Informacje o blogu

Quot capita, tot sententiae

AFC Tubize

Jupiler Pro League

Belgia, 2008/2009

Ten manifest użytkownika Dzwoniu przeczytało już 1976 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Przygody w Tubize #404.09.2009 20:12, @Dzwoniu

3

Powoli wracałem do zdrowia po pechowym wstrząśnieniu mózgu i innych obrażeniach spowodowanych radością w poprzednim meczu mojej ekipy. Musiałem jednak stawić się w szpitalu na kontrolę. Udałem się więc do miejscowej kliniki, by wykonać zalecenia lekarza. Siedząc  w poczekalni usłyszałem okrzyk z gabinetu lekarza: „Pani Gieniu! Ten stół jest upierdolony!" i klapki woźnej przebiegającej ze szmatą obok mnie. Po szybkim uprzątnięciu miejsca pracy jaśnie pana lekarza zostałem wezwany:

- Dzień dobry, ja na kontrolę przyszedłem - zacząłem. - Jestem umówiony.

- Niewiele mnie to obchodzi - burknął lekarz. - Poza tym już po godzinach jestem. Przyjmuję w każdy piątek od 17 do 18 a teraz jest już 18:02. Widzi pan, że zbieram się już do wyjścia? - i pytając zamachnął się szarmancko szalikiem, okręcając go wokół szyi. Moim zdaniem dziwnie wyglądał w nim i szpitalnym kitlu i klapkach, ale jeśli taka dziś moda...

- Rozumiem, rozumiem - zacząłem zapewniać. I w tym samym momencie podsunąłem w jego kierunku pokaźnych rozmiarów kopertę, wypchaną papierem toaletowym. - To za fatygę - mrugnąłem porozumiewawczo.

- Ekhem! - odkaszlnął lekarz i zamaszystym ruchem wsunął kopertę do biurka, nie sprawdzając nawet zawartości. - Widzę, że wysoko pan mnie ceni, ze względu na objętość wynagrodzenia?

„To działa! - pomyślałem uradowany. - Stare, dobre sztuczki pana prezesa".

- No cóż - uśmiechnąłem się. - Po prostu nie będę czekał tygodnia, a poza tym jest pan podobno najlepszy.

Po krótkiej wizycie dowiedziałem się, że już wszystko w porządku. Miałem się jednak oszczędzać i uważać na następny raz.

Wracając do domu miałem jeszcze wstąpić na chwilę na komendę ustalić szczegóły transportu naszych kibiców na mecz z Bruggią. Minąłem po drodze remizę strażacką z groźnymi JSP na murze. Dotarłem wreszcie do komisariatu i od razu odnalazłem poszukiwanego przeze mnie porucznika Gartenfelda.

- Panie trenerze - powiedział wyciągając rękę na powitanie.

- Wzajemnie - odparłem ściskając rękę. - No więc pytał mnie pan jak przetransportować tych naszych kibiców do Bruggi aby obyło się bez zamieszek. Myślę, że nie trzeba wiele, żeby ich pomieścić wystarczy maluch albo Seicento.

- Jakaś broń, środki bezpieczeństwa?

- Ostry patyk co najwyżej - odparłem uśmiechając się. Doprawdy, czy to będzie jakiś mecz podwyższonego ryzyka, cyrk przyjedzie, będzie wyprzedaż w Carefourze? - Nie wiem czemu pan taki przewrażliwiony panie komisarzu.

- Walczę o spokój i ład na ulicach, ale z drugiej strony cieszę się, że wciąż jest na nich niebezpiecznie i po świecie grasują przestępcy - powiedział. - To dzięki nim mam pracę.

- A ja mam pracę, bo są tacy, którzy lubią patrzeć na bandę facetów ganiających za okrągłym przedmiotem - odparłem z uśmiechem. - Ale teraz naprawdę muszę już iść, pora przygotowywać się na mecz.

