Informacje o blogu

Manifest użytkownika ezz4

Vauxhall

Vanarama National League North/South

Anglia, 2013/2014

Ten manifest użytkownika ezz4 przeczytało już 2009 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Po pierwszych kiepskich w naszym wykonaniu meczach wszyscy w klubie z wyjątkiem jednej osoby nie patrzyli na mnie przychylnymo okiem. Rodzynkiem w tym towarzystwie był prezes Bartlam, który po każdym ze spotkań dzwonił, rozmawiał, chciał wiedzieć jak najwięcej o tym, co się dzieje w szatni. Pomimo czterech porażek, mogłem czuć się spokojnie. Przynajmniej na razie.

Szukałem przyczyn takiej gry. Były takie, których się obawiałem najbardziej. Przegrywaliśmy przez proste błędy w obronie, złe zachowanie przy rożnych i braku umiejętności z przodu. Najgorzej wyglądała lewa pomoc.

Dzień dobry panie Bobby, jak leci? - rozpocząłem rozmowę z naszym szefem skautingu (tak, mamy coś takiego), facetem już chyba po 70-stce.
O witaj Miłosz - ten problem z wymówieniem litery Ł - wszystko w porządku, mam parę nazwisk dla ciebie, a co słychać u debiutanta? Kiepski początek.
- Właśnie dlatego dzwonię. Szczerze mówiąc to tutaj 3/4 składu musielibyśmy od nowa kontraktować, ale przecież nas na to nie stać. Póki co, potrzebuję lewego pomocnika, który będzie potrafił szarpnąć skrzydłem. 
- Poczekaj...rzucę okiem w raporty... mam. W miarę szybki lewy pomocnik. Lat 20. Scott Mathews. Bardziej melodia przyszłośći, ale tani.
- Dawaj go, gorzej być nie może. 
- Ok, postaram się dograć szczegóły jak najszybciej.



Już następnego dnia Mathews przyjechal do nas na trening. Zobaczyłem, że jego czasy na 100 metrów są porównywalne do Rugg`a. Na wypasie. A że chłopak studiuje, to chciał tylko tymczasowy kontrakt. Żyć, nie umierać. 

Alan zmusił mnie, żebym poszedł na konferencję prasową. Pierwszą bardzo przewidywalną pominąłem nawet w opowiadaniu. Teraz było ciekawiej.

Obok Pana siedzi nowy nabytek klubu. Jest Pan zadowolony z tego transferu? - zapytał taki jeden łysy w okularach
Panie redaktorze, jestem zadowolony, przecież to oczywiste. Gdybym się nie cieszył z tego, że Scott do nas dołączył, to by nie było tutaj ani jego, ani pana, a tym bardziej mnie.
- Jak Pan skomentuje obecną postawę zespołu? Pańska drużyna nie zdobyła nawet punktu. - drwiąco zapytał młody blondasek.
Zdaje sobie sprawę, że obecne wyniki są cholernie rozczarowujące. I że panu płacą za robienie szumu wokół klubu, a na to nie będzie przyzwolenie z mojej strony. Może powinien pan pisać o szachach? Piłkarze potrzebują wsparcia, a nie presji i wytykania błędów. Pracujemy nad tym, żeby wyjść na prostą. Widzę, że nie ma więcej pytań, dziękuję.

Co za nadęte pismaki.

Po raz pierwszy w mojej seniorskiej przygodzie wykazałem się nosem transferowym. Elegancki debiut, dzięki któremu wygrywamy pierwszy mecz w lidze. Pierwsze koty za płoty - pomyślałem.



Dwa razy w środku błysnął Tom Rutter, którego chyba przesunę wyżej, żeby nie musiał latać w obronie. Dwie ładne asysty i dwa energiczne wejścia nowego. Dobry występ przypłacił lekką kontuzją, ale na Boston powinien być gotow. Grą z tyłu zaczął kierować Hannigan, nasz kapitan. Zacząłem myśleć, że to była dobra decyzja.

Po zwycięstwie nad The Moors z ludzi w klubie zeszła pierwsza presja. Pojawiła się mała wiara w to, że zdołamy się utrzymać. Nawet woźny dzień po meczu do mnie zagadał. 

