- To jest klubowy sekretariat, a to pani Nancy.
- Dzień dobry, panie trenerze.
Okazja do ujrzenia prezesa Darrocha w roli przewodnika wycieczki po siedzibie klubu z pewnością była dla Nancy czymś niecodziennym. Tymczasem Scott zauważył, że sekretarka znakomicie pasowała do tego klubu - była niemal równie stara, a już na pewno miała równie nikłe szanse na znalezienie sponsora. Mimowolnie uśmiechnął się na tę myśl, przytomnie uzupełniając gest o grzeczne skinięcie głową. Był to jeden z niewielu momentów, w których ktoś nieświadomy mógłby opisać jego wyraz twarzy jako przyjazny. Sam sekretariat raczej nie wyróżniał się niczym szczególnym - ot, niewielkie pomieszczenie z dwoma biurkami, kilkoma szafkami, oknem wychodzącym na płytę boiska i drzwiami z odpowiednią tabliczką prowadzącymi do biura kierownika drużyny.
- Tutaj mamy pomieszczenie gospodarcze - Darroch położył dłoń na ramieniu Scotta, starając się jak najlepiej przekazać mu entuzjazm związany ze zwiedzaniem. - Przechowujemy tu cały sprzęt potrzebny do treningów. Kiedyś to młodzi zawodnicy ciągle musieli z nim biegać, teraz w sumie nikomu to już nie robi różnicy. Ta dzisiejsza młodzież, zero szacunku do kogokolwiek. Za moich czasów...
Darroch przerwał, widząc kamienne oblicze nowego menedżera Stenhousemuir FC kompletnie niezainteresowanego opowieściami z czasów, gdy jeszcze nie było go na świecie. Ruszył dalej, zmieszany.
- A to siedziba sztabu szkoleniowego.
Pomieszczenie, przed którym stanęli było nieco większe od klubowego sekretariatu. Jego projekt wyraźnie stawiał na minimalizm - ściany pomalowano białą farbą, pośrodku znajdował się owalny stół wraz z kilkoma ustawionymi dookoła krzesłami. Na suficie zawieszony był rzutnik, na ścianie zaś - ekran, obok którego stał mały, staroświecki telewizor kineskopowy. Z lewej strony, pod ścianą, ktoś wspaniałomyślnie postawił automat z wodą.
- Podoba mi się.
- Przejdźmy... słucham?
- Podoba mi się.
Prezes miał prawo być zaskoczony - Scott odezwał się dopiero po raz pierwszy od momentu wyjścia z jego biura. W jego opinii tak urządzona siedziba sztabu mogła idealnie spełniać swoją rolę - pokoju narad wojennych. To tutaj miały być podejmowane wszelkie kluczowe decyzje przed posłaniem armii na pole bitwy. Choć Scott rzadko kiedy słuchał czyichś rad, wizja takich spotkań i takich rozmów pobudzała jego wyobraźnię.
- No i to, na co pan pewnie czekał. Pański gabinet.
Gabinet menedżera usytuowano dokładnie naprzeciw poprzedniego pomieszczenia. Scott wydedukował, że klub swego czasu musiał zamówić naprawdę duże ilości białej farby. Jego biurko prezentowało się przyzwoicie, solidne drewno nie nosiło śladów jakichkolwiek uszkodzeń. Za biurkiem jeden skórzany fotel, identyczny jak ten w gabinecie prezesa i dwa po jego przeciwnej stronie. Jeszcze dalej, pod ścianą, stała czarna sofa przywodząca na myśl rozmaite produkcje filmowe, niekoniecznie te hollywoodzkie. Kolejny automat z wodą, komputer, lampka nocna, kilka zdjęć na ścianach przedstawiających sceny z meczów Stenhousemuir. Nic ponad standard, który jednak w pełni satysfakcjonował Scotta.
- To tyle z naszej wycieczki. Jeszcze raz gratuluję, panie trenerze.
Darroch usiłował zademonstrować swoją siłę poprzez mocny, pewny uścisk dłoni. Scott odpowiedział tym samym.
- Przypominam, spotkanie z prasą jutro o dziesiątej rano, pierwszy trening o piątej po południu - prezes skierował się do wyjścia z gabinetu menedżera. - Wszystkie obiekty są do pana dyspozycji, u Nancy odbierze pan zestaw kluczy. Oby to była owocna współpraca. Powodzenia!
- Dzięki. Do zobaczenia.
