Moja przygoda z profesjonalnym footballem zaczęła się dosyć niespodziewanie, żeby nie powiedzieć, że "spadła jak grom z jasnego nieba" i była mniej lub bardziej ciekawa. Otóż kiedy na drzewach zaczęły kwitnąć liście i kwiaty, a ptaki rozweselały każdy dzień pogodnym śpiewem, udałem się w podróż do Francji
(którą planowałem przez kilka dobrych miesięcy, skrupulatnie odkładając grosik do grosiki na bilet lotniczy) w celach nie różniących się zbytnio od celów dzisiejszych emigrantów naszego kraju, czyli w poszukiwaniu chleba, czy jak kto woli w poszukiwaniu zarobków pozwalających na dogodne życie w IV RP. Gdzie nasz jednojajowy
szeryf tak wychwala sobie spadek bezrobocia? - a dlaczego to zjawisko tak naprawdę występuje chyba każdy z nas wie i nie muszę nikomu odpowiadać na to proste pytanie.
Sama podróż do kraju znienawidzonego przez obślizłe żyjątka jakimi są niewątpliwie żaby i ślimaki, wyglądała raczej jak każda inna, dojazd do lotniska taxi driverem, męcząca odprawa na miejscu, lot z kilkoma ładnymi stewardesami na pokładzie, które nie wiedzieć czemu częściej przesiadywały w kabinie pilotów, niż cieszyły oko męskiej części pasażerów.
Po wylądowaniu to co zawsze, zabawa w
Sherlock'a Holmes'a bohatera opowiadań sir Artura Conan Doyle'a w powieści "Gdzie ten mój bagaż!?". Kiedy już zdołałem uporać się z problemami na lotnisku, jak to w życiu bywa przychodzą nie wiadomo nawet czasem skąd kolejne, np. jak zapytać władającego angielszczyzną Francuza
jak ja japońskimi
shuriken'ami - o postój taksówek? Po dobrych półgodzinnych "kalamburach" w końcu dowiedziawszy się gdzie mogę wsiąść w pojazd z piosenki Vanessa'y Chantal Paradis
o ładnie brzmiącym tytule "Joe Le Taxi" zastaje mnie kolejna niespodzianka: wkładając głowę przez otwartą szybę taksówki i oznajmiając kierowcy "chce jechać do
La Villette" (Przemysłowo - Naukowe miasteczko pod Paryżem), spogląda na mnie jakiś czort! Myślę sobie - cholera przecież ja go już gdzieś widziałem! No jasne! - ciemnowłosy facet, nie wyróżniającym się niczym szczególnym poza koszulką reprezentacji Francji z napisem
"Zidane" - to
Daniel!!!
No to teraz doigrałem się już całkiem! Bez namysłu zapinam pasy i ...lecimy! Niemal dosłownie lecimy! Jak na Daniela przystało siedemdziesiąt kilometrów pokonaliśmy w czasie dziewi
ętnastu minut (mógłby z nami konkurować chyba jedynie
Rémi Gaillard z tym, że on woli to robić biegając - Francja! - cóż niesamowity kraj!) Podobno ten uroczy
taksówkarz ma rekord życiowy na tym odcinku zdecydowanie lepszy niż dziewi
ętnaście minut, ale nie kwapiłem się zbytnio, żeby dać mu szansę go poprawić z moją osobą w tym pojeździe. Gdy wysiadłem z auta, zachwianiem równowagi byłem łudząco podobny do słynnego
białoruskiego sędziego. Przechodnie widząc na moich plecach napis "Poland" nie zdziwili się zbytnio moim chwiejnym krokiem. Widocznie nie raz mieli już z obywatelami naszego kraju styczność. Zdziwić by się mogli prędzej, że przyjechałem taksówką, a nie samochodem uciekającym przed policyjnymi radiowozami.