Pożegnawszy się z komendantem wróciłem do domu. Ledwo zdążyłem wejść do mieszkania, już usłyszałem dźwięk telefonu.  To znowu dzwonił prezes:

- Słuchaj, weź pogadaj  z tym sędzią - zaczął. - Wpadniesz dziś do mnie, dam ci kasę, dla sędziego. Musimy się ubezpieczyć. Przecież ten arbiter na mecz z Bruggią może być kupiony przez nich! Świat jest dziś pełen oszustów.

- Jasne, będę za godzinę - odparłem. Stary zgred, nie daje spokoju. - A co tam w ogóle słychać u pana?

- A nic nowego - powiedział z westchnieniem. - Mnie biednego bogacza ścigają o to, że odliczałem sobie papier toaletowy od podatku. A, uważasz, to się nie liczy, bo papier jest do dupy w tych sprawach. Jestem załamany i wściekły. I skończyło mi się mleko. Możesz po drodze kupić ze dwa litry?

- To co zawsze? - spytałem. - W porządku, będę przechodził koło Tesco, to wezmę. Tylko, że prezes się jeszcze tym mlekiem Made In Tesco nie zatruł to...

- Dobra, nie mądrzyj się tam, tylko już przychodź - ponaglił Langendris.

- OK, już lecę.

Ruszyłem szybko drogą, po drodze zahaczając o Tesco. Wziąłem mleko i poszedłem do siedziby klubu. W gabinecie siedział już tylko Langendris. Przed nim na biurku leżała już tylko koperta.

- Papier toaletowy? - zagadnąłem, pamiętając dobrą sztuczkę zastosowaną u lekarza.

- Nawet mi kurwa o srajtaśmie nie przypominaj! - prezes wściekle krzyknął i spojrzał na mnie z pianą w pysk... ustach. - Dość się już z tymi biurokratami naużerałem. Masz mleko?

- Tak. Ale czemu pan topi swoje problemy w mleku? Zazwyczaj robi się to w czymś z procentami...

- Jak to? - Langendris nie ukrywał zdziwienia. - Przecież to ma procenty - wskazał na 3,2% tłuszczu. - Coś ci nie pasuje? To przynajmniej tanie procenty.

- No dobrze, a co z tą kopertą dla sędziego, ile tam jest? - zapytałem zmieniając temat.

- 30 euro, no ale ile ty chcesz? Za taką kasę, to bym sprzedał całą kolejkę ligową, a nie jeden mecz.

- No tak, ale ludzie mają różne podejścia do pieniądza- zaoponowałem.

- To znaczy, że mają złe. Masz 30 euro, sędzia też ma być nasz. Jak nie, to sam z nim porozmawiam. Odmaszerować!

Wróciłem do domu przespać się, bo oto już nazajutrz czekał nas bardzo ważny mecz z Clubem Brugge. Następnego dnia wstałem bardzo wcześnie rano, trzeba było przyszykować się do wyjazdu. O godzinie 19 moi zawodnicy byli już rozlokowani w szatni, kiedy wkroczyłem do niej.

- Chłopaki - mówiłem z podekscytowaniem. - Jest szansa na utrzymanie lidera. Musimy tylko powalczyć o jeden punkt. To jest proste jak sikanie.

- A wytłumaczy mi pan dlaczego w tenisie punkty lecą 15-30-40? - wtrącił Gruszczyński.

- Nie, ale mogę pokazać ci włosy z klaty Pete'a Samprasa, które zawsze noszę w portfelu - odparłem i tryumfalnie dałem do obiegu woreczek z włosami.