Scott rozsiadł się w fotelu za swoim nowym biurkiem. Czekał już na niego przygotowany przez samego Darrocha raport o zespole zawierający listę zawodników i podstawowe informacje na temat każdego z nich, a także dane logowania do nowozałożonej, służbowej skrzynki mailowej. Podążając za radą prezesa - czy to było już polecenie? - nowy trener Stenhousemuir zaczął swoją pracę od zalogowania się. Jego oczom ukazała się wiadomość powitalna, w której Darroch nie omieszkał opisać historii klubu od momentu jego założenia. Scott - nawet nieco zaciekawiony przeszłością drużyny, którą przecież miał trenować - dowiedział się, że powstała ona w roku 1884 poprzez odłączenie się od lokalnego klubu Heather Rangers. Drugi człon nazwy wywołał na jego twarzy mimowolny uśmieszek. Po krótkich pobytach na Tryst Park i Goschen Park klub w 1890 roku wprowadził się na stadion, który od tamtego czasu nieprzerwanie pozostał jego domem - Ochilview Park. Stenhousemuir FC poważnie zaistniał w szkockiej piłce w roku 1903, kiedy udało im się zakwalifikować do półfinału Pucharu Szkocji, gdzie przegrali 1:4 z Glasgow Rangers. Pierwszym ich sezonem w profesjonalnym seniorskim futbolu ligowym był jednak dopiero 1921/22. Rok 1928 przyniósł pożar głównej trybuny zbudowanej z drewna, co wymusiło przebudowę Ochilview Park. W sezonie 1936/37 miało miejsce rekordowe zwycięstwo drużyny - 9:2 nad Dundee United. Rekordowa frekwencja na meczu domowym wynosiła 12,500 osób - tylu kibiców obejrzało starcie w Pucharze Szkocji z East Fife w sezonie 1949/50. Z kolei listopad 1951 to pierwszy mecz na Ochilview Park rozegrany przy sztucznym świetle. Oświetlenie ufundował niejaki Tommy Douglas, rzeźnik mieszkający przy King Street. W 1964 roku ze strony Glasgow Rangers wyszedł postulat, by usunąć Stenhousemuir wraz z czterema innymi zespołami z rozgrywek ligowych. Powód? Zbyt małe zainteresowanie kibiców. Plan ten nie doszedł jednak do skutku, między innymi dzięki wstawiennictwu władz... Celticu. Sezon 1995/96 był jednym z najbardziej udanych w historii klubu - udało się zdobyć wówczas Scottish Challenge Cup po ograniu w finale Dundee United. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebne były wówczas rzuty karne. Ostatni menedżer Stenhousemuir - Scott Booth - zatrudniony został w styczniu 2014 roku. Rozstano się z nim jednak już po pół roku ze względu na niesatysfakcjonujące wyniki.
Pierwszy etap rozpoznania zaskoczył Scotta. Klub okazał się wcale nie być tak nudnym, jakim się z początku wydawał. Poważnym mankamentem mogła być jedynie sytuacja z wnioskiem o usunięcie z ligi. Wiedział jednak, że nikt w Louden Tavern nie będzie mu tego wypominał - bo nikt nie miał o tym pojęcia. W planie dnia pozostało jeszcze zapoznanie się ze stanem personalnym pierwszej drużyny...
Scott oparł oba łokcie na biurku, chowając twarz w dłoniach. Pięciu obrońców, pięciu pomocników i siedmiu napastników, z czego dwóch mogących od biedy grać w drugiej linii. Ten skład wyglądał, jakby tworzył go ośmiolatek na dużej przerwie. Do Scotta zaczęło docierać, czemu żaden poważny menedżer nie interesował się tą robotą - po prostu nikt nie chciał babrać się w takim bagnie. Nic nie nadawało się lepiej na pierwszą samodzielną pracę w klubie, niż kompletna przebudowa składu przy mocno ograniczonych funduszach. Coś takiego z pewnością mogło zahartować człowieka, nawet takiego, który niejedno już w życiu przeszedł. Scott zdał sobie sprawę, że od pierwszego dnia będzie musiał zakasać rękawy i zacząć działać. Mimo trudnego położenia był w stanie nawet się ucieszyć - nie znał lepszego specjalisty od zadań ekstremalnych, niż on sam. Ale to było zadanie dla dwóch osób - każdy menedżer potrzebował asystenta. W Stenhousemuir wakat dotyczył nie tylko tej pierwszej pozycji. To dawało jednak pewne pole manewru. W głowie Scotta szybko narodziła się wizja - musiał znaleźć dobrego glinę. Człowieka nieco starszego od siebie, doświadczonego, ale przede wszystkim otwartego i dobrodusznego. Kogoś, kto dla piłkarzy będzie poczciwym wujkiem, który pocieszy ich po zebraniu srogiej bury od surowego ojca. Trzeba było szybko uruchomić kontakty.