Obudziłem się tego dnia na kacu. Chyba wypiłem dużo za dużo koszernego wina. Taki posrany zwyczaj. Nie piją tu szampana tylko wino. Wiadomo. Koszerne. Prezes kupił ze 2 beczki tego smacznego trunku. Wszystko po to, aby
świętować awans do najistotniejszej ligi w Izraelu, rok po spadku. Wcześniej prezes zaprosił mnie na dywanik. Rozmowa ta miała miejsce w przeddzień ostatniego meczu rundy finałowej. Najpierw myślałem, że będzie mi grozić, wiecie, brak awansu równa się powrót do domu. A tu psikus. Przeprowadziliśmy dwugodzinną rozmowę na temat rozwoju klubu. Dowiedziałem się, że
El Al Israel Airlines zainteresowane jest
sponsoringiem S.C. Aszdod po awansie. Darmowe przeloty na wszystkie mecze i takie tam. Ponadto raz na kwartał miałem mieć podwózkę do rodzinnego Krakowa! Pięknie, ale to nie wszystko! Sponsorem tytularnym stadionu miał zostać
Pelephone. Pierwszy operator sieci komórkowych w Izraelu! Klub też miał być wzmocniony.
Roi Kehat podobno nie może się sprawdzić w Austrii Wiedeń, więc szuka nowego miejsca. Aszdod, to podobno jego ulubione miasto. Do tego jego narzeczona to córka prezesa! Dostałem zielone światło w sprawie dowolnego bramkarza z ligi polskiej. Aj, jak zacierałem ręce na tę myśl! Wszystko to po awansie do Ekstraklasy.
Wystarczyło wygrać mecz, a bylibyśmy w raju. Zajmowałem drugą pozycję i nawet miałem szansę na
mistrzostwo drugiej ligi. 1200 osób miało świętować hucznie awans. Niestety, wszystko poszło się jebać
po najdłuższych 90 minutach w moim życiu.
Kac nie przechodził. Nie, nie ten alkoholowy. Kac moralny. Było tak blisko. Szczerze, nie wątpiłem w awans. Szczególnie, że w ciągu sezonu zdarzały się serie 10 meczy bez porażki oraz 5 meczy pod rząd ze zwycięstwem. Wierzyłem w tych młodych chłopaków. Atmosfera była super. No dobra, co ja pieprzę. Nie była super. Wbrew pozorom pięć kolejnych zwycięstw uratowało mi posadę. Już mówię jak było.
Przyszedł do mnie
Gabi Kinda, gwiazda tutejszych kibiców. Przyznam się, że też w nim pokładałem wielkie nadzieje. Wyobrażałem sobie jak podnosi klubowe trofea jako kapitan za jakieś trzy-cztery lata. Dlatego tak to zabolało. Przyszedł i powiedział, że
kończy mu się kontrakt i za moimi plecami dogadał się ze
Stade Brestois 29. Chciał zostać, ale jak dam mu podwyżkę do
10 tysięcy euro tygodniowo. TYGODNIOWO! Kiedy nawet moje oczko w głowie,
Mohammed Tchite zarabia "ledwie" 2,900 na tydzień. Oj, zabolało. Prezes nie rozumiał, że straci gwiazdę kibiców.
I to za darmo. Kazał mi się skontaktować z francuzami i wziąć cokolwiek za Kinde. Wytargowałem
140 tysięcy euro, co i tak uważam, za cenę mocno niewygórowaną. Swoją drogą Kinda błyszczał
głównie na treningach. W lidze strzelił
tylko raz. Niby dołożył
pięć asyst, ale... Krzyżyk mu na drogę. Może wystrzeli w Ligue 2 i będą walić drzwiami i oknami po młodych z Aszdod.
Oliwy do ognia dolało dwóch graczy, którzy powiedzieli, że
nie chcą grać dla mnie. Idą i już. Słyszałem jak w szatni namawiali kolejnych graczy, żeby nie też odeszli, że ich agent im znajdzie kluby. Na szczęście inni nie byli podatni na ich sugestie. Chwała im za to. W nowym sezonie to na nich będę opierał skład.
Tym razem awansujemy. Tak sądzę. Tak być musi. W końcu po to tu przyszedłem. Żeby awansować i walczyć o wyższe cele.
Taktyki na ten sezon miałem
dwie. Chciałem grać ofensywnie i przyjemnie dla oka. Miałem dobrych skrzydłowych, więc tak też grałem. Po odejściu Gabi Kindy brakowało mi prawego skrzydłowego, więc zareagowałem i zmieniłem na coś nowego. Żarło przez większość sezonu. Ten sezon byłby więcej niż udany, gdyby nie liczba remisów.
