Vanarama National League North/South
Ten manifest użytkownika Yodarj przeczytało już 1260 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Sny. Wytwór naszej wyobraźni, ujawniający się w chwili, gdy śpimy. Skąd one pochodzą? Czym są? Jedni naukowcy śmiało forsują teorię, że to imaginacja naszych pragnień. Inni zaś twierdzą, że lęków.
Ta noc była wyjątkowo niespokojna. W mojej głowie kotłowało się od nadmiaru wrazeń dnia poprzedniego. Na myśl przychodziły spektakularne mecze, zakończone równie niespodziewanym finałem. Choćby same finały LM - wspaniałe zwycięstwa Barcelony w 92' lub 06', mieszały się z bolesnym porażkami z 94' (Milan 4-0 Barcelona) czy też z 99' (Bayern 1-2 Manchester). Pamiętam ten ostatni mecz, rozpacz Baslera, załamanie Kahna.
Jednak skąd to się bierze? Dlaczego moja wyobraźnia serwuje mi w ramach nocnej wyżerki sny o lidze mistrzów, pucharach krajowych czy mistrzostwach świata? To jest moje pragnienie, nie mogę temu zaprzeczyć, jednakże również lęk - lęk przed spektakularną porażką, zniweczeniem wszelkich marzeń na wstępie. Być może każdy naukowiec, badający teorię snu, ma po części rację ...
Z nocnego czuwania zbudził mnie krzyk:
- Leopoldzie! Chodź tutaj, szybko!!
Wstałem szybko i nie dbając o to, aby się ubrać, ruszyłem w stronę głosu. Głowa jeszcze nie ochłonęła po nocnej kontemplacji, gdy nagle zza rogu wyskoczyła matka wraz z ciotką.
- 28 lat długich lat Cię wychowywałam i mam nadzieję, że nie pójdą one na marne - zaczęła matka z uśmiechem na twarzy - dzisiaj jest szczególny dzień i trzeba go należycie uczcić. Dlatego zanim raczysz wyjść ze swojego pokoju, ubierz się trochę.
28 lat? Specjalny dzień? Urodziny!! Z nadmiaru wszelkich wrażeń na śmierć zapomniałem - dziś jest 25 czerwca. To ciekawe, jak to człowiek potrafi z łatwością zapomnieć o rocznicy własnych narodzin. Akurat się ciekawie złożyło, że dzisiaj mój pierwszy dzień pracy w klubie - wyśmienity prezent.
- Leopoldzie - pierwsza przy stole odezwała się matka - doskonale rozumiemy, co Cię dzisiaj czeka, dlatego nie będziemy Cię długo trzymać w domu.
- Dziękuje mamo - odpowiedziałem, zaczynając jeść śniadanie.
- Tak Leopoldzie - odezwała się w końcu ciotka - mam nadzieję, że nie będzie rozczarowany, że nie będzie wielkiej imprezy z balonami i stripteaserkami, ale zdajesz sobie sprawę, jak zmieniło się ostatnio Wasze życie.
- Ciociu - odpowiedziałem z uśmiechem - doskonale wiem, co się dzieję, i wcale nie spodziewam się imprez, zabaw i fajerwerków. Cieszę się, że jesteś tu ze mną i mamą, pomagasz nam zaadaptować się do nowego otoczenia i to jest najlepszy prezent, jaki mogę sobie wyobrazić.
Przyznam szczerze, że męczy mnie takie słodkie pierdzenie. Ale czego się nie robi dla dobrych stosunków w rodzinie.
- Słodki jesteś, Leopoldzie, matka dobrze Cię wychowała. Proszę - powiedziała ciocia, wyciągając paczkę - oto Twój prezent. Niewiele, jak sądzę, ale mamy nadzieję, że się ucieszysz. To wspólny prezent ode mnie i matki.
Otworzyłem pudełko i wyciągnąłem całą zawartość. Suma sumarom nie zdziwiło mnie to, co tam znalazłem - koszulkę Newport County, szalik, metalowy herb na ścianę oraz butelkę domowego, walijskiego ajerkoniaku.
