Polska IV Liga
Ten manifest użytkownika Gilbert przeczytało już 1298 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
PODSUMOWANIE - GWARDIA
Zgodnie z zapowiedziami sprzed miesiąca w tym numerze „Naszej Gwardii" przedstawimy różne statystyki dotyczące zakończonej rundy jesiennej sezonu 2010/2011. Zaczynamy więc podsumowanie.
Oto ogólne podsumowanie dokonań naszego trenera podczas całej kariery w naszym klubie:
Ciekawsze statystyki Gwardii:
Gwardia w porównaniu ze swoją grupą IV Ligi:
Za kilka lat nasza drużyna juniorów ma być siłą napędową drużyny, co i w tym roku potwierdza się w dotychczasowych występach ekipy U-19. Poniżej przedstawiamy tabelę grupy, w której grają nasi juniorzy.
IV LIGA
Za rok, gdy będziemy pisać takie podsumowanie, Gwardia będzie już grać w III Lidze. Ciekawe czy statystyki będą wyglądać tak obiecująco jak i teraz.
Podsumowanie drużynowe:
Podsumowanie indywidualne:
PUCHAR GLORIA VICTIS
Już w tym miesiącu rozegramy spotkanie w tym pucharze. Omówienie tego meczu już za miesiąc. A tymczasem przypominamy zestaw par, które spotkają się w tych rozgrywkach.
Puchar Gloria Victis - 1/4 finału:
PUCHAR POLSKI
Niestety w tych w tym sezonie nie było dane nam grać w tych rozgrywkach. Przedstawiamy zatem pary ćwierćfinałowe:
EKSTRAKLASA i I LIGA
Skupiliśmy się na dwóch najwyższych klasach rozgrywkowych. Jak widać, podobnie jak w zeszłym roku, to warszawskie kluby są w czubie i walczą o mistrzostwo.
Tabela Ekstraklasy:
Tabela I Ligi:
LIGA MISTRZÓW
Niestety Legia Warszawa nie zdołała wyjść ze swojej grupy rozgrywek, więc wiosną musimy emocjonować się meczami innych drużyn. Oto pary 1/8 finału:
LIGA EUROPEJSKA
W tym sezonie żadnej polskiej drużyny nie obejrzeliśmy w tych rozgrywkach po rundach eliminacyjnych. Tak przedstawiają się pary 1/16 finału:
W tym numerze to już wszystko. Z niecierpliwością czekamy na mecze Gwardii w pucharze oraz na rozpoczęcie rozgrywek ligowych w marcu. Przypominamy - kolejny numer ukaże się 9 marca, tuż przed startem IV Ligi.
- Paaanie trenerzee! - Bożydar Wacławczyk krzyknął jak mógł najgłośniej i ruszył truchtem za oddalającą się sylwetką menedżera Gwardii Warszawa.
- Tak, słucham?
- Moje nazwisko Wacławczyk, jestem dziennikarzem sportowej gazetki „Ziemia Pruszkowska". Chciałbym zapytać, czy znajdzie pan trochę czasu na wywiad? Nasi czytelnicy uważają pana za bardzo ciekawą postać, a to co robi Gwardia odkąd pan usiadł za sterami, zasługuje na największe uznanie.
- Nie spodziewałem się, że ktoś poza miastem interesuje się nami...w sumie mam teraz wolną godzinkę, więc czemu nie.
- To wspaniale! - ucieszył się Wacławczyk. - Przejdziemy do budynku klubowego czy zna pan jakąś restaurację na mieście?
- Zapraszam może do naszego klubowego bufetu, muszę się dziś jeszcze z kimś tu później spotkać.
Wacławczyk z zaciekawieniem rozejrzał się po pomieszczeniu. Dość typowe jak na drużynę z niższej ligi. Odrapane ściany, podniszczone bufetowe krzesła i stoły. Po krótkiej chwili milczenia sięgnął do plecaka, który wisiał na oparciu krzesła i wyciągnął z niego dyktafon.
- Możemy zaczynać?
- Proszę bardzo.
- To świetnie - Wacławczyk odchrząknął i wcisnął przycisk nagrywania. - Sięgnijmy pamięcią wstecz, panie trenerze. Zacznijmy może od tego tragicznego w skutkach wypadku, który miał pan... właśnie. Kiedy to było dokładnie?
- Ehhhh....niedługo minie już 13 lat....nie wspominam zbyt dobrze tego dnia.....
- Czy będzie wielkim nietaktem, jeśli zapytam o pana zdrowie, jak się pan czuje teraz? To znaczy, eee, czy odczuwa pan jeszcze skutki owego wypadku?
- Na szczęście mogę chodzić, mogę nawet biegać. Ale są takie dni, głównie przy deszczowej pogodzie, gdy miejsca złamań w nogach potrafią się dość boleśnie odezwać.
