Vanarama National League North/South
Ten manifest użytkownika Yodarj przeczytało już 1119 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Piątkowy wieczór. Poznańskie latarnie powoli budzą się do życia, oświetlając ulice zadymione setkami samochodów. Zbliża się weekend, w związku z tym Polska tradycja nakazuje wyjść na zewnątrz i zapić szarą rzeczywistość. Moje wcale nie skromne cztery litery chcą się ruszyć, nie mogę im na to nie pozwolić.
Polska! Piękny kraj, pełen bezdomnych ludzi, psów i kotów, gdzie lud co chwilę strajkuje, chcąc coraz wyższych zarobków. Pracy nie brakuje, ale płacy już tak. Kryzys dopadł nas w momencie największego rozrostu gospodarczego, a my nic z tym nie robimy. Walimy głową w mur albo chowamy ją w piasek, pragnąć przeczekać najgorsze. Tak, to tutaj matka wydała mnie na świat. Tutaj skończyłem szkołę podstawową, potem gimnazjum liceum i w końcu akademię ekonomiczną na wydziale zarządzania kierunek finanse i rachunkowość. Aktualnie pracuję jako kucharz w lokalnej restauracji na Dębcu. Praca słabo płatna, ale na życie z matką wystarczy.
Przyjaciele? Mam paru tu i ówdzie. Razem z nimi często wychodzę na miasto, marząc o lepszych czasach i innym kraju. Wielu kolegów z dawnych lat powyjeżdżało do USA, Francji, Wielkie Brytanii czy Hiszpanii w pogoni za chlebem i winem w niższej cenie. U nas wszystko piekielnie drogie, waluta idzie w dół, wszystko drożeje. Żyć nie umierać.
Na imię mam ...
- Leopoldzie!! Leopoldzie!!
Tak właśnie mam imię. Słowa te wypowiedziała moja matka. Mieszkam z nią sam, ojciec umarł kilka lat po moich narodzinach. Mieszkanie nasze znajduję się na Dębcu, niedaleko wcześniej wspomnianej restauracji.
- Leopoldzie!! Chodź tutaj szybko!!
- Idę mamo! - krzyknąłem i natychmiast udałem się do salonu. Na stole przed moją matką leżała średniej wielkości paczka.
- Spójrz tylko, synku, paczka od ciotki Doroty z Walii! - powiedziała podekscytowana kobieta - przesyła serdeczna pozdrowienia i w obliczu narastającego kryzysu w Polsce zaprasza nas do siebie. Mamy niezwłocznie się do niej wybrać. Przesłała również mapę Newport, która niegdyś należała do jej zmarłego męża.
- A Ty? - spytałem matkę.
- Ja? Oczywiście, że jadę z Tobą! Nie mogę Cię zostawić - powiedziała i podała mi mapkę.
Dostałem do rąk świstek papieru i natychmiast go rozwinąłem.
Miasto wyglądało dość ... chaotycznie. Mapa była raczej dokładna. Na czarno zaznaczony był kort, na którym odbywają się jakieś zawody w snookerze, zaś niedaleko znajdował się stadion. Na zielono zaznaczone było miejsce, do którego mamy się udać.
Szybkie zajrzenie do internetu, wikipedia -> Walia, Newport. Miasteczko położone na południu, w którym zamieszkuje 140 tysięcy ludzi. Dzieli się na 20 dyskrytów, lokalne to: Newport Rugby Club (klub rugby) oraz Newport County (klub piłkarski).
Decyzja zapadła dość sprawnie. Jeszcze tego wieczora pożegnałem wszyscy przyjaciół i już następnego dnia siedziało w mało wygodnym samolocie. Wreszcie coś w moim życiu zaczęło się dziać. Zatrudnię się jako pomywacz, potem awansuje na kucharza, a w końcu na szefa kuchni. A może kiedyś założę własną restaurację! W końcu znam się trochę na przedsiębiorstwach.
Sobotni wieczór minął nam na pytaniu przechodniów o zielony punkt bądź chociażby postój taksówek. Większość miejscowych omijała nas, tłumacząc się pośpiechem do domu, aż w końcu jeden dobry człowiek pomógł nam, wskazując miejsce postoju taksówek. Jak się okazało, był to turysta z Francji i sam miał początkowo problem.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, moim oczom ukazał się wielki dom. Przyznam, robił olbrzymie wrażenie. Zbudowany był z czerwonej cegły, a otaczał go piękny ogród.
