LOTTO Ekstraklasa
Ten manifest użytkownika Guezmir przeczytało już 2519 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Nazywam się Guezmir von Guzoff. Tak już mam, że lubię wyzwania. Nie miałem więc problemu z wyborem klubu z polskiej Ekstraklasy. Tu mieszkam, znam to miasto, znam ten klub. A tak się składa, że przy okazji jest cieńko. A ja lubię cieniznę. Popelina, słaby skład, brak kasy. Lipa panie. Idealne miejsce dla mnie! Arka Gdynia. Klub z mojego miasta. To właśnie żółto-niebieskich zdecydowałem się poprowadzić ku sukcesom, mimo, że moje serce za Lechią. Ale przecież... „tu mieszkam, znam to miasto, znam ten klub”. Przyznam, że nawet trochę lubię Arkę, nie mam klapek na oczach i w moich zyłach nie płynie biało-zielona krew, tylko czerwona, normalna. Nawet przez moment nie zastanawiałem nad klubem z ul. Traugutta. No bo skład dobry i kasa coraz lepsza, perspektywy są, wyzwań mało. Jednym słowem, nuda.
Na szybko oceniając sytuację kadrową i możliwości finansowe, podjąłem pierwszą kluczową decyzję. Należy natychmiast sprzedać Miroslava Bożoka. Reading dało 450 000 euro. Uznałem, że to więcj niż dobra kwota za piłkarza bez waleczności, determinacji i koncentracji, nie uważacie? Wiedziałem, że ta transakcja otwiera przede mną możliwości sprowadzenia kilku nowych zawodników. Na rynku znalazłem sporo tanich graczy, którzy według mojej oceny byliby wzmocnieniem, lub uzupełnieniem drużyny. Bednarek i Wilczyński na samym starcie byli kontuzjowani i mieli być na L4 przez kilka miesięcy, więc koniecznością było zakontraktowanie bocznych obrońców. Wsparcia wymagała też grupa stoperów, gdyż Ante Rozica również czekała długa przerwa w grze, a Szmatiuk i Noll nie powalają na kolana. Prawe skrzydło również wymagało solidnych wzmocnień.
Uznałem, że jedynym sensownym napastnikiem w klubie jest Mirko Ivanovski. Pozostali nadawali się jedynie do odstrzału, ale jak się okazało odstrzelenie kogokolwiek spośród nich stało się niemożliwe z powodu braku amatorów ich talentu. Nikt ich nie chciał. Nawet za friko. Tak więc, konieczne było wzmocnienie ataku.
Kilku chłopaków przyszło do klubu, jako typowe uzupełnienie składu. Bez większych szans na stałe miejsce w podstawowej jedenastce. Mowa o Łukaszu Nawotczyńskim, Paulo Cesarze i Mariuszu Muszaliku. Najciekawiej zapowiadali się Junior Cearense, Jeremias Caggiano i Alex Braz. Wydawało się, że również Abiodun ma szansę powalczyć o stałe miejsce na prawym skrzydle, a Marcos Tamandare na prawej obronie.
Mój podstawowy skład i ustawienie w pierwszych kolejkach ekstraklasy wyglądały mniej więcej tak. Po kilku kolejkach tak, a w drugiej części rundy jesiennej tak. Ustawienie 4-4-2 przetrwało prawie do końca rundy jesiennej.
Ale zacznijmy od początku. Przyszedł czas na sparingi i okazało się, że nie jestem w stanie zaprosić jakichś tuzów, najwięksi to najsilniejsze drużyny z ekstraklasy. Postawiłem więc na zgrywanie drużyny w meczach ze słabszymi ekipami, co miało zaowocować łatwymi wygranymi dodatkowo, a dzięki temu skutecznie napompować morale przed startem ligi. Jak się później okazało, wcale nie było tak łatwo, a tragiczny mecz w Suwałkach śni mi się po nocach do dziś. Po tym meczu druzyna zabrała się do roboty i m.in. spuściła łomot Cracovii.
Do pierwszych meczów rundy jesiennej podchodziłem z lekkim niepokojem. Moja drużyna według bukmacherów i fachowców była spisywana na straty, trochę bałem się inauguracji, mimo, że miała się odbyć na naszym boisku.