-Witam panie trenerze, zaczynamy walkę o awans? - rzucił uśmiechnięty pan Philips, facet z wąsami po 50-tce. Trochę podobny do Lecha Wałęsy z czasów Solidarności.
Witaj, to bardzo miłe co mówisz, ale jestem tutaj, żeby nas utrzymać - odpowiedziałem ze szczerym uśmiechem na twarzy.

Trudno się nie zgodzić z Philipsem. To prawda. Cały czas mam w głowie miejsce barażowe, choć nikomu o tym nie wspominam. Przecież to kompletne wariactwo. Cel - widmo, chyba marzenie. Co prawda sezon jest długi (nawet bardzo długi), ale to nie możliwe. Nie mamy kasy, bazy, stadionu i chyba kadra też nie do końca na to gotowa. 

A propo kadry. Zakontraktowałem chyba kilkunastu zawodników, głównie na tymczasowych kontraktach. Jednak tylko kilku z nich dało coś wartościowego drużynie. To i tak sukces. Wielkie podziękowania należą się dla naszych scoutów.

Zacznę od 16-latka, który przebojem wdarł się do pierwszego zespołu. Connor Whaley. Chłopak już teraz jest ważną postacią w naszej obronie, ale muszę uważać, żeby go nie zajechać. A o to nie trudno.



Dogadaliśmy się także z nowym bramkarzem, który z czasem pozostał jednynym wartościowym w klubie. Wiem, że to chore. Ale tanie. I przez cały sezon zrobił może jednego babola. Jones w trzech kolejkach zrobił cztery. Glyn może nie jest pierwszej młodości, ale dał nam poczucie stabilizacji w bramce, co było bardzo potrzebne.



Warto również wspomnieć o Paul`u Henrym. Przyzwoite umiejętności jak na tą ligę. Wcześniej za dużo nie grał, a jak grał, to w rozgrywkach regionalnych.



Drugi środkowy pomocnik, Jack Dobson. Dwudziestolatek z trzecioligowego Wallsal. Nie grał, tylko trenował. Wybiegany i silny. Dla nas starczy.



Wspomnę również o Adamie Greenie. Chłopak na treningach był całkiem niezły, a podczas spotkań często zawodził. Jednak jakoś udało mu się pozostać w klubie na dłużej. Chociaż mocno krytykowany przez prasę.



Przyszedł czas na mecz z Bostonem. Przed meczem powiedziałem chłopakom, że w nich wierzę. Żeby powtórzyli zeszłotygodniowy wyczyn. I wiecie co? Po 20 minutach przecierałem oczy ze zdziwienia. Było 3:0 i graliśmy jak z nut.

Wynik otworzył Henry, po chwili podwyższył Mathews (!), a trzecią bramę wbił nasz kapitano Hannigan główką po rożnym. Trochę szczęśliwie, ale do przerwy prowadziliśmy wysoko. 

Po przerwie musiałem zmienić rewelacyjnego Mathewsa. Okazało się, że wypadł na miesiąc i już nigdy nie zagrał tak dobrze, jak na początku. W marcu 2014 podziękowaliśmy mu za współpracę. 

Boston walczył do końca, ale zabrakło czasu. Wygraliśmy drugi mecz z rzędu!



Następnie graliśmy z Hednesford. Spodziewałem się spacerku, a ugraliśmy tylko remis. Byliśmy bardzo nieskuteczni. I w dodatku sami sobie rzucaliśmy kłody pod nogi. Najpierw prezentując rywalom karnego, a jeszcze przed przerwą wyleciał Kocsis. Punkt i serię bez porażki uratował nam nikt inny jak Hannigan. 



Czwarty mecz to pewne zwycięstwo 2:0 z niepokonanym dotychczas Stockport! A był to najniższy wymiar kary. Świetna gra w defensywie. 



W końcu pokazał się jakiś napastnik. Konkretnie Rugg.

