Wspominałem już coś na temat długości brazylijskich nazwisk, prawda? Tym razem sobie daruję, bo José Eduardo Bischofe de Almeida jest piłkarzem, który się wyróżnia. Jeśli nie wyróżnia się za bardzo umiejętnościami, to na pewno swoim kolorem włosów, bo graczy o tak rudych włosach nie ma wielu, a jak już są to sobie farbują na jakiś bardziej neutralny odcień. A tak, jeśli widzisz czerwoną pałę biegającą po boisku, możesz śmiało stwierdzić: "O! Zé Eduardo wszedł do gry!". José urodził się 29 października 1987 w Promissão. Karierę jako piłkarz rozpoczął w Palmeiras jednak nie przejawiał takiego talentu co kiedyś Vanderlei Luxemburgo czy Rivaldo i tułał się na wypożyczeniach w Brazylii aż skończył mu się kontrakt i rękę po niego wyciągnęło Santos FC - to tak w skrócie o perypetiach młodego piłkarza, chociaż wiem, że można by na kanwie tej historii nakręcić około 1000 odcinków brazylijskiej telenoweli, to jednak ograniczę się do tych paru zdań. Eduardo kontrakt z Santosem ma podpisany tylko na rok, więc warto trochę poczekać i ściągnąć go za darmo, bo rzadko się zdarza, żeby przedłużył tę umowę - nie zgadza się to trochę z realiami prawdziwego świata, bo dzięki swoim dobrym występom - wchodząc głównie z ławki - związał się ze swym aktualnym klubem na kolejne dwa lata. Potrafi grać na środku pomocy, ale najlepiej idzie mu w samym ataku, świetnie radzi sobie też jako wolny elektron, a dzięki umiejętności wychodzenia na wolne pole i swojej szybkości zadziwiająco często staje sam na sam z bramkarzem drużyny przeciwnej i może się go zapytać, w który róg ma mu strzelić. Umie grać pod presją, a jak już wskoczy w rytm meczowy to nie schodzi z formą poniżej pewnego akceptowalnego poziomu. Bardzo ambitny zawodnik, który nawet w Premiership może przekroczyć barierę 10 strzelonych goli, jednak to w słabszych ligach może zostać gwiazdą. Na początku gry do wyciągnięcia za około 500 tys. euro. Profil zawodnika został opracowany w oparciu o podstawową bazę danych z łatki 10.3.0.