W sumie się udało. Mecz w naszym wykonaniu dupy nie urywał, ale wygraliśmy na inaugurację 3:0 i to się liczyło.
Jednak Podbeskidzie było tylko Podbeskidziem i nic tego nie zmieni - w lidze punkty da się jakby coś odrobić, w eliminacjach ma się góra dwie szanse. To z Szeriffem mieliśmy walczyć o prawdziwie istotne cele. Pojechaliśmy więc na to zadupie nabuzowani jak żołnierze na przepustce - piłkarzyki dostały ode mnie jasną informację, że wolno im tylko wygrać, inaczej mieli z Mołdawii wracać autostopem. Rany Boskie, co to było! Wyrok, egzekucja, sadyzm w najczystszej postaci! Aż mi było wstyd, że tak ich laliśmy. Po pierwszym gwizdku jeszcze względny spokój. Ot, kopaninka, piłka raz tu, raz tu. Aż tu nagle 17. minuta. Rzut rożny, Bengelloun wyskakuje nad obrońców Szeriffa i bach! 1:0. Za trzy minuty znowu bach! Budka z ostrego kąta strzela na 2:0. Kolejne trzy minuty i Grzelczak zmienił wynik na 3:0. Potem jeszcze dwa razy rajdy pomiędzy rywalami urządził sobie wracający do składu Fierro i na przerwę schodziliśmy przy pięciobramkowym prowadzeniu. Mi by to w sumie wystarczyło, ale Piotrkowi Grzelczakowi nie. Do gola z pierwszej połowy dołożył jeszcze klasycznego hattricka w drugiej części meczu, pokazując tym samym, że nie można go tak łatwo skreślać. Mówię wam, taki lewonożny napastnik to skarb. Ekipa z Tyraspolu ostatecznie uratowała honor w 90. minucie za sprawą fartownej bramki Balimy. No niech już tam mają na pocieszenie. Dla nas wygrana 8:1 na wyjeździe i tak była wystarczająco satysfakcjonująca.
Jakoś tak po tym meczu sprowadziłem jeszcze Meraba Gigauriego. Chłopak już grywał w Polsce, konkretnie w Jadze, ale jedynie jako pożyczka. My sprowadziliśmy go na dobre i z myślą o najbliższych kilku latach - środkowy pomocnik zawsze się przyda, zwłaszcza jak do wyboru ma się Pankę i niewiele więcej. Do linii pomocy dołączył jeszcze Abdou Traore z Lechii, a przecież zainteresowane było nim m. in. Cagliari. Więcej transferów tamtego lata nie było i całe szczęście. I tak przebudowałem zespół bardziej niż zamierzałem.
Po rozjechaniu Szeriffa przyszło nam poznać ostatniego rywala, który miał nam stanąć na drodze ku Lidze Mistrzów. Padło na Żeljezniczar Sarajewo, a to oznaczało kolejną daleką wyprawę. Mimo wszystko taki wynik losowania mnie w miarę satysfakcjonował. W końcu lepsze to niż Dynamo Zagrzeb czy Crvena Zvezda, na które też mogliśmy trafić.
Ale Sarajewo Sarajewem, a my tu mieliśmy się mierzyć w drugiej kolejce Ekstraklasy z naszym dotychczasowym przekleństwem, czyli Legią. Wicemistrzowie kraju też nieco wzmocnili swoje szeregi w letnim oknie transferowym, dlatego nasz pojedynek był wielką niewiadomą. Dopiero teraz mieliśmy realnie ocenić nasz potencjał. Przed meczem zapewniałem wszystkich dookoła, że walka o trzy punkty jest jak najbardziej realna, ale szczerze mówiąc remis przyjąłbym z ucałowaniem ręki. No i dobrze, że tego nie zrobiłem. Byliśmy tak samo silni jak Legia słaba. Przyznam bez bicia - mecz był ładny w wykonaniu obu ekip. Różnica polegała na tym, że my strzelaliśmy gole, a nasi rywale jakoś niezbyt. Wygraliśmy 3:0 po bramkach Zahorskiego, Fierro i niezawodnego Grzelczaka. Czyli 2/3 strzelców zostało sprowadzonych przed sezonem. Poza tym klasę pokazał Stachowiak, który w nowych barwach wspinał się jak na razie na szczyty swoich umiejętności, a między słupkami wił się niczym Neo w Matrixie. Dodatkowym smaczkiem był fakt, że po tym meczu wskoczyliśmy na fotel lidera, Legia zaś zawitała w strefie spadkowej. Fajnie, nawet jeśli nie mieli tam siedzieć zbyt długo.