Kiedy zawodnicy zachwycali się nim, poszedłem spokojnie do pomieszczenia sędziów, porozmawiać o ustawieniu jedynego słusznego wyniku. Sędzia, jako uczciwy oszust, przyjął spokojnie kopertę i obiecał przynajmniej jeden punkt. Usiadłem więc spokojnie w ławce rezerwowych w oczekiwaniu na mecz. Niestety, już w 7 minucie Ezequiel Jerez potknął się wykopując piłkę i ta wpadła do naszej bramki. Żeby było jeszcze gorzej 6 minut później Dusan Djokic podwyższył na 2:0. Taki wynik utrzymał się do przerwy, więc wpadając do szatni byłem wściekły:

- Co wy robicie w ogóle? Jak wy gracie? 2:0, a oni wcale tacy mocni nie są. Zablokuje wam wszystkim Canal Plusa i nie obejrzycie już więcej żadnego Dr. Doma, ani innych wynalazków!

- Spokojnie trenerze, bo zachowuje się pan jak ci furiaci z Newcastle i Sunderlandu. - powiedział Jerez.

- No bez przesady. To już są pijacy i furiaci. Murowany zawał po 50 jak się tak będą zachowywać. Poza tym ja ci nie każę zapieprzać za autobusem do Tubize, prawda?

Następnym pomieszczeniem  jakie odwiedziłem była melina sędziów. Arbiter zapewniał mnie, że wszystko będzie w porządku, więc spokojnie usiadłem z powrotem na ławce. Jednak kiedy w 48 minucie Ivan Leko strzelił na 3:0, wiedziałem, że sędzia nas oszukał. Co za oszust z niego, w tym kraju nawet łapówki są nie pewne. Tak się nie robi, to nieuczciwe! Przegraliśmy 0:3, a ja wpadłem do pomieszczenia sędziowskiego po meczu razem z Jorisem di Gregorio.

- Czy ty wiesz szmato, jak wygląda pan Langendris? - krzyczałem wymachując metalowym elementem wyrwanym z ławki rezerwowych.

- Ma pejsy...- rzekł stropiony arbiter.

- Czy wygląda jak dziwka?! - krzyknąłem.

- Nie...

- To dlaczego chciałeś go wydymać?!

-Ja?...

- Tak ty! Chciałeś go wydymać. A dymać pana Langendrisa może tylko.... to znaczy nikt nie może. Więc gadaj szmato, gdzie te pieniądze?!

- W szafce. Tej stojącej.

Di Gregorio wyjął kopertę, przeliczył, powiedział „We're happy" i wyszedł. Wtedy wpadł do pomieszczenia sam Langendris, wyrwał mi kawał żelastwa z ręki i przywalił nim sędziemu w brzuch. Arbiter zwinął się z bólu i upadł, a ja zapytałem:

- Co teraz będzie?

- Powiem ci co teraz będzie - odparł Langedris. - Zawołam paru czarnuchów z palnikami i obcęgami, żeby sobie z panem oszustem popracowali. Zrobią mu z dupy jesień średniowiecza. Pan sędzia-oszust spędzi resztę krótkiego życia wyjąc z bólu. A ty idź. I postaraj się w następnym meczu. Z tym arbitrem do czynienia już nie będziemy mieli.

Wieczorem usłyszałem w radiu: „Dziś wieczorem znaleziono okaleczone zwłoki arbitra piłkarskiego. Policja bada ślady. Oto co powiedział komendant policji: „Sprawa jest ciężka. Jeśli czegoś się dowiemy, od razu zaczniemy cokolwiek robić. Ale nie jestem pewien czy warto likwidować całą przestępczość. Nie chcę tracić pracy"... A teraz przechodzimy do dalszych ploteczek i skandali - trajkotała spikerka... Paris Hilton stwierdziła, że Wayne Rooney jest brzydszy od Crystiano, ale w gruncie rzeczy nie za to mu płacą...."

Osobiście nie żałowałem pana sędziego. Oszukał nas, oszwabił, straciliśmy 3 bardzo ważne punkty. Zasłużył na śmierć. „Trzeba będzie kiedyś podsunąć Langendrisowi Webba - pomyślałem. - Wreszcie byłby spokój".