Docierając do centrum miasteczka, oczom moim ukazał się hotel (jeżeli można to tak nazwać), w którym miałem się zakwaterować. Wchodzę przez ogromne mahoniowe drzwi, podchodzę do recepcji, dzwoneczek w dłoń, bo oczywiście nikogo nie ma i udaję "Dzwonnika z Noterdam". Po dziesięciu minutach hałasowania zjawia się siwy staruszek (dobrze, że nie żadna stara gruba baba), i po kolejnych już dzisiaj "kalamburach" daje mi klucz do pokoju oznaczonego numerem 189. Myślę sobie - po zsumowaniu cyfr daje to osiemnaście, czyli moją ulubioną liczbę więc jest dobrze. W pokoju szybko jednak zmieniłem zdanie, spodziewałem się bardziej ekskluzywnych warunków jak za takie pieniądze. Ale z drugiej strony w Polsce taki hotel byłby oznaczony pięcioma gwiazdkami i czekałby na gwiazdy sportu, które mają przyjechać do nas w 2012 roku pokopać piłkę na pięknych arenach sportowych, którymi mamy zamiar zachwycić całą piłkarską Europę. Po zakwaterowaniu, nie wiedząc zbytnio co ze sobą zrobić, postanowiłem zwiedzić tutejszą okolicę i porozglądać się przede wszystkim za pub'ami. Chociaż gra z serii Sport Interactive była na wakacjach razem ze mną i moim laptopem, to pech dnia dzisiejszego dawał znać o sobie - bateria od kompa wyczerpana, a na dzień dzisiejszy w hotelu z powodu jakiegoś remontu prąd wyłączony. Niech to szlak! - pomyślałem sobie. Na domiar złego, pracę w firmie produkującej okna miałem zacząć dopiero od dnia jutrzejszego. Po dwugodzinnym pobycie na na ulicach miasta i zakodowaniu w głowie trzech pub'ów godnych uwagi, postanowiłem wrócić do pokoju i odpocząć kładąc się spać. Tym bardziej, że rano musiałem wstać do pracy.
Następnego ranka, udałem się prosto do fabryki okien, a że jestem pojętnym chłopakiem nie musiano mi wcale długo pokazywać jak i z czego je się składa. Po godzinnym szkoleniu robiłem już niemal wszystko: zbrojenie, frezowanie zgrzewanie, obrabianie i okuwanie było dla mnie dość łatwą i nie wymagającą wielkiego wysiłku pracą. Kierownik produkcji zadowolony, a ja odtąd już tylko tak dzień w dzień nie robiłem nic innego: praca, praca, praca i ośmiogodzinny nocny sen. Podobno wyrabiałem dwieście procent normy, więc już po dwóch tygodniach dostałem nieskromną podwyżkę.
Pewnego dnia, jak co dzień wstałem rano z łóżka, żeby udać się do pracy. W garść szczoteczka do zębów, zimna woda w twarz i śniadanko. Nie świadom niespodzianki jaka czeka na mnie przed fabryką, wyruszyłem do pracy. Gdy byłem już na miejscu i próbowałem wejść do środka, nie wiedząc dlaczego - drzwi ku mojemu zdziwieniu były zamknięte. Jeszcze spojrzałem na zegarek - godzina 7:58 (o 8:00 zaczynamy). Mówię sobie - "Co jest do diaska!?". Byłem złych myśli, które okazały się niestety prawdą. Podszedł do mnie jakiś starszy mężczyzna i mówiąc dobrze po angielsku rzekł:
- witam, pracuję tutaj teraz jako stróż. Fabrykę, w której Pan pracował zamknięto. Gdyż szef oznajmił, że nie ma z niej konkretnego zysku. A ja muszę pilnować maszyn, które jeszcze tutaj zostały
- Jak to zamknięto!?
- Powiedział jeszcze tylko, że nie będzie dokładał do tego interesu.Nic więcej mi niestety nie wiadomo
- rozumiem, dziękuję panu bardzo. Do widzenia
- do widzenia
Nie przyszło mi nic innego jak tylko wrócić do hotelu i rozejrzeć się za inną pracą, albo nawet wrócić do domu do Polski. Po nieudanym całodziennym ataku na ogłoszenia w gazecie (z której i tak mało rozumiałem) i internecie w poszukiwaniu pracy, kompletnie się załamałem. A, że pochodzę z kraju z nad Wisły, powiedziałem sobie: "idę do pub'u, trzeba uderzyć w puchara".
I tak chlup w ten głupi dziób i chlup i nic, i kolejny kieliszek, i następny, ale jak na złość mocno mi się nawet na chwilę w głowie nie zakręciło. Widząc, że pije do lustra, podeszła do mnie kobieta, cholera! - Jest to piękna kobieta. Mówi coś po francusku, a ja po francusku tylko troszeczkę, więc nie mogliśmy się dogadać. Wtem widząc, że nic nie rozumiem zaczęła mówić po angielsku:
- skąd jesteś przystojniaku?
- z Polski, przyjechałem tutaj do pracy, którą właśnie mi zamknięto
- z Polski!? To świetnie się składa! - (zaskoczyła mnie dobrą polszczyzną), w Polsce mieszkają moi dziadkowie, jeżdżę do nich co wakacje, Sama jestem Polką - urodziłam się w Polsce, ale wychowałam się tutaj we Francji, w kraju z którego pochodzi mój ojciec.
- więc mówisz, że jesteś z Polski!? z jakiego miasta pochodzisz?
