Informacje o blogu

Manifest użytkownika Somebody

Plymouth Argyle

Sky Bet League Two

Anglia, 2012/2013

Blog użytkownika Somebody przeczytało już 2458 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

Ostatnie publikacje

Green Army [prolog]23.08.2013 19:01, @Somebody

13
Cały ten program od początku wydał mi się jakiś dziwny. AWF i współpraca z angielskimi klubami? Czułem, że gdzieś ukryty był haczyk i oczywiście się nie myliłem… Kiedy słyszysz hasło ‘liga angielska’, to od razu myślisz o Chelsea czy Arsenalu, a nie o Bury lub Southend. Zgłosiłem się do tego projektu nie wiedząc, że dotyczy on 3 i 4 ligi angielskiej, a nie słynnej Premier League…  Zasady uczestnictwa były proste. Każdy uczestnik miał przydzielony klub, którego mecze miał przeanalizować i po tygodniu zanieść raport nadzorującemu projekt. Osoba ta wysyłała owe raporty do przydzielonych studentom klubów, zaś ich prezesi po zapoznaniu się z ich treścią decydowali czy zapraszają Polaków na darmowy staż, czy też nie. ‘Szczęśliwcy’ mieli otrzymać posadę asystenta trenera na okres jednego miesiąca. Od razu pomyślałem sobie, że rola takiego osobnika będzie się sprowadzała do przenoszenia bramek i podawaniu wody trenerowi. Gdyby się dało, to najchętniej bym się z tego wycofał, ale kasa wpłacona – nie ma przebacz. Na pocieszenie pozostawała możliwość spędzenia kilkudniowych wakacji w Anglii przed rozpoczęciem pracy, w mieście będącym siedzibą klubu dla którego przygotowywało się raport.
                                                                                              ***
                                                                              Kilka tygodni później
 
Nie mam pojęcia jak to się stało, że mnie wzięli. Oglądając kopanie się po czołach w wykonaniu czwartoligowców, nie dało się nie wpleść w raport elementów szydery. U mnie było ich wyjątkowo dużo. Początkowo niespecjalnie się nie cieszyłem po otrzymaniu wiadomości od nadzorcy projektu, ale sprawdziłem gdzie przyjdzie mi spędzić kilka dni wolnego i na mojej twarzy zagościł mały uśmiech. Miasto portowe sugerowało, że będzie można się przekąpać na angielskim wybrzeżu bez konieczności  jazdy do innego miasta. Najbardziej atrakcyjne było chyba Southend ze swoim słynnym molo, ale cóż poradzić… Spojrzałem w Internecie na to kto i gdzie się dostał. Największy kujon dostał Rochdale.

‘To wypocznie nad wodą’ – wybuchnąłem śmiechem. Nigdy go nie lubiłem.