Przyznaję, że wielkość robiła wrażenie.
- Dziękuję - powiedziałem - bardzo dziękuje. Teraz udam się do pokoju, a później już do klubu. Dzisiaj czeka mnie podpisanie kontraktu i oficjalne omówienie strategii. Także proszę o wybaczenie, miłym paniom, i do zobaczenia wieczorem. I dziękuje raz jeszcze.
Ukłoniwszy się, poszedłem do pokoju. Wypakowałem cały prezent, a następnie przywiesiłem go na ścianę. Od dzisiaj to mój klub i nie wypada nie mieć choćby jednego gadżetu z nim związanego.
W drodze do budynku klubowego znowu napadł mnie myślotok. Złe mieszały się z dobrymi. Obawy z pragnieniami. Marzenia z lękami. Mam nadzieję, że to przejdzie.
"Szczegóły, szczegóły" dobiegł głos z wewnątrz. To Szynglaum, podstarzały sekretarz prezesa. Najwidoczniej omawiali ostatecznie warunki kontraktu. Moje wejście wywołało na twarzy obu spory uśmiech.
- Ooo, Pan Marrrrr ... Mar ... muszę się nauczyć tego naziwska - odezwał się prezes.
- Proszę mi mówić Leo, po prostu - odpowiedziałem pewnie.
- Doskonale! Tak więc, Leo, zapraszam do gabinetu. Kontrakt przygotowany i ustalony w najmniejszych szczegółach. Panie Jakubie - zwrócił się do swojego sekretarza - proszę zrobić nam kawę.
W gabinecie nic się nie zmieniło. Może poza tym, że na stole leżały trzy cygara mniej.
- Usiądź proszę Leo, oto kontrakt - powiedział, kładąc na stole kawałek papieru - mogę zaoferować jedynie półzawodowy, zarobki 300 € tygodniowo. Płace i pieniądze na transfery zależne są od tego, co chciałbyś osiągnąć.
- Chce wygrać ligę - wypaliłem zupełnie nieświadomie. W gabinecie zapadła cisza.
- Wygrać powiadasz? Jeśli chcesz to uczynić, mogę przeznać 6,5 tysiąca € na transfery i tyleż samo na płace. Jednakże jeśli Ci się nie uda - tutaj prezes przerwał. Nie ma co, ten człowiek umie budować napięcie.
- Rozumiem, doskonale rozumiem Panie prezesie. Postaram się dołożyć wszelkich starań, żeby wygrać - odpowiedziałem i zacząłem studiować kontrakt. Wszystko było na swoim miejscu, każdy szczegół zawarty.
- Dobrze Leo, tutaj złóż podpis i możesz od razu ruszać na boisko. Tam czekają na Ciebie zawodnicy wraz ze sztabem.
Złożyłem podpis, podziękowałem i natychmiast udałem się na murawę. Przed samym wejściem widniała tablica traktująca o klubie.
Trzeba przyznać, że to klub z bogatą historią i tradycją. Trudno będzie sprostać oczekiwaniom kibiców.
Jeszcze przed wyjściem prezes ostrzegał, że mogę się przerazić tym co obejrzę na boisku, jednakże nie sądziłem, że jest aż tak źle. Sztab szkoleniowy siedział na ławeczkach przy liniach bocznych, żartując, śmiejąc się i gaworząc o lepszych czasach. Zawodnicy biegali bezładnie po boisku, kopiąc na przemian piłkę i własne nogi. Po jednym z takich zagrań, piłkarze rzucili sobie do gardeł, a reszta ... dopingowała! Dopiero po minucie jeden z piłkarzy wszedł pomiędzy bijacych się i ich rozdzielił. Sytuacja wyglądała gorzej niż źle.
Ruszyłem w stronę ławki, gdzie przebywał sztab szkoleniowy, i postanowiłem dowiedzieć się, co się dzieje.
