Puk, puk.
- Już idę!
Puk, puk.
- Dobra, dobra, nie łaska poczekać chwilę? Jeszcze.. O już otwieram!
- Cześć mamo - zawołałem - jest...
W tej chwili potknąłem się o wystającą deskę pod drzwiami. Siarczyście przekląłem. Zwykle o niej nie zapominam. No cóż, ale gdy jest taka chwila jak ta...
- Synu! Jak tak możesz przy mnie?
- Sorka mamo, ja się potknąłem i to jakoś tak samo...
- Gdyby ojciec tu był, to przetrzepałby ci dupsko pasem i na dodatek dostałbyś... A co tam trzymasz w łapie?
- Efema
- Co do jasnej cholery?
Westchnąłem. Jak zwykle przy grach komputerowych ukaże się ignorancja mojej matki.
- Football Manager 2008. Taka gra komputerowa.
- Żebyś mi na komputerze długo nie siedział! Wiesz, jakie ojciec ma obiekcje do gry w takie głupoty?
Obiekcje? A co to za pop*****lone słowo?
- Tak mamo, wiem.
- To dobrze. A teraz idź do pokoju.
Wreszcie. Teraz zostałem tylko ja i mój menedżer. Po szybkiej instalacji wybrałem ligę angielską i moje ukochane Chelsea.
Gramy.
- Synku złaź z tego cholernego pudła! Wiesz już ile grasz?
- Nie
- Nie cwaniakuj mi tu. Grasz już 5 godzin!
- Nie mamo, 4 godziny i 36 minut!
- Poczekaj jak tylko do ciebie wejdę!
ŁUP!
Matka z całej swojej siły uderzyła w drzwi, pewnie dlatego, żeby wejść tu w bardzo efektowny sposób. Hehe nie wie, że założyłem..
- Zamek! Ty chuliganie, założyłeś zamek w drzwiach! Jak śmiesz, co przede mną ukrywasz?
- Jakie transfery przeprowadziłem w zimie!
- Ty pyskaty smarkaczu! Poczekaj, za chwilę tu przyjdę...
Zaśmiałem się w myślach.
- Haha! Myślałeś, że jesteś taki cwany, co? Wiesz, co tu mam?
Wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr…
- Wiem mamo. I to ci nic nie da.
- Nie da? To się okaże.
wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr
ŁUP!
- C-c-co jest?
- Zapomniałem ci powiedzieć, że to jest tytanowy zamek.
Patrzę na zegarek. 5 minut po północy. Już jest jutro, znaczy dzisiaj, znaczy... a właściwie kogo to obchodzi. Ważne, że gram już nie przerwanie od blisko 16 godzin. Zaczynam mieć lekkie zawroty głowy. Ale nie dam się. Muszę grać. Jestem już w trzecim sezonie. Już zaszedłem tak daleko. Nie mogę teraz przestać.
Ze stanu lekkiego otępienia wywołuje mnie pukanie do drzwi.
- Chłopie! 5 rano a ty dalej grasz? To już koniec. Ha! Wyłączę prąd w całym domu. Nie będziesz mógł już grać. Buahahaha!
ZZIUUUUUUUUUUUU. PYK.
- Właśnie odłączyłam ci prąd. Co ty na to?
- A ja na to, że właśnie mój napastnik strzelił gola. Dzięx mum!
- Ale jakim cudem jeszcze grasz? Przecież wyłączyłam prąd w
caluśkim domu! Jak to zrobiłeś?
- Mam własny generator.
Cholera! Ostre światło poranka, razi moje oczy. Potrzeby
fizjologiczne dają się we znaki. Dobrze, że wziąłem swoje wiadro.
Ale zaczyna coś w tym pokoju śmierdzieć?
ŁUP! ŁUP! ŁUP!
- Otwieraj! Jest już ósma, a ty ciągle przy tym klocu. Obiecuje ci, że jak skończysz grać to wyrzucę tego grata przez okno!
- Tylko uważaj żebyś go nie zniszczyła, nie jest ubezpieczony.
- Ty mały, pyskaty, gówniany, niewydarzony bachorze! Złaź mi z tego kompa ale już!
- Nie siedzę na nim, przecież wtedy nie mógłbym grać, no i najprawdopodobniej zgniótłby się.
- Koniec z tym. Jak tylko się do ciebie dostanę to ci tak spiorę dupsko, że twoje wnuki będą miały ślad na tyłku.
- Dobrze mamo.
Oh shit! Zapasy jedzenia i picia się skończyły! Co ja teraz zrobię? Muszę przedrzeć się do kuchni. Tak! Tylko jak to zrobić i zostać nie zauważonym? Muszę opracować dobry plan. Wymknę się w nocy, najlepiej o pierwszej, drugiej godzinie. Zejdę po schodach, podkradnę się do kuchni. Mój pokój jest zaraz na przeciwko schodów. Zejście będzie proste. Ale potem nadchodzi druga część, najtrudniejsza. Muszę przejść cały przedpokój, a do przedpokoju przyległe są pokoje rodziców. To nie będzie łatwe. Ale muszę to zrobić. Wyruszam w nocy.