- Natasza! Leopold! Good to see you!! - wykrzyczała średniego wzrostu kobieta w drzwiach.
- Dorocia!! Ależ się stęskniłam! - krzyknęła moja matka i już po chwili tonęły sobie w objęciach.
Ja wypakowałem wszystkie bagaże i udałem się do ogrodu. Przyznaję, że czerwcowe kwiaty w Walii wyglądają kilkakrotnie piękniej niźli w Polsce. Tutaj naprawdę można poczuć lato, mimo wilgotnego klimatu.
- Chodźcie do środka, pokażę Wam pokoje - powiedziała łamaną polszczyzną ciotka.
Dom wewnątrz również prezentował się okazale. Liczne pamiątki z podróży po całym świecie, bogato zdobione meble i okazałe obrazy. Przytłoczony nieco wielkością tego wszystkiego, udałem się natychmiast do pokoju, zabrawszy wcześniej gazety. Zacząłem od razu szukać pracy. Przejrzałem parę gazet, ale większość ofert była przestarzała bądź mało interesująca. W końcu trafiłem na coś ciekawego.
Niżej były opisane inne profity płynące z tej posady - darmowe bilety na mecze Newport County, litr mleka za każdą przepracowaną godzinę i ołówek z logo klubu. Było to o tyle ciekawe, że Newport County to walijski klub, który, podobnie jak Swansea City czy Cardiff City, gra w lidze angielskiej. Największe sukcesy odnosili na początku lat 80, kiedy doszli aż do 1/4 finału Pucharu Zdobywców Pucharów, po tym, ja wygrali Welsh Cup. Po licznych perturbacjach, aktualnie znajdują się w Conference South i nie mogą wyjść z dołka.
Po umówieniu się z sekretarzem (co nieco mnie zaskoczyło, gdyż zazwyczaj uświadczyć można sekretareczki, najczęściej młode i z pięknym głosem), niezwłocznie udałem się do budynku klubowego. Stadion nie zrobił na mnie wrażenia, mieści ledwie 4300 ludzi, co przy stadionie na Bułgarskiej niewiele. Aczkolwiek trzeba przyznać, że okolice stadionu były znacznie bardziej zadbane i czyste. Na wejściu przywitał mnie około 50-letni mężczyzna:
- Aaa, hello, witam, proszę wejść. Pan w sprawie pracy pomywacza, prawda? Pan prezes aktualnie odbywa rozmowę, proszę poczekać przed jego gabinetem, Panie ...
- Leopold. Leopold Marczewski.
- Aaa, Polak! Doskonale, Polacy od zawsze uważani są za sumiennych i pracowitych - powiedział z lekką ironią.
Udałem się pod gabinet prezesa. Na drzwiach dumnie wisiał napis "Chris Blight". Z wewnątrz dobiegała gwałtowna rozmowa, z której ciężko było cokolwiek zrozumieć. Dało się jedynie co jakiś czas usłyszeć słowa takie jak "fuck" "shit" "asshole" "son of the bitch", które każdy przeciętny Polak by zrozumiał, to i ja nie miałem z tym problemu. Po chwili z gabinetu wybiegł czerwony ze wściekłości mężczyzna, spojrzał na mnie morderczym wzrokiem i natychmiast udał się do wyjścia. Za nim wyszedł średniego wzrostu i wieku, lekko łysawy mężczyzna z wyraźnie przestraszoną miną.
- Pan do mnie?
- Tak, tak. Ja w sprawie pracy pomywacza ...
- Yhy, dobrze, zapraszam. Zaraz Pan Szynglaum przyniesie kawę - powiedział i wpuścił mnie do środka.
Gabinet wyglądał dość przeciętnie. Na stole znajdowało się parę cygar, sterta podartych kartek, zaś po lewej od wejścia stała gablotka z klubowymi trofeami, koszulkami i szalikiem. Po chwili przyszedł prezes.
- Proszę usiąść - powiedział wskazując krzesło i stawiając na stole dwie kawy, zalatujące nieco żelazem - a więc mówi Pan, że stanowisko zmywacza Pana interesuje, panie ...
- Marczewski. Leopold Marczewski. Owszem, wyczytałem to tutaj - powiedziałem, podając prezesowi wycinek gazety. Prezes przelotnie spojrzał na kawałek i oddał mi go.
- Dobrze, dobrze ... Zna się Pan może trochę na trenerce? - spytał prezes nieco załamanym głosem. Serce stanęło mi w gardle.