- Nowy trener? Polak?! A to ciekawe. Prezes do reszty zgłupiał - odezwał się pierwszy z nich - I pan ma niby tutaj wszystko doprowadzić do porządku? Tutaj są sami amatorzy, nie wiem czego Pan od nas oczekuje. Większość z nich gra dla pieniędzy i przyjemności, nie zależy im na klubie. Spotka Pan tutaj księgowych, piekarzy, murarzy czy policjantów. Jest tylko jeden człowiek, który posiada profesjonalny kontrakt. Grający asystent poprzedniego trenera. Właśnie tutaj idzie.
Odwróciłem się z przerażeniem w oczach. Cóż za brak profesjonalizmu i kultury. Nie podobało mi się to, co tutaj ujrzałem.
- Dzień dobry - odezwał się dobrze zbudowany mężczyzna - Pan pewnie jest nowym trenerem? Dostałem wczoraj rozkaz od prezesa, aby napisać raport o zespole. Miałem mało czasu, więc wieczorem chwilę nad tym spędziłem. Mam nadzieję, że to pomoże.
Dostałem do rąk kartkę. Spojrzawszy na nią, doznałem uczucia przerażenia. Ja mam pracować z tym ludźmi? Za co?
Po krótkiej analizie dowiedziałem się tylko tyle, że on sam uważa się za najlepszego zawodnika, a jako wybrakowaną pozycję uważa bramkarza. No i że poprzedni trener grał systemem 4-4-2. Nie potrafiłem nawet odczytać nazwisk piłkarzy pod konkretną pozycją.
- Dzię ... dziękuje - odpowiedzałem zmieszany - na ... na pewno się przyda.
Po tym incydencie udałem się do prezesa. Gdy wszedłem, uśmiechnął się. Gdy spojrzał na moją minę - jego również zrzędła.
- Panie prezesie, jak Pan dobrze pamięta, obiecałem wygrać ligę, prawda?
- Owszem Leo, mówiłeś to przed półgodziną. Coś się stało?
- Nadal podtrzymuje tą obietnicę, jednakże nie z tym sztabem i nie z tymi zawodnikami - szybko wytłumaczyłem prezesowi.
- Co Pan sugeruje w takim razie? Uda się Panu znaleźć odpowiednich fachowców na to miejsce?
- Tak. Proszę wszystkich zwolnić niezależnie od kosztów. Obiecuję, że wszystko się zwróci.
Po tych słowach opuściłem gabinet prezesa i udałem się do lokalnej gazety. Ciotka jeszcze wczoraj opowiedziała mi o swoim znajomym, który piszę artykuły sportowe do dziennika "Newport News". Podobno od niego dowiedziała się o zmianie trenera, zanim jeszcze napisano o tym w gazecie. Powiedziała również, że jeśli miałbym jakiś problem bądź potrzebowałbym pomocy, mam zwrócić się do niego. Jest ponoć oddanym fanem Newport County od wielu lat i chętnie pomaga w życiu klubu. Na imię mu Mick Tait i jest Anglikiem.
Szybko udałem się pod wskazany przez ciotkę adres i wszedłem pospiesznie do budynku głównego gazety. Nie robił on wrażenia, gdyż nie odstawał zbytnio od tradycyjnych budynków, jakich wiele na ulicach Newport.
- Dzień dobry Panu - dobiegł kobiecy głos zaraz po wejściu - w czym mogę Panu służyć?
- Szukam ... szukam człowieka o nazwisku Tait. Mam do niego bardzo ważną sprawę.
- Pan Tait znajduję się aktualnie na pierwszym piętrze budynku w dziale "Sport".
- Dziękuje bardzo, do widzenia.
Udałem się pod wskazane miejsce i delikatnie zapukałem do drzwi. Po usłyszeniu słów "wejść" niezwłocznie otworzyłem drzwi i moim oczom ukazał się mały pokoik, w którym siedziała tylko jedna osoba.
- Pan nazywa się Mick Tait, prawda? - spytałem bez przywitania.
