LOTTO Ekstraklasa
Ten manifest użytkownika P@vel przeczytało już 747 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Odcinek 4
Następnego dnia po spotkaniu z "bossem" uprzytomniłem sobie jakie cele postawiłem sobie przez tak bezpośrednią rozmowę. Zobowiązywało mnie to co najmniej do wygrania naszej rodzimej Ekstraklasy, Remes Pucharu Polski oraz jak najlepszego zaprezentowania się na międzynarodowej arenie. Pierwszym krokiem żeby realnie myśleć o poważnych laurach był mecz z AZ Alkmaar.
Jest to rywal z którym nie przyszło mi się mierzyć jeszcze ani razu od początku mojej kariery. Zwycięzca Eradivisie i Johan Cruijff - schaal z poprzedniego sezonu, dysponujący mocną linią pomocy w której skład wchodzi między innymi mój były zawodnik Nicklas Pedersen, krótko mówiąc bardzo wymagający rywal z mocnej ligi. Dotychczas w Champions League nie przegraliśmy ani jednego meczu. I na zmianę takiego stanu rzeczy nie zanosiło się po pierwszych 45min. W tej, krótko mówiąc słabej połówce zostało oddanych pare niecelnych strzałów z obydwu stron a publiczność ożywiła się tylko raz, około 39min. kiedy Jelle Van Damme brzydko sfaulował przeciwnika, za co został ukarany żółtym kartonikiem. Na przerwę zeszliśmy szybko, choć mnie zatrzymała na chwilę gazeta, którą dostałem w głowę, najprawdopodobniej od niezadowolonego kibica. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie jej zawartość w środku. Prosze spójrzcie: WTF O-o? Powiedziałem moim podopiecznym żeby włożyli w grę więcej serca i żeby zwycięzyli te batalie, dla tak tłumnie zgromadzonej publiki. Pomóc temu miały także dwie przeprowadzone przeze mnie zmiany. Za Manona, Martinelli a za kartkowicza Jella'a, Arjen Moerman. Jak się później okazało obydwie zmiany to strzały w 10! Nasza pierwsza groźna, bramkowa sytułacja w drugiej połowie, to akcja właśnie tych dwóch wprowadzonych przeze mnie panów. Arjen podawał ( podanie 50 metrowe!) a Mario strzelił ładnym lobem nad bramkarzem. 1:0. Niestety parę minut potem padło wyrównanie po golu De La Fuente. Aczkolwiek ostatnie słowo należało znów do nas. W 81min. Martinelli po raz drugi pokonał bramkarza, zapewniając nam tym samym komplet punktów i przedłużającą sie serie bez porażki. Jak widać chłopcy wzieli sobie na serio słowa które powiedziałem im w szatni. I dobrze! Z samego rana po zwycięzkiej rywalizacji, ogromnie ciekaw, poszedłem do najbliższego kiosku, który znajdował się niedaleko stadionu. A tam.. Na głównej stronie pewnego brukowca taki tytuł:
Dość ciekawe porównanie - pomyślałem sobie w duchu.
I odszedłem w stronę boisk treningowych.. Po paru dniach przerwy przyszedł czas na kolejny mecz, tym razem z Odrą Wodzisław.
Klub którego wybitnie nie poważam i do którego pasuje mi znana wszystkim maksyma:
"... jest długi, szary i do d***."
Do meczu z wodzisłowianami podszedłem z dużą dozą pewności siebie, ponieważ wiedziałem że nie są mi w stanie wogóle zagrozić. Zresztą miałem racje. Choć nie osiągnołem wysokiego wyniku to i tak górowałem nad przeciwnikiem we wszystkich aspektach rzemiosła piłkarskiego, no może poza czasem posiadania piłki. Zresztą statystyki pomeczowe jednogłośnie mówiły kto tu grał w piłkę. Wynik 2:0 (Schouw, Goulon) to najniższy wymiar kary jaki mógł spotkać zawodników Odry.
Po kolejnej wygranej w ekstraklasie, przyszło nam rozegrać mecz w Pucharze Ekstraklasy. Tym razem naszym rywalem była nasza imienniczka z Płocka.
"Nafciarze" czyli były klub ostatnio modnego Irka Jelenia; z Płocka, to niestety "cień samego siebie" z początków mojej kariery trenerskiej. W pierwszych sezonach zdarzało mi się z nimi nawet przegrywać. Choć i teraz trzeba zaznaczyć że nie było łatwo. Grali ze mną jak równy z równym, głównie w dużej mierze dlatego że grali przed własną publicznością zgromadzoną na stadionie im. Kazimierza Górskiego. Po 10 uderzeń w światło bramki, z obydwu stron w ciągu pełnych 90min. To bilans oddanych strzałów. Ale tylko jeden zatrzepotał w siatce, a był to gol zdobyty przez Sanida Halilovica, który skrzętnie wykorzystał gapiostwo lini defensywnej niebiesko-biało-niebieskich.
