Nigdy wcześniej w żadnej z poprzednich odsłon Football Managera nie próbowałem swoich sił w lidze angielskiej. Zawsze tylko polska, niemiecka, amerykańska, włoska i tak w kółko. Aż do znudzenia. Z klubami z tamtych lig osiągnąłem wszystko na krajowym podwórku, co osiągnąć można było. Nawet w rozgrywkach kontynentalnych czy nawet międzykontynentalnych. Wygrana Champions League z Górnikiem Zabrze to takie z leksza science-fiction. Przywołuję ten klub, dlatego, że to w sumie w niego włożyłem dotychczas najwięcej pracy, by osiągnąć to co osiągnąłem. Postanowiłem podwyższyć poprzeczkę - stąd mój wybór.
Plymouth Agryle F.C.
Ten klub raczej odstaje od moich poprzednich drużyn (VfB Stuttgart, New England Revolution, Juventusu Turyn i wielu innych). Już sam fakt, iż nie znajduje się on w najwyższej klasie rozgrywkowej w przeciwieństwie do wymienionych. Perspektywa umieszczenia go w Premier League to już - przynajmniej dla mnie - ciekawe wyzwanie. Zwłaszcza przy obecnym stanie finansów, zaciągniętych pożyczkach, dającej wiele do życzenia kadrze i prezesie, który kombinuje jakby tu pozbyć się klubu. A może to ja jestem rozkapryszony? Jeszcze nigdy nie miałem tak słabych zawodników do dyspozycji, a z problemami natury finansowej w dobie kryzysu borykają się nawet najwięksi futbolowego świata.
Do dyspozycji dostałem zawrotną sumę na transfery.. a nie, to nie ta rubryka. Rzucająca się w oczy niemała sumka - obecnie ~ 1,338,00 ojro to nie budżet transferowy, a stan konta. Tak fajnie na czerwono zaznaczony. Gdy obejmowałem ten klub , stan konta był nieco gorszy , bo aż 2,500,000 ojro na minusie. A może jeszcze gorszy?
Jeszcze te pożyczki.. Cóż poradzić. Trzeba było jakoś podreperować finanse. Udało się jakoś sprzedać dwóch czy trzech piłkarzy, którzy nie pasowali do mojej koncepcji. To dało jakieś tam grosze. Poważny przypływ gotówki postanowiłem zapewnić klubowi z innego źródła..
Okres przygotowawczy
Tak. Niejako poszedłem na łatwiznę i nieco skrzywdziłem drużynę. Tak już bywa - life is brutal and full zasadzkas (czy jak to szło). Zamiast normalnego okresu przygotowawczego, ot taki sparing raz na cztery, pięć dni z drużyną w zasięgu mych chłopaków.. zafundowałem im niezłą sieczkę. Ale dobrze płatną.
Mam oczywiście na myśli sparingi z drużynami przyciągającymi tłumy ludzi na stadion w niewielkich odstępach czasowych. Drużyna się nie załamuje, ba! Nawet morale wzrosły!
Nieźle musieli być w przeszłości męczeni, skoro porażki stosunkiem bramek 4-0 co dwa dni nie robią na nich wrażenia.
Cały ten okres przygotowawczy można podsumować w dwóch zdaniach:
1. Obyło się bez samobójstw.
2. Heskey w 89. minucie odebrał nadzieje na chociażby remis z Aston Villą.
Jeżeli chodzi o ten wpis, to już raczej wszystko. Celowo nie poruszyłem kwestii składu - w następnym właśnie wpisie trochę ją pomęczę przy okazji pierwszych spotkań ligowych.