- Dzień dobry, witam serdecznie, jak się Pan miewa? Co tam u Pana? Jak mija czas? Nie ładniej tak zacząć - odpowiedział z uśmiechem podsiwiały mężczyzna.
- Najmocniej przepraszam, jestem dzisiaj nieco zdenerwowany i momentami sam nie wiem co mówię - odpowiedziałem.
- Dobrze, rozumiem. Usiądź proszę - powiedział wskazując na krzesło - cóż Cię trapi młody człowieku?
- Jestem nowym trenerem Newport County. Leopold Mraczewski - powiedziałem, po czym wstałem i ukłoniłem się grzecznie - moja ciocia, Dorota Mrawcat, powiedziała, że może mi Pan wiele powiedzieć na temat klubu.
- Ah, to Ty. Proszę, tylko nie Pan. Mów mi Mick - powiedział mężczyzna - Mój chłopcze, o klubie mogę powiedzieć Ci wiele, jednakże w większości będą to informację niezbyt Cię interesujące. Data założenia, najwyższy wynik w historii, najwyższa frekwencja, najbardziej znany zawodnik, a jeśli interesuje Cię aktualna sytuacja klubowa w lidze, w której przyjdzie Ci grać, to mogę również opowiedzieć dokładnie o Blue Square Southern, predententów do mistrzostwa w tej lidze,największe gwiazdy ...
Podczas gdy Mick mówił, przyjrzałem mu się dokładnie. Ileż ten człowiek wiedział na temat piłki! I wyraźnie miał do tego smykałkę.
- I Ty to wszystko wiesz? Dokładnie, bez zaglądania w notatki, statystyki ... ? - spytałem niepewnie.
- Owszem. Wiele się w życiu naczytałem, trenowałem parę klubów jak na przykład Darling FC. Wcześniej długi czas byłem piłkarzem. Grałem w takich drużynach jak Hull City, Portsmouth FC czy Sheffield United. Także moja wiedza nie jest znikąd.
W mojej głowie zrodził się pomysł.
- Może ... - zacząłem niepewnie - może chciałbyś zostać moim asystentem w zespole? Dzisiaj byłem uczestnikiem ... można powiedziec, świadkiem treningu piłkarzy z Newport. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki tam panuje bałagan. Piłkarze kompletnie nie wiedzą, co mają robić, sztab szkoleniowy przesiaduje cały czas na ławeczce koło murawy, a asystent nawet nie potrafi porządnie napisać raportu o drużynie.
Przyznam, że mina Micka była po tej wypowiedzi dośc zabawna.
- Mówisz serio? - powiedział mężczyzna radośnie. Muszę przyznać, że w tym momencie wyglądał o wiele młodziej - zawsze marzyłem o pracowaniu w Newport, jednakże nigdy jakoś nie było okazji. I tak skończyłem tutaj, pisząc artykuły. Ale skoro mówisz, że chciałbyś skorzystać z moich usług.
- Byłbym zaszczycony.
Takim sposobem udało mi się zdobyć pierwszego członka nowego sztabu szkoleniowego. Czas zrobić w tej drużynie rewolucję.
Dzięki kontaktom Micka udało mi się odpowiednich kandydatów na pozostałe stanowisku w loży moich współpracowników, dzięki czemu w krótkim czasie udało mi się skompletować cały sztab. Szczególnie ucieszyło mnie przyjście znakomitego scouta Richardsa.
Od razu dostał polecenie wyszukiwania młodych i zdolnych zawodników w Anglii.
Zaraz po skompletowaniu sztabu, zabrałem się za kadrę. Żaden z zawodników nie mógł zostać - to był zlepek przypadkowych przechodniów, którzy chcieli trochę pograć w piłkę. Jeśli mam osiągnąć sukces, to nie z tymi zawodnikami. Również sporo czasu zajęła mi organizacja sparingów. Jednak codziennie wracając zmęczony do domu mówiłem sobie "to dla dobra klubu".
