Real Madryt
Klub, którego nikomu przedstawiać nie trzeba. Najwięcej tytułów mistrza Hiszpanii, najwięcej wygranych Pucharów Europy, ogromne pieniądze, fantastyczny stadion, liczne legendy, koligacje i powiązania, wychowankowie rozsiani po całej Europie – zupełnie tak, jakby zespół był zupełnie samowystarczalny i co roku mógł produkować kolejną jedenastkę, zdolną walczyć o mistrzostwo kraju. Od pewnego czasu jednak obserwuje się mocną stagnację – XXI wiek otworzyły problemy finansowe, sięgające korzeniami do lat 80. i 90. XX wieku („Piątka Sępa” coś państwu mówi?) – udało się z nimi rozprawić dzięki pomocy Florentino Pereza. Później przyszły, wydawać się mogło, złote lata – dwie Ligi Mistrzów w dwa sezony, eksplozja talentu Ikera Casillasa, Raula, Morientesa, wciąż wysoki poziom Hierro czy Karanki, galaktyczne transfery – Figo, Ronaldo, Becks. A jednak coś się zacięło – Real wypadł z orbity, stracił regularność, gubił masowo punkty ze słabszymi zespołami, w LM zaczęła się tragiczna passa 1/8. Wszystko to przerwał Jose Mourinho, skutecznie znajdując sposób na Barcelonę, stupunktową ligę i miażdżenie kontrami każdego rywala.
Obejmując tak przygotowany zespół, cel był tylko jeden – upragniona, zarówno przez wirtualny zarząd, jak i prawdziwych kibiców
La Decima. Jednak o tym, że sukces często gęsto rodzi się w bólach, przekonałem się na własnej skórze. Sam wiedziałem, w co się pakuje, dając sobie
minimalne doświadczenie – miało być trudniej a gra miała kopać po tyłku, gdy tylko mogła. Wirtualni piłkarze nie byli zachwyceni moim doświadczeniem i aż do Gran Derbi cała drużyna bączyła o tym, że prezes upadł na głowę. Niektórzy swoje marudzenie przypłacili transferem – z klubu
odeszli Ricardo Carvalho (
AC Milan,
2 mln euro),
Raul Albiol (
Bayer Leverkusen,
10,25 mln euro) – pierwszy był zwyczajnie zbyt wiekowy, drugi grał zbyt słabo w wirtualnej rozgrywce, by mieć z niego jakiś pożytek. Transfery do klubu miały za zadanie załatać dziury w obronie – do klubu trafił więc
Dani Carvajal (
6,5 mln euro),
Nathan Ake (
9 mln) i
Stefano Denswil (
7,5 mln). Oprócz tego, wzmocniłem się
Leo Baptistao (
8 mln) – niestety, na cztery transfery, tylko jeden z nich okazał się trafiony, o czym napiszę dokładniej później. Na wypożyczenie poszedł za to
Kaka – musiałem choć nieco odciążyć budżet płacowy, bo płacenie gościowi 12 mln euro/sezon było obciążeniem, którego trzeba było jak ognia unikać. Na tej samej zasadzie, w drugą stronę w klubie gościłem przez rok
Michaela Essiena – ten ruch był już całkowicie udany. Trzykrotnie mniejsza pensja, większe serce do gry, naturalna siła i krzepa – tego było mi trzeba. Ghańczyk cały sezon zagrał na miarę oczekiwań, nie odstawiając nogi w żadnym z 30 spotkań, wbił do tego dwa gole, zaliczył dwie asysty i uzbierał zaledwie 4 żółte kartki(!).
Pierwsze mecze to głównie walka z zawodnikami – o ile w sparingach szło mi poprawnie (głupie remisy z Airdrie i Tottenhamem, wynikające z niezgrania), o tyle w lidze o mały włos nie zaliczyłem falstartu.
3:0 z
Valencią nastrajało optymistycznie, ale późniejsze
4:3 z
Getafe trudno nazwać satysfakcjonującym wynikiem, nawet, jeśli grałem na wyjeździe. Później udało się zdobyć
Superpuchar (odwieczny rywal dostaje baty od Benzemy i Di Marii z karnego), ale w lidze już tak różowo nie było. Żenujące
porażki z
Sevillą, ciągle tracone gole (passa siedmiu spotkań),
porażka w Lidze Mistrzów z
BVB (
0:1), wyjazdowa
kompromitacja z
Herculesem (
0:1, ale napad nie istniał) powodowały moje obawy o to, czy gra po raz pierwszy w mej wirtualnej karierze mnie po prostu nie wyleje. Z grupy Ligi Mistrzów udało się wyjść, chociaż bilans nie był chwalebny –
dwie porażki (
BVB,
PSG – oba wyjazdy) i
drugie miejsce, po PSG nie były powodem do dumy. W lidze wcale nie było kompletu zwycięstw – fatalne mecze z
Betisem,
Sevillą (wyjazdy, więc choć tyle, że kibice nie musieli tego oglądać i czuć zażenowania), pierwsza od ponad dwunastu lat
porażka w
Derbach Madrytu (
1:2 na wyjeździe) spowodowały, że w klubie nie było zbyt różowo – wiecznie obrażony
Pepe i
Marcelo nie zamierzali odpuścić, wtórowali im
Jese oraz
Leo – chcieli chyba zrobić z siebie święte krowy, którym wszystko wolno. W obliczu nieuniknionej wojny z wiatrakami postanowiłem sięgnąć głębiej do klubowej kasy.
