Materializujące się gdzieś w przestrzeni drobinki wilgoci zdawały się przez moment lewitować, bo po chwili rozbite przez nadjeżdżające samochody, opaść nierównomiernie na kamienne płyty chodnikowe. Tego dnia sylwetki pochylonych chroniących się przed wiejącym wiatrem, rozmyte i zniekształcone przez wykrzywioną perspektywę kropelek wody na szybie, stawały się jakby alegorią odwiecznej walki człowieka z siłami natury. Niektórzy snuli się powoli, bez celu, gdzieś nieopodal zniszczonych zabudowań. Inni jakby w strachu przemykali przerywanym tempem, co chwilę obracając głowę, paranoicznie upewniając się, że nikt za nimi nie podąża. Neony witryn sklepowych, odbijające kałuże i światła mijanych samochodów tworzyły zwarty kolaż wprowadzający w stan hipnotycznego otępienia...
Kapitan Bomba oddawał się monotonii codziennej egzystencji - pił alkohol marki Hennesy (70%) i ćwiczył palec wskazujący przełączając kanał po kanale w swoim odbiorniku telewizyjnym. Nie mieszkał sam - towarzyszył mu kot, który nie miał nazwy. Poprostu był. Znaleziony podczas jednej z rutynowych kontroli galaktyki Kurvix. Miał czarny pas w poniżaniu i często pomagał Kapitanowi w wielu misjach. Jednak co jakiś czas odzywał się w nim pierwiastek ludzki - potrzebował jeść i pić. I wlaśnie dlatego czworonożny przyjaciel drapał go po ciele. Bomba energicznymi ruchami rąk starał się go odgarniać, lecz i to nie dawało pożądanego efektu. W końcu powoli, bardzo mozolnie wstał i zaczął zmierzać do pomieszczenia zwanego kuchnią. Chociaż w tym przypadku "kuchnia" to zbyt wielkie określenie. Stało tam minimum - lodówka (z niewielką zawartością - m.in. piwo, ogórki, ser z pleśnią), umywalka z cieknącym kranem i zimną wodą, dwa krzesła z połową nóg i w pełnym wyposażeniu stoł, tylko, że miał dziurę na środku. Skąd... niewiadomo. W kącie zadomowiły się również myszy. Wreszcie znalazł to, po co poszedł - piwo oraz jedzenie dla kota. Rzucił na podłogę, po czym kocur szybko zajął się przyswajaniem. Kpt. popatrzył przez okno, zmarszczył brwi, machnął ręką i znów w mozolnym tempie ruszył z powrotem w stronę kanapy. Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi...
- Co to za 'tępy h*j' może w taką porę czegoś chcieć ode mnie ? - pomyślał wyraźnie zniesmaczony zaistniałą sytuacją Bomba.
Mimo, że dzisiaj nie miał chęci na konwersację z kimkolwiek, to jednak przełamał się i poszedł w stronę drzwi. Otworzył i oto przed nim ukazał mu się niewielki, zakapturzony człowiek z dzisiejszym wydaniem gazety. Od razu przysunął mu nagłówek przed twarz o tytule: "Nieudacznicy z CM Revolution szukają trenera. Błogosławiony ten, kto przyjmie ich propozycję...".
- No i z czym mi tutaj chłopcze przychodzisz ? Burzysz mój spokój. A tak w ogóle to masz jakieś imię ?
- Tak... mam... Je... Jeee.... Jeeesssttteeem Wuj... Wujek Prze... Przecinak - wyjąkał... Wujek Przecinak.
- Po co przyszedłeś ?
- Jeśli litościwy mnie wpuści wszystko wyjaśnię.
- Cooo, z żadnym ułatwiaczem rozmowy nie przychodzisz ?
- Mam, mam, 2 litry z Rosji.
- Także przyjacielu, wchodź.
Obu Panom rozjaśniły się miny. Perspektywa rozmowy z odpowiednią obstawą była bardzo interesująca. Bomba wskazał przybyszowi miejsce do ulokowania się. Sam udał się po potrzebny sprzęt - dwa kieliszki i słoik ogórków kiszonych, których w domu Kapitana nigdy, ale to nigdy nie mogło zabraknąć. Po rozpoczęciu degustacji Wujek nieśmiale zaczął dialog:
- Bo widzisz, jest spraaawaa, powaaażna spraaawaa. - przeciągał. Gram w drużynie o nazwie CM Revolution i sobie tak graliśmy, że dograliśmy sobie aż do naszej Ekstra... Przepraszam, zawsze mam problemy z wymówieniem nazwy naszej rodzimej ligi piłkarskiej. Dobra, bez zbędnego owijania - proszę, abyś został managerem naszej drużyny. Potrzebujemy faceta z jajami. Wiemy, że sobie poradzisz Zbysiu.
- 'Tępy h*j', ja nie jestem Zbysiu...
- Naprawdę ? K**wa, to Ty nie jesteś Zbigniew Boniek ?
- Nie, i jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie Boniek to zaraz będziesz błagał o litość.
- Cóż, jeśli już tu jestem, to może chciałbyś zostać naszym trenerem.
- Hmmm, ciekawa propozycja, ale ja tyle z futbolem mam wspólnego... ile... ile... ile Kaczyński z koszykówką. Dobra, dawaj, dawaj - zgarbnie kieliszki powędrowały w górę i ognista woda wypełniła przełyki obu Panów.
Po kilku godzinach, 2 litrach, 3 słoikach babcinych ogórków Wujek Przecinak wykonał swoją misję - ten, wielki Kapitan Bomba managerem drużyny piłkarskiej. Formalności dopełnią jutro, gdyż w obecnej sytuacji nie byli w stanie wykonać najprostszej czynności. Zasnęli przy stołach i na następny dzień udadzą się do Graveyard Plaza, aby zawojować świat. Aż sam się boję, co przyniesie nowy poranek...
C.D.N.