LOTTO Ekstraklasa
Blog użytkownika marcao przeczytało już 5896 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Po zdobyciu mistrzostwa i Pucharu Polski wydawać się mogło, że wszyscy czuli się w pełni usatysfakcjonowani. Ale dla klubu i jego fanów to nie tytuły krajowe były celem numer jeden. Już kilka razy Wisła stawała u bram Ligi Mistrzów i za każdym razem znajdowała pogromcę już na etapie kwalifikacji. Naturalnie i tym razem nie była faworytem, ale większość fanów liczyła na to, że może wreszcie uda się "odczarować" upragnione prestiżowo i (nie ma co ukrywać) finansowo najbardziej elitarne rozgrywki na kontynencie.
Mistrzostwa Europy dobiegły końca. Triumfowała w nich Hiszpania, która w finale wygrała z Włochami. Polacy eliminacje Euro 2008 przegrali na finiszu i znów musieli przełknąć gorycz wielkiego rozczarowania. Leo Beenhakkera zastąpił Czesław Michniewicz, a fani liczyli się z tym, że przynajmniej o dwa lata będą musieli odłożyć marzenia o polskim zespole w wielkiej międzynarodowej imprezie.
Po krótkich wakacjach zabrałem się ostro do pracy nad przygotowaniami do nowego sezonu. Było jasne, że zespół wymaga wzmocnień aby chociaż fizycznie podołać trudom gry co trzy dni. Jeśli chcieliśmy pokazać się w rozgrywkach kontynentalnych musieliśmy rozszerzyć kadrę. Kilku graczom skończyły się kontrakty, innych postanowiłem odesłać na wypożyczenie do innych klubów. Poważnym osłabieniem było odejście Andrzeja Niedzielana do Standardu Liege. Absolutnie nie chciałem się na nie zgodzić i konsekwentnie odrzucałem kolejne propozycje Belgów, aż decyzję za mnie podjął prezes klubu, który zaakceptował ofertę. W takiej sytuacji musiałem zacisnąć zęby i znaleźć sposób na poradzenie sobie bez naszego dotychczas najskutecznejszego strzelca, za którego zainkasowaliśmy 1,2 mln euro. Do hiszpańskiej Murcii za prawie milion euro odszedł także lewy obrońca Dariusz Dudka.
Wzmocnić nasz zespół mieli: czeski bramkarz Zdenek Zlamal ze Slovana Liberec (najpierw wypożyczyłem go, potem wykupiłem za 210 tys. euro), holenderski lewy obrońca Niels Fleuren za niemal milion euro z VVV Venlo (szczególnie liczyłem na stałe fragmenty, które doskonale wykonywał) i rozgrywający Patryk Rachwał z Bełchatowa.
Na mecze towarzyskie przed rozpoczęciem sezonu nie było zbyt wiele czasu, ale zespół od początku sezonu prezentował dobrą formę. Imponujące zwycięstwo w meczu o Superpuchar z Zagłębiem Lubin aż 7:0 pozwalało z optymizmem liczyć na walkę o Ligę Mistrzów. Rozpoczynaliśmy swój udział w kwalifikacjach od dwumeczu z mistrzem Finlandii. Spotkanie na boisku rywala obserwowała nieliczna grupa widzów. Wygraliśmy, chociaż to gospodarze pierwsi wyszli na prowadzenie. Najciekawszym chyba dla zespołu punktem wyprawy do Tampere była wycieczka do Muzeum Doliny Muminków położonego w tym mieście. Zaliczka z pierwszego meczu dawała komfort przed rewanżem, w którym zamierzałem posłać na boisko zmienników.
W lidze zaczęliśmy udanie wygrywając pierwsze mecze bez straty gola. Rewanż z fińskim zespołem był formalnością a rezerwowi nie mieli problemów z pokonaniem przeciwnika i teraz czekało na nas trudniejsze zadanie w postaci mistrza Rumunii, Steauy Bukareszt. Pierwszy mecz w Rumunii był absolutnie fantastycznym widowiskiem piłkarskim. Do przerwy prowadziliśmy już 3:0. W drugiej połowie gospodarze rzucili się do ataków i zdołali strzelić dwa gole, na które jednak mój zespół odpowiedział także dwoma trafieniami, wygrywając efektownie 5:2. Taki wynik niemal gwarantował nam awans, ale w rewanżu też trzeba było zachować koncentrację.
