Stała się rzecz niebywała. Za nami chyba najkrótsza kadencja trenerska ostatnich lat. Waldemar Fornalik ledwie kilkanaście dni piastował funkcję trenera reprezentacji Polski . Wraz z wyborem nowego prezesa PZPN postanowiono zmienić sternika narodowej kadry. W miejsce „Króla Waldemara”, który w ostatnich latach wykonał wraz z Ruchem Chorzów ogromną pracę, wskoczył anonimowy Piotr Witowski. Niemal wszystkie media wpadły w osłupienie i szok – najważniejszą drużynę w kraju poprowadzi człowiek znikąd. „Śmierć polskiej myśli szkoleniowej. Kadrę poprowadzi żółtodziób, który wielką piłkę widział tylko w telewizji” – napisała jedna z bulwarówek.  

- W tym szaleństwie jest metoda! Wyczyścić należało nie tylko parapet, ale i całe okna. Nowy zarząd, nowy sztab szkoleniowy. Do zobaczenia za dwa lata w Brazylii, panie i panowie! – przekonywał rudowłosy prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej na specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej.

- Witam wszystkich serdecznie. Nie będę się wdawał w niepotrzebne przepychanki słowne z nieprzychylnymi mi dziennikarzami. Wybaczcie, ale do pierwszego meczu sparingowego z reprezentacją Czech zostało 48 dni i nie mam na to czasu. Za kilka dni podam kształt sztabu szkoleniowego, z którym rozpoczniemy walkę o brazylijski mundial – zakończył tajemniczy szkoleniowiec. Podobno, uczył się w najlepszych akademiach trenerskich. Podobno, ma nowoczesną wizję futbolu opartą na ofensywnym repertuarze. Podobno, gwarantuje sukces.









Debiutanckie decyzje nowego sternika kadry – po jego ruchach pracę stracili: asystent Hubert Małowiejski, trener bramkarzy Andrzej Dawidziuk, trener siłowy Leszek Dyja, fizjoterapeuta Paweł Bamber. Idzie nowe, idzie lepsze.

Witkowski pierwszymi decyzjami personalnymi zyskał przychylność fachowców i, o dziwo, części dziennikarzy. W biało-czerwonych barwach z dniem 29 czerwca 2012 roku pracować będą Tomasz Wałdoch (trener), Cesar Sanjuan (trener) i… David Court. Ten ostatni, 68-letni Brytyjczyk, uznawany jest za znakomitego analityka i wizjonera. Na co dzień prowadzi ekipę Arsenalu do lat 18., ale jego wiedza będzie na wagę złota. Dodatkowo, zakończył się cyrk z trenerami bramkarzy i schedę po Andrzeju Dawidziuku przejął mistrz w swoich fachu, Krzysztof Dowhań. Spod jego skrzydeł wyskoczyli Artur Boruc, Łukasz Fabiański czy Wojciech Szczęsny, czyli… potencjalni kadrowicze.



Trener Witkowski jak obiecał, tak zrobił. Jeździł, obserwował i powołał. Przyznać trzeba, że od samego początku towarzyszy mu ogromny pech. Na co najmniej dwa miesiące z gry wykluczony został Robert Lewandowski (złamana kostka), co oznacza, że na pewno nie zagra w meczach o punkty z Mołdawią i Anglią oraz zapewne opuści konfrontację z Ukrainą i Czarnogórą. Straszne nieszczęście… Widać, że w tych eliminacjach postawimy na młodzież. W ekipie znalazło się aż 12(!) zawodników, którzy nie ukończyli 23 lat, w tym sześciu potencjalnych debiutantów.
























Mecz na stadionie przy ul. Bułgarskiej w Poznaniu dobiegł końca. Polska zremisowała z Czechami 2:2 i przyznać trzeba, że wynik ten pozostawia ogromny niedosyt. W 17. minucie gospodarze wyszli na prowadzenie po trafieniu Kuby Błaszczykowskiego. Piłkarz Borussi wykorzystał idealne, penetrujące podanie debiutanta Koseckiego i plasowanym strzałem umieścił piłkę w siatce. Wynik w 33. minucie podwyższył Marcin Kamiński, trafiając z najbliższej odległości po dośrodkowaniu z rogu boiska przez Obraniaka.

Schody zaczęły się w końcówce spotkania. Bramkę kontaktową na kwadrans przed końcem strzelił Ondrej Kusnir. Kiedy wszyscy przygotowywaliśmy się na świętowanie pierwszego zwycięstwa pod wodzą Witkowskiego, kuriozalną bramkę strzelił Petrzela. Długie dośrodkowanie z rzutu wolnego wpadło za kołnierz Wojciecha Szczęsnego, który tym sposobem został antybohaterem spotkania.





































- No cóż… Zremisowaliśmy wygrany mecz. Nie rozumiem, jak można w kwadrans zniweczyć wysiłek włożony w to spotkanie… Frajerskie bramki, frajerski remis. Na szczęście to tylko sparing, musimy wyciągnąć wnioski i w następnych konfrontacjach grać tak, jak robiliśmy to w pierwszej połowie. Były momenty świetne, zabrakło zimnej krwi. Popracujemy nad tym. Mamy potencjał przy stałych fragmentach gry, nie pracowaliśmy w ogóle nad tym elementem, a mimo to udało się trafić. Dobry debiut Koseckiego, świetnie w środku pola czyścili Krychowiak i Kaz. Mamy problem z obsadzeniem pozycji środkowego napastnika, ale zdążę coś wymyślić do czasu pierwszego, mołdawskiego wyzwania – w takim tonie na pomeczowej konferencji wypowiadał się nasz selekcjoner.  

Polska w meczu z Czechami:
Szczęsny – Piszczek, Perquis (46. Glik), Kamiński, Wawrzyniak – Krychowiak (66. Polański), Kaźmierczak – Błaszczykowski (86. Możdżeń), Obraniak (80. Borysiuk), Kosecki – Sobiech.
Man of the match: Kamiński za pewną grę w obronie i skuteczność.
Fap of the match: Straszliwy babol Szczęsnego w 89. minucie, przez co wygrana przeszła nam koło nosa.

Czas prawdziwej walki przed nami. Najpierw Mołdawia (D), potem Anglia (W). Już teraz trzymamy kciuki za naszych reprezentantów.