Święta, święta i po świętach. Jak pokazuje to zdanie,optymistycznie jest tylko na początku. Podobnie jest z zachwytem nad najnowszą wersją Football Managera. Czekałem długimi tygodniami na ukazanie się mojej ukochanej gry. Z wypiekami, na zarośniętej twarzy, czytałem każdą najmniejszą nowinkę, każdy opis ulepszeń i nowych możliwości zawartych w najnowszej odsłonie Managera. I w końcu, po kilkunastu sennych koszmarach, jak to prowadzę swoją drużynę i przegrywam w finale, doczekałem się. Na nic nie czekając pośpieszyłem do sklepu wyłożyłem stosowną sumę ( nie mam zaufania do zamawiania bo po co się dodatkowo stresować, że a nuż nie przyjdzie na czas) i wrzuciłem lśniącą płytę do odtwarzacza.
Nie będę się rozwodzić nad trudnościami instalacji, z prostej przyczyny – żadnych problemów nie miałem. Co kazali w instalatorze to zrobiłem i po kilku minutach mój wzrok cieszył się na widok strony głównej gry.
Na tym kończy się króciutki opis mojej drogi zapoczątkowanej budzeniem się z krzykiem w środku nocy aż po kliknięcie„Nowa gra”. Bo napisać chciałem o czymś innym.
Chodzi mi mianowicie o tzw.realizm gry. Powszechnie uważa się, że piłka nożna to najwspanialsza dyscyplin asportu na świecie ponieważ jest nieprzewidywalna. I pod powyższym zdaniem podpisuje się całkowicie, oboma rękoma i co najmniej jedną z nóg. Jednak to co wyprawia Manager przyprawia mnie o ból głowy, zgrzytanie zębów a czasami i płacz.
Rozumiem zamiar twórców, którzy chcieli wprowadzić jak największy realizm do gry i dzięki temu polski klub gra w Lidze Mistrzów ( co w rzeczywistości nie miało już miejsca od… dawna ).
Jednak gdy obserwuje swoją drużynę próbującą przez dziewięćdziesiąt minut wbić gola ostatniemu zespołowi ligi to zalewa mnie krew. Ktoś może powiedzieć, że właśnie oto chodzi, tylko czy w prawdziwym życiu atakując non stop i mając co najmniej trzy sytuacje „sam na sam” nie można wbić tego jednego, upragnionego gola? Ten sam, upierdliwy Ktoś, może odpowiedzieć, że i owszem. Że bramkarz może mieć mecz życia, że moi napastnicy rozgrywają kiepskie spotkanie itp. Tylko, że ja w tym momencie dołożę jeszcze jedną sprawę. Oprócz przytłaczającej przewagi i kilku „setek”miałem rzut karny. Pomyślałem sobie „w końcu, sprawiedliwości stało się zadość”. I co? Ano i nic, strzelec przestrzelił.
Już nawet nie chciało mi kląć.Spokojnie doczekałem do końcowego gwizdka, ze zrozumieniem podszedłem do zawodników i kontynuowałem grę.
Mój pozorny spokój zaginął kompletnie w gąszczu innych emocji, gdy w następnym spotkaniu grałem z teoretycznie silniejszym przeciwnikiem. Ustawiłem zespół delikatnie mniej ofensywnie, „przykleiłem” obrońców do własnego pola karnego, nakazałem granie krótkich piłek… i po trzydziestu minutach przegrywałem 4-0.
Nasuwają się dwa rozwiązania,albo ja nie umiem ustawić własnej drużyny ( z oczywistych względów odrzucam tą opcję), albo Football Managerowi jeszcze dużo brakuje do realnej rozgrywki.
Wiadomą rzeczą jest iż nikt nielubi przegrywać. W każdym z nas siedzi mały egoista, który czasem budzi się z letargu i woła „choćby nie wiem co, masz wygrać ten mecz”. I właśnie dlatego postanowiłem popełnić ten krótki artykuł.
Nie chcę być źle zrozumiany, nie krytykuję mojej ukochanej gry. To już piąta odsłona Managera w którą mam zaszczyt grać, boli mnie tylko ta jawna niekonsekwencja w zachowaniu drużyn.
I to by było na tyle. Przy okazji życzę całej redakcji CM Revolution oraz wszystkim fanom FM-a Szczęśliwego Nowego Roku i wielu zwycięskich bitew na boisku.