Dość szybko otrzymałem maila w sprawie transportu do nowego miejsca pracy. W dniu wyjazdu wpakowałem się do LOTowskiego Boeinga 737 i po dość krótkiej podróży byłem na londyńskim Heathrow. Sam Londyn miałem już wcześniej okazję zwiedzić, więc nie byłem zmartwiony koniecznością szybkiego dotarcia na dworzec kolejowy Paddington Station skąd odjeżdżały pociągi do celu mojej wizyty. Kiedy wreszcie dotarłem na miejsce, wziąłem taryfę i podjechałem pod wskazany mi w wiadomości adres. Hotel, w którym przyszło mi spędzić najbliższe dni był naprawdę przyjemny. Bez fajerwerków, ale czysty i wygodnym łóżkiem i elegancką łazienką. W zupełności wystarczający na moje potrzeby.
Zacząłem się cieszyć z tego, że trafiłem w to miejsce. Niesamowicie wkurwiały mnie jednak angielskie zwyczaje. Osobne krany z zimną i gorącą wodą, ruch lewostronny, inne miary a’la jardy czy stopy i przede wszystkim te jebane kontakty. Szczęście, że po ostatniej wizycie w Wielkiej Brytanii zakupiłem kilka przejściówek, bo inaczej całkowicie straciłbym kontakt ze światem. Po uporaniu się z kilkoma problemami, przeszedłem do realizacji nikczemnego planu zakładającego wieczorne wyjście do klubu w celu spędzenia miłych chwil z ładną przedstawicielką płci przeciwnej. Jak na prawdziwego Polaka przystało, wyciągnąłem schowaną do lodówki Wyborową i rozprawiłem się z nią niczym Hetman Sobieski z Turkami pod Wiedniem. Poszedłem w stronę centrum, gdzie dwóch miejscowych za dwa papierosy wskazało mi drogę do najlepszego klubu w mieście. W głowie zaczynałem odczuwać powoli skutki picia wódki, ale nadal trzymałem się dobrze. Kiedy dotarłem na miejsce, wręczyłem spasionemu bramkarzowi 5 funtów i wszedłem do środka. Impreza już trwała, więc szybko znalazłem sobie miejscówkę obserwacyjną. Wtedy się zaczęło… Pierwszej adoratorce grzecznie odmówiłem, drugiej zresztą też, ale trzecia naprawdę mnie wkurwiła. To jednak prawda, że Angielki są obrzydliwe. Kiedy średniej urody koleżanka opowiadała mi, że w Londynie nie mogła się opędzić od Anglików, to śmiałem się jak głupi. W tym klubie zrozumiałem, że wcale nie musiała ściemniać. Widząc kolejną nadciągającą w moim kierunku pyzę, przeliczyłem szybko w głowie ile kosztowała mnie ta ‘przyjemność’ i zdecydowanym krokiem udałem się w stronę wyjścia. Mocno poirytowany zdecydowałem się znaleźć jakiś lokalny pub, żeby poczuć przynajmniej atmosferę wysp brytyjskich. Na całe szczęście przynajmniej tego nie musiałem długo szukać.

Wszedłem przez uchylane, drewniane drzwi i zamówiłem Guinnessa. Następnie zająłem miejsce w rogu knajpy z widokiem na cały lokal. Zamoczyłem usta w tym ciemnym piwie i wyjąłem telefon. Zacząłem czytać wiadomości otrzymane podczas feralnego pobytu  w klubie.
 ‘ Jest dzisiaj jakaś dobra impreza w Warszawie? Misiek pomóż, odwdzięczę się ;)’ – napisała koleżanka. Najwyraźniej nie tylko ja miałem wtedy problem z namierzeniem fajnej zabawy…
‘Zdjęcia z wesela będą na dniach, więc sprawdzaj skrzynkę. Jeszcze raz dzięki za przyjście ode mnie i Magdy’ – to już słowa jednego z moich najlepszych kolegów. Straciłem kolejnego kompana do picia, który zdecydował się założyć rodzinę. Ehh…

Zacząłem liczyć zaobrączkowanych znajomych. Humor miałem już wcześniej zepsuty, ale po sprawdzeniu jak niewielu wiedzie jeszcze tak beztroskie życie jak ja, posmutniałem wyjątkowo. Do lady podeszła w tym czasie starsza para tryskająca energią i radością. Obok mnie siedziała wesoła, czteroosobowa rodzina, a ja byłem sam jak stary pijak z Centralnego. Popatrzyłem w lustro znajdujące się po mojej prawej stronie i zobaczyłem w nim wrak człowieka odzianego w eleganckie ciuszki. Z pozoru wszystko super – umięśniona sylwetka, krótko ścięte włosy i dość ciemna karnacja, ale w głębi czułem, że się wypaliłem. Przestałem aktywnie trenować, zamiast na 16 treningach byłem może na 6. Co to za sportowy tryb życia z wódką w ręku… Zrozumiałem, że znowu się zatraciłem. Już raz za małolata zrezygnowałem z gry w legijnych juniorach na rzecz imprez i tego wszystkiego, czego młody chłopak tak potrzebuje. Musiałem się wyszumieć, ale teraz w sumie tego żałuję. Powoli docierało do mnie, że oprócz rodziny i mojej ukochanej Legii, nie miałem niczego na czym mi zależało. Bez dziewczyny, stałej pracy i celu w życiu – tak wyglądało moje życie. Poczułem się jak skończony idiota. 25 lat na karku, a nadal uganiałem się za pannami na jedną noc trwoniąc w klubach kasę jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Wziąłem ostatni łyk piwa i powiedziałem sobie ‘dość’. Poszedłem w stronę portu,  z którego taksówką wróciłem do hotelu.
 