Zaraz potem położyłem się spać, by następnego dnia ruszyć do rozpracowywania naszego następnego rywala.

*******************************

Aby podnieść morale mojej ekipy po nieuczciwej porażce w Bruggi i dodatkowo zintegrować zespół postanowiłem zabrać ich na festyn rolniczy odbywający się corocznie w Tubize. Tylu atrakcji jeszcze nigdy zresztą nie widziano, bo gdy kierownictwo imprezy dowiedziało się, że przychodzi najlepsza miejscowa drużyna piłkarska, jeszcze podwoiła środki. Było więc obieranie kartofli na czas (Barisic już wiedział, co będzie robił do końca dnia), konkurs na najlepszą przystawkę z mieszanki prosa i mlecza, wyścigi ciągników marki „Ursus", czy konkurs na najlepszą pracę pisemną w dziedzinie łąkarstwa stosowanego. Do tego uczestnicy mogli obejrzeć wystawę największych bakłażanów na świecie i napić się pysznego koktajlu lenno-marchewkowo-buraczanego. Impreza wyjątkowo się udała, a jako że impreza była świetna i nikt nie chciał odchodzić, a czas już było kończyć, świetnym rozwiązaniem okazał się striptiz Dennisa Masiny, który spowodował opuszczenie miejsca festynu w rekordowym czasie przez licznych uczestników. Zadowoleni wróciliśmy do domów, by następnego dnia zameldować się w klubie na bardzo ważnym treningu przed meczem z Mouscron.

Następnego dnia gromadka piłkarzy zgromadziła się w klubowych dresikach przed budynkiem klubu.

- Panowie - zacząłem. - Dzisiaj nie będziecie musieli wyjątkowo nosić piwa na treningu.

Głośne „Hurra!" odbiło się echem na małym placyku.

- W zamian za to wykonacie prace społeczne - kontynuowałem. - Macie posprzątać cały stadion, bo ostatnio strasznie usyfiony słonecznikiem i jakąś śliną jest. Potem macie poznosić do piwnicy pana prezesa zapas drewna i skosicie mu trawnik. A ty nie będziesz robił tego co reszta drużyny - zwróciłem się do ucieszonego di Gregorio. - Weźmiesz rowerek i polecisz doręczyć ten list na adres do Brukseli. Prezes nie chce wydawać pieniędzy na znaczek, a do tego pocztą będzie szło te 50 km jakieś 5 dni, więc teraz już zasuwaj.

Drużyna pobiegła do domu Langendrisa, di Gregorio wsiadł na rower, a ja położyłem się na leżaku i popijałem piwo z piwnicy (jak to dobrze, że kazałem je składować, a nie wypijałem całe od razu). Kiedy zaczęło się już ściemniać wrócili moi umorusani podopieczni, a di Gregorio przyjechał zdyszany na rowerze. Kazałem wszystkim rozejść się do domów, został jedynie mój bramkarz Kim-Myong Gil:

- Panie trenerze - powiedział. - Kim Dzong-Il miał ostatnio urodziny. Ale ja niestety zapomniałem swojego loginu do Naszej-Klasy i dlatego w ogóle nie wiedziałem o tym, bo nie mogłem sprawdzić przypomnieć, ani napisać jakiegoś fajnego komcia w jego profilu. I teraz może stać się coś strasznego...

- Zabije cię? Zrzuci na Belgię bombę atomową? - spytałem przestraszony.

- Eee, to by było nic. On może mnie usunąć ze znajomych i skasować wszystkie focie z jego profilu, na których jestem ja. Do tego zabierze mi ten prezent, który kupił za 15 eurogąbek... Co ja zrobię...

- Ech, po prostu powiedz mu prawdę, że zapomniałeś loginu.

- Prawdę? - zapytał zdziwiony Kim. - Nigdy tego nie robiłem. Ale to rzeczywiście może zadziałać! Dzięki trenerze!

