Ile by człowiek czasu nie spędził na grzebaniu w edytorze, ilu nazwisk nie prześwietlił i jak wielu talentów by nie opisał to i tak zawsze pojawi się coś co go zdrowo w kwestii FM-owych perełek zaskoczy. Zwykle zaskoczenie takie dotyczy piłkarzy, którzy powinni być opisani już dawno, a jednak próżno ich na łamach CM Rev szukać. Tym razem nie będzie inaczej. Dlaczego Felipe Anderson zasłużył na wzmiankę przy okazji wcześniejszych wydań Football Managera? Ano choćby dlatego, że już w zeszłorocznej edycji jego potencjał wynosił -9. Tym razem nie jest inaczej, ale już CA podskoczyło mu o kilkadziesiąt ładnych punktów. Ale o tym później - najpierw należy bliżej przedstawić tego jegomościa. Felipe Anderson Pereira Gomes jest (nie zaskoczę was) Brazylijczykiem, a na świat przyszedł 15. kwietnia 1993 roku w stolicy swej ojczyzny, Brasilii. Od początku swojej piłkarskiej kariery Felipe związany jest z Santosem, w którego barwach zagrał już 19 razy, strzelając w tym czasie jednego gola i trzykrotnie asystując. No i ładnie, może będą z niego ludzie. Jego typowo brazylijskie cechy to: świetna technika, bajeczny drybling i ponadprzeciętna umiejętność kreowania gry, co w połączeniu z tym, że Felipe ma oczy praktycznie dookoła głowy i umie całkiem nieźle podać, daje mieszankę wybuchową. Trochę mniej brazylijskie (choć patrząc na rozwój piłkarzy w tym kierunku już jakby niezbyt dziwi...) atrybuty to wysoka determinacja i pracowitość. Na szczęście nie zawiodła mnie waleczność, Felipe raczej nie będzie chciał latać za każdą piłką. Fizycznie nie najlepiej, jedynie zwinność ratuje sytuację, co cieszy. Za kolejnego już fantastycznego Brazylijczyka Santos woła furę pieniędzy. Jeżeli nie chcecie się bawić w negocjacje i tak się składa, że macie sporo pieniążków - wyłóżcie 6,25 miliona euro, Santos będzie musiał oddać Felipe bez szemrania. Taka inwestycja zwróci się wam szybciej, niż kupno takiego Ganso, a efekty takie same. Sami oceńcie, co wam się bardziej opłaca.