Tuż przed meczem rewanżowym zaliczyliśmy obniżkę formy i przegraliśmy pierwsze spotkanie o ligowe punkty za mojej kadencji. W Gdyni Arka rozbiła nas aż 3:0. Pojedynek ze Steauą był nudnym spotkaniem. Goście nie wierzyli w odrobienie strat a moi zawodnicy robili wszystko aby nie popełnić głupiego błędu. Po końcowym gwizdku rozpoczęło się świętowanie chyba na jeszcze większą skalę niż po majowym triumfie w ekstraklasie. Wisła jako pierwszy polski zespół od 1997 roku, po wielu latach bezskutecznych prób, awansowała do fazy grupowej elitarnej Champions League.
Z końcem sierpnia osłabiło nas odejście Marka Zieńczuka do izraelskiego Maccabi Netanya. Zgodziłem się na ten transfer obawiając się, że znów możemy stracić piłkarza bez odstępnego, gdy skończy mu się kontrakt. W losowaniu fazy grupowej Ligi Mistrzów byliśmy, jako absolutny "kopciuszek" tego turnieju, rozstawieni w najsłabszym koszyku. Obok nas drugim zaskoczeniem tego etapu rozgrywek był mistrz Białorusi FK Homel. Los nie okazał się dla nas szczególnie łaskawy i przydzielił nam Inter Mediolan, Bayern Monachium i Celtic Glasgow. Za wartość przeciętnego piłkarza jednej z tych drużyn można było wykupić cały nasz klub, stąd wszyscy zastanawiali się, czy stać nas będzie na zdobycie choćby jednego punktu.
Wyniki w lidze i sukces w kwalifikacjach dawały poczucie, że może uda się powalczyć także z najlepszymi. Niestety, już pierwszy mecz w Krakowie pokazał, że od faworytów dzieli nas przepaść. Być może popełniłem błąd ustawiając zespół ofensywnie, ale liczyłem na to, że niesiony debiutanckim polotem i uskrzydlony dopingiem naszych fanów pokusi się o jakąś niespodziankę. Już po 10 minutach Inter sprowadził nas na ziemię, bo prowadził 2:0. Mecz skończył się naszą porażką 0:4 i sprawiedliwie trzeba przyznać, że był to najniższy z możliwych wymiar "kary". Klęska w Lidze Mistrzów zdeprymowała zespół, który najpierw przegrał mecz ligowy z Widzewem a potem odpadł po rzutach karnych z trzecioligowym Górnikiem Łęczna z Pucharu Polski. Nad moją posadą zaczęły zbierać się ciemne chmury.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie będzie łatwo podnieść się po takich porażkach kiedy nie ma czasu na uspokojenie emocji. Na Allianz Arena Bayern wdeptał nas w ziemię gromiąc Wisłę 4:0. Chociaż w lidze udało nam się wygrać dwa kolejne spotkania i prowadziliśmy w tabeli, to straciliśmy regularność i mecze dobre przeplataliśmy słabymi. Domowa porażka z Arką w Pucharze Ekstraklasy była tego bolesnym dowodem.
W 3. kolejce Ligi Mistrzów podejmowaliśmy Celtic Glasgow. Goście szybko załatwili sprawę prowadząc 3:0. Historyczną bo pierwszą w Lidze Mistrzów bramkę dla Wisły zdobył Ivan Paunovic, ale kolejna porażka była bolesnym ciosem dla nas i dla fanów.
Formę prezentowaliśmy nierówną i po dobrym meczu z Lechem przyszła kolej na porażkę z Legią. Mecze rewanżowe w Lidze Mistrzów rozpoczęliśmy w Glasgow, gdzie aż do 85. minuty utrzymywaliśmy wynik remisowy. Pięć minut przed końcem spotkania straciliśmy gola, który w pełni sprawiedliwie dawał trzy punkty gospodarzom.
Na stadionie San Siro po bramce Grzegorza Kmiecika prowadziliśmy aż do 60 minuty. Niestety w ciągu kolejnych dwudziestu gracze Interu aż sześć razy trafiali do siatki Jacka Banaszyńskiego i mecz skończył się naszą klęską 1:6. Chociaż w lidze zdobywaliśmy punkty (awansowaliśmy też do ćwierćfinału Pucharu Ekstraklasy), to jednak start w Lidze Mistrzów mimo klasy rywali przyniósł całkowitą klapę. Nie byliśmy w stanie nawet nawiązać walki i w pięciu spotkaniach przegraliśmy wszystkie, zdobywając zaledwie dwa gole i tracąc aż 18.
Trzy ostatnie mecze ligowe przed przerwą zimową zakończyły się naszymi wygranymi. Na osłodę nieudanego debiutu w Champions League udało nam się zremisować w ostatnim meczu grupowym z Bayernem Monachium w Krakowie 1:1. W całym spotkaniu byliśmy stroną przeważającą i gdyby nie nieskuteczność pod bramką rywali mogliśmy pokusić się o pełną pulę.