                                                                                              ***
Rano obudził mnie telefon.
- Halo – powiedziałem wyraźnie poirytowany.
- Jak mniemam obudziłem. Z tej strony prezes Brent, to ja Pana tu ściągnąłem.
- Przepraszam najmocniej, ale nie spodziewałem się dzisiaj żadnego ważnego telefonu – odpowiedziałem przechodząc na płynną angielszczyznę.
- Rozumiem, nie mam do Pana pretensji. Podoba się Panu u nas?
- Wczoraj niezbyt wiele miałem okazję zobaczyć, ale port jest urokliwy.
- To dobrze. Ma Pan dzisiaj czas? Jest pewna sprawa, którą chciałbym jak najszybciej omówić. Wiem, że ma Pan teraz wakacje, ale bardzo zależy mi na czasie.
- W sumie jestem dzisiaj dyspozycyjny…
- W takim razie o ósmej wieczorem przyślę po Pana taksówkę pod hotel. Spotkamy się u mnie w gabinecie. Do zobaczenia.

Co to miało w ogóle być?! 9 rano, a tu takie jaja. Zaskoczył mnie dziad, więc się zgodziłem, ale przeczuwałem, że zrobiłem źle…

Skoro słowo się rzekło, to nie wypadało się wycofać. O ósmej byłem gotowy do wyjścia. Marynarka z wpinką z herbem Legii i godłem Polski prezentowała się efektownie. ‘Byle się nie ujebać’ – przeszło mi przez myśl. Kiedy podjechała taksówka, zapakowałem sobie do gęby gumę do żucia i zająłem miejsce z tyłu samochodu. Po 20 minutach byliśmy na miejscu – pod stadionem. W drzwiach klubowego budynku, pod które podjechała taryfa, stał niewysoki mężczyzna w okularach.
Przywitał mnie z uśmiechem na twarzy, uściskując mi dłoń. Budynek był prawie pusty. W środku siedział tylko ochroniarz obserwujący przez monitoring cały stadion. Weszliśmy po schodach na górę, a następnie korytarzem dotarliśmy do ostatnich drzwi po prawej stronie. Prezes je otworzył i zaprosił mnie do środka.
Sam gabinet prezentował się bardzo schludnie. Na środku stał masywny stół z wieloma skrytkami, zaś po obu stronach znajdowały się skórzane, obrotowe fotele. W oczy rzucała się duża gablota prezesa z kilkoma butelkami mocniejszych trunków, szklankami i ponumerowanymi pudłami. Na ścianie wisiał klubowy proporczyk oraz 2 wzory szalików w zielonych barwach.
- Proszę siadać, napije się Pan czegoś?
- Nie, dziękuję bardzo.
- Dobrze, więc przejdę do konkretów. Pewnie intryguje Pana powód naszego dzisiejszego spotkania.
- Nie ukrywam, że byłem lekko zaskoczony tym porannym telefonem.
- W takim razie już wszystko wyjaśniam. Przyczyną pańskiej obecności tutaj jest raport, który Pan na temat mojego klubu sporządził. Lubię ludzi bezpośrednich, kreatywnych i zabawnych, a Pan na takiego wygląda. Te słowa: „Stado baranów dowodzonych przez lwa jest groźniejsze niż stado lwów dowodzone przez barana. Tutaj natomiast widzimy stado baranów dowodzonych przez barana”. Dobre! Rozbawił mnie Pan gdy to czytałem. Ma Pan coś na poparcie tej tezy?