Okres transferowy jest zawsze ciężki dla menedżera. Musi dobrać zawodników, którzy będą grali na odpowiednim poziomie w danej lidze, którzy będą przydatni bądź którzy mogą stać się gwiazdami.
Okres transferowy dla menedżera z 6 ligi, chcącego przebudować cały skład, to prawdziwy horror! Prezes, z powodu małego budżetu, pozwolił wysyłać scoutów jedynie do Anglii i Walii. Przez to chcąc sprowadzić piłkarzy zza granicy, musiałem osobiście się do nich fatygować bądź załatwiać przez pośredników. Przyznam, że pocżatkowo obawiałem się, że sprowadzeni piłkarze, których odpowiedni scout nie zobaczył w akcji, nie sprawdzą się, jednakże po pewnym czasie zauważyłem, że mam dobre oko i wypatrzeni przez mnie piłkarze radzą sobie dobrze.
Jakież było zdziwienie mieszkańców, kiedym w krótkim czasie do klubu przyjechało tak wielu zawodników. Ludzie pukali się po głowach, cóż tam nowy menedżer chce zmajstrować. Ja jednak wiedziałem doskonale, co robię. Na początku zająlem się pilną sprawą sprowadzenia do mojego klubu piłkarzy o odpowiednich umiejętnościach do gry w pierwszym składzie. Nie było to łatwe, ale niezwykle przyjemne i przyniosło mi wiele satysfakcji.
Później zająłem się młodzieżą i piłkarzami perspektywicznymi. Tacy również musieli znaleźć się w klubie. Z braku chętnych do kupna piłkarzy wystawionych przeze mnie na sprzedaż. chętnie godziłem się na wymianę. Za młodego i bardzo zdolnego bramkarza Vennarda zapłaciłem dwoma piłkarzami, których tygodniówka wynosiła łącznie 1275 €!
Starałem się również ze wszystkimi nowoprzybyłymi podpisywać profesjonalne kontrakty, dzięki czemu mogli trenować i grać z pełnym zaangażowaniem. Mick również podpisał profesjonalny kontrakt, dzięki czemu mogłem ustalić odpowiednie reżimy treningowe dla każdej pozycji i z nadzieją patrzeć, jak piłkarze rozwijają się.
Łącznie sprowadziłem 54 piłkarzy, sprzedając (a raczej oddając) 22. Pierwszy skład utworzyło 23 piłkarzy (po dwu na każdą pozycję + uzupełnienie).
Razem z Mickem ustaliliśmy taktykę, na jakiej będzie opierać się zespół. 4-1-3-2 z szeroko ustawionymi skrzydłami i grą na odgrywającego.
Bramki strzec będzie Ludovic Grondin, zaś jego zmiennikiem będzie młody Gilpin. Prowadzę jeszcze rozmowy kontraktowe mając na celu zatrudnienie młodego polskiego bramkarza, który wykazuje również wielki potencjał.
Środek obrony opierać się będzie na dwu silnych i doświadczonych Francuzach - Patouillardzie oraz Destruhatucie. Ich zmiennikami będą K'Bidi oraz Prednik.
Na prawej stronie obrony grać będzie Smarduch na zmianę z Bessonem. Ten drugi był w sumie ostatnią deską ratunku, gdyż moim zamiarem było zatrudnienie innych dwóch obrońców. Jednakże obaj wybrali silniejsze kluby.
Lewa obrona to również mieszanka francusko - polska. Didier Caro będzie podstawowym obrońcą, zaś jego zmiennikiem będzie Paweł Wojciechowski. Bardzo imponuje mi waleczność Caro, to doskonały zawodnik na tą pozycję.
Defensywny pomocnik - tak zwany "człowiek od brudnej roboty". Ten zawodnik musi dusić akcje rywali w zarodku, dlatego potrzebny był ktoś silny, sprawny i doświadczony. Dlatego też zdecydowałem się na sprowadzenie Sabriego Khelfę. Jego zmiennikiem mianowałem niewiele młodszego ode mnie Czecha Petr Schwarza.