Wróciłem po meczu do domu. Vika była na naszym meczu. Jak zawsze. Przywitała mnie kolacją i winem :) 

W środę przyszedłem rano na stadion w kapitalnym humorze. Nie tylko w związku z dobrą passą zespołu. Ale jak to w życiu bywa, coś musiało się spierdolić. Na szczęście nie relacje z moją kobietą.

Za szybko wypłynęliśmy w chmury. To moja wina, sam dałem się temu ponieść. Wuefiści z Oxfordu sprowadzili nas na ziemię. Choć my im w tym pomogliśmy. Czerwienią i nieskutecznością.




Ciężko mi było pozbierać zespół do kupy. Forma jak szybko przyszła, tak szybko spierdzieliła. Po drodze odpadliśmy z pucharu z ogórami z niższej ligi. Faken. 




Trochę trwało, zanim znów wygraliśmy. Pracowaliśmy ciężko nad grą w obronie i przyniosło to oczekiwane efekty. Z przodu pokazał się Rugg, z którym wiąże coraz większe nadzieje. 




Umówiłem się z Viką, że jak wrócę do domu to pójdziemy razem do restauracji. Jak się umówiliśmy, tak zrobiliśmy. I tam spotkała nas ciekawa niespodzianka. Miejsce wybraliśmy losowo w Internecie, zabukowałem stolik i ruszyliśmy.

Jak tylko weszliśmy od razu poczułem się obserwowany przez obsługę. Byłem do tego przyzwyczajony, ludzie bardzo często reagują tak na moją partnerkę. Po wyjeździe do Anglii jeszcze przybrało to na rozmiarze. 

Tym razem nie chodziło jednak o nią, a o mnie. Okazało się, że szef tej przytulnej restauracji od kilkunastu lat jest sympatykiem Vauxhall i nie opuszcza domowych spotkań. Podszedł do nas, porozmawiał, oboje z Viką poczuliśmy się wyjątkowo. Na dodatek większość ludzi przybywających w Saffron Restaurant to również kibice VM. 



To był pierwszy raz, kiedy byliśmy razem tak rozpoznawalni. Zdarzało się to wcześniej Wiktorii, bo uczyła śpiewu w najlepszej szkole muzycznej na wybrzeżu. Ale nie nam - razem. Czułem się skrępowany i obserwowany. Nie spodziewałem się takiego zainteresowania prowadząc pole ogórków.

Ale chociaż dostaliśmy wypas kolację. Za friko. 


W poniedziałek odezwał się do nas człowiek z Tranmere. Trzecioligowca, z którym mamy podpisaną umowę partnerską. Mogliśmy wziąć paru młodych chłopaków na wypożyczenia z ich młodzieżówki. Zdecydowałem się na Liama Smitha i Evana Gumbsa. Obaj obrońcy. Przebił się tylko drugi i pozostał z nami do końca sezonu. 



Wygryzł Green`a na prawej obronie. Ale grali oboje, nie chciałem chłopaka zamęczyć.





Utrzymaliśmy dobrą formę, zbierając przy tym ważne punkty w kontekście utrzymania. Naprawdę cholernie cieszy mnie wzrost dyspozycji moich kopaczy. Piłkarzami ich nazwę w przypadku awansu ;) 

A propo awansu. Baraży. Postanowiłem powiedzieć o tym mojej wybrance serca. 

Vika, wiesz..uważam, że stać nas na baraże i awans. - swoją drogą to była jedyna osoba w moim życiu, przy której nie zawsze byłem stanowczy.
Aaa no to faj... czekaj. Przecież wy mieliście się tylko utrzymać! Które macie miejsce?
Teraz 14-ste. Osiem punktów straty do baraży. 
- Mówiłeś o tym komukowiek? - spytała przytulając się do mnie.
- Nie. Tylko Tobie. Nie zamierzam nikomu tego mówić, bo to kompletne wariactwo. Po za tym budowanie presji, oczekiwań. Ale taki mam cel od kilku tygodni. Dla samego siebie. 
Dacie radę! Zobaczysz! Miłosz, kiedy zabierasz mnie do kina?