Aż dwanaście razy dzieliłem się punktami z rywalami. Ponadto
nie opuszczały mnie kontuzje. Prezes zapewniał, że nie trzeba powiększać składu, bo młodzi zawodnicy zastąpią kluczowych zawodników.
A ja głupi mu uwierzyłem! Póki co, młodzież nie nadaje się do reprezentowania Aszdod.
Dostałem nowy kontrakt jeszcze w trakcie sezonu.
Na dwa lata. Byłem uradowany. Pełen zapału do pracy. Jednak prezes ostudził mój zapał mówiąc, że po prostu
jestem tani w utrzymaniu. Ja mu pokażę! Jeszcze będzie mi płacił więcej! Póki co muszę się zadowolić identyczną pensją jak do tej pory. Póki co wywalczyłem lepszy pokój w hotelu. Może nie jest to apartament prezydencki, ale wystarczy mi to 40 metrów kwadratowych. Ponadto rodzina może mnie odwiedzać i nie będzie musiała płacić za pokój. Wspaniałomyślny ten mój prezes, prawda?
Mogłem wygrać ten puchar. Niestety, kiedy ustalałem już taktykę na dogrywkę, jakiś żyd strzelił w poprzeczkę a niejaki Uzor trafił do pustaka. Wracałem do domu ze skwaszoną miną. Piłkarze natomiast niezbyt się przejęli przegraną. Podobno ten puchar nic nie znaczy tutaj, w Izraelu. Dla mnie znaczył dużo.
Mogło to być moje pierwsze trofeum. W finale zagrały dwie ekipy, które nie chciały zdobyć tego trofeum. Nudne 0-0 i karne. Mecz bez historii.
Przygodę z kolejnym pucharem skończyłem zanim tak naprawdę ją zacząłem.
Wstyd, oj wstyd. Za to wybrałem się na mecz finałowy. Już kiedyś miałem okazję oglądać mecz Beitaru Jerozolima. W rodzinnym Krakowie. 5-0 w tamym meczu i Izraelici pakowali się do domu. Na swoim podwórku Beitar coś znaczy. W tym meczu jednak nic im nie siedziało. No może poza karnymi. Mecz był bardzo ostry. Siedem kartek o ile dobrze pamiętam. Kontuzja.Ale emocje były.
Transfery cudzoziemców w tym sezonie wyszły dobrze.
Tchite oraz
Addo tworzyli trzon zespołu. Niestety
zawiódł mnie Samuel Etock. Spodziewałem się po nim znacznie więcej. Już teraz wiem, że nie przedłużę z nim kontraktu. Nie warto. Jeszcze nie wiem, czy Etiopczyk
Asrat Megersa zostanie w klubie. Jeśli znajdę lepszego pomocnika, to podziękuję temu graczowi. Tyle pytań przed nowym sezonem. Wiecie, znów nie dostanę skauta. Muszę zaopatrzyć się w niechcianych w Ekstraklasie zawodników. Taki mam plan.
"Mickie Mouse". Taka ksywa przylgnęła do niego w szatni. Jednak dla mnie to nie myszka. Kiedy Mikiego nie było na boisku, dziwnym trafem - środek nie istniał. On zapewniał mi stabilizację w defensywie.
Pracował za trzech. Nie mogę go stracić. Już odrzuciłem za niego osiem ofert.
"
Mr słupek". Gdyby w piłce nożnej przyznawano punkty za trafianie w słupki - to ten koleś byłby mistrzem świata. Facet trafił w obramowanie bramki z
pięćdziesiąt razy w zaledwie rok! Mimo to został moim najlepszym strzelcem. Strzelał karne. Ale
nigdy nie spudłował z jedenastu metrów.
Gdyby nie
Addo, moja obrona byłaby fatalna. Na szczęście facet jeździł na dupie i to dosłownie. Wykonał
103 wślizgów w lidze! Ale grał bardzo czysto. Tylko
trzy kartki w 37 meczach! Chyba jako
jedyny rozegrał wszystkie mecze w lidze.
Trafiła mi się
perełka. Obserwowałem tego chłopaka w akademii. Straszny z niego pracuś! Do tego zawsze przedkłada dobro drużyny nad swoje. Co prawda ma braki fizyczne, ale to chyba taka przypadłość tutejszych piłkarzy. Są nieco mizerni. Ten chłopak ma 176 centymetrów i waży ledwie 62 kilogramy. Niestety będę musiał poczekać dwa lata, zanim zadebiutuje w pierwszym zespole.
Takie przepisy.
Na koniec
miła niespodzianka od prezesa, żebym się nie załamał. Miło z jego strony. Ale wiecie, dlaczego to zrobił? Bo ten klub to biznes. I liczy, że będzie więcej takich grajków jak
Adam Bason w przyszłości.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