Iker Muniain kosztował mnie aż
45 mln, ale miał być niezawodnym zmiennikiem i M1Ö i CR7,
Falcao zaś miał dać nową jakość w ataku –
Benzema postanowił bowiem w trzynastu meczach zdobyć zaledwie
jedną bramkę (na 1:0 w SPH). Francuz za
30 mln euro odszedł do
Juve, Kolumbijczyk kosztował zaś
41, wynegocjował też lepsze warunki kontraktowe (ponad 9 mln za sezon wobec 8 płaconych Francuzowi). W zamian za gotówką przyszła jednak dużo lepsza gra – Kolumbijczyk potrzebował zaledwie
trzech pierwszych spotkań, by poprawić wynik Benzemy osiągany przez całą rundę! Iker Muniain tak trafionym transferem nie był – po zaledwie pięciu meczach (bez gola i asysty) skręcił kostkę i wyleciał ze składu na prawie miesiąc. Nie sposób jeszcze przemilczeć transfer
Carlosa Fierro – młodziutki Meksykanin zasilił zespół za
5 mln euro. Miał stanowić alternatywę dla Moraty, a jednocześnie być kolejnym młodym i diabelnie utalentowanym zawodnikiem.
W zimowym okienku sytuacja wyglądała następująco – 6 kontuzji, trójka wciąż obrażonych zawodników, do tego mający żale CR7 – bywały mecze, gdy zdolnych do gry było
15-16 zawodników, wliczając Diego Lopeza. I właśnie w takich warunkach zespół pokazał twardy i nieustępliwy charakter – z dwupunktowej straty do Barcelony udało się na koniec sezonu wyjść na 4 pkt. przewagi, wygrać obydwa klasyki (
1:2 i
1:0) i mądrze gospodarować siłami, by nie stracić prowadzenia do końca sezonu. W 37. kolejce, na Anoeta, było jeszcze gorąco – decydująca o mistrzostwie bramka wpadła dopiero w
88’, jej strzelcem niezawodny CR7. Ostatni mecz, derby udało się wygrać w domu
4:1, pieczętując sukces z 98 pkt. na koncie i 102 bramkami, przy bilansie 104-23 (4 gole strzelone więcej niż Barcelona, także 4 stracone mniej).
Warto jeszcze wspomnieć o Pucharze Króla – drugim trofeum, jakie udało mi się zgarnąć podczas pierwszego roku pracy w Madrycie. Już w pierwszym meczu spotkała nas niemała kompromitacja – tragiczna porażka
0:1 na wyjeździe z
Herculesem kazała się poważnie zastanowić nad tym, dlaczego niektórzy gracze jeszcze reprezentują ten zespół. W rewanżu nie było lepiej i tylko determinacja
Moraty pozwoliła myśleć o dalszych fazach. Sam Hercules został odprawiony po dwugodzinnych mękach, decydująca bramka padła w
95’ po uderzeniu
Callejona. Niemalże cały mecz grałem w osłabieniu – idiotyczną czerwoną kartkę już w szóstej minucie otrzymał
Ramos.
Na szczęście, im dalej, tym lepiej – piąta runda przyniosła
Derby Madrytu, wygrane ostatecznie
3:2 (choć dwubramkowa zaliczka z domu ledwie wystarczyła). Potem było już raczej prościej –
1:0,
4:0 w dwumeczu z
Saragossą, w półfinale
Sevilla poległa
3:0 i
3:2. W finale czekał już
Betis, który po ciężkiej batalii uznał moją wyższość w stosunku
3:2 (2x CR7, Ozil - 2x Sevilla).
A dlaczego nie ma ani słowa o Lidze Mistrzów? Bo
nie udało się jej niestety zdobyć. W 1/8 los był dosyć łaskawy i przydzielił
Porto (
2:0,
2:3), niemniej jednak w 1/4 wystawił Real na ciężką próbę – trafiła kosa na obrońcę tytułu,
Chelsea (
0:0,
3:1). Gdy wydawało się, że wszystko idzie jak z płatka, zaliczyłem bolesną wywrotkę z
United (
1:4,
0:2). Do awansu brakło ledwie jednego gola, tak jak w spotkaniu z BVB w rzeczywistym świecie. Gdyby piłka wpadła do siatki po raz drugi kwadrans wcześniej…
Pierwszy sezon kończyłem w całkiem niezłym nastroju – nie od razu przecież Rzym zbudowano, więc i ja nie mogłem narzekać, że w pierwszym sezonie już dwa trofea i do tego same zdobycze punktowe w meczach z Barceloną. Martwiła tylko forma niektórych zawodników – o ile
Marcelo,
Pepe i
Leo można było jeszcze pojąć (woleli się obrażać i wywlekać brudy niż grać, więc wszyscy polecieli z klubu), o tyle
Falcao,
Higuain,
Lopez,
Casillas, a nawet czasem
Özil grali poniżej krytyki. Całe szczęście, nadchodzący sezon pokazał mi, że warto było w nich dalej wierzyć. Ale o tym już w następnym odcinku.
Zapraszam do oceniania, komentowania, podsuwania pomysłów na poprawę, udoskonalenie. A może macie ochotę na jakieś screeny, powtórki meczów (no, tutaj bez szaleństw, mała baza skutecznie tępi takie wybryki) ?
PS. Nie wszystkie zdjęcia są, bo FM to jest jednak wuj i mając ponad rok bez zapisu zjadł powtórki i detale dot. meczu. Więc niestety końcówki pierwszego sezonu oraz początku drugiego nie będzie widać tak szczegółowo. W następnym odcinku - suplemencie do pierwszej części przybliżę transfery - także te w sztabie szkoleniowym, rozpiszę kadrę, jedenastkę marzeń oraz typowy skład, jaki się wykrystalizował przez sezon :)
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