Skończyłem właśnie studia, roboty brak. Co tu robić? - pytałem się ciągle w myślach przeskakując myszką po kolejnych stronach, gdzie mógłbym znaleźć zatrudnienie. Nagle dostaje telefon od Marka - kierowcy tira, bardzo często ma zlecenia ze wschodu. Wiedział, że kopałem w piłkę za dzieciaka i strasznie mnie to jarało. Rozmowa była co najmniej dziwna - jadąc przez kraje bałtyckie podwoził młodego chłopaka na stopa, Estończyka. Z tego co zdążył mi powiedzieć jest w gorszej sytuacji ode mnie - młodszy, 15-letni dzieciak, więc nie skończył żadnej porządnej szkoły, błąkał się po Litwie i Łotwie, by załapać się do jakiegoś klubu. Niestety umiejętności pewnie mamy podobne, jednak ja posiadam o kilka wiosen za dużo, bym próbował w tym fachu. Spotkało go jednak to samo - poza testami nie załapał kontraktu. Wtedy dostał ofertę od klubu w mieście, którym spędził dzieciństwo, podobno kadra jest niepełna i szukają chłopaków do pokopania, więc wraca do domu. I tu właśnie zaczyna się cała historia, 'trener' zrezygnował z pracy, dostał jakąś fuche za granicą i poszedł od razu. Czułem się zażenowany słuchając tę całą opowieść kumpla, ale ze względu na przyjaźń postanowiłem zostać przy słuchawce dalej. To co usłyszałem, wywołało u mnie wytrzeszcz oczu. Szukają trenera przede wszystkim zagranicznego, by poskładał ten estoński burdel do kupy. Poczułem, że to może być to. Wcześniej wymienił się nr telefonu z chłopaczkiem, a ten dał mu znać o całym zamieszaniu. Więcej z rozmowy nie pamiętam, gdyż miałem tylko jedną myśl w głowie. Podał mi nazwę klubu, resztę sobie w Googlach przejrzałem. Spróbować? Przecież nie mam żadnych papierów, poza tym, że kiedyś kilka razy kopnąłem w piłkę.. Z drugiej strony, mam zostać w Polsce i codziennie myśleć o pracy, której nie mam? Pierdolę to, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Za kilka dni znajomy Marka miał przewieźć jakiś towar do Helsinek, jechał przez Tallin. Zabrałem się z nim, by spróbować. Chuj, że nie znam ani ruskiego, ani estońskiego - pomyślałem, jadąc w ciemno. Najwyżej posiedzę kilka dni na obczyźnie i wrócę do szukania roboty. Wjeżdżamy do stolicy Estonii i tutaj droga kierowcy oraz moja się kończy. Próbuję łamanym angielskim dogadać się, jak dojechać do Viljandi. Melduje się w gabinecie klubowym, prezes zachwycony(!), iż przybyłem z Polski właśnie do klubu z drugiej ligi estońskiej. Brak papierów nie był dla niego problemem. Na gębę uwierzył, że prowadząc kumpli w Playarenie czy trenując kilka lat w juniorach jestem wystarczający, fakt troszkę może podkolorowałem moje umiejętności, a że wpadnie mi kilka euro do kieszeni to warto było. Byłem w szoku, ale jednocześnie przecież tego oczekiwałem. To było dziwne. Tydzień później byłem już po swoim pierwszym treningu, rozmowach z 'piłkarzami' i całym ty bajzlem. W międzyczasie nauczyłem się wszystkich potrzebnych mi zwrotów po estońsku. Ten trening był...żałosny. Miałem do dyspozycji kilku chłopaków. Widać było, że niektórzy nawet powąchali lepszej piłki, tej estońskiej, rzecz jasna. Tak się zaczęła moja przygoda z piłką, może Alexem Fergusonem nie będę, ale każdy musi od czegoś zacząć - pomyślałem idąc na trening 2-ligowego Tuleviku Viljandi.
http://zapod(...)png.html
estoński - nie znam, to jeden z tych ugrofińskich, jak ja go ogarnę...
rosyjski - da,da, paniemaju....
licencja trenerska - to gdzie się ją robi? W Białej Podlaskiej?
