Przygodę z serią CM/FM zaczynałem od wersji CM 98/99, wówczas byłem jeszcze młodym szczawiem i nie wszystko rozumiałem, także w świecie futbolu i taktyki. Jednak coś mnie w tej grze pociągało, można by rzec, zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Po szkole zasiadałem do komputera i patrzyłem się w cyferki. Rodzice nie rozumieli dlaczego w ‘to’ gram, ale jak sięgam pamięcią, byli zadowoleni. Szczególnie ojciec (faceci jednak znają się na rzeczy), chwalił mnie, że gram w ambitną, jak on to nazywał ‘strategiczną’ grę, a nie jakieś beznadziejne strzelanki. Ojciec rozumiał, że CM to coś więcej niż zwykła gra. Moja fascynacja CMem zatem rozwijała się za przyzwoleniem rodziców.
Bratnią duszę znalazłem w postaci kolegi ze szkolnej ławy w gimnazjum, a potem liceum. Wspólnie na lekcjach pisaliśmy na końcach zeszytów jakimi gramy taktykami, wypisywaliśmy zawodników, stadiony z naszych lig. Czasem sami byliśmy w szoku, ile człowiek pamięta. Jak przyszło co do czego nauczyć się wiersza na pamięć na j. polski, to nie dało rady, po prostu nie wchodziło. A tymczasem, potrafiliśmy wypisać 40-50 nazw stadionów z pamięci i setki zawodników z różnych drużyn, nawet niższych lig, w których graliśmy. To było za czasów CM 01/02.
Kolejną wersją w jaką grałem był CM4. I był to moment przełomowy, pierwszy raz zetknąłem się z ‘kulkami’ – czyli trybem 2d. Przypadł mi do gustu, chociaż komentarz słowny na dole strony pozostał niezastąpiony. Szczególnie migający tekst po zdobyciu bramki. CM4 był niestety zbyt łatwy, wystarczyło mieć zawodników z wysokim atrybutem ‘skoczności’ i było pozamiatane. Dlatego z niecierpliwością czekałem na kolejnego managera, którym był już pierwszy w mojej kolekcji FM 2005, potem FM 2008, 2010 i 2012.
Pewne rzeczy zmieniają się z wiekiem, starzejemy się, zmieniamy szkoły, potem studia, zmienia się sytuacja życiowa itp. Panta rhei, jak by powiedział Heraklit. Jednak w tej całej rzece zmian, które dokonują się w naszym życiu każdego dnia, pozostają pewne wartości trwałe – zabrzmiało nieco patetycznie, ale spokojnie już schodzimy na ziemię. Pasja piłki nożnej, w którą wpisuje się seria CM/FM jest jedną z takich rzeczy w moim życiu, która mimo upływu lat nie zmieniła się. W CMa/FMa grałem, gram i pewnie będę grał. Niestety dziś jest na to znacznie mniej czasu, dlatego nie kupuję gry co roku. W praktyce wygląda to tak, że wgryzam się w FMa kilka miesięcy i gdy zaczynam na dobre jakąś rozgrywkę to okazuje się, że już jest zapowiedziany nowy FM. Dla mnie to za szybko, nie kupię nowego dopóki nie nasycę się starym. FM 2014 jest akurat tym szczęśliwcem, na którego czekałem, gdyż z 12tki wycisnąłem już naprawdę wiele.
Wracając do tytułowych kulek… Od początku mojej gry ludzie, którzy patrzyli w monitor gdy akurat grałem bardzo się dziwili. Widok zdziwionych twarzy rodziców, brata, koleżanek, a potem dziewczyny, narzeczonej i żony – bezcenne. Warto nadmienić w tym miejscu, że nigdy nie grałem w FMa w trybie 3d. Nie interesuje mnie to, gdybym chciał grać w piłkę w trybie 3d, kupiłbym Fife. Jak dla mnie w FMie mogłoby go wcale nie być. Kulki są niezastąpione, poza tym moim zdaniem w trybie ‘kulkowym’ lepiej widać taktykę, zachowania zawodników na boisku, realizację zadań taktycznych. Jednak to moje subiektywne odczucia.
Wspomniałem o żonie… Dobra dziewczyna naprawdę, już drugi rok jesteśmy razem w małżeństwie. Jednak ma pewną zasadniczą wadę, zresztą jak większość kobiet (zapewne) – nie rozumie czym dla faceta jest piłka, nie rozumie zasad gry, nie mówiąc o FMie. Jednak moja żona jest w tym swoim nierozumieniu świata piłki urocza. Początkowo gdy zaczęliśmy się spotykać nie wiedziała, że gram ‘nałogowo’ w FMa, że to moja pasja i w ten sposób lubię spędzać wolny czas, a nawet noc – gdy za dnia czasu brak. Gdy jednak spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu, zobaczyła, że coś jest na rzeczy. Pytała się co to za tabelki, cyferki itp. Kiedyś przysiadła się jak grałem akurat mecz – oczywiście w trybie 2d. I wtedy się zaczęło… (wówczas była jeszcze moją narzeczoną)
Ona: A co to są za kulki?
