Categoría Primera B
Ten manifest użytkownika Luta przeczytało już 1042 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Debiut ligowy zakończył się sukcesem, 3 punkty pozostały w Barranquilli. Dotychczasowi liderzy z Itagui musieli wracać do domów „na tarczy”, zaś ja spokojnie mogłem rozpocząć przygotowania do kolejnego spotkania, które miało rozegrać się na stadionie Alvaro Gomez Hurtado w Floridablance, a moim przeciwnikiem miał być CD Real Santander zajmujący dotychczas 16 miejsce w osiemnastozespołowej lidze.
04.07.2010r.
Około 7 rano obudził mnie niezwykle wkurwiający dźwięk budzika, zwłaszcza wkurwiający wtedy, gdy w ustach susza, a kac nie daje o sobie zapomnieć. Zacząłem powoli zdrapywać się z mego łoża i po chwili wylądowałem na czterech łapach na wykładzinie. Po około godzinie męki udało mi się umyć i ubrać, a że z lodówki wiało pustką, mój głód nie mógł zostać ukojony.
Jako, że trening zaplanowany był na godzinę 10:30 ok. godziny 9 zacząłem powoli wydobywać się ze swojej rudery. Zasunąłem liść palmowy, będący marną imitacją drzwi, zszedłem powoli drabinką i oto znalazłem się w ogródku mojego „ukochanego” prezesa. Widząc jego rodzinę pałaszującą parówki jedynie oblizałem się ze smakiem i pomachałem rodzinie mojego bossa, która nie wiadomo dlaczego miała mnie głęboko w dupie.
Nieco zbity z tropu ruszyłem poprzez furtkę i po chwili znalazłem się na ulicy.
- Kurwa, kto tak napierdala tą wiertarką udarową z samego rana!? – krzyknąłem nieco podirytowany rosnącym hałasem, przez który moja głowa pękała.
- Wiertarka udarowa? To mucha jest przecież – odpowiedział nieco zaskoczony przechodzień.
Patrząc na me katusze podarował mi butelkę 0,3 l. wody mineralnej i po chwili wytchnienia mogłem znów ruszyć przed siebie, choć kac wciąż walczył i nie dawał o sobie zapomnieć ani na moment.
Pragnąc nieco zaspokoić swój głód ruszyłem na pobliski rynek, takie mały kolumbijski hipermarket, tylko, że pod gołym niebem i jakość towarów była niebywale wątpliwej jakości, ale cóż innego mi pozostało za 1200 euro miesięcznie!?
Podszedłem do sprzedającego banany czarnoskórego rastamana.
- Po ile te banany milordzie? – spytałem czarnoskórego.
- 2 eura za kilo banana – odpowiedział radośnie sprzedawca.
- 2 euro!? Czy Ciebie aby nie popierdoliło!? – zapytałem zainteresowany stanem zdrowia psychicznego rastamana.
- Iziiii Meeen – przeciągnął nieco młody murzyn ciągnąc blanta, - będzie 1 eura i banana będą pana – odpowiedział z zaciszem na ryju.
- No kurwa! – krzyknąłem szczęśliwy. Po otrzymaniu towaru rzuciłem czarnoskóremu monetę. Miałem nadzieje, że przynajmniej sobie poszuka w kiściach bananów złotej monety, gdy nagle rastaman przyjął zapłatę lewą nogą i ku uciesze obecnych klientów zaczął nią żonglować
- Grałeś kiedyś w piłkę!? – spytałem zdziwiony.
- yyyyy….., że co? – odparł
- Piłka, takie małe, okrągłe, kopie się w to? – próbowałem go nieco naprowadzić.
- Aaaaaaa, piłka. Kiedyś w Afryka graliśmy w piłka, ja mistrz Burundi.
- Kurwa nie wiem co to, ale Cię biorę. Pakuj banany i idziesz ze mną do klubu. – powiedziałem do zdziwionego murzyna i ruszyłem w stronę siedziby klubu.
Jako, że zawodnik nie stawiał wygórowany żądań co do pensji toteż szybko doszliśmy do porozumienia i w godzinach nocnych klub podał o tym informację opinii publicznej:
Nowy nabytek!!!!