Nie będę was tu zanudzał szczegółami ligowych spotkań - po meczach z Podbeskidziem i Legią zremisowaliśmy jeszcze 1:1 z Wisłą Kraków i wygraliśmy 3:1 z Jagiellonią, a to wystarczyło do pewnego prowadzenia w tabeli. Przejdźmy więc do Żeljezniczara. Czy był to rywal silny? Wolne żarty. Ale historia pokazała, że nawet potencjalnie słabi rywale potrafili polskim ekipom stwarzać spore trudności. Pojedynek w Sarajewie nie porywał. Wygraliśmy 2:0 po golach Zahorskiego i Bengellouna, który był coraz bardziej bezlitosny przy stałych fragmentach gry. Od tej łysej glacy piłka odbijała się koncertowo. No i git, w Łodzi miało być łatwo jak nigdy. Ale rewanż nie zaczął się jakoś bajkowo. W zasadzie to zaczął się całkiem chujowo, bo już w 11. minucie przegrywaliśmy 0:1, a Żeljezniczar cisnął nas jakby nagle zamienili się miejscami z Chelsea. I tak cisnął, cisnął i cisnął, aż w końcu poszliśmy z kontrą, a Fierro ponownie pokazał, że jak chce to może i było 1:1. Potem po długim śnie obudził się Grzelczak, który ostatnio strzelał gole tylko kiedy został trafiony piłką przy okazji rzutów rożnych. Grzelu dla odmiany został trafiony piłką z rzutu rożnego przez Budkę i było 2:1. Przy takim stanie schodziliśmy do szatni. Tak chłopaków opieprzyłem, że z radością wracali na boisko. 52. minuta - Fierro przykleił sobie piłkę do nogi, okiwał pół składu Żeljezniczara i kilku naszych po czym pierdzielnął obok przerażonego bramkarza. Rywale nie zdążyli się za bardzo skapować co i jak, a swojego drugiego gola dołożył Grzelczak - tym razem dla odmiany z akcji. Widać że poczuł się pewnie. Zanim znowu usiadłem było już 5:1 po tym jak Zahorski przyjął taktykę Grzelczaka i dał się trafić piłką Adamowi Dudasowi. W 83. minucie Piotrek przypomniał, że w klubie to jednak on jest mistrzem wepchniętych bramek - 6:1 stało się faktem, tak jak nasz awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Terefere, krytykanci i pseudoznawcy z telewizji, Widzew zagrał wam na nosie!
____________________
- Panie trenerze, panie trenerze! - hiperaktywny dziennikarz aż podskakiwał z podniecenia - Panie trenerze! Jak pan ocenia spotkanie z Żeljezniczarem?
- Bardzo pozytywnie. Oczywiście można było wygrać 10:0, ale 6:1 to też całkiem niezły wynik.
- Czy ta wygrana to zasługa faktycznych umiejętności drużyny, czy szczęścia jak sugerują niektórzy?
- Absolutnie tylko szczęścia. Jesteśmy przecież małym, biednym klubikiem, który przypadkiem wygrał mistrzostwo. Gdybym mógł, oddałbym ten sukces możniejszym od nas. To Legia, Wisła, Lech albo nawet Śląsk powinny cieszyć się z tego awansu. Wstyd mi, że dopuściłem się takiego nietaktu.
- Czy pan ze mnie kpi?
- A jak pan uważa?
- Uważam, że tak.
- No proszę, jednak studia coś panu dały! Zuch chłopak. Kto następny?
- Czy uważa pan, że pańscy zawodnicy mają szanse uniknąć blamażu w Lidze Mistrzów? - spięta dziennikarka o końskiej twarzy podniosła się, a właściwie wystrzeliła z krzesła - Czy gracze tacy jak Piotr Grzelczak, Adrian Budka i Tomasz Zahorski udźwigną odpowiedzialność?