- W sumie, to już nie pamiętam wszystkiego tak jak wtedy, ale zaczynając od bramki – jak może w niej stać człowiek z astygmatyzmem i chwytem paralityka? W środku obrony biegają wielkie chłopy, ale przy tym kompletnie pozbawione dynamiki i zwrotności. Na bokach obrony krycie odbywa się metodą na radar, zaś linia spalonego to abstrakcja. Z tego co pamiętam, to w zespole brakuje też spójności między formacjami, a w oczy rzuca się brak asekuracji ze strony defensywnych pomocników. Boczni obrońcy muszą więc zostać z tyłu, co umożliwia przeciwnikowi podwajanie skrzydłowych, którzy wrzucają piłki na aferę. Napastnik to z kolei jedna wielka pomyłka. W pakiecie z karnetami, kibice siedzący za bramkami powinni otrzymywać kaski. Oprócz tego, ten facet w ogóle nie czuje gry i notorycznie łapany jest na spalonym – odpłynąłem całkowicie.
- Widzę, że humor Panu dopisuje, ale to dobrze, bo okoliczności do przedstawienia mojej propozycji są wręcz doskonałe. W umowie zawartej pomiędzy klubem, a pańską uczelnią jest mowa o roli asystenta. Zadzwoniłem wczoraj do osoby nadzorującej ten projekt i zapytałem o możliwość zwiększenia zakresu obowiązków, którymi mógłbym obciążyć stażystę. Jak się Pan pewnie domyślił, chcę aby został Pan trenerem pierwszej drużyny, na okres próbny jednego miesiąca. Wiem, że dużo ryzykuję, ale klub jest mocno zadłużony po błędach popełnionych przez moich poprzedników. Do bankructwa niewiele brakowało, ale jakoś udało się to wszystko postawić z powrotem na nogi. Może ekspert piłkarski ze mnie słaby, ale na ludziach znam się bardzo dobrze. Szybka, męska decyzja czy potrzebuje Pan czasu?

Przypomniałem sobie przemyślenia z pubu, słowa rodziców rozczarowanych wyborem studiów oraz wiele wiele innych sytuacji, które skłoniły mnie do podjęcia jedynej słusznej decyzji:
- Biorę to.
- No i świetnie, to jest doskonała informacja na zakończenie dnia. Na jutrzejszy poranek przygotuję umowę, na której złoży Pan podpis po uprzednim zapoznaniu się z jej treścią. Może da się Pan namówić na coś do picia?
- Nie, ze wznoszeniem toastu wolę poczekać do jutra. Nie lubię zapeszać.
- W takim razie jutro o dziewiątej rano będzie czekała na Pana taksówka. Proszę się wyspać i zjeść dobre śniadanie. Plymouth Argyle wreszcie będzie miało szansę na odbicie się od dna.
- Do jutra – pożegnałem się podając rękę prezesowi.
 
Naprawdę się tego nie spodziewałem. Czułem, że to moja szansa na wybicie się, ale te słowa na temat zadłużenia oraz pamiętny raport, podpowiadały mi, że nie będzie to łatwa robota. 
 

________________________________________________________________________________

Pierwszy manifest od dawna, kilka błędów na pewno się przytrafiło. W następnym odcinku pojawią się opisy zawodników oraz całej klubowej otoczki (budżet, stadion etc.). Mam wrażenie, że tekst może się nieco za bardzo zlewać z tłem, więc jeżeli to potwierdzicie, to nad tym popracuję. Konstruktywna krytyka mile widziana ;)
Podobało się? Kliknij mocne i mnie zmotywuj. 
Nie podobało się? Nie klikaj słabego i nie dołuj :)

Reklama

Reklama

Szukaj nas w sieci

Zobacz także

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.