Serie A TIM
Ten manifest użytkownika demrenfaris przeczytało już 969 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
W poprzednim odcinku wspominaliśmy pierwsze kroki Jamesa McGinleya, Irlandczyka który postawił sobie za cel odbudowę Grande Torino, w nowym klubie. Jaki był dalszy ciąg tej historii?
Z upływem sezonu, Torino powoli dojrzewało, z drużyny potrafiącej sprawić niespodziankę przemieniało się w maszynę do zwyciężania, silną, przebojową – i co najważniejsze – skuteczną. Zwycięstwa z takimi firmami jak Genoa, Parma, czy remis na San Siro z Milanem zmieniły sposób postrzegania McGinleya w całych Włoszech. - Trener stał się cudotwórcą, nauczył nas wygrywać. Graliśmy niewiarygodnie ofensywnie, a jednocześnie byliśmy coraz skuteczniejsi. -wspomina Tomaso Miccoli, wtedy nastolatek, dziś szef klubu kibica Torino. Jednak najlepsze w tym sezonie miało dopiero przyjść. Okienko transferowe zaczynało się z pierwszym stycznia 2009 roku...
Matteo Simone, dziennikarz Głosu Turynu pisał:
Dwa zwycięstwa i dwa remisy – dorobek skazywanego na pożarcie Torino w nowym roku jest imponujący. Choć McGinley zrobił praktycznie jeden transfer – drużyna jest odmieniona. Przed sezonem mówił o potrzebie posiadania lewego obrońcy. Dostał takowego dopiero dziś. Marchese jest kapitalny! Tylko czekać hitu, który już zapowiedział prezes klubu. Z takimi aspiracjami już niedługo możemy się doczekać prawdziwych derbów Turynu!
Mieszane uczucia budził natomiast drugi transfer. Miccoli wspomina. - Pamiętam obruszenie na forach internetowych, McGinleya oskarżali wręcz o nepotyzm, pisano że wszyscy Polacy to jedna rodzina. Kikuta nikt wtedy nie znał, ale prawda jest taka, że to był kawał niezłego zawodnika. Potrzebowaliśmy prawego obrońcy na ławkę i Polak zrobił w sezonie to, co do niego należało. A że u nas kariery nie zrobił... Po sezonie i tak był Grek... - Trzeba jednak przyznać, że kupując przed sezonem Commotto z Fiorentiny, Torino mocno przepłaciło. Jednak włoski prawy obrońca grał dla McGinleya zaledwie sezon, w lipcu 2009 roku przenosząc się do Turcji. Póki co był jednak podstawowym zawodnikiem górującego w tabeli Torino. Z prawdziwym hitem transferowym, wciąż się jednak wstrzymywano.
- Sinama Pongolle! Ależ to była niespodzianka. Spodziewaliśmy się obrońcy, pomocnika... Dostaliśmy zawodnika na szpicę. Wtedy, no cóż, Sinama nie był postacią zupełnie anonimową, ale mimo wszystko traktowano go jako zawodnika na dorobku. - tłumaczy Andrea. Niemniej, w tym debiutanckim sezonie wyceniany przez Torino na 10 milionów euro napastnik grał wybornie, tworząc z Bianchim prawdziwy duet marzeń – Rolando zaliczył 32 trafienia, a Francuz 12 – w 17 spotkaniach! Należy dodać, że przez pierwsze 10 meczów trafiał nieustannie, McGinley był wtedy powszechnie nazywany królem polowania. Pongolle jeszcze przez kilka dobrych lat miał stałe miejsce w tzw. 'jedenastce McGinleya' (kibice Torino tworzyli takie zestawienia od 2003 roku dla każdego trenera prowadzącego klub), legitymując się średnią bramek oscylującą wokół 0,6 gola na mecz. Z zespołu marzeń miał go wykopać dopiero fenomenalny wychowanek, Loreto Lo Bosco, który w momencie przyjścia Francuza do klubu wciąż nosił sprzęt za gwiazdami drużyny...
