Nazywam się Daniel Flak. Mieszkam w Londynie. Kocham to miasto. QPR, West Ham, Chelsea, Tottenham, Arsenal – klubów klasy europejskiej, jak wiemy, jest tam bardzo dużo. Byłem chociaż na piętnastu meczach każdej z tych drużyn, zwiedziłem każdy stadion, od Loftus Road, przez Stamford Bridge, Emirates, a na White Heart Lane kończąc. Moje całe życie kręci się wokół piłki nożnej.
Jestem wielkim kibicem Liverpool’u i czasami zdarza mi się wsiąść w samochód, przejechać te przeszło 178 mil, byle tylko być na Anfield, przeżyć to nieprawdopodobne uczucie, mieć możliwość zaśpiewania legendarnego „You’ll never walk alone”. Chciałbym to robić przy okazji każdego meczu The Reds, ale niestety na nadmiar wolnego czasu nie mogę narzekać, toteż moje wypady na Merseyside są bardzo sporadyczne.
Mam trzydzieści lat, w stolicy Anglii mieszkam od dziesięciu. Mam w życiu jasny cel – zostać menedżerem, którego będzie znał cały piłkarski świat, zbudować sobie piękną karierę, a na koniec poprowadzić reprezentację Polski do tryumfu na Mistrzostwach Świata. Marzenie.
Skończyłem AWF na Cambridge, mam pewne kontakty ze środowiska piłkarskiego, toteż miałem możliwość uczestniczenia w wielu stażach, min. w Manchesterze United, Chelsea, Tottenhamie i FC Porto. Już od kliku lat mam licencję UEFA PRO, więc teoretycznie jako pierwszy trener mogę już pracować od dawna, ale dotychczas uważałem, że jest na to jeszcze za wcześnie. Że muszę cały czas pracować, dokształcać się. I tak przez ostatnie kilka lat przeanalizowałem tysiące spotkań, napisałem mnóstwo przeróżnych raportów, założyłem bloga, na którym dzieliłem się niektórymi moimi analizami. Tymi mniej obszernymi i dla czytelnika bardziej zrozumiałymi, rzecz jasna. Przez ostatnie dwa lata nieoficjalne pomagałem Harry’emu Redknapp’owi w Tottehamie. Wiecie, rozkładałem pachołki, pisałem raporty. Dowiedziałem się jednak z jak kapitalnym menedżerem, a przy tym fantastycznym człowiekiem, mam do czynienia. Mnóstwo czasu spędzałem na rozmowach z nim, uczył mnie, komentował każdy raport napisany przeze mnie, wytykał pominięte niuanse, czasami pochwalił. W końcu zacząłem figurować na liście płac The Spurs. Dostawałem tysiąc funtów miesięcznie, niewiele, ale w połączeniu z okazjonalną pracą jako DJ’a w nocnym klubie dało się z tego żyć.
Mam trzydzieści lat. Wreszcie uznałem, że warto zacząć samodzielną pracę w jakimś zespole. Porozsyłałem więc CV do klubów NPower League 1, Champiosnhip i jednego klubu Premiership – tego ukochanego – Liverpool’u. Nie wierzyłem, że dostanę pracę w Champiosnhip, a więc tym bardziej w ekipie The Reds. Ale chyba wszyscy wiemy, że moja ulubiona drużyna właśnie przeżywa ciężkie czasy. Nie ma już „top four” w Premier League, a The Reds z ekipy, która co sezon walczy o mistrzostwo Anglii, zamieniła się w średniaka pierwszej klasy rozgrywkowej. Chciałem spróbować, tak dla picu, przez dwa miesiące spłodziłem ogromny raport na temat obecnej gry LFC, jej mankamentów i zalet, oraz o tym, jak ta gra mogłaby wyglądać pod moimi skrzydłami i w jaki sposób bym do tego wszystkiego doprowadził.
