Witam, czytając i komentując kolejne manifesty postanowiłem sprawić sobie własny.
Był rok 2014, polska piłka powoli zaczynała nabierać tempa. Ja po ciężkim sezonie w Lechu przygotowywałem moją reprezentację do walki na Mistrzostwach Świata. Myślę sobie, a jakoś się uda lecz gdy spojrzałem na oczekiwania kibiców i zarządu postanowiłem poważnie podejść do sprawy.Grupa dość prosta ale znając polaków nawet grupa z Armenią czy Islandią może okazać się dla nich grupą śmierci.
W tym przypadku trafiłem na walecznych Rumunów, silnych fizycznie Malijczyków i Kolumbijczyków z którymi grałem pierwszy mecz. Ktoś by pomyślał byle nie "Wpuszczak", ale to nawet przez myśl mi nie przeszło. Kuszczak wtedy bronił wszystko, miał świetny sezon w Valencii zdobywając z nią Puchar LM.
Mecz jednak nie poszedł tak gładko. Mimo dużego zapału remisujemy zaledwie 1:1. Niby dobrze ale to krzyżowało moje plany dotyczące odpoczynku najważniejszych graczy w ostatnim meczu. Drugi mecz gładko wygrany z Rumunami 2:0. Trzeci mimo ryzyka i zdjęcia z pierwszej jedenastki kilku czołowych zawodników jeszcze prościej wygrany. 3:0 z Mali to według mnie pogrom.
Zwycięstwo w grupie i łatwiejszy rywal w drugiej rundzie to coś co mnie cieszyło. Trafiamy na Bułgarów, którzy nie mieli szans z moją wypoczętą i zrelaksowaną jedenastką. Gładko poszło 2:0 dla lepszych. Kolejny przeciwnik już z wyższej półki. Szwecja i dramat w rzutach karnych. Kuszczak graczem meczu a Polska po 8 seriach w półfinale. Walka o medal już zapewniona.
Gdy dowiedziałem się kto będzie przeciwnikiem w grze półfinałowej opadłem z sił tak jak zrobili to moi zawodnicy po 120min ze Szwedami. Francja ze znakomitymi gwiazdorami. Nasri, Benzema i młodziutki bramkarz grający w Barcelonie z którym miałem styczność w czasie gry w LM. Wynik 0:1. Rozczarowani wszyscy, począwszy od kibiców, sztab, a kończąc na samych zawodników. Ja w prawdzie zawiedziony ale nie tracący nadziei. Jedynym moim zmartwieniem był "staruszek" Ebi, który nie wytrzymywał tempa rozgrywanych spotkań. Brazylia, to to co mnie czekało w walce o medal. Łudząc się że moi zawodnicy powtórzą sukces z roku 1974 pełni optymizmu szykowaliśmy się do bitwy na stadionie Bernabeu w Madrycie. Po zaciekłej grze i walce do ostatniego gwizdka przegrywamy jednak 0:1 po głupim błędzie obrońcy.
Trudno wracamy do domu z niczym. Mówią że 4 miejsce to najgorsze dla sportowca i rzeczywiście tak było. Ubolewając nad porażką działacze reprezentacji postanowili poprawić mi humor. Rzekli bowiem że są zachwyceni z postawy drużyny na turnieju i oczekują dalszej tak wspaniałej gry. Kończąc opowieść Polska skoczyła na 10 miejsce w rankingu a ja zostałem z reprezentacją na kolejne lata.