Zazwyczaj w ten sposób kończyły się rozmowy w domu o mojej pracy. Musiałem komuś powiedzieć i fakt, że kobieta gra ze mną w jednej drużynie nakręca mnie. Mam nadzieję, że nie zawiodę jej i samego siebie.


W międzyczasie otrzymałem raport od pana Robertsa. Joel Gyasi. Fizycznie byłby najlepszym fizycznie zawodnikiem w drużynie. Prawy obrońca lub skrzydłowy. Dwa dni później był nasz. Młody, więc nie oczekuje fajerwerków, ale w debiucie już asystował.




Przyszedł mecz z Histon. Już podczas analizy zrozumiałem, że czeka nas bardzo ciężka przeprawa. Na papierze zespół personalnie nie był wybitnie mocny, ale taktycznie ekipa Page`a grała znakomicie. Byli drużyną. Nawet jeśli któryś z kopaczy popełniał błąd, to drugi go asekurował. 



Miałem rację. Pierwszy raz podczas przygody z VM poczułem, że przegraliśmy z drużyną lepszą. Zagraliśmy dobre spotkanie, na swoim poziomie. Mimo to przegraliśmy 0:2. 

Zagraliście niezłe spotkanie - rzucił do mnie tuż po ostatnim gwizdku Brian Page, trener gospodarzy.
Jesteście moim faworytem do awansu - odpowiedziałem trzy lata ode mnie starszemu szkoleniowcowi. 

Mimo, że Histon było dopiero trzecie, a liderem Stockport. 


Patrząc w terminarz mieliśmy sporo spotkań, bo pojawiły się rozgrywki pucharowe. To nic. Dołożyliśmy sobie dodatkowe mecze, w związku że nie potrafliśmy pokonać regionalnych ogórów, a potem męczyliśmy się z przeciętniakami z piątej ligi i awansowaliśmy po karnych (tak, przecież my jesteśmy potentatami).




Zanim się odwróciłem, był już grudzień. Prezes był zadowolony z poczynań zespołu. Ja też, mimo że tabela nie do końca pokazywała nasz potencjał. Ciągnęły się za nami pierwsze cztery mecze. Dano mi tylko do zrozumienia, że muszę zredukować wydatki na płace. Obiecałem popracować nad tym, ale w myślach wiedziałem, że nie ma mowy, żebym odchudził kadrę. Tyle wytrzymamy, nic się nie stanie jak Opel dorzuci nam ze 100 baniek, żeby nadrobić długi. 

Chłopacy nie zrobili mi najlepszego prezentu świąteczno - noworoczno - urodzinowego. Przegrywaliśmy z drużynami z dołu tabeli. Strasznie mnie to denerwowało. NIE POTRAFIMY GRAĆ ZE SŁABIAKAMI. Potrafimy wygrać drugi raz ze Stockport (kandydat do awansu), a nie wygrywamy ani razu z czerwoną latarnią ligi. Faken. 

W pucharze odpadliśmy z Luton, które jeszcze parę lat temu grało w Championship. Zabrakło chyba trochę cwaniactwa, trochę szczęścia. Na wyjeździe zagraliśmy dobrze, ale zawiedliśmy na Rivacre Park. 
Mają fajny stadion. Chciałbym taki u nas.







Zimą przyszło do nas kolejnych trzech grajków. 

Pierwszy z nich to Scott Allison. Wzmocnienie lewego skrzydła. Zobaczymy co pokaże, gdyż na tej pozycji znowu mamy wakat.



Drugi to James Armson. Miał zapewnić nam szersze możliwości w środku pola. Ponadto to jedyny typowy rozgrywający w naszej ekipie. Może nie będzie miał tony asyst, ale powinien się przydać.



Ostatnim wzmocnieniem w sezonie był Ben Mills. Napastnik. Chłopak miał nie tyle sam strzelać, co stwarzać okazje kolegom. Potrafi grać z pierwszej piłki i głową. I z głową.

 



Cała nasza forma w tamtym czasie była bardzoooo przeciętna. Wizja moich wymarzonych baraży uciekała z każdą kolejką. 




Musiałem podjąć drastyczne kroki. Dwa remisy z kanaliami z Bradford to było zbyt wiele. Zwłaszcza, że w perspektywie wielkimi krokami nadchodził mecz z Histon. Już liderem. 

