F.C. Millwall. Bitwa o Londyn.
Kiedy obejmowałem klub w 2007 roku miałem jedno marzenie – zagrać z West Ham na Upotn Park i spuścić im srogie lanie, takie które zapamiętają na długo.
Miałem tylko dwie możliwości. Liczyć na szczęście w losowaniu Pucharu Anglii, albo mozolnie Panowie z FA losując pary pucharu mi nie pomagali. Grałem z ManC, borro, Boltonem, nawet derby z Arsenalem, ale z Młotami nigdy.
Kiedy po raz trzeci popłynąłem w barażach do Premiership liczyłem, że może to oni do mnie przyjdą, bo nam się to chyba nie uda.
Przed kolejnym sezonem postanowiłem wydać trochę zaoszczędzonego grosza na uznanych grajków, bo młodzież mnie zawodziła. Sezon pokazał, że miałem rację! Do czterech razy sztuka. Finał na Wembley. 2-0 do przodu. Mamy awans. Mamy mecz z Młotami.
Krótki, ale zasłużony urlop i jazda do roboty. Prezes sypnął kasiorą, skauci w różnych zakątkach świata, dyrektor sportowy dopina transfery, sztab szlifuje formę chłopaków, ja
dopracowuje taktykę w najdrobniejszych szczegółach.
Forma miała przyjść na 10 kolejkę. West Ham wyjazd. Pomyślałem, że można przegrać te pierwsze 9 meczy byle tylko ich puknąć.
35 tys. kibiców. Głównie rywala. Nasi w sile 3 tys w tym oczywiście ekipa Majora z GSE.
Sędziuje...Howard Webb. Nóż mi się w kieszeni otwierał jak witał się z nami szatni i życzył powodzenia. Ciekawe czy Polakom przed meczem z Austrią też to mówił.
Ustawienie 4-5-1. Pozornie tylko defensywne. Fałszywi skrzydłowi mieli asekuracje i mogli robić wiatr na ich połowie. Zaczęło się spokojnie. Wysoko ustawiona obrona szybko odcinała od piłek ich najgroźniejszą broń Dean`a Ashtona (wysoki, silny, ale nie za szybki). Zaczęła zarysowywać się moja przewaga w drugiej linii. Chodziło mi po głowie, żeby już skoczyć im do gardeł, a tu w 16 min. pan ww Howard Webb zasunął Młotom czerwoną kartkę.
Krzyknąłem do kapitana, że teraz są już nasi i trzeba ich tylko dobić. Ambicji Młotkom starczyło jeszcze na 20 min. 1-0 po błędzie stopera i rajdzie Moses`a.
W szatni powiedziałem, że jak tego nie wygrają to ja ich przed kibicami nie obronie. Nie trzeba ich było mobilizować. Jakby to ujął trener Łazarek „byli napakowani jak kabanosy”.
Po przerwie dożynki. 2-0 w 70 min po akcji z prawego skrzydła i wycofaniu na linię pola karnego, gdzie moja „dycha” Georg Boyd huknął nie do obrony. Rocco Quinn w 84 dołożył kolejnego. Mecz skończył się na 3-1. Chłopaki odwalili kawał doskonałej roboty. Posiadanie piłki 64-36 na naszą korzyść, z czego w środkowej strefie 29-15.
Tak oto wygrałem to co wygrać chciałem, a kibice cały czas mnie szanują za to spotkanie na Upotn.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