20-letni Kolumbijczyk Jonathan Torres podpisał z klubem 2-letni kontrakt. Były zawodnik Atletico La Sabana gra jako stoper i liczymy, że w naszym klubie osiągnie sukces. Przez szacunek dla naszego klubu nie podamy, czym trudnił się przez ostatnie 2 lata.
Wcześniej, o 10:30 ruszyłem na boisko treningowe i o dziwo nikogo nie zastałem.
- Co jest kurwa!? – wpadłem do gabinetu sekretarki….yyyy..sekretarza? sekretarki? Coś pomiędzy tym.– Gdzie są wszyscy? – spytałem nieco załamany faktem, że zawodnicy mnie olali.
- Jak to gdzie? – odpowiedział/a sekretarz/sekretarka – przecież dał im pan dzisiaj wolne.
- O ty kurwa, faktycznie – złapałem się za głowę i wróciłem załamany straconym porankiem do domku, który znajdował się na drzewie w ogródku mojego prezesa, które było moim, podobno tymczasowym mieszkaniem.
Kładąc się spać otrzymałem telefon od nieznajomego numeru. Po odebraniu okazało się, że dzwoni do mnie mój nowy nabytek. Próbowałem ciągnąć rozmowę, udając, że nie jestem zdziwiony posiadaniem przez niego telefonu komórkowego.
- Panie trenera, bo ja mam takiego kolega i on umie kopać piłka i on dobry piłkarz jest. Weźmie pan?
- Jutro kurwa! – krzyknąłem do słuchawki, bo dość późno już było i położyłem się spać.
05.07.2011r.
Stawiając się w klubie zauważyłem, że na miejscu znajduje się już owy dobry piłkarz. Mimo tego, iż jego osiągnięcia wybitne nie były, a 0 bramek zdobytych w wszystkich spotkaniach ligowych nie przekonywały do zakupu, postanowiłem go zatrudnić. Po raz kolejny więc, strona oficjalna mogła ogłosić wielkie, tansferowe BUM:
Kolejny zawodnik w Barranquilli.
Henry Galeano, 23-letni kolumbijski napastnik podpisał umowę wiążącą go z naszym klubem. Ten mierzący 184 cm. „snajper” związał się z naszym klubem 2,5 –letnim kontraktem.
Transakcja okazała się wiązana i przez idiotyzm moich prawników sprytny menadżer wkręcił do mojego zespołu kolejnego zawodnika, aczkolwiek podobno jego umiejętności powinny wzmocnić skład. Cóż innego wyjścia nie miałem, nie chcąc płacić kary podpisałem kolejnego zawodnika mając nadzieje, że nie stanie się moja kulą u nogi.
Transferowa karuzela trwa. To już czwarte wzmocnienie w tym okienku.
Victor Andres Cordoba, 22-letni defensywny pomocnik, mogący również grać jako stoper i środkowy pomocnik związał się z klubem 2,5 – letnią umową. Miejmy nadzieje, że wraz z trójką pozostałych nabytków nie zawiodą, gdy gra toczyć się będzie o najwyższe cele.
10.07.2011r.
Jako, że kadrę uważałem za w miarę skompletowaną postanowiłem nieco rozejrzeć się za wzmocnieniami sztabu szkoleniowego, który delikatnie mówiąc był w opłakanym stanie.
Skautem został Elkin Arias, 35-letni Kolumbijczyk posiadający szeroką wiedzę na temat swojej ojczyzny.
Kolejnym człowiekiem odpowiedzialnym za wyszukiwania młodych, kolumbijskich i nie tylko rodzimych perełek został Javier Mercado, 38-letni mieszkaniec Kolumbii.
12.07.2011r.
Mając na uwadze to, że już 17 lipca mieliśmy rozegrać spotkanie wyjazdowe, wyruszyliśmy w podróż. Po kilkugodzinnej przejażdżce autobusem dojechaliśmy do Floridablanci.
Zawodnicy zostali rozesłani do swoich pokojów, a ja spokojnie zacząłem opróżniać hotelowy bar. Po chwili przybiegł do mnie Oswaldo Miranda, mój 47-letni fizjoterapeuta:
- Ej, słuchaj stary Consuegra nie zagra przez dwa tygodnie.
- Co mu?