Moje przeczucia mnie nie zawiodły, ale nie dało mi to powodów do radości, ani satysfakcji. Byłem mocno wkurzony. "Pieprzona inauguracja. Zbiły nas scyzoryki. To w końcu lepsza drużyna" - pomyślałem. Edi Andradina trafił do siatki już 20 min. Strzelał z bliska, po ładnej akcji na lewym skrzydle Mijajlovica i Sobolewskiego. Sobolewskiego nie dopilnował Aldo, zachowując się kurizalnie, Edi zgubił Szmatiuka, a asekurujący go Michał Płotka nie zdążył zablokować strzału. Witkowski nie miał nic do powiedzenia. W 48 min. pilnujący Mowlika Płotka przegrał pojedynek głowkowy, a precyzyjny strzał głową gracza Korony wpadł pod poprzeczką. Drugą asystę zaliczył Paweł Sobolewski. Honorową bramkę zdobył Czoska, po indywidualnej akcji prawym skrzydłem i ładnym dośrodkowaniu Marcina Zająca. Przegraliśmy 1:2.
Arka Gdynia - Korona Kielce - statystyki i gol Czoski klatą (asysta Zająca)
To co nie udało się na inaugurację, miało się udać w kolejnym meczu. 2. kolejka Ekstraklasy, na Olimpijskiej zawitał chorzowski Ruch. Mecz był pełen emocji i dramturgii. Dwie bramki dla Arki padły w 36 i 43 min. po strzałach Zająca ( przepiękny drybling weterana) i Glaviny (asysta Aldo). Łukasz Derbich zdobył kontaktową bramkę dla Ruchu w 66 minucie strzałem w krótki róg. Podawał z lewej strony Janoszka, który pozostawiony bez opieki wdarł się ze skrzydła w pole karne. Wszystko układało się po naszej myśli, prowadziliśmy 2:1 mecz powoli się kończył, aż tu nagle w 84 min. sędzia podyktował dla rzut karny dla gości. Młokos Czoska popchnął w polu karnym napastnika Ruchu Świerblewskiego, który wyskakiwał do do lecącej piłki. Doświadczony Marcin Malinowski wykorzystał rzut karny, choć bliski sięgnięcia piłki był Witkowski. Arka rzuciła się do ataku, ale prawdopodobnie nie wygrałaby tego meczu, gdyby nie... karny! Sadlok zdeżył się przypadkowo w polu karnym z Abiodunem, a sędzia wskazał wapno. Dziwna sprawa, ale pieprzyć to. Taka jest piłka. Filip Burkhardt ma kopyto, więc rąbnął w długi róg, Pilarz tylko usiadł na pupie, 3:2. "Dowieziemy" - pomyślałem, byłem tego pewny. Dowieźliśmy.
Arka Gdynia - Ruch Chorzów - statystyki i gol Zająca (asysta Glaviny)
Już w trzeciej kolejce czekały nas Wielkie derby Trójmiasta , w dodatku w twierdzy biało-zielonych, na Traugutta. Skazywali nas na pożarcie. Rywale co prawda wypowiadali się o nas z szacunkiem, ale czuć było delikatne lekceważenie. W każdym razie, ja to czułem. To była nasza szansa. Według powszechnej opinii jechaliśmy tam na ścięcie. Historia kilku ostatnich derbów, oraz porównanie składów wyraźnie wskazywało że faworytem najbliższego meczu jest Lechia Gdańsk. O dziwo po 19 minutach prowadziliśmy 2:0! Przecierałem oczy ze zdumienia. "Gdzie jest ta Lechia?!" - krzyknąłem w kierunku ławki rezerwowych. " "Nie podniecaj się tak von Guzoff. Jeszcze przeszło 70 minut grania" - odpowiedział spokojnie Andrew Czyżniewski. Wynik otworzył w 10 min. Budziński wyskakując do dośrodkowania Denisa Glaviny i główką (strzał w krótki róg) pokonał Mateusza Bąka. W 19 min piękną prostopadłą piłkę w pole karne zagrał Filip Burkhardt, a Mirko Ivanovski znalazł się w sytuacji sam na sam z Bąkiem. Minął go i wbił piłkę w pustej bramki. Był to debiut macedońskiego napastnika w pierwszym składzie żółto-niebieskich. Wynik utrzymał się do przerwy i Czyżniewski powoli zaczynał się cieszyć. W każdym bądź razie stał się z lekka wyluzowany, poklepał mnie po plecach i krzyknął "Dobra robota młody, tak trzymać.". Dodał jednak "Ale uważaj, bo kaszubski Mourinho na pewno juz coś knuje". Cenię Kafarskiego. Stać go na