Sky Bet League One
Ten manifest użytkownika Blackmore przeczytało już 1700 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
W swojej walce o życie sięgnąłem dna. Dosłownie. Nagle na krawędzi resztek świadomości poczułem, że uderzyłem głową o coś twardego. Znalazłem się na samym dnie rzeczki. Paradoksalnie mogła to być moja szansa. Gdyby tylko udało mi się odpowiednio odbić...
***
Na krótki urlop w 2009 roku udałem się do Kirgistanu. Według moich danych tylko tam mogłem zdobyć licencję, która urawniałaby mnie do prowadzenia zespołu. Oczywiście problem polegał na tym, by zdobyć ten papierek jak najszybciej. Po dziesięciu dniach i licznych pieniężnych "prezentach" wręczonych kirgiskim urzędnikom trzymałem w ręku dowód na to, że mogę prowadzić zespół z dowolnej ligi na świecie, pomijając najwyższe klasy rozgrywkowe (do tego potrzebna była licencja UEFA Pro, ale tym ne musiałem się martwić... na razie).
W ten sposób 22 czerwca byłem z powrotem w Anglii a następnego dnia mogłem stawić się w klubie, by rozpocząć moją przygodę menadżerską. Na samym wstępie udałem siię do prezesa. Rozmowa dotyczyła przedsezonowych oczekiwań i mozliwości finansowych klubu. Oczekiwania nie były zbyt wygórowane, prezesowi wystarczyło trzymanie się z dala od strefy spadkowej. Ja jednak wierzyłem, że zespół stać na trochę więcej i że zakończymy sezon w środku tabeli. Prezes kręcił trochę nosem, ale w końcu przyznał mi 10 000 euro na wzmocnienia i 110 000 w ramach budżetu transferowego (co oznaczało, że mogę wykorzystać jeszcze prawie 30 000). Finanse były niedawno wzmocnione zastrzykiem gotówki z prywatnej kieszeni mojego wujka, tak więc na razie nie musiałem się zbytnio martwić w tej kwestii. Potem prezes przedstawił mi piłkarzy, których podczas mojej nieobecności klub ściągnął w ramach wypożyczenia, a na koniec poprosiłem jeszcze o znalezienie klubu patronackiego - możliwość wypożyczania młodych, utalentowanych zawodników z klubów z górnej półki była dla mnie kluczowa. John Fry odparł, że przedstawi tę propozycję na zbliżającym się spotkaniu zarządu, a ja mogłem tylko mieć nadzieję, że zostanie pozytywnie rozpatrzona.
Z pokoju prezesa udałem się do szatni, gdzie czekali już na mnie dobrze znani współpracownicy. Nathan Jones pełnił obowiązki asystenta menadżera od poprzedniego sezonu, w którym to wielokrotnie kłóciliśmy się o skład. Nathan to człowiek konfliktowy, ale jest też niezłym bramkarzem, tak więc chciałem go zatrzymać. Miałem nadzieję, że różnice między nami wpłyną konstruktywnie na drużynę. Jak zwykle wszystkowiedzący Nathan wyjaśnił mi, że w drużynie praktycznie wszystkie elementy, od siły, przez technikę i błyskotliwość, na szybkości skończywszy, są do bani i nie mamy czego z tym skłądem szukać w lidze. Oprócz tego przedstawił mi piłkarzy, którzy "może się jednak do czegoś nadadzą", dobrych do wykonywania określonych ról na boisku. Obiecałem, że wezmę sobie jego uwagi do serca, a on wyszedł ze spotkania z nieprzyjemną miną, rzucając na odchodznym, że powinniśmy jużdawno rozbudować obiekty młodzieżowe. Dobre sobie, z takimi finansami...
-Nie przejmuj się nim - pocieszył mnie trener Darren Way. - Ten typ tak ma. W rzeczywistości nie jest aż tak źle.
Darren w zeszłym sezonie był jeszcze piłkarzem. W tym dał już sobie z tym spokój, nadal jednak pełniąc w klubie ważną rolę. Jego zdanie o przydatności poszczególnych zawodników do ról na boisku było zupełnie inne niż Nathana. Ci dwaj nigdy specjalnie za sobą nie przepadali (ciężko było zresztą przepadać za Nathanem), ale przynajmniej w pierwszym sezonie musieli nawiązać jakiś kontakt ze sobą, jeśli coś miało z tego wyjść.
- Mam tu listę kilku piłkarzy, którzy mogą nas wzmocnić - rzucił jeszcze na koniec. - Mogę ci ich dokładnie sprawdzić, skoro nie mamy scoutów z prawdziwego zdarzenia.
Skinąłem głową. Słowa Darrena podsunęły mi pewien pomysł. Zanim jednak zdążyłem się nad nim poważniej zastanowić moją drogę przeciął Mo Hopkins, trener juniorów, którego zawsze uważałem za najbardziej rozsądnego człowieka w klubie. Tym razem jednak nie miał zbyt wesołej miny. Wytłumaczył mi, że przy wystarczająco intensywnym treningu nasi juniorzy będą mogli kiedyś osiągnąć bardzo słaby poziom umiejętności i żebym nie robił sobie wielkich nadziei.
Kolejnym punktem dnia było pierwsze spotkanie z zawodnikami i inauguracyjny trening. Zanim to jednak nastąpiło wyciągnąłem słuchawkę telefonu i wybrałem doskonale znany mi numer.
-Malcolm? - spytałem po chwili. - Wygląda na to, że mam dla ciebie robotę.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zasada ograniczonego zaufania |
---|
Jeżeli nie jesteś przekonany co do umiejętności swojego asystenta, nie pozostawiaj mu przedłużania kontraktów. Może sprawić, że zwiążesz się z niechcianym zawodnikiem na dłużej lub możesz przeoczyć koniec kontraktu kluczowego gracza. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