Ostatnie dwa mecze ligowe w 2008 roku wygraliśmy i na osłodę po (co tu dużo mówić) kompromitacji w Lidze Mistrzów pozostawał nam dość pewny fotel lidera ligowej tabeli.
W ramach przygotowań do nowego sezonu przewietrzyłem nieco kadrę. Kilku graczy, którzy nie spełnili moich oczekiwań musiało odejść, kilku kolejnych udało mi się dość korzystnie sprzedać. Tomas Jirsak przeszedł za 800 tys. euro do Sturmu Graz, Alyaxey Pankavets za 900 tys. do Standardu Liege, Błażej Radler za taką samą sumę do Korony Kielce a Pantelis Kapetanos za 400 tys. do greckiej Veori. Transfery do klubu były mniej spektakularne. Udało mi się sprowadzić bramkarza Radosława Cierzniaka i obrońcę Błażeja Telichowskiego z Korony Kielce, Piotra Celebana z Banika Ostrava i kilku młodych, ponoć obiecujących piłkarzy serbskich (z myślą o kolejnych sezonach).
Na początku serii spotkań kontrolnych rozgrywaliśmy towarzyski turniej na naszych obiektach. W półfinale rozbiliśmy trzecioligowego Hutnika Kraków aż 9:0, ale finał okazał się dużym rozczarowaniem. Przegraliśmy w nim rzutami karnymi z Cracovią, co niezwykle rozsierdziło naszych fanów i długo dawali oni poznać, jak bardzo są niezadowoleni z gry zespołu. Następnie wygraliśmy m.in. z uczestnikami Ligi Mistrzów: białoruskim FK Homel i rosyjskim Zenitem Sankt Petersburg.
Obiecujący początek rundy wiosennej sprawił, że w opinii fanów i fachowców pewnie zmierzaliśmy po kolejny tytuł. Dobry nastrój zakłóciła porażka z warszawską Legią w ćwierćfinale Pucharu Ekstraklasy, którego znów nie uda nam się wygrać.
Mimo porażki z Zagłębiem po serii pięciu kolejnych zwycięstw byliśmy dosłownie o włos od końcowego triumfu. W czterech ostatnich meczach potrzebowaliśmy trzech punktów. Jak się potem okazało była to ilość dla naszego zespołu nie do zdobycia. Dotychczas świetnie spisujący się zespół Wisły stanął w miejscu. Przeciwko Lechowi w Poznaniu atakowaliśmy nieustannie strzelając po słupkach i poprzeczce ale bez efektu bramkowego. Identycznie było w meczu z Legią, gdzie mimo ataków przez 90 minut przegraliśmy 0:1. Zdeprymowana drużyna uległa również dwóm ostatnim rywalom tracąc ostatecznie szanse na zdobycie tytułu.
Pomimo propozycji przedłużenia kontraktu na następny sezon zdecydowałem się odejść z klubu. W dwóch ostatnich meczach towarzyskich w sezonie zespół poprowadził mój dotychczasowy asystent. Dwa dni przed wygaśnięciem umowy z Wisłą podpisałem dwuletni kontrakt z wicemistrzem Rumunii Steauą Bukareszt.
Uznałem, że mój czas w Wiśle dobiegł końca. Końcówka sezonu pokazała, że straciłem możliwość wpływania na sytuację w zespole. Mówiłem swoje a zawodnicy grali swoje. Zarzucano mi też (być może częściowo słusznie) błędną politykę transferową, brak konsekwencji taktycznej i nieskuteczną grę zespołu.
Na plusy mojej dwuletniej przygody z klubem ze stadionu przy ulicy Reymonta zapisać można oczywiście upragniony awans do Ligi Mistrzów. Chociaż start w tych rozgrywkach nie przyniósł sukcesu to polski klub wreszcie miał możliwość poznania smaku gry w elicie. Udało się zdobyć jeden tytuł mistrza Polski a drugi był dosłownie na wyciągnięcie ręki. Jak na debiutanta na trenerskiej ławie całkiem okazały dorobek.
Nowym szkoleniowcem Wisły został pan Robert Kasperczyk, który przystąpił do budowania drużyny przed występem w Pucharze UEFA.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Ściągawka selekcjonera |
---|
Prowadząc reprezentację kraju, często uaktualniaj swoją listę krajową. Wprowadzaj na nią nowych zawodników i usuwaj tych bez formy lub u schyłku kariery. Dzięki tej liście możesz wygodnie porównać umiejętności zawodników oraz sprawdzić, w jakiej są aktualnie formie. |