Boki pomocy - skrzydła, które pomogą nam wzlecieć na wyżyny swoich umiejętności. Moim zdaniem najważniejsze, obok odgrywającego, ogniwo mojej drużyny.
Po prawej stronie boiska hasać będzie młody Francuz Yohan Guichard na zmianę z doświadczonym Baylakiem. Jak zaobserwowałem na treningu, ten drugi znakomicie wykonuje stałe fragmenty gry, szczególnie rzuty karne, dlatego będzie pierwszy w kolejności do wykonywania ich.
Lewa strona jest najsilniej obsadzona, gdyż tutaj mam do dyspozycji aż trzech zawodników. Spowodowane to jest tym, że Łuba to bardzo dobry zawodnik, jednakże jest dość łamliwy, przez co potrzebuje jakiegoś zastępce. Po sparingach rozstrzygnąłem, że pierwszym na tej pozycji będzie Patrick Vaz, zaś jego zmiennikami będą Łuba i Onesta.
Środek pomocy był najtrudniejszy do obsadzenia, gdyż na tą pozycję rywalizowało aż pięciu zawodników - Konopelsky, Smith, Murray, Ragaven oraz Noone. Ostatecznie to dwóch ostatnich otrzymało pełnoprawne miejsce w pierwszym składzie. Noone, podobnie jak Baylac, świetnie wykonuje stałe fragmenty gry. Z tym, że jego konikiem są rzuty wolnego, przez co on będzie pierwszym wykonawcą tychże.
Na ataku postanowiłem zestawić ze sobą dwa typy zawodników - szybkiego, dobrze wykańczającego akcję piłkarz oraz silnego, skocznego i dobrze grającego głową odgrywającego.
Odgrywający to najważniejsza postać w moim zespole. On zajmuje się przepychaniem między obrońcami, walczeniem o górne piłki i odgrywaniem do swojego kolegi z formacji bądź osobistemu wykańczaniu akcji. Na tę pozycję sprowadziłem młodego Anglika Michaela Nardiello oraz Polaka Marcina Orłowskiego. Ten pierwszy pokazał swój spory potencjał już w trakcie sparingów.
Z obsadzeniem pozycji drugiego napastnika był już większy problem. Co prawda, miejsce w pierwszym składzie szybko wywalczył sobie Damjan Malesevic, jednakże nie mogłem znaleźć dla niego odpowiedniego zawodnika. Koniec końców postanowiłem, że zostanie nim Ewan Clarke, jednakże o jego usługi zabiegało ponad sto klubów!. I nic w tym dziwnego, gdyż nawet mój scout Richards był pod wielkim wrażeniem jego potencjału.
Okres transferowy bardzo mnie zmęczył. Jestem bardzo wdzięczny Mickowi, ponieważ wielokrotnie pomagał mi w ważnych sprawach. Mimo całego zamętu, postanowiłem, że sam zorganizuje sparingi i osobiście będę prowadził w nich drużynę. Chciałem uzyskać pełną kontrolę nad piłkarzami i zachęcić ich swoją obecnością do lepszej gry.
Na początku zorganizowałem sparingi rozgrzewkowe - z moimi rezerwami oraz młodzieżą z akademią. Tych drugich łatwo pokonaliśmy 4:0, zaś z rezerwami po ciężkim meczu zremisowaliśmy 2:2. Widać było brak zgrania u wielu zawodników. Później wyjechałem wraz z zawodnikami na tournee po Irlandii Północnej. Udało mi się zorganizować sparingi z silnymi rywalami. Jednakże po drugim meczu zauważyłem, że zbytnie nasilenie treningu i meczów daje się we znaki.
Pierwszy mecz na tournee ledwie zremisowaliśmy 0:0, drugi zaś, z Linfield Belfast, przegraliśmy praktycznie bez walki 3:1. Olbrzymie zmęczenie zmusiło mnie wręcz do odwołania trzeciego meczu i pozwolenia na wypoczęcie swoim zawodnikom. To dało odpowiednie efekty, gdyż ostatni mecz na tournee wygraliśmy 2:1. Później było już tylko lepiej, gdyż po kolejnych trzech dniach odpoczynku pokonaliśmy King's Lynn 3:0.