- z Krakowa, tam też mieszkają moi dziadkowie
- niesamowite jaki ten świat jest mały, ja też się tam urodziłem, tam mieszka moja babcia, ale wyjechałem na stałe w okolice Szczecina. Ale również co wakacje odwiedzam to wspaniałe miasto
- Cóż, więc nie wypada nic innego jak tylko się zapoznać - Naomi
- bardzo mi miło - Mateusz
Rozmowa układała się wspaniale. Jej piękne oczy raz po razie spoglądały w moje z wielką namiętnością, a ja nie pozostawałem jej dłużny i odwzajemniałem równie namiętnie spoglądając w jej oczy. Nasze twarze zbliżyły się do siebie na niebezpieczną odległość i stało się: słynny
"Francuski Pocałunek" rozkoszował nasze usta. Po chwili odskoczyłem (może w końcu promile zaczęły działać, że przerwałem) te cuda) i powiedziałem.
- bardzo przepraszam, nie wiem nawet czy nie jesteś zajęta przez jakiegoś mężczyznę.
- nic nie szkodzi, miałam kiedyś przeróżnych facetów, ale były to tylko stare szkolne dzieje. O jej! późna jest już godzina, muszę niestety już wracać do domu.
- chciałbym ciebie odwieść, ale nie mogę pomimo tego, że niedawno kupiłem tutaj samochód, ale rozumiesz nie jeżdżę po alkoholu. Więc chociaż zamówię tobie taksówkę.
- zgoda
Wyszliśmy z pub'u, otworzyłem ślicznotce drzwi od taksówki, kiedy podjechała. Ona zbliżyła się jeszcze do mnie na chwilę i dała mi całusa w policzek, wkładając do kieszeni jakąś karteczkę. Zobaczymy się jutro? - rzekłem. Lecz ona jedynie puściła mi oczko i odjechała. Włożyłem rękę do kieszeni i wyciągnąłem z niej kartkę, a na niej był numer telefonu. Szczęśliwy wróciłem do hotelu i długo nie mogłem zasnąć zauroczony tą piękną dziewczyną.
Na drugi dzień postanowiłem zadzwonić do Naomi i umówić się z nią na wieczór.
- halo...
- tak słucham...?
- z tej strony Mateusz
- ach tak Mateusz
- pomyślałem, że moglibyśmy się umówić na dzisiaj. Zapraszam Cię na kolację do restauracji "Arpege"
- o... do Arpege! dziękuję bardzo, oczywiście przyjmuję zaproszenie
- więc przyjadę po ciebie, czy może być godzina 20:00?
- tak, może być 20:00, mój adres 4 Rue La Fayette, Paryż.
- więc do zobaczenia
- do zobaczenia
Wieczorem, odwalony jak szczur na otwarcie kanałów pojechałem po Naomi - wyglądała cudownie! Pojechaliśmy na kolację i spędziliśmy razem cudowny wieczór. Odtąd spotykaliśmy się już codziennie. Z każdym dniem Naomi zadziwiała mnie swoim urokiem coraz bardziej. Pewnego dnia zaprosiła mnie nawet do siebie, żeby podczas obiadu przedstawić mnie swojej rodzinie. Wiec kupiłem piękny bukiet dla jej mamy pani Hanny, dobre francuskie wino dla jej ojca pana Jérôme'a i mały podarunek dla Naomi. Jej mama była chyba zachwycona moją osobą, gdyż często podczas rozmowy obdarowywała mnie cudownym uśmiechem, a na twarzy tak ładnej, zadbanej kobiety prezentował się znakomicie. Opowiadałem o swoim pobycie we Francji, o Polsce, o swoim zamiłowaniu do piłki nożnej i wielu innych sprawach mniej lub bardziej ze mną związanych. W oczach ojca Naomi też chyba wypadłem dobrze, gdyż pan Jérôme dał mi adres i numer telefonu do osoby, która jak mówił jest jego wielkim przyjacielem i na pewno znajdzie dla mnie jakieś zajęcie tutaj we Francji. Szczegółów mi jednak nie chciał podać. Zdradził jeszcze tylko imię tej osoby - a brzmiało ono - Jean.
Dwa dni później postanowiłem więc zadzwonić pod numer dany mi przez ojca swojej dziewczyny (bo tak mogę chyba już o niej powiedzieć). Odebrała jakaś kobieta, oznajmiając że jest sekretarką pana
Jean-Philippe Demaël'a. Po wyjaśnieniu skąd mam ten numer telefonu i po co dzwonie powiedziała, żebym przyjechał pod adres, który dał mi pan Jérôme. Więc pojechałem. Adres zaprowadził mnie prosto do budynku stojącego przed jakimś stadionem na którym był napis
"Le Stade Jean Laville" Sekretarka otworzyła mi drzwi do biura, a
pan Jean-Philippe Demaël powitał mnie z uśmiechem na twarzy. Okazał się niezwykle sympatycznym mężczyzną. Powiedział, że jest prezydentem "
Football Club de Gueugnon", że dotychczasowy manager klubu
Victor Zvunka postanowił podać się do dymisji. I szuka kogoś kto mógłby zająć jego miejsce.