- Nadgarstek nadwyrężył – odpowiedział z lekkim uśmiechem Miranda. Nie rozumiejąc skąd to rozpromienienie na twarzy członka mojego sztabu postanowiłem przywołać zawodnika do siebie.
- Coś Ty kurwa robił!? – wykrzyczałem w stronę zawodnika.
- yyyy…. Ten nooooo…. film oglądałem – odparł.
- Jak można oglądać film i nadwyrężyć nadga… - nie dokończyłem. Widząc zawstydzonego piłkarza krzyknąłem głośno: - No prze chuj, gościu Ty kurwa masz 25 lat i ciągle oglądasz takie kino i do tego…. zejdź mi z oczu nikczemniku – dodałem tylko i duszkiem wypiłem trzy setki stojące na barze.
Na dodatek okazało się, że z powodu przepukliny przez 6 tygodni na boisko nie wybiegnie Santago Pla.
- Milordzie, jam tylko salto nakurwiał – powtarzał jedynie, niczym mantrę.
17.07.2011r.
W końcu nadszedł dzień drugiej ligowej potyczki. Po spotkaniu z liderem przyszła kolej na totalnego outsidera, lecz w tym przypadku mecz miał zostać rozegrany na wyjeździe, co na pewno nie będzie sprzyjać mojej ekipie.
GRAD BRAMEK NA ALVAREZ GOMEZ HURTADO!!
Obie drużyny wyszły na boisko w następujących zestawieniach:
Jak widać, w tym spotkaniu pozwoliłem zagrać czwórce debiutantów, a mianowicie zagrali: Torres, Galeano, Arriaga oraz Cordoba.
Przed spotkanie wszedłem do szatni.
- Dobra panowie nie będzie zbędnego pierdolenia. Wjeżdżamy, rozpierdalamy typów i do domu! – krzyknąłem ku uciesze zawodników, zaskoczonych nieco przemową, aczkolwiek na pewno teraz nieco pewniejszych postawionego przed nimi celu.
Stan murawy na jakiej przyszło nam się mierzyć z Realem Santander na pewno nie był sprzymierzeńcem drużyn w stworzeniu jako takiego widowiska, bowiem prezentowała się fatalnie, nawet patrząc przez pryzmatem tego, iż to była jedynie druga liga kolumbijska.
Na mogącym pomieścić 5000 tys. Osób stadionie zasiadło 885 widzów, by śledzić to spotkanie na żywo. Dało się więc zauważyć, że z frekwencją na kolumbijskich stadionach było krucho, co nieco mnie smuciło, wszak piłka nożna z założenia przeznaczona jest właśnie dla kibiców.
Na pierwszą wartą odnotowania sytuację czekaliśmy aż do 12 minuty, kiedy to Velandia uderzał obok bramki Nińo, który otrzymał szansę na wygryzienie Chungi z pierwszego składu. W 25 minucie bliski bramki był Barraza, lecz po jego uderzeniu głową piłka minęła lewy słupek bramki gospodarzy. W 31 minucie niedaleko narożnika pola karnego gospodarzy faulowany był Galeano. Do rzutu wolnego podszedł Caballero i dośrodkował piłkę na długi słupek, gdzie akcje zamykał Barraza. Tym razem obrońca wypożyczony z Junior nie pomylił się i wpakował piłkę tuż przy słupku. Gospodarze przegrywają 0-1! W 35 minucie odpowiedzieli gospodarze, jednak po świetnym rajdzie Pulgarina, Romańa uderzył głową obok bramki Nińo. W 39 minucie po ostrym wejściu Pulgarina boisko opuścić musiał Caballero. Pomeczowe badania wykazały, że mój lewoskrzydłowy będzie musiał pauzować przez 6 tyg z powodu nadwyrężenia kostki. W jego miejsce na boisku pojawił się Figueroa. W drugiej minucie doliczonego czasu gry gospodarze wykonywali rzut rożny, jednak po dośrodkowaniu Pulgarina Sierra na raty zdołał wybić piłkę. Do piłki zdołał dojść Arriaga i mimo faulu Luny udało mu się przedrzeć się przez zasieki obronne i dośrodkować w pole karne, gdzie akcje zamknął Galeano nie dając szans na skuteczną interwencję Sequerze, 0-2!!! Chwilę później sędzia zakończył pierwszą część gry.