Jednakże prawdziwy potencjał drużyna pokazała z drużyną z wyższej półki. Dane nam było zmierzyć się z Forest Green Rovers, drużyną grającą w Blue Square Premier, czyli ligę wyżej. Moi chłopcy jednak zmobilizowali się, pokazali swoje zgranie i potencjał, łatwo pokonując rywali.
Ostateczny bilans sparingów to 11-2-1 (Z-R-P). Bardzo ciekawym wydarzeniem był fakt, że w ostatnim meczu sparingowym przyjechała do nas ekipa rezerw FC Barcelony z Luisem Enrique na czele. Bardzo mnie to ucieszyło, gdyż jestem wielkim fanem FC Barcelony. Mimo, nie daliśmy złudzeń rywalom, łatwo pokonując ich 3:1. Po sparingach zdecydowałem też, kto zostanie kapitanem, a kto wicekapitanem.
W międzyczasie prezes, na moją prośbę, nawiązał współpracę z klubem Clevedon Town. Bardzo mnie to cieszy, gdyż klub ten gra tylko ligę niżej, znajduję się niedaleko (dzieli nas jedynie kanał Bristol) i stanowi dobry kierunek dla młodych zawodników, którzy chcą regularnie grać w pierwszym składzie.
Dobre wynik sparingów przełożyły się na ilość kibiców uczęszczających na stadion. Karnety kupiło dwukrotnie więcej fanów niż w zeszłym roku.
Najlepsi zawodnicy w czasie pre-sezonu:
Michael Nardiello - 12 meczów (+ dwa wejścia z ławki), 13 bramek, 1 asysta, 2 razy gracz meczu, średnia 7.34
Damjan Malesevic - 7 meczów (+ pięć wejść z ławki), 8 bramek, 2 asysty, 2 razy gracz meczu, średnia 7.29
Tomasz Łuba - 4 mecze (+ siedem wejść z ławki), 4 bramki, 1 asysta, 2 razy gracz meczu, średnia 7.13
Denis Baylac - 9 meczów (+ pięć wejść z ławki), 2 bramki, 7 asyst, 1 raz gracz meczu, średnia 7.11
Frederic Patouillard - 10 meczów (+ jedno wejście z ławki), 1 bramka, 1 asysta, 0 razy gracz meczu, średnia 7.02
Matka wraz z ciotką również zainteresowały się życiem klubu. Były na każdym meczu, który rozgrywaliśmy u siebie. Są również posiadaczkami karnetu i obiecały, że będą stale obserwować poczynania mojej drużyny.
Ja coraz bardziej wierzę w sukces. Lęk przed sromotną porażką znacznie zelżał, teraz miewam spokojne sny. Czasem tylko przyjdzie mi na myśl jakiś wielki sukces, spektakularne zwycięstwo w bólach. Być może będzie mi dane kiedyś posmakować wielkiego futbolu. Na razie jednak skupiam się na czekającym mnie zadaniu - muszę zwyciężyć Conference South.
I coraz częściej zastanawiam się nad przeprowadzką do własnego mieszkania. Życie pod jednym dachem z matką i ciotką trochę mnie przytłacza. Dodatkowo mój pokój nie spełnia wymaganych przeze kryteriów. Nie mam miejsca na analizy, nie mogę się skupić słysząc za ścianą ciągłe dyskusje albo kolejny odcinek serialu "Romantic Welsh Movie". Tylko kto wtedy będzie mi gotował ziemniaczki. Lubię ziemniaczki, ale nie umiem gotować ...
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Dbaj o harmonię |
---|
Aby osiągać sukcesy, niezbędna jest dobra atmosfera w szatni. Za nastroje zawodników odpowiadają ich morale oraz statusy, a narzędzie do utrzymywania harmonii w zespole stanowi interakcja z piłkarzami - drużynowa i indywidualna. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