"Polak menadżerem Brighton & Hove Albion?", "Dwóch polaków w Brighton?", "Florek poprowadzi drużynę angielskiej Championship!" - takie nagłówki zalewały od kilku dni angielskie tabloidy. The Sun poszedł nawet krok dalej. Przedstawił mnie jako menadżera oraz podał szczegóły mojego kontraktu. Szczerze mówiąc schlebiało mi to. Jeszcze kilka miesięcy temu byłem anonimowym pracownikiem drużyn z nadmorskiego miasta Brighton. Teraz moje nazwisko codziennie przewijało się przez brytyjską jak i polską prasę. Ale zacznijmy od początku...
Swoją przygodę z angielskim futbolem zacząłem przypadkiem. Moim planem było zakończenie kursu trenerskiego i powrót do Polski. Los jednak chciał bym przypadkiem poznał Dicka Knight'a. W 2009 roku Knight zasiadał w zarządzie The Seagulls. To właśnie za jego pomocą tuż po zakończeniu szkolenia zostałem asystentem Steva Browna - trenera drużyny U18. Po 15 miesiącach zostałem samodzielnym trenerem, gdyż Brown postanowił porzucić posadę trenera dla stanowiska asystenta w Dover Athletic. Dzisiaj już wiem że swoją szansę wykorzystałem w 100%. W 2013 roku chciałem spróbować jednak czegoś nowego. Po dwóch latach prowadzenia drużyny juniorskiej poważnie zacząłem rozmyślać nad powrotem do kraju. W Polsce udałoby mi się znaleźć pracę na poziome pierwszej lub drugiej ligi mając w CV pracę w Brighton. Aktualny sezon chciałem jednak doprowadzić do końca.
Najważniejsza część sezonu 2012/2013 miała jednak nadejść. Seniorska drużyna zajęła 4 miejsce w lidze przez co zagwarantowała sobie udział w play-offach. 10 maja drużyna rozegrała pierwsze spotkanie. Na Selhurst Park zremisowała 0:0 z Crystal Palace. Rozegrany 3 dni później rewanż na AMEX Stadium zakończył się jednak porażką. Wilfried Zaha wbił Tomkowi Kuszczakowi dwie bramki i nadzieja o awansie prysła. Po tym meczu zarząd podjął decyzję o zwolnieniu Gusa Poyeta. Od tego dnia brytyjskie media prześcigały się w wymienianiu jego następców. Trwało to przez niespełna miesiąc aż do 23 czerwca. Tego dnia jeden z paparazzich przypadkiem natrafił na mnie oraz na Tonego Blooma w The Ginger Dog - jednej z nadmorskich restauracji. Zdjęcie szybko trafiło do sieci i od tego dnia zaczęło żyć własnym życiem.
Jak się później okazało obiad ten nie był przyjacielskim spotkaniem. Tony miał dla mnie ofertę, która miała przekonać mnie do pozostania w Anglii...
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