Zmiana taktyki w trakcie sezonu to zazwyczaj kiepski pomysł. Ale chcąc ugrać coś więcej niż środek tabeli musiałem zaryzykować. Tak naprawdę niewiele miałem do stracenia. Widmo spadku w moim przekonaniu nam nie groziło. 

Na mecz z drużyną Brian`a Page`a ustawiłem nas zupełnie inaczej. Wyszliśmy 4-2-3-1. Ofensywnie, dużo pressingu, utrzymanie przy piłce, ataki skrzydłami. Z poprzednich zaleceń zostały tylko: "piła może przejść..." i "jak masz miejsce to ładuj". 

Naprawdę nie wyglądało to najgorzej. Chłopacy szybko złapali o co mi chodzi. Byliśmy zespołem lepszym. Ale nieskutecznym. W konsekwencji dostaliśmy u siebie dwójkę. :/





Jednakże na dłuższą metę zmiana taktyki, stylu gry to był strzał w "10"! Zaczęliśmy regularnie punktować i efektywnie wspinać się w górę tabeli. W 40. kolejce dopięliśmy swego! Znaleźliśmy się w strefie barażowej. 

COŚ NIESAMOWITEGO!

Wszystko się wyjaśniło w meczu z Workington. Efektowna wygrana 4:1! 



W kolejnym meczu przejechaliśmy się po rywalach 5:2 i przed ostatnią kolejką fazy zasadniczej byłem pewien baraży. Ludzie w klubie byli zachwyceni. Graliśmy kapitalnie i mieliśmy szanse na awans! 

W ostatniej kolejce dałem pograć rezerwom, żeby nie zajechać kluczowych kopaczy przed meczami barażowymi.





CZAS NA BARAŻE!

Z jednej strony byłem bardzo podekscytowany, z drugiej starałem się zachować spokój. Przed pierwszym spotkaniem z Hednesford wiedziałem, że na spotkanie wybiera się cała kadra menedżerska pracująca na miejscu w Oplu. Dotarły również do mnie informacje, że szykuje się rekord frekwnecji na trybunach. 

A prasę, w ogóle, wszystkie regionalne media, to już całkiem posrało przed meczem. Napompowali ogromny balonik. Z jednej strony trudno im się dziwić, z drugiej wcale to nam nie pomagało. 

Nakreśliłem proste (w teorii) zadanie dla chłopaków. Strzelić, nie stracić. Przez całe spotkanie graliśmy bardzo uważnie w obronie pozwalając tylko na jeden celne uderzenie gości. Po pół godzinie na prowadzenie wyprowadził nas Allison! Szał na trybunach, szał na ławce. A ja nawet nie drgnąłem. Wiedziałem, że do awansu daleka droga.

W przerwie przypomniałem chłopakom o co grają. Że nie ma miejsca na bujanie w obłokach, tylko trzeba grać twardo w obronie. Swoje w ataku zrobiliśmy. Nastawiliśmy się na kontry. Do końca jednak nic nie wpadło. 



W rewanżowym meczu chcieliśmy zaskoczyć rywala, wyszliśmy superofensywnie co przyniosło efekt już w pierwszej akcji! Clair wyprowadził nas na prowadzenie, na stadionie cisza. Radość tylko na naszej ławce. Przybiłem piątke z Karlem i krzyknąłem tylko, żeby napierdalali dalej.

Miejscowi rzucili się na nas. Brak koncentracji i już było 1:1. Trzy słowa motywacji dla moich i kazałem grać swoje. Po pięciu minutach znowu wygrywaliśmy. Ach, ta lewa noga Allisona. Czułem, że wszystko idzie dobrze, że będzie dobrze. 

Dupa. Po kwadransie było 2:2. Co to za mecz... Do przerwy kontrolowaliśmy przebieg meczu, ale nie udało się nic strzelić. 