Dobra. Nie było dzisiaj awantur. Dziwne. Coś czuję, że to jest cisza przed burzą. No ale dobra, muszę iść do kuchni. Ostrożnie wychylam się z pokoju. Rozglądam się. O.K. let's go. Droga wolna. Schodzę na palcach przez schody. Zszedłem. Idę powoli. Każdy szelest, każdy odgłos przyprawia mnie o palpitacje serca. Przeszedłem właśnie przez cały przedpokój. To było najdłuższe 7 metrów w moim życiu. Otwieram drzwi do kuchni.
Sszzzzzzzzzzzzz.
Cholera! Jak te drzwi skrzypią! Obudzą wszystkich w domu! Nagle usłyszałem jakiś szelest. Odwracam się. Serce staje mi w gardle. To światło zapaliło się w pokoju rodziców. To koniec. Muszę zwiewać do pokoju. Ale z pożywieniem. Szybka decyzja. Zwiewać, czy iść po żarcie? Postanowiłem. Szybko pobiegłem do lodówki. Zabrałem wszystko co nawinęło mi się pod rękę. Wybiegam z pokoju, patrzę, a tam ona:
Matka.
Już było po mnie. Stała tam z wałkami na włosach i miną, której nie życzyłbym, nawet mojemu największemu wrogowi.
- No i co teraz mi powiesz?
- Eee, no, hmmm, jakby ci to powiedzieć - nagle w mojej głowie zaświtała myśl - łap jedzenie!
I rzuciłem w jej stronę cały prowiant, który nazbierałem. Matka zajęta łapaniem jedzenia, nie mogła złapać mnie. Genialny pomysł. Szybko czmychnąłem na górę, zanim zdążyła się (i jedzenie) pozbierać. Wbiegłem do pokoju i zabarykadowałem się. Udało mi się uciec, ale jedzenia jak nie było, tak dalej nie ma. Będzie krucho ze mną.
Patrzę otępiałym wzrokiem na zegarek. Jest 22 wieczorem. Albo 2 w nocy. Chyba zaczynają mi się dwoić cyfry w oczach. Moje otępienie sięga granic. Dłużej już chyba nie wytrzymam.
ŁUP!
Co to?!
ŁUP!
Co się dzieje?!
- Cholerne drzwi, nie chcą się rozbić!
Aha. To moja matka.
- Mamo to jest szkło hartowane, tak łatwo je nie rozbijesz.
- Zobaczymy.
Powracam do grania. Minuty zamieniają się w godziny, a godziny, w dni. Moja matka cały czas próbuje rozbić szybę. Przy akompaniamencie tych dźwięków, czuję coraz większy ból w żołądku, głowie, otępienie nie zna granic, a moje powieki zaczynają się zamykać...
Budzę się. Ale gdzie ja jestem? Ta sterylna czystość, biel ścian, zasłony powiewające na wietrze. Nie jestem już w domu. Jestem w...
- O wróciłeś do nas! Witamy cię w wojewódzkim szpitalu im. św. Łukasza. Byłeś w śpiączce 10 dni. Nieźle sobie pospałeś!
I śmiejąc się z własnego dowcipu doktor odszedł. Przyszedł następny.
- Jesteś na kroplówce, gdyż musisz odzyskać siły. Grając na komputerze nie jadłeś ani nie piłeś od 5 dni, a nie spałeś przez 7. Twój organizm jest wyczerpany. Musisz tu leżeć przez ok. tydzień. Miłego dnia.
Przyszedł następny lekarz. Podszedł do mnie i klepiąc mnie po twarzy wołał:
- Wstawaj synu, wstawaj, obudź się, wstawaj!
***
Wciągnąłem głośno powietrze. Matka stała nade mną, z rękoma pochylonymi, nad moimi policzkami. Twarz mnie strasznie piekła. Teraz jestem w... moim pokoju?!
- Synku obudziłeś się wreszcie!
- M-mama? Co tu robisz?
- Potknąłeś się na progu domu, przewróciłeś się i zemdlałeś. Dopiero
teraz się obudziłeś.
- Ile spałem?
- 5 godzin. Teraz pójdę zrobić obiad.
Poszła. A więc to był tylko sen? Jakie szczęście. Ale...
- Gdzie jest mój Football Manager? - rzuciłem w przestrzeń.
-
Tu jestem.
Nie to nie jest możliwe.
-
Tu jessstem – zasyczał głos -
Chodźmy zagrać…
- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