- Nie jest źle panowie, ciśniemy dalej, nie dajemy im zdobyć kontaktowej bramki i w miarę możliwości nakurwiajmy kontry. – poradziłem drużynie na drugą połowę.
W 51 minucie Arriaga ruszył z kontratakiem. Piłkę co prawda wybił mu spod nóg obrońca, ale futbolówka trafiła do Figueroi. Dziewiętnastolatek oddał piłkę Galeano, który uderzył z ostrego kąta, co prawda piłkę sparował Sequera, lecz przy dobitce Figueroi był bez szans, 0-3!!! W tym momencie wydawało się, że gościom już nic nie będzie w stanie wydrzeć zwycięstwa, lecz mecz dopiero się rozkręcał. Od razu po wznowieniu gry gospodarze rzucili się do ataku. Po podaniu Velandii Romańa wpadł w pole karne i został sfaulowany przez Jonathana Torresa. JEDENASTKA!!! Do rzutu karnego podszedł Pulgarin. Nińo został w środku bramki, zaś prawy obrońca gospodarzy trafił w prawe okienko, 1-3!!! W 61 minucie prezent od obrońcy dostał Galeano, jednak w sytuacji sam na sam chybił znacznie. Po chwili opuścił boisko, a w jego miejsce pojawił się Martinez. Pech chciał, że minutę po dokonaniu ostatnie zmiany w drużynie gości, Garcia doznał kontuzji. Brutalne wejście Luny zakończyło się złamaniem nogi, lecz…. pomocnik gospodarzy pozostał bezkarny, za to goście musieli kończyć w 10. Po 14 minutach gry w przewadze gospodarze dopięli swego i strzelili bramkę kontaktową. Herrera dostał piłkę na prawy skrzydle i dośrodkował na krótki słupek, skąd Silva bez problemów wpakował piłkę do bramki Nińo, 2-3!!! W 83 minucie w Mikołaja zabawił się Nieves, który przejął piłkę na lewej obronie i posłał bezsensowne podanie na drugą stronę własnego pola karnego, gdzie stał niepilnowany Lizarazo. Lewy obrońca skrzętnie skorzystał z prezentu i strzałem z powietrza nie dał szans mojemu bramkarzowi, 3-3!!! W doliczonym czasie Lizarazo próbował wymusić jedenastkę, jednak nie dość, że dostał żółty kartonik, to na dodatek skręcił kostkę. Sędzia po chwili zakończył spektakl, w którym padło aż 6 bramek.
- Jesteście skończonymi debilami, bandą kretynów, jak wy w ogóle możecie nazywać się profesjonalnymi piłkarzami!? – zacząłem wykrzykiwać w szatni.
Moją złość przerwał obrazek Torresa i Barrazy, którzy śmiejąc się do rozpuku nieśli na swych barkach Figueroe. Okazało się, że schodząc do szatni potknął się na schodach i nabawił się urazu pięty.
- Nie no, ja już kurwa nie mam pytań! – krzyknąłem i wyszedłem z hukiem z szatni.
Nie dość, że zremisowaliśmy mecz to w dodatku straciliśmy trzech ważnych zawodników pierwszego zespołu.
Tabela po dziewiętnastu spotkaniach.
Po nocy rozmyślań w hotelu w Floridablance, rankiem udałem się do kiosku, by zobaczyć jak nasz mecz ocenił dziennik „Po gwizdku Barranquilla”. Okładka przerosła moje najśmielsze oczekiwania i wtedy zrozumiałem, że po powrocie do klubu będę miał ciężką rozmowę z prezesem.
Okładka prezentowała się następująco:
-----------------------------------------------------
Off-Topic:
Niektórzy oczekiwali thrillera, na razie wychodzi trochę komediowo, ale spokojnie, przez thriller też będziemy przechodzić. W sumie już nawet jawią się na to jakieś pomysły :)
Co do tego wpisu, to od razu powiem, że nie jestem żadnym rasistą ani czymś w ten deseń :)
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zadbaj o zgranie |
---|
Dobrze jest nie pozostawiać treningu przedmeczowego na głowie asystenta w trakcie okresu przygotowawczego. Przed sezonem drużyna powinna intensywnie pracować nad zgraniem, podczas gdy asystent często od tego odchodzi. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