Lotnisko. Słyszę jak stewardessa dziękuje za wspólny lot i przypomina o fakcie, że Izrael leży w strefie czasowej +2 GMT. Przestawiam zegarek o godzinę w przód i wysiadam. Są to moje pierwsze kroki w Tel Awiwie. Nie tylko te sportowe. Nigdy bowiem, nie byłem w Izraelu. Zawsze myślałem, że jeśli gdzieś się pojawię to w Jeruzalem. A tu taki psikus. Dobrze, że dworzec kolejowy jest od razu przy lotnisku. Jeszcze 40 minut i będę w Aszdod. Bowiem tam podążam. Od jutra zaczynam treningi jako spec od treningu ofensywnego.
Nie sądziłem, że tak mnie życie zaskoczy. Miałem trenować ofensywę Aszdod pod okiem Avrama Granta. Ten jednak się rozmyślił i przyjechałem do klubu na marne. Pójdę do prezesa - powiem mu, że ma mi oddać za bilety, bo to strasznie nieprofesjonalne. Do tego nikt mnie nie przywitał na lotnisku. Ani na dworcu w Aszdod. Jechałem taksówką na swój koszt i sprzątaczka... Sprzątaczka! powiedziała mi, że Granta w klubie nie będzie. Mieli mój numer. Jeden sms i byłoby po sprawie. Zawróciłbym. Mogłem jechać na staże do Hull City lub Burton w Anglii. Dostałem też propozycję stażu w Llagosesterze w Hiszpanii. Ale tutaj powiedzieli, że żaden staż - od razu pracę dają!
Miałem zarabiać 1,100 Euro. Niemałe pieniądze dla kogoś, kto ma
24 lata. Mieszkać miałem w obiektach klubowych, więc całość pensji do kieszeni. No ale bez Granta to raczej nie będzie umowy. Szkoda.
W życiu trzeba mieć szczęście. Menadżer. Coach pierwszej drużyny. Samotny trener zespołu. To ja. Od 14 minut. Nawet jeszcze do ojca nie zadzwoniłem, żeby się pochwalić. Wszystko przez to, że dalej z szoku nie mogę wyjść. Ale po kolei. Przyjęto mnie w sali konferencyjnej w jednym z hoteli w Aszdod. Notabene okazało się, że jest to hotel klubowy. 4 gwiazdki. Mój nowy dom na przynajmniej rok. Nieźle, nie? Ale czekaj - miały być dwa lata, a teraz rok? Już tłumaczę. Prezes klubu bez żadnego przepraszam, bez niczego zaczął mówić, że sytuacja się zmieniła i skoro Granta nie ma, to mnie nie ma w klubie. Nie wytrzymałem. Wygarnąłem im co myślę. Potem kazałem sobie zwrócić za podróż. Poszedłem nawet dalej. Powiedziałem, że powinni mi to zrekompensować inną posadą, skoro już tu jestem. I to na tych samych warunkach - 1,100 Euro piechotą nie chodzi, prawda? Nagle stało się coś dziwnego. Prezes wstał, powiedział, że ten klub to biznes i w ogóle to obojętne kto będzie prowadzić zespół. Mogę nawet ja. Zero rozmowy na temat moich kompetencji czy doświadczenia. Gość jest konkretny. Nie traci czasu na zbędne owijanie w bawełnę. Zadał tylko jedno pytanie
"Awansujesz w tym roku?".
Szybko przekonałem się, że prezes nie kłamał mówiąc o klubie jak o przedsiębiorstwie.
Stadion na 8.200 miejsc, ale jak się dowiedziałem - karnetowców jest malutko.
682 osoby. Na biletach nie zarobią, więc na czym jak nie na transferach? Pół dnia szukałem skauta klubowego. Zrezygnowany zszedłem do restauracji hotelowej, gdzie miałem spotkać sztab szkoleniowy. Tam też nie było skauta.
Gdzie on u licha jest? Napotkałem za to
7 trenerów, w tym menadżera kadry U-19 oraz jego asystenta. Ponadto dowiedziałem się, że ma dojechać jeszcze mój asystent, a fizjoterapeuci czekają w strefie relaksu. Rozumiecie to? Klubowi masażyści musieli wyrabiać godziny jako pracownicy hotelowej strefy relaks! Biznes. Ach, jeszcze nie jedna rzecz mnie tu zadziwi. Ciekawe czym zajmuje się skaut? Może jest kierowcą albo specem od PR w hotelu?
Następnego dnia
wymieniłem głównego fizjoterapeutę oraz
jednego trenera siłowego. Fizjo zupełnie nie znał języka angielskiego. Ponadto był z tych co wolą "łatwiejszą drogę". Wiecie - cudowne suplementy pomagające wrócić do formy w 2 godziny i takie tam. Nie chciałem rozpoczynać kariery trenerskiej od skandalu. Klub wspaniałomyślnie pozwolił mi rozwiązać z nim kontrakt i znaleźć nowego medyka na jego miejsce. Z trenerem siłowym pożegnałem się po tym, jak zaproponował mi koszerną chałwę. Nienawidzę chałwy. Musiał wylecieć. Dyrektor zarządzający od razu podał mi listę 3-4 trenerów, których mogę wziąć i szybko podjąłem decyzję, którego zatrudnię. W końcu zapytałem o skauta. Muszę przyznać, że odpowiedź była wielce rozczarowująca. "Do tej pory działaliśmy bez takiej osoby jak skaut. Sam możesz przeszukiwać youtube'a i dzwonić do agentów.
Dasz radę bez skauta. Po co płacić komuś pensje jak mamy Ciebie?" Zatem będę musiał testować zawodników i osobiście im się przyglądać. Ale wiecie... Biznes.
Byłem dumny jak paw po obejrzeniu
obiektów młodzieżowych. Można rzec, że są
fantastyczne. Jeśli trenerzy młodzieżowi spiszą się tak jak prezesi przy budowie wszystkich boisk, to klub będzie miał świetlaną przyszłość. Być może pod moim panowaniem. Młodzi wychowankowie mogą kiedyś odgrywać znaczącą rolę w tym klubie, bez dwóch zdań. Jednak zanim do tego dojdzie obecny skład musi awansować. A jakiż to skład? Bardzo szeroki i w miarę młody. Dodatkowo drużynę wzmocniono nowymi przetestowanymi przeze mnie piłkarzami. Na moje nieszczęście poproszono mnie o pozyskanie gotówki. Byłem zmuszony sprzedać najlepszego napastnika oraz młodziutkiego, średnio zapowiadającego się obrońcę. Skompletowałem kadrę. Zatem wóz albo przewóz. Uda się lub nie. Mam nadzieję, że wyróżniający się na treningach
Gadi Kinda oraz dwóch cudzoziemców, których zakontraktowałem, a mianowicie
Daniel Addo i
Gael Etock pomogą mi w awansie.
Po pierwszym okienku transferowym prezes zaprosił mnie na wystawną kolację i wręczył kluczyki do Renault Laguny, rocznik 2002. Podobno jego syn kupił sobie lepsze auto, więc samochód poszedłby w odstawkę. Według niego za zarobienie
380.000 euro w mniej niż miesiąc należy mi się bonus. Kolejny raz mogę to powiedzieć. Aszdod dla prezesa to czysty biznes. A ja rozsiadłem się za kierownicą. Ustawiłem fotel, lusterka, ruszyłem, a następnie wrzuciłem kolejny bieg. Rozpędzałem się i jechałem prostą
drogą po awans.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