Po powrocie z Płocka mieliśmy niecałe 3 dni na regenerację sił i przygotowanie się na kolejną potyczkę, tym razem w Pucharze Polski. Drużyną która miała zostać przez nas wyeliminowana był Śląsk Wrocław.
A dokładniej WKS Śląsk Wrocław. To zespół nieobliczalny, skory wygrywać z najsilniejszymi a zarazem przegrywać z najsłabszymi. Głównymi motorami napędowymi teraźniejszego Śląska są Damian Rożej oraz mój były gracz Franco Zuculini. Lecz ani jeden ani drugi nie uchronili swojej drużyny przed porażką. Może gdyby którychś z nich był w takim gazie jak Capriolli w tym meczu, to owszem ale tak niebyło i to Carmine zakończył mecz z asystą przy golu Martinelliego (nawiasem mówiąć bardzo ładne prostopadłe podanie otwierające droge do bramki) oraz golem strzelonym już przez samego siebie. Trzeciego gola dorzucił Rahamim, który, jak to w jego stylu, pokonał bramkarza przeciwnika strzałem głową po stałym fragmencie gry wykonywanym przez Halilovica. Goście odpowiedzieli tylko jednym golem Damiana Rożeja. Na więcej jednak już nie było ich stać, wkońcu wcale im się nie dziwie, przeciez od 37min. grali w "dziesiątke". Krzysztof Kaliciak wyleciał z boiska z zbytnią natarczywość w ocenie pracy sztabu sędziowskiego.
W środowy wieczór 11 listopada 2015 r. rozpoczelismy runde rewanżową Ligi Mistrzów, zaczynajac od rewanżu z AZ Alkmaar.
Poraz drugi spotykam się "Kalmarami". Choć tym razem na ich własnym terenie. Poniżej prezentuje DSB Stadion na którym ma być rozegrane dzisiejsze spotkanie.
O 20:45 zabrzmiał pierwszy gwizdek. Sędzią tego spotkania był, poraz pierwszy przeze mnie spotkany czarnoskóry sędzia Uriah Rennie:
Wróżyło to przynajmniej tyle że nie dostane "karnego z kapelusza" w ostatnich minutach gry. Wręcz przeciwnie, ten sędzia przyniósł nam niejako szczęście w postaci strzelonego gola, który otwierał wynik spotkania. Szczęśliwcem którego nazwisko wyświetliło się na telebimie był Mario Martinelli.
Niestety roztrwoniłem to jedno bramkowe prowadzenie. W 54min. poraz pierwszy i w 79min. poraz drugi, ukąsił Kleber, który dwie okazje zamienił na dwie bramki dla swojej drużyny. Gdy już wydawało się że AZ powetowało sobie przegraną w Krakowie, Jonassen strzelił zupełnie przypadkowego gola dającego remis i cenny punkt przybliżający nas do wyjścia z grupy. Świetną asystę zaliczył Moerman, który strzelił w kolege na tyle mocno i szczęśliwie że ten zdołał ją jakimś sposobem umieścić w siatce. 2:2. Jak na mecz wyjazdowy bardzo dobry wynik. W pełni odzwierciedlający przebieg całego spotkania.
Po międzynarodowych bojach znów wróciłem na własne podwórko. Dosłownie i w przenośni. Miałem rozegrać mecz przy ul. Reymonta z "Trójkolorowymi".
Bo tak też są nazywani zawodnicy Górnika Zabrze, ulubionego klubu trenera Legii, Jana Urbana. Górnicy z Zabrza to jeden z najbardziej utytułowanych klubów obok Ruchu Chorzów, jakimi można by było grać w Ekstraklasie. Niestety ostatnio święcili oni sukcesy u schyłku lat '80-ch (ostatnie MP w w sezonie 1987/88). W grze natomiast, póki mieli Manchester City za swój klub patronacki, dzielili i żądzili mając w swoim składzie reprezentanta Liberii i młodzieżowego reprezentanta Anglii. Ale w tym sezonie mogli tylko marzyć o jakichkolwiek trofeach. Mecz który rozgrywaliśmy, szybko im to uświadomił. Do końca pierwszej połowy prowadziliśmy 4:0. Dwa razy trafiali: Mario Martinelli i Rik Schouw. W drugiej połowie już nic się nie stało i wygraliśmy pewnie, kolejny ligowy mecz.
