3 września 2012 roku, w wieku 32 lat postanowiłem odwiesić korki na kołek. Zapomniany, tułałem się po drugich i trzecich ligach, po klubach pokroju Rakowa Częstochowy, czy Górnika Wałbrzych. Mimo tego, że byłem 76-krotnym reprezentantem kraju, nikt nawet nie pomyślał o sprowadzeniu mnie do Ekstraklasy. Przynajmniej pożegnano mnie uroczyście, przed towarzyskim meczem kadry z USA. Myślałem wtedy, że będę wiódł spokojne życie, zajmując się moim dotychczasowym hobby - grafiką komputerową. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak bardzo się mylę.
Oczywiście całkowicie nie porzuciłem piłki. Obserwowałem poczynania reprezentacji Polski (pożal się Boże) i Wisły Kraków (pożal się Boże). Miałem także kontakt z wieloma kolegami z boiska, trenerami, a także menedżerami, którzy czasami prosili mnie o rekomendację zawodnika, czy jakąkolwiek inną poradę.
5 lipca 2014 roku z posady trenera reprezentacji zwolniony został Waldemar Fornalik. Przyczyną były katastrofalne wyniki w eliminacjach do Mistrzostw Świata w Brazylii. Polska zajmowała czwarte miejsce, przegrywając z Anglią, Ukrainą i Czarnogórą, tracąc do drugiego - premiowanego uczestnictwem w barażu - miejsca, na tyle dużo punktów, że o awansie nikt na poważnie nie mówił. Kto zatem powinien ratować reprezentację? Nawałka? Tarasiewicz? Urban? Lenczyk? Zapomniany Skorża? Może młody, zdolny trener - Podoliński, Ojrzyński, Rumak? A może dać szansę komuś z zagranicy? Te wszystkie nazwiska przewijały się w mediach. A czasu było coraz mniej...