Jest 9 czerwca 2011. Przerwa wakacyjna. Gram w Football Managera piętnasty sezon moją wspaniałą ekipą z Miasta Beatelsów. Właśnie po raz kolejny celebruje tryumf w Lidze Mistrzów. Jestem z siebie dumny. Wyłączam grę. Otwieram skrzynkę mailową. Co ja widzę? Charlton odpowiada na CV. Jest szansa, chcą się spotkać. Co prawda to trzecia klasa rozgrywkowa w Anglii, ale i tak byłem bardzo szczęśliwy, zdecydowany, by tę drużynę jak najszybciej objąć. Miałem się stawić pod biurem klubu dnia 14.06.2012 i pogadać.
Mijają kolejne dni, mamy 12 czerwca, ja szykuje się już do wyjazdu, przeglądam kadrę zespołu, oglądam nagrane na DVD mecze, analizuje. Tymczasem dzwoni komórka: numer prywatny. Ciekawe.
Odbieram:
- Tak, słucham?
- Witam, nazywam się Ayre, jestem z Liverpoolu. Czy rozmawiam z Daniele Flakiem?
Zatkało mnie. Odebrało mi mowę. Nie wierzyłem
- Halo? Jest pan tam? – usłyszałem
- Tak, tak, jestem Daniel Flak- odpowiedziałem drżącym głosem
- Pana CV może nie wygląda szczególnie, ma pan, z tego co widzę, w samodzielnej pracy zerowe doświadczenie, ale pana obszerny raport, który czytałem przez dwa dni z otwartymi ustami zrobił na nas wszystkich ogromne wrażenie. Chcemy się spotkać, porozmawiać, jak wszystko dobrze pójdzie, omówić szczegóły pana kontraktu.
Nie byłem pewny, czy to nie czasami kolejny z moich wspaniałych liverpoolskich snów, ale nawet jeśli, nie chciałem się z niego budzić. Był zbyt fantastycznym, bym mógł go przerwać. Odpowiedziałem tylko:
- Jestem zaszczycony! Strasznie panu dziękuję za możliwość spotkania.
- Zapraszamy jutro do siedziby klubu o godzinie 17.00
- Dziękuję, do widzenia.
To nie był sen. Nie myślałem już o jakimś Charltonie, w mojej głowie był tylko Liverpool. Mój kochany klub i moje wielkie marzenie.
Stawiłem się podekscytowany na wspomnianym spotkaniu. Wszedłem do siedziby klubu, od razu powitał mnie pan, z którym miałem przyjemność rozmawiać telefonicznie. Rozmowa trwała dwie godziny, byłem nieprawdopodobnie zdenerwowany, ale chyba żadnej gafy nie strzeliłem. Wydaje mi się, że było ok. I tak rozmawialiśmy o mojej przeszłości, wizji, moim życiu prywatnym, co też było dla ludzi z LFC w jakiś sposób istotne. Nagle władza najwyższa w klubie z Mersyside grzecznie przeprosiła i zostawiła mnie w gabinecie prezesa samego na piętnaście minut, a sama udała się na naradę. Wrócili. Byłem tak zdenerwowany, że sądziłem, że zaraz zwymiotuję, zemdleję, albo zrobię coś jeszcze bardziej kompromitującego. U prezesa zobaczyłem uśmiech, pomyślałem, że to dobry znak.
Usłyszałem: „Miło nam poinformować, że od teraz jest pan menedżerem klubu Liverpool FC. Możemy przejść do omawiania szczegółów kontraktu indywidualnego.”
Byłem w szoku. Te słowa nieustannie dźwięczały mi w uszach. To był najlepszy dzień w moim życiu. Najpiękniejszy. Moje największe marzenie które miało spełnić się najwcześniej w okolicach moich czterdziestych urodzin, spełniło się już teraz. Niesamowite. To była historia jak z bajki, której to ja byłem głównym bohaterem.
CDN. Następny odcinek pt. „Kadra i przygotowania do sezonu” pojawi się za jakieś trzy, cztery dni. Zapraszam serdecznie!