Po meczu natomiast dowiedziałem się od rzecznika prasowego Adriana Ochalika, że znany komentator pewnej znanej stacji sportowej po końcowym gwizdku powiedział takie o to zdanie:
"Le roi est mort, vive le roi! "
Co w wolnym tłumaczeniu znaczyło:
"Umarł Król, niech żyje król! "
Komentatorowi chodziło tu głównie chyba o przejęcie pałeczki po Górniku, w realizacji budowania wieloletniej potęgi.
Następnym meczem w kolejce był mecz z Legią Warszawą, z którą musiałem się mierzyć nie tylko w Ekstraklasie ale i w Pucharze Ekstraklasy.
Legia Warszawa- tego zespołu chyba nie trzeba przedstawiać. Pojedynki Wisły z Legią to zawsze były święta piłkarskie , jak i kibicowskie.
Tu przedstawiony jest bodajże rok 2003.
Niestety obecna Legia wogóle się nie dostosowuje do tamtego poziomu. W meczu z moją drużyną zagrała istnym "catenattio". Nie oddała żadnego celnego strzału, ale i mi nie pozwoliła na zbyt wiele, ledwie trzy celne strzały. Na ich nie szczęście, dwa z nich znalazły drogę do bramki. Pierwszy, Lauriego Della Valle'go a drugi Rika Schouwa. Krótko podsumowując tem mecz, można powiedzieć że podobał się on tylko ekspertom, lecz publiczności już troche mniej.
Po szlagierowym meczu z jednym z największych rywali, przyszło nam grać Widzewem Łódź.
Kibicom Wisły, Widzew powinien się głównie kojarzyć z Champions League. Bo to Widzew jako pierwszy polski klub dostał się do tego elitarnego grona (nie wliczając w to moich sukcesów). Jeszcze jedną rzeczą która nam sie kojarzy gdy usłyszymy słowo Widzew to.. Marek Citko! Choć możemy też dłużej się zastanowić i powiedzieć Mirosław "Szymek" Szymkowiak. Ale wróćmy do meczu, który został rozegrany na stadionie przy Aleii Piłsudzkiego. Po raz pierwszy od dawien dawna... Zdażyło mi się mieć słabszą predyspozycje, co zaowocowało tylko bramkowym remisem do przerwy. Po rozpoczęciu drugiej połowy, czerwoną kartkę za faul taktyczny otrzymał Manuel Tevez. Cała drugą połowe moii zawodnicy "przestali" tak jakby wrośli w ziemie. Dopiero pięc minut przed końcem wzieli się do frontalnych ataków, które i tak zresztą podziałały w wyniku czego padła bramka w 92min. po fantastycznej asyście (c)Sivakova(c). Strzelcem gola został Victor Manon. Lecz miałem pecha bo minutę po naszym wznowieniu, Widzewiacy strzelili bramkę na 2:2.
I znów wróciliśmy na salony. Tym razem musieliśmy wyjechać do kraju gdzie tych salonów jest najwiecej: do Niemiec. Wkońcu gramy z jedną z najlepszych drużyn Starego Kontynentu.
Zespół sponsorowany przez Romana A. Duże aspiracje, dobrzy zawodnicy, tylko trener jakiś taki niereformowalny.
Od razu na wstępie zaznaczam że przyszło nam się mierzyć w jednym z najładniejszych stadionów świata:
Jednak na niewiele się to zdało moim chłopakom. Już po 20min. wiedzieliśmy że tamten mecz, zawodnikom z Schalke poprostu nie wyszedł. A dziś grali obiektywnie mówiąc: efektownie i efektywnie. Prawie każda bramkowa sytułacja przeciwnika mogła zakończyć się golem. 3:0 do przerwy. Po wznowieniu gry i zmianie stron, udało nam się wyprowadzić akcję po której zdołaliśmy strzelić gola. Jednak znów Schalke odpowiedziało. 4:1 i czerwona kartka dla Arjena Moermana. Następnie znów mój gracz strzela bramkę, żeby potem nie upilnować przeciwnika który strzela dwie bramki. 6:2 na wyjeździe. Czyżbym musiał się niepokoić ?
Chyba nie..
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
FM na Androida? Czemu nie! |
---|
Warto wiedzieć, że w naszą ulubioną grę można zagrać również na systemie Android. Jeżeli masz smartfona lub tablet, śmiało możesz poprowadzić swoją drużynę w podróży lub w szkole. Koszt? 34 złote. Upewnij się jednak, czy aplikacja jest zgodna z Twoim urządzeniem. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