I pożegnawszy się ze mną, wrócił do domu. Ja zaraz po uprzątnięciu leżaka, również udałem się do swojego mieszkania, bo już jutro czekał nas bardzo ważny mecz z Mouscron na stadionie w Tubize.

Spotkanie o 18 wywoływało wiele emocji. Byliśmy nieznacznymi faworytami, ale trzeba było się bardzo sprężyć, by zainkasować trzy punkty. Postanowiłem więc ostro zmotywować zawodników w szatni:

- Chłopaki, mamy niesamowitą szansę zdobyć bardzo ważne 3 punkty. O mistrza nie walczymy, ale im szybciej zdobędziemy sporo punktów, tym spokojniejsi będziemy o utrzymanie.

- Trudny mecz to będzie - wtrącił Vandelanoitte. - Zdobyć 3 punkty nie łatwo jest. Nawet gdy rywal potęgi nie prezentuje on.

- A temu co odwaliło? - spytałem. - Czy ktoś go zrzucił na szklarnie, że aż mu popierdoliło mowę?

- Nie - odparł Barisic. - On się naoglądał za dużo Gwiezdnych Wojen, a jego idolem stał się Yoda. I teraz mówi jak on.

- Nie czepiaj ty się mnie. Twoje oskarżenia nie słuszne są - powiedział Vandelanoitte.

- Spierdalaj - zripostował po mistrzowsku Barisic.

Vandelanoitte nie zdążył już nic odpowiedzieć, bo sędzia wezwał obie drużyny na boisko. Pierwsza połowa była nudna jak flaki z olejem. Albo jak odchody nosorożca. Albo jak słoń otwierający słoik dżemu. Dość powiedzieć, że w 21 minucie di Gregorio strzelił gola i wyszliśmy na prowadzenie 1:0 do przerwy.  W przerwie nawet nie wchodziłem do szatni, bo okazało się, że muszę rozdać autografy fanom. Po złożeniu 5 podpisów (tak, tak, fanklub się rozszerzył) udałem się powrotem na ławkę i czekałem na mecz. Już wydawało się, że dowieziemy ten wynik do końca, ale niestety - w 78 minucie Idir Ouali strzela gola dla Mouscron i remisujemy pechowo mecz.

Na konferencji pomeczowej było spokojnie. Jedyne roszczenia zgłaszał jakiś durny dziennikarz, który dostał (zasłużenie zresztą) mikrofonem w głowę. Stwierdził, że jest kibicem Standardu Liege, a Moda na Sukces to jakieś durne rzępolenie. Powinien się cieszyć, że nie poleciało krzesło. Po konferencji udałem się jeszcze na chwilę do gabinetu prezesa:

- Dobry mecz, a najbardziej cieszy pozycja - pogratulował Langendris. - Ale podobno wziąłeś się na honor i nie przykupiłeś sędziego. Więc oddaj te 30 euro.

- Ale niestety ich nie mam - odpowiedziałem ze smutną miną. Wydałem je przecież, ten żydek i tak za mało mi płaci.

- A co się stało? - zapytał prezes.

- Eee... No więc, dałem na płyty. Siostrzeńcowi...  Taka zachęta do nauki. Ma już 24 lata, musi się wziąć do nauki, niedługo matura...

- Matura?!

- No to niech będą egzaminy na studiach - odparłem z uśmiechem. - Pan prezes daruje, taka premia za miejsce w lidze.

- Dobra, daruję ci - rzekł łaskawie Langendris. - Ale teraz leć już do domu, bo późno, a ja chcę zostać sam bo... bo chcę zostać sam.

Wróciłem więc do mieszkania i rzuciłem na łóżko. Następne mecze już niedługo, a ja będę miał nazajutrz występ w Futbol InternetCafe. Więc trzeba być wypoczętym.

 


 

Proszę o opinie i komentarze.

Tabela.

Dla zainteresowanych - poprzednia część opowiadania.

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.