to, żeby lepiej ustawić Lechię w drugiej połowie, albo przeprowadzić jakąś kluczową zmianę. Grzeją się przecież Buzała i Buval. Obaj są groźni. Zadziwiła mnie obecność Sazankova w pierwszym składzie gospodarzy, dwaj panowie B. są według mnie lepsi. Białorusin nie wygląda mi na asa. Wykrakałem gdyż wspomniany Buval wszedł już po przerwie, zastepując na szpicy Sazankova. "Kafarski jeszcze nie stawia wszystkiego na jedną kartę, szaleńcem to on nie jest" - pomyślałem. Na nasze nieszczęscie Bedi Buval miał wejście smoka. Z rogu dośrodkował Paweł Nowak, zagapił się Szmatiuk (znowu!), franuz urwał mu się z dziecinną łatwością i pokonał głową Witkowskiego. Bramka była bardzo efektowna, bo piłka skozłowała przed linią bramkową i wpadła do sieci nad wyciągnietym jak struna Witkowskim. Krzyknąłem w kierunku siedzącego na ławce Jeremiasa Caggiano "Ma ten chłop kopyto w czole, co nie?". Argentyńczyk jednak nie zrozumiał. Ja też nie zrozumiałem tego co mi odpowiedział (coż, klubu nie stać na tłumacza, a "język futbolu zna każdy, bla bla bla"). Od 52 min prowadziliśmy już tylko jedną bramką. Przypomniałem sobie wtedy słowa "Czyżyka", na którego zerknąłem nieśmiale kątem oka. Zauważyłem, że znowu się usztywnił. Nerwowo poprawiał swą rzadką i jak zwykle tłustą grzywkę. Czas mijał szybko. Arka przeważała. Lechii wyraźnie brakowało determinacji. Bardzo mnie to dziwiło. Nadeszła 84 minuta. W polu karnym w powietrznym pojedynku wzieła udział spora grupa piłkarzy. Sędzia nagle zagwizdał i wskazał na wapno. Winowajcą okazał się Paweł Nowak. Nie wiedziałem i nie widziałem co tam się stało. Do dzisiaj nie wiem. Oglądałem tą sytuacje wiele razy, Canal+ pokazał ją z wielu ujęć. I nic. Nawet nie widać kto był faulowany. Nic na to nie poradzę. Do karnego podszedł rezerwowy Jeremias Caggiano i uderzył mocno w lewy róg. Mateusz Bąk nie zrobił nic, chociaż coś niby zrobił - przysiadł delikatnie i wstał, ot co. 3:1 i 6 min do końca! W 91 min. wyalczyliśmy rzut rożny. Wrzutka trafiła pod nogi Emila Nolla. Po wybiciu piłki spod jego nóg przez Huberta Wołąkiewicza, ta poleciała na dwudziesty piąty metr, gdzie czekał na nią Filip Burkhardt. Ograł atakującego go zaciekle Buvala, poprowadził piłkę odrobinę do przodu i huknął z lewej nogi. Piłka szybowała pięknie i trafiła w poprzeczkę! Odbiła się od niej i na szczęscie spadła za linią bramkową odbiła się znowu i o mało nie wyleciała w pole. Boczny z pewną miną zasygnalizował gola. I nie pomylił się. 4:1! Radość naszych kibiców i Arkowców, szaleństwo Czyżyka, jego falująca tłusta grzywka, posępna mina Kafarskiego, wrzeszczący na swoich kolegów Surma - zapamietam te pierwsze chwile po ostatnim gwizdku na długo. Stałem samotny, oparty o budę otaczającą ławkę rezerwowych i niedowierzałem. Ocknąłem się po jakimś czasie i zauważając grupkę osłupiałych gdyńskich działaczy nieoczekiwaniu wyrwało mi się z płuc : "Arka Gdyniaaa! Jeeedziemy ku..aaa!".
Lechia Gdańsk - Arka Gdynia - statystyki i gol Burkhardta (bez asysty)
C.D.N
PS: 20-latek Giovanni wygląda tragicznie. Orientuje się ktoś z Was czy on mi się rozwinie?
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Budżet płacowy to podstawa |
---|
Jeżeli po zamknięciu okienka transferowego na Twoim koncie pozostał zapas gotówki, wejdź do siedziby zarządu i zmieniając proporcje "przerzuć" część kasy do budżetu płacowego. W trakcie sezonu możesz nie potrzebować pieniędzy na transfery, a zarząd spojrzy na Ciebie przychylniejszym okiem, jeżeli zostawisz duży zapas budżetu na wynagrodzenia. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