- A czemu nie?
- Niektórzy mówią, że to za słabi piłkarze.
- Niektórzy mówią też "ubrać buty" i "cofnąć się do tyłu", a jakoś nikt się tym tak nie przejmuje. Jak ktoś gada od rzeczy to nie moja broszka.
- Jaki cel stawia pan swojej drużynie przed meczami w Lidze Mistrzów?
- Pokazać jaja i charakter. Chcemy być jak Rocky w "Rockym"! Nawet jeśli mamy przegrać sześć spotkań to po walce do upadłego. Aczkolwiek liczę na lepszy bilans punktów, żeby nie było.
- Czy pół roku temu, gdy mówił pan, że Widzew opuści jedynie jako mistrza Polski i uczestnika Ligi Mistrzów, myślał pan, że te cele tak szybko się ziszczą?
- Nie. Ale bez obaw, nigdzie się stąd chwilowo nie wybieram.
- Na kogo chciałby pan trafić w fazie grupowej Ligi Mistrzów?
- Na kogoś grającego w ładnych koszulkach.
- A konkretniej?
- Nie wiem. Borussia ma ładne koszulki. I Palermo też całkiem fajne. Ale nie wiem czy oni w ogóle będą grać w Lidze Mistrzów, więc ciężko mi się na ten temat wypowiadać.
- Pan raczy chyba żartować?
- Nie, jestem śmiertelnie poważny. OK, kończymy na dzisiaj, spieszę się do żony.
- Mogę zadać jeszcze jedno pytanie?
- Właśnie pani to zrobiła. Do widzenia, dobranoc!
___________________
Trzeba było jechać na losowanie grup Ligi Mistrzów. Zarząd znowu trochę grymasił, że taki daleki wyjazd, że na co, po co to komu. Że przecież można to w telewizji zobaczyć, taniej wyjdzie kupić pakiet sportowy w kablówce niż płacić za bilety lotnicze. Ostatecznie na losowanie poleciałem, chociaż w klasie ekonomicznej - żebym nie miał za dobrze. Prezes też poleciał, ale w pierwszej klasie. No cóż.
Przyznam szczerze, że wolałbym chyba oglądać to cholerne losowanie w telewizji. Kiedy zobaczyłem z kim mogliśmy się mierzyć, opadła mi szczęka. Intery, Barcelony, Manchestery, Juventusy... Każda z tych ekip mogła nas zmieść jednym kichnięciem, a my mieliśmy udawać, że możemy z nimi walczyć jak z równymi? Mogiła. Wraz z biegiem czasu sprawa powoli się wyjaśniała - byliśmy losowani na samym końcu, dlatego mogłem sobie wyrobić jako taki osąd. Zdecydowanie nie chciałem trafić do grupy A lub B. Natomiast grupy D, E i H wyglądały całkiem obiecująco.
"Grupa A... Viktoria Pilzno!" - jedna trudna grupa już nam odpadła.
"Grupa B... VfL Wolfsburg!" - OK, druga też. Nie było źle.
"Grupa C... PAOK Saloniki!"
"Grupa D... Stabæk Fotball!" - cholerni Norwegowie.
"Grupa E... Maccabi Tel-Awiw!" - no to super, już dwie łatwe grupy z głowy.
"Grupa F... FC Köln!" - nadal była dla nas szansa na trafienie do grupy H, do ostatniej z tych łatwych.
"Grupa G... Widzew Łódź!" - Co? My? Grupa G? Z Realem, CSKA i Olympiakosem? No to kurna pięknie. Od razu sobie zanotowałem cel na Ligę Mistrzów - przynajmniej trochę utrudnić życie Rosjanom i Grekom. Oj, dopiero teraz miało się zacząć dziać.
____________________
____________________
* * *
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Twoja Kariera |
---|
Kariera jest sercem Football Managera, a moduł Kariery jest centralnym miejscem Twojej aktywności na stronie. Stwórz karierę, opisz ją w kilka chwil i połącz z nią screeny, filmy, blogi - pokaż się eFeMowej społeczności z dobrej strony. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