Torino pięło się do góry w tabeli, na miesiąc (i pięć spotkań do końca ligi) zajmując siódmą, premiującą awansem do europejskich pucharów lokatą. Wtedy przyszedł pojedynek z Atalantą Luigiego Del Neriego. Pierwszy pojedynek między tymi dwoma panami wygrali Bergamczycy 2-1. Potem Atalanta wyeliminowała Torino z pucharu Włoch (po kuriozalnych sytuacjach, trzech golach w dogrywce i remisie 2-2 u siebie), po których irlandzki szkoleniowiec wręcz buchał gniewem. To spotkanie miało być jednak szczególne.
- Wyszliśmy dwoma obrońcami, grający po bokach Marchese i Commotto grali jak skrzydłowi, niemal nie schodząc z połowy rywala. Torino oddało w tym meczu przeszło 30 strzałów, jednak Atalanta broniła się niestrudzenie. Po bodaj godzinie strzelił Pongolle... ale odpowiedź gości była natychmiastowa. Później przyszło bicie głową w mur, żółta kartka za symulowanie faulu Bianchiego... i on nie wytrzymał. Ciskał się niesamowicie, a Del Neri jeszcze go podjudzał przeklinając, gdy w pobliżu nikogo nie było. - Już po spotkaniach pucharowych obaj trenerzy byli skłonni do bijatyki. Jednak tym razem Irlandczyk rzucił się na Włocha z pięściami. Odciągnęła go dopiero interwencja ochroniarzy. - Jakim cudem go nie zwolnili? Cóż, chyba miał zwyczajnie niewiarygodne szczęście. - W nieszczęściu, gdyż krewki menedżer od ręki dostał zakaz stadionowy (ważny do zakończenia rozgrywek). Prowadzący drużynę asystent nie wytrzymał ostatecznie presji i Torino wylądowało na dziewiątej pozycji, tracąc zaledwie dwa punkty do zajmującej ósmą, gwarantującą występ w Pucharze Intertoto Romy. Irlandczyk uznał to w swoich pamiętnikach za jedną z największych życiowych porażek. Jednak lekcja nie poszła na marne, a szkoleniowiec utemperował swój temperament - podobna sytuacja wystąpiła później u niego raz, po fatalnym meczu pewnej reprezentacji z Łotwą...
Jednak, jak się później okazało, miał nigdy nie pokonać swego największego rywala w bezpośrednim spotkaniu – pierwszy mecz z Atalantą Irlandczyk miał wygrać dopiero w 2012 roku, w kilka miesięcy po odejściu Del Neriego z Bergamo.
W czerwcu przyszedł czas na posezonowe podsumowania. To, co zrobiło największe wrażenie na komentatorach to taktyka Torino. Przeszło osiemdziesiąt bramek w 38 spotkaniach zespół osiągnął mimo tragicznej skuteczności i małej liczbie punktów. Druga ofensywa w lidze miała jednak współpracować piętnastą defensywą – Turyńczycy stracili aż 60 bramek. 29 goli w Serie A strzelił Bianchi (uznany trzecim piłkarzem sezonu i odkryciem roku we Włoszech), zaś aż 15 asyst zaliczył joker z prawdziwego zdarzenia – Andrea Gasbarroni, zdecydowanie najlepszy lewoskrzydłowy ery McGinleya - i mieszczący się w piątce najlepszych w następnych kilku dekadach (jako pierwszy przyćmić miał go inny znakomity joker rodem z Czarnogóry, który specjalizował się jednak w strzelaniu bramek). Świetny wynik przetrwał cztery lata, w 2012 roku pobił go dopiero legendarny Fernando Forestieri. Później rekord śrubowano jeszcze kilkukrotnie, jednak zawsze dokonywali tego zawodnicy pierwszego składu – takiego rezerwowego jak Gasbarroni ze świecą szukać było w kolejnych odsłonach Torino McGinleya.
Kolejne sezony miały przynieść więcej krwi i potu. Ale i sukcesy miały w końcu zawitać na Stadio Olimpico...
W następnym odcinku:
Dole i niedole sezonu 2009/2010 w Turynie
Letnie wzmocnienia drużyny
Bój o europejskie puchary
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Stawiaj na dwie taktyki |
---|
W okresie przygotowawczym warto przyuczać piłkarzy do dwóch taktyk – np. domowej i wyjazdowej. Piłkarze łatwiej będą dostosowywać się do zmiany ról w trakcie sezonu i będą lepiej przygotowani taktycznie do spotkań. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