Cóż, przygodo - witaj!
http://zapod(...)png.html
Zebraliśmy kilku chłopaków do grania, niektórzy na prawdę wyglądają solidnie, wszystko okaże się w praniu. Trening za treningiem zgrywaliśmy się coraz lepiej. Nie mieliśmy obcokrajowców, poza mną rzecz jasna, a kilku chłopaków znało kilka zwrotów po niemiecku czy angielsku. Sam próbowałem się uczyć jak najszybciej rodzimego języka moich kopaczy, wyglądało to nieźle. Na prawde wracając do mieszkania czułem, że to co robię, jest niezłe. Wychodzi mi to. Przez obcy paszport mam o wiele więcej szacunku niż trenerzy krajowi - chyba dlatego prezesowi tego klubiku zależało właśnie na tym. Liga składa się z 10 zespołów, w tym 3 to rezerwy trzech najmocniejszych klubów Estonii: Kalju, Flory i Levadii. Rozgrywamy 36 meczów, po 4 z każdym zespołem, uczciwe rozwiązanie, moim zdaniem kolejek troszkę za dużo, zważając na fakt, iż jest to klub półzawodowy, a są też kluby amatorskie. Dla mnie to bez różnicy, pieniędzy mi starcza za samo trenowanie chłopaków. Wiem, że połowa dorabia jeszcze poza treningami, ale przecież cała liga tak haruje..
http://zapod(...)png.html
Trening tu, trening tam, czasem na jakiś mecz pojechaliśmy i co? Pół sezonu za nami. Estonia dużym krajem nie jest, a więc i wyjazdy nie były zbyt dalekie. Myślę, że to był świetny wybór, warto było zaryzykować, nawet jak nie wyjdzie nam do końca, to była świetna przygoda.
http://zapod(...)png.html
estoński - nie znam, to jeden z tych ugrofińskich, jak ja go ogarnę...
rosyjski - da,da, paniemaju....
licencja trenerska - to gdzie się ją robi? W Białej Podlaskiej?
Cóż, przygodo - witaj!
http://zapod(...)png.html
Zebraliśmy kilku chłopaków do grania, niektórzy na prawdę wyglądają solidnie, wszystko okaże się w praniu. Trening za treningiem zgrywaliśmy się coraz lepiej. Nie mieliśmy obcokrajowców, poza mną rzecz jasna, a kilku chłopaków znało kilka zwrotów po niemiecku czy angielsku. Sam próbowałem się uczyć jak najszybciej rodzimego języka moich kopaczy, wyglądało to nieźle. Na prawde wracając do mieszkania czułem, że to co robię, jest niezłe. Wychodzi mi to. Przez obcy paszport mam o wiele więcej szacunku niż trenerzy krajowi - chyba dlatego prezesowi tego klubiku zależało właśnie na tym. Liga składa się z 10 zespołów, w tym 3 to rezerwy trzech najmocniejszych klubów Estonii: Kalju, Flory i Levadii. Rozgrywamy 36 meczów, po 4 z każdym zespołem, uczciwe rozwiązanie, moim zdaniem kolejek troszkę za dużo, zważając na fakt, iż jest to klub półzawodowy, a są też kluby amatorskie. Dla mnie to bez różnicy, pieniędzy mi starcza za samo trenowanie chłopaków. Wiem, że połowa dorabia jeszcze poza treningami, ale przecież cała liga tak haruje..
http://zapod(...)png.html
Trening tu, trening tam, czasem na jakiś mecz pojechaliśmy i co? Pół sezonu za nami. Estonia dużym krajem nie jest, a więc i wyjazdy nie były zbyt dalekie. Myślę, że to był świetny wybór, warto było zaryzykować, nawet jak nie wyjdzie nam do końca, to była świetna przygoda.
//Edytowano 4 razy, ostatni raz 15.07.2015, 21:19
Najnowsze posty