Ja: To nie kulki, to piłkarze.
Ona: Przecież to kulki, dlaczego one tak się przesuwają?
Ja: To mecz jest, poczekaj jak się skończy to Ci wytłumaczę.
Ona: Nie wiedziałam, że bawisz się w kulki w takim wieku….
Ja: To nie są zwykłe kulki! Poza tym ja się nie bawię… bawić to się klockami można
Ona: Klockami to zabawa, a kulkami nie? Może byś ze mną porozmawiał, a nie się lampisz w te kulki. Małe dziecko jesteś?
To mnie zabolało. Wpędziła mnie w pewien kompleks. Zacząłem się zastanawiać, czy w moim wieku faktycznie przystoi grać w gry komputerowe? Jednak odpowiedź przyszła szybko – tak przystoi. To w końcu moja pasja, poza tym to nie jest zwykła gra, to FM. Poza tym ja naprawdę uważam, że FM rozwija, ta gra uczy planowania, zarządzania, analizy – powiedzcie sami, nie mam racji?
Od tamtej rozmowy, FM stał się obecny w naszym związku. Tzn. ja przestałem się kryć z graniem, a FM przestał być anonimowy. Dziewczyna starała się zrozumieć (bez skutku), czym jest FM i piłka nożna. Przyjęła tylko do wiadomości, że piłka pod różnymi postaciami to moja pasja i koniec. Naturalnie oczekiwała, że nie będzie to nie ważniejsze od niej. Tzn. nie ma nic przeciwko moim zainteresowaniom, ale pod warunkiem, że ona będzie na pierwszym miejscu i nie będę ‘grał w kulki’ kosztem spędzania czasu z nią. Wszystko sobie wyjaśniliśmy i jest ok po dziś dzień.
Powyżej przytoczona rozmowa była początkiem pewnego procesu, który cały czas postępuje, a który to ja zwykłem nazywać uroczym szyderstwem mojej żony. Uroczym – bo mojej żony. Szyderstwem, bo jawnie sobie szydzi ze mnie i FMa. Początkowo mnie to denerwowało, czasem zawstydzało, a teraz bawi. Wygląda to mniej więcej tak:
Siedzę w komputerem na kolanach naprzeciwko niej (tak by nie widziała co robię – po co się afiszować). Ona tymczasem już wie, że gdy ja przez ponad godzinę siedzę, nie zmieniam pozycji, nie jem, nie piję i się odzywam „to coś się dzieje”, jak to ks.Natanek mawia. Ona doskonale wie co się dzieje i wówczas pada pytanie:
Ona: No co tam robisz (szyderczy uśmiech rysuje się na jej ustach)
Ja: Czytam
Ona (wstaje i podchodzi do mnie): O kulki jeżdżą po ekranie
Ja: Nie masz co robić?
Ona: Nie, będę z Tobą „grać w kulki”
Ja: Zmyłaś gary?
Ona: Wiem, że lubisz „grać w kulki”. Dlaczego ta kulka w zielonym kolorze, jest tutaj na końcu i nie biega jak inne?
Tak często wygląda droczenie się ze mną. Denerwuje mnie jak gram, a żona siedzi obok – też tak macie? Nie wiem z czego to wynika, czy z tego, że ja wiem, że ona nie wie o co w tym chodzi? Po prostu nie czuje się swobodnie. Są jednak sytuacje kiedy i ja uśmiecham się pod nosem, gdy żona nie wie o co chodzi. Kiedy pyta się mnie:
Ona: O czym myślisz? (Kto ma kobietę, wie że czasem takie pytania padają 10 razy na godzinę – tak na marginesie, nigdy nie mówcie, że o niczym, jeśli już to powiedzcie, że o ważnych sprawach, albo o przyszłości – kobietę to intryguje i macie + dla to, że troszczycie się o was i przyszłość)
Ja: Mam ważne sprawy, muszę to dokładnie przemyśleć
Ona: Ale co takiego?
Ja: Nie chcę Cię tym obarczać, ja się wszystkim zajmę.
Tymczasem zdarza się nie raz i nie dwa, że wówczas myślę: czy zagrać jednak z ryglem czy z defensywnym pomocnikiem z rolą obrony, albo czy w ataku postawić na Stępińskiego czy Pawłowskiego, albo gdy jestem na początku rozgrywki - 4-4-2 czy jednak 4-5-1. Czyż jednak nie są to wielce istotne sprawy, które winny zajmować moją głowę w wolnych chwilach? Oczywiście, że są zajmowały i będą zajmować. Życie jednak jest jakie jest, niedługo zapewne będziemy mieć dzieci, także czasu dla FMa będzie coraz mniej, ale nie znaczy na pewno, że nie będzie go wcale. Zawsze się trochę znalazło, także na pewno znajdzie się i w przyszłości. Trzeba jednak mieć też na uwadze pewną hierarchię wartości, FM nigdy nie przysłonił mi w życiu innych ważnych rzeczy, obowiązków – dlatego uważam, że nie jestem FMoholikiem, w negatywnym tego słowa znaczeniu. Trzeba się jednak mieć na baczności… :)
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