- mój dobry przyjaciel Jérôme opowiadał mi wczoraj o tobie.
- i co takiego powiedział panu pan Jérôme
- powiedział, że jesteś wielkim fanem piłki nożnej, że regularnie wygrywasz turniej w Football Managera, że w internetowym świecie FM Live osiągasz także wielkie sukcesy. Sam gram od czasu do czasu w tą niesamowitą grę i wiem, iż jest to bardzo dobre odzwierciedlenie pracy manager'a klubu. I pomyślałem, że mógłbyś zająć taką posadę w moim klubie.
- nie wiem co powiedzieć, zawsze było to moim marzeniem, a co z licencjami trenerskim? Ja takowych nie posiadam.
- o to się nie martw, wystarczy że znasz angielski, ja sam się resztą zajmę, ty tylko pojedziesz na miesięczny staż na Parc des Princes (Park Książąt) pod skrzydła mojego dobrego znajomego Paul'a Le Guen'a. On pomoże Ci zdobyć cenne doświadczenie.
- więc, kiedy mam się udać do Paris Saint-Germain.
- jutro
- już jutro?
- tak, gdyż nie chcę żeby klub zaczął przygotowania do sezonu bez managera, gdy wrócisz przedstawię Ci kontrakt, zarobki będą większe niż w fabryce okien (powiedział z śmiejąc się)
- dziękuję panu bardzo! już jadę do hotelu pakować swoje rzeczy, do zobaczenia
- do zobaczenia
Po powrocie odpaliłem komputer, żeby sprawdzić w internecie informację o klubie, w którym będę pracował.
Na oficjalnej stronie klubu, wszystko niestety było napisane po francusku, więc musiałem zadowolić się jedynie informacjami z polskiej
"wikipedii"
Przedstawię więc informacje na temat klubu, które tam wyczytałem.
Football Club de Gueugnon - jak wiemy, francuski klub piłkarski, przydomek
"Les Forgerons" (Hutnicy), grający obecnie w trzeciej lidze francuskiej
"Championnat National". Siedziba klubu znajduje się w mieście
Gueugnon, która leży w regionie
Burgundia. Na co dzień występują na stadionie "
Stade Jean Laville", który może pomieścić
13800 kibiców.
Klub został założony
w 1940 roku pod nazwą, która obowiązuje do dziś.
W 1947 roku osiągnął swój pierwszy sukces wygrywając
amatorski tytuł mistrza Francji. Kibicami klubu byli w większości pracownicy huty, stąd też wziął się przydomek klubu "
Hutnicy".
W sezonie 1970/1971 Gueugnon po raz pierwszy awansował do Ligue 2.
W 1974 roku pod wodzą środkowego pomocnika, największej wówczas gwiazdy drużyny,
Casimira Nowotarskiego, klub dotarł do baraży o awans do Ligue 1, jednak w ostatecznym rozrachunku przegrał z
FC Rouen.
W 1979 roku FC Gueugnon wywalczył mistrzostwo Ligue 2, jednak nie dostał licencji na grę we francuskiej ekstraklasie z powodu posiadania statusu amatorskiego.
W latach 80. nastąpił kryzys w przemyśle stalowym, a zespół w końcu otrzymał status profesjonalnego klubu.
W 1991 roku dotarł do półfinału
Pucharu Francji i odpadł w nim po meczach z
AS Monaco.
W 1995 roku po raz pierwszy i jedyny awansował do Ligue 1, jednak w ekstraklasie spędził tylko rok.
W 2000 roku Gueugnon dotarł do ćwierćfinału krajowego pucharu i przegrał po serii rzutów karnych z
FC Nantes. Rundę wcześniej pokonał
4:3 na wyjeździe faworyzowany
Olympique Marsylia.
W Pucharze Ligi Francuskiej klub odniósł swój największy sukces w historii, gdy
w finale na Stade de France wygrał 2:0 z Paris Saint-Germain stając się tym samym pierwszą drugoligową drużyną, która triumfowała w tych rozgrywkach.
W sezonie 2000/2001 wystąpił
w Pucharze UEFA, jednakże odpadł po dwumeczu z greckim
Iraklisem Saloniki (0:0, 0:1).
Sukcesy:
* Amatorskie mistrzostwo Francji: 1947, 1952
* Mistrzostwo Ligue 2: 1979
* Zdobywca Pucharu Ligi Francuskiej: 2000
Następnego dnia o świcie. Pojechałem do Paryża, a konkretniej na Parc des Princes, aby zdobyć doświadczenie, które niewątpliwie pomoże mi w mojej przyszłej pracy. Od tej pory ubóstwiam kraj Napoleone'a Buonaparte!!! Nie wiarygodne jest to, że jeden Francuski Pocałunek z niesamowitą dziewczyną całkowicie odmienił moje życie!!!