- No ... trochę ... trenowałem jakieś małe klubiki młodzieżowe w Polsce, licencję trenera mam ... - tyle zdołałem wycedzić przez zaciśnięte zęby.
- Bo widzi Pan, człowiek, który przed chwilą opuścił mój gabinet, to Dean Holdsworth, trener ... były trener naszego klubu - zaczął prezes - Przyszedł do mnie z prośbą o podwyższkę, roczny zapas wody "Welsh Water" i paczkę cygara co tydzień. Ja niestety, z powodu niewysokiego budżetu klubowego, nie mogłem zapewnić mu należytego kontraktu. "Nieco" się zdenerowował i opuścił nasz klub, w związku z czym mamy aktualnie wakat na tym stanowisku. Byłby Pan zainteresowany?
- Ja ... yyy ... - próbowałem, naprawdę próbowałem coś powiedzieć.
- Oczywiście zrozumiem, jeśli Pan odmówi. To nie jest łatwa praca. Wymaga żelaznej psychiki, cierpliwości i dobrego podejścia do ludzi. Pan jest jeszcze młody. Aczkolwiek płaca jest nieco wyższa niż na stanowisku zmywacza - powieedział prezes.
- Ja ... chętnie ... jeśli byłoby to możliwe ... - odparłem.
- Doskonale!! Fantastycznie!! - powiedział prezes, wstał i klasnął w dłonie - Proszę wypełnić tą metryczkę, jeszcze dzisiaj sporządzimy kontrakt i jutro dokonamy oficjalnego podpisania. Po Pana wyjściu zorganizuję konferencję, na której ogłoszę całemu Newport przyjście nowego trenera. Nawet Pan nie wie jak się cieszę.
A mówią, że to kobieta zmienną jest. Jeszcze przed chwilą ten mężczyzna miał strach w oczach. Nie minęło parę minut i zaczęło zbierać mu się na płacz. A teraz skacze przede mną, jakbym mu przyniósł wspaniała nowinę. A ja tylko chciałem pracę.
- Proszę, oto metryczka - prezes podał mi zieloną kartkę - tutaj proszę wpisać imię, nazwisko, narodowość i tym podobne. W funkcji klubowej proszę wpisać "menedżer".
Wpisałem wszystko zgodnie ze wskazówkami. Przyznam, że funkcja "menedżer" brzmi bardzo dumnie.
- Doskonale, Panie Mar ... Mar ... Leopold! - wykrzyczał prezes.
Po tym udaliśmy się do wyjścia. Prezes zatrzymał się przy sekretarzu i zaczął omawiać warunki kontraktu, ja zaś udałem się do domu.
Po wejściu do taksówki ogarnął mnie nagły strach. A co jeśli nie podołam? Pokłócę się z piłkarzami? Asystent będzie mną manipulował? Poczułem gęsią skórkę i wszechogarniający zimny pot. Nagle usłyszałem wołanie, jakby znikąd:
- Halo?! Słyszy mnie Pan?! Panie, jesteśmy na miejscu! Czy do Pana coś dociera? No co Pan robi takie oczy, jakbym Panu usta do gwinta przyłożył? Jesteśmy na miejscu, Pan tutaj mieszka! - krzyknął do mnie taksówkarz. Ocknąłem się, podziękowałem i udałem do domu. Na miejscu zastała mnie ciotka z cudowną nowiną.
- Słyszałeś Leopoldzie? Prezes pokłócił się trenerem Newport County, po czym zatrudnił nowego. Jakiś młody i ambitny Polak! Ah, nasi to się wszędzie wcisną - wykrzyczała ciocia.
- Ciociu, czy ja jestem ambitny?
- No, jesteś. A dlaczego?
- A młody?
- No chyba tak. Masz dopiero 27 lat. Ale skąd te wszystkie pytania?
- Bo to o mnie piszą.
Ciocia stanęła jak wryta w ziemię. Mama, która aktualnie przenosiła kawę na tacy do salonu, spojrzała na mnie, a jej oczy powiększyły się kilkakrotnie. Poczułem potrzebę udania się do łazienki.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zadbaj o zgranie |
---|
Dobrze jest nie pozostawiać treningu przedmeczowego na głowie asystenta w trakcie okresu przygotowawczego. Przed sezonem drużyna powinna intensywnie pracować nad zgraniem, podczas gdy asystent często od tego odchodzi. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