Witam Was drodzy użytkownicy, postanowiłem od dzisiaj opisywać swoją karierę, ponieważ zauważyłem pewien przestój w pisaniu manifestów przez graczy, dlatego będe się starał w miare regularnie , w zależności od wolnego czasu. Gram w fm'a 2008 ( , bez aktualnych składów, czyli Ronaldo gra jeszcze w United, itd., ale mam nadzieje, że nie będzie wam to przeszkadzało i będzie się Wam miło czytało. Tak więc zacznijmy.
28 czerwca 2007roku, ten dzień zapamiętam na wieki, ponieważ skończyłem właśnie 4-letnie szkolenie na managera i mogłem objąć już jakiś klub, ale nie chciałem od razu tego zrobić, bo całe życie uczyłem się od przedszkola poprzez gimnazjum, aż do czsu kiedy dostałem zezwolenie na prowadzenie klubu, dlatego chciałem wkońcu odpocząć i zrobić sobie roczne wakacje, odpocząć od polskiej rzeczywistości i wyjechać do mojego wujka, który mieszkał w Meksyku, tam właśnie rozpocząłem swoją przygode z edukacją spędzając pierwsze 10 lat swojego życia, ale wracając do rzeczywistości, wychodze ze szkoły z kartą managerską w ręku, ciesze się dzwonie do wujka z pytaniem czy mógłbym do niego przyjechać, spędzić z nim moje roczne wakacje i świętować zakończenie mojej edukacji, mój wujek oczywiście się zgodził, dlatego pospieszyłem się chcąc jak najszybciej kupić bilety, ale to co teraz się stało przeszło moje najśmielsze marzenia....
Stał przede mną prezes klubu Podbeskidzia Bielsko-Biała Jerzy Wolas, który zaproponował mi prowadzenie jego klub!!!! Tak zaproponował to managerowi, który dopiero co ukończył szkolenie i nie miał wcześniej doświadczenia zwoiązanego z prowadzeniem klubu. Słysząc te słowa w głowie przewijało mi się jedno słow: Tak, bo cóż innego mógłbym uczynić dostająłc taką propozycje, przecież nigdy w życiu mógłbym już nie dostać takiej propozycji. Dlatego zgodziłem się, Jerzy Wolas powiedział tylko bądź jutro o 12 w siedzibie klubu, tak mnie to zdziwiło, że nawet nie zdążyłem nic powiedzieć.
Nazajutrz popołudniu ubrany w garnitur stałem już pod drzwiami gabinetu prezesa, wszedłem i ujrzałem Jerzego siedzącego w swoim wygodnym fotelu, przyglądał mi się uważnie, by po chwili milczenia z obu stron powiedzieć:
- Usiądź.
- Usiadłem nie wiedząc co powiedzieć, dlatego pierwszy zaczął mówić prezes Podbeskidzia.
- Jak wiesz nasz poprzedni manager został zwolniony przez korupcje, przez co zaczynamy lige z -6 punktami na starcie, dlatego szukałem na rynku wolnego, młodego trenera, który ma potencjał wydostac nas z I ligi i walczyć o najwyższe cele w ekstraklasie, bacznie cię obserwowałem w czasie kiedy zdawałeś na managera i wyróżniałeś się z pośród innych na swoim roku, głównie dzięki charyźmie i wiedzą taktyczną jaką posiadasz. Głównie dzięki temu dostałeś szanse poprowadzenia naszej drużyny.
- Bardzo mi szchlebia pańska opinia i jestem bardzo szczęśliwy, że moim pierwszym klubem w mojej karierze trenerskiej będzie właśnie Podbeskidzie, ale chciałbym wiedzieć, czego oczekuje dokładnie Pan ode mnie?
- Dostajesz wolną ręke w budowaniu drużyny, podpiszesz 3-letni kontrakt, w czasie którego miałbyś awansować do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce i walczyć w niej o pierwszą 5.
- Dobrze postaram się nie zawieść pańskich oczekiwań. Mam nadzieję, że będziemy dobrze ze sobą współpracować.
- Jestem tego pewny przyjdź jutro podpiszesz kontrakt i zaczniesz prace, musisz poznać zawodników, bo już niedułgo pierwszy sparing przed sezonem.
- Do zobaczenia prezesie.
Cóż jestem bardzo zadowolony z tego, że tak szybko objąłem klub i to nie byle jaki, to klub z tradycjami i przyszłąścią, którą będe chciał ukształtować, w szkole faktycznie mówili że wyróżniam się od innych i mam szanse zostać dobrym managerem, nie wiem czy przez moje meksykańskie korzenie czy przez cynamonowe włosy, ale wszyscy nazywali mnie Canelo. Mi się ten przydomek podobał, ale mimo meksykańskiego przezwiska czułem się Polakiem z krwi i kości. Przez to całe zamieszanie zapomniałem zadzwonić do wujka i wycofać swój lot do Meksyku. Wychodzi na to, że na swoje wakacje będe musiał troche poczekać....
To już koniec mojego pierwszego felietonu, mam nadzieje, że wam się podobał.