Druga połowa była bardzo wyrównana pod względem sytuacji, ale nie posiadania piłki. W 70. minucie stało się to, czego się obawiałem. Hednesford wyszło na prowadzenie 3:2. Byliśmy kilka razy blisko gola wyrównującego. Cliff rzucił mi, że nie obowiązują bramki zdobyte na wyjeździe. No to dogrywka.

Dodatkowe 30 minut było bardzo nerwowe, ale kopaczom brakowało już sił. Przed nami rzuty karne..

U nas Henry, Armson, Rutter, Dobson i Mills byli bezbłędni. Gospodarzy zawiódł ich kapitan i to nam było dane zagrać w ostatecznym meczu barażowym o awans!!




Ostatni mecz sezonu 2013/14. Zdecydowanie najważniejszy. Gramy o awans. Coś co było nierealne po czwartej kolejce, teraz jest rzeczywistością. Naszym rywalem było Stalybridge. Na dodatek graliśmy na ich stadionie. Kurwa mać.

Zaczęliśmy fatalnie. Miejscowi zaskoczyli nas po aucie na wysokości pola karnego. 0:1 i szał na trybunach.

Oddaliśmy parę strzałów w pierwszej połowie, ale chyba nas stres zrżerał. Nie graliśmy swojej piłki. W przerwie próbowałem wprowadzić trochę luzu w szatni, zmotywować, pokazać że wierzę w chłopaków. To była pierwsza taka rozmowa z tym zespołem przed zmianą stron.

Po przerwie mieliśmy kapitalną sytuację, ale Rugg nie trafił będąc sam na sam z bramkarzem rywali. Minuty upływały, a my nie potrafiliśmy znaleźć sposobu na zdobycie gola. Fani gospodarzy już świętowali awans do Conference Premier. Było pięć minut do końca. 

Dostaliśmy rzut wolny z przed pola karnego. Do piłki spontanicznie podszedł Dobson, łamiąc moje zalecenia co do tego, kto ma strzelać. Wkurzył mnie. Miałem ochotę rozjebać ławkę rezerwowych. Ale stałem jak wryty i patrzyłem na piłkę. Jakbym chciał ją zaczarować.

Jack uderzył...i GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOL!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Wróciliśmy do gry!!!!!!!

Zbiłem piątkę z Cliffem. To była jedyna moja rekacja.
Ławka szaleje, stadion zamarł.
A ja myślałem co zrobić, żeby poprawić naszą grę. W regulaminowym czasie nie udało się stworzyć już żadnej okazji. Znów dogrywka. Jakbym był dwa razy starszy, to już bym pierdzielnął na zawał.

Pierwsza połowa dogrywki to walka w środku pola. Brakowało już sił, a każdy chciał wygrać. Już wypisywałem kartkę dla sędziego z nazwiskami strzelców rzutów karnych. 

Ktoś z ławki krzyknął, że mamy rożnego. Odwróciłem się i zobaczyłem Hannigana, który strzałem głową zdobywa gola. Pojawił się uśmiech na mojej twarzy. Nie eksplozja radości, ale uśmiech. Już wiedziałem, że mamy awans.

Futbol szybko mnie skarcił. Minutę później wyrównał Smith i teraz to te półtora tysiąca ludzi na stadionie cieszyło się, jakby każdy z nich wygrał milion funtów. Kartka z nazwiskami jednak się przydała.

Zaczęło się. My zaczęliśmy, wszyscy trafiali. U nich i u nas. OSIEMNAŚCIE WYKORZYSTANYCH JEDENASTEK. Stałem na środku obok swoich piłkarzy. Tak, obok piłkarzy. Zasłużyli na to. Bez względu na to, jak się zakończy seria rzutów karnych. Stałem obok, nie z nimi. Z rękoma w kieszeni. Zapatrzony w stronę bramki. Bez reakcji na każde uderzenie. 

Z naszej drużyny podchodzi Taylor.... trafił. 

Podchodzi ich zawodnik do strzału. Chyba rezerwowy. Ma czystą koszulkę. Strzela...OBRONIŁ!!!!!! GLYN OBRONIŁ!!!!!!!!!!! 

Wyskoczyłem razem z piłkarzami do naszego golkipera. Mamy awans. Coś nieprawdopodobnego.









 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.