- Rozumiem - Wacławczyk poruszył się niespokojnie na krześle. - Prezes klubu, pan Gawor, chyba nie robił panu wielkich trudności na początku waszej współpracy?
- Nie, absolutnie. Czasami nawet miałem wrażenie, że pracuje w klubie, w którym nie ma prezesa. Dostałem od Zarządu wolną rękę na początku mojej pracy - to z pewnością w dużym stopniu ułatwiło mi rozpoczęcie kariery w klubie.
- Jak kibice Gwardii przyjęli pana nominację na trenera ich zespołu? Czy były z tym jakieś problemy? Pamiętamy przecież rewolucję, którą przeprowadził pan niejako na „dzień dobry".
- Kibice, podobnie jak Zarząd, byli już bardzo zmęczeni sytuacją w klubie, więc wydaje mi się, że w sumie było im już wszystko jedno, kto obejmie drużynę, byleby tylko dało to jakieś efekty. Z kibicami Gwardii od początku miałem dobry kontakt, co w dużej mierze zawdzięczam prezesowi Gaworowi, który wziął całkowicie na siebie wspomnianą rewolucję.
- Nie będzie chyba przesadą, jeśli uznamy mecz z Koroną, w przedsezonowym okresie przygotowawczym, za jeden z lepszych w waszym wykonaniu? Było to, co prawda, spotkanie towarzyskie, ale też jedno z pierwszych, w których Gwardia zaprezentowała się lepiej niż dobrze, prawda?
- Był to mój pierwszy mecz z Gwardią z tak poważnym przeciwnikiem. Rzeczywiście, tylko towarzyski, ale pokazał olbrzymi potencjał drzemiący w tej drużynie. Nie dość, że wynik jaki uzyskaliśmy był bardzo korzystny, przegraliśmy tylko 1:2, to jeszcze nasza gra wyglądała ciekawie.
- Po świetnym debiucie, z Olimpią Warszawa, nikt nie spodziewał się, że Gwardia wrzuci tak wysoki bieg i już na początku ulokuje się w czubie tabeli? Pięć wygranych spotkań z rzędu w waszym wykonaniu to było naprawdę coś.
- Wtedy sami byliśmy zaskoczeni. Oczekiwaliśmy w każdym spotkaniu ciężkiej walki i miejsca w środku tabeli. Tymczasem drużyna bez problemów wygrywała mecz za meczem. Z perspektywy czasu wyraźnie już jest widać jak mocny był zespół w tamtym okresie.
- Ale wkrótce na ziemię sprowadził was Zryw Sobolew. Bardzo bolało?
- Bardzo...nie chodzi o samą porażkę, nie można przecież wiecznie wygrywać. Miałem wielkie pretensje o sposób, w jaki przegraliśmy. Prowadząc 2:0 nie wolno przegrać. Niestety chłopcy poczuli się zbyt pewni siebie...po meczu w szatni dałem im dosadnie do zrozumienia, że nie będę tolerować takiej gry.
- Rundę jesienną w sezonie 2009/10 zakończyliście na pierwszym miejscu. Gwardia okazała się prawdziwą rewelacją w tej grupie ligi okręgowej. Pana uznano za prawdziwego cudotwórcę, który z niczego ukręcił bat na zespoły rywali, prawda?
- Nie lubię słowa cudotwórca, chociaż przyznam, że rzeczywiście często już je słyszałem w odniesieniu do mojej osoby. To żaden cud, po prostu ciężka praca grupy dobrze dobranych ludzi. Ludzi, którzy spotkali się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Nasze przodownictwo w tabeli w tamtym czasie było zaskoczeniem dla coraz mniejszej grupy osób. A ja byłem już tak naprawdę pewny awansu.
- To chyba w tym właśnie okresie, dominacji w lidze, wyszły na jaw kłopoty finansowe klubu?
- Coś za coś. Sportowo przedstawialiśmy się rewelacyjnie. Jeśli chodzi o finanse zrobił się bardzo krucho. Nie o wszystkim mogę oczywiście mówić, ale przyznam, że sam się do tego przyczyniłem. Robienie rewolucji w klubie może poważnie nadszarpnąć klubowy budżet. Trzeba było jednak wybierać - albo wyciągamy Gwardię z otchłani ligowej szarości albo nadal w niej tkwimy. Długo więc byliśmy pod kreską.
- Mimo tego udało się panu zakontraktować do klubu Wojtka Kolarza, jakby nie było reprezentanta młodzieżówki U19!
- To był pierwszy wielki sukces transferowy naszego sztabu a dokładniej Kamila Gołębiewskiego. Na szczęście mogliśmy sobie pozwolić na jego transfer pomimo kłopotów finansowych, bo jego macierzysty klub chyba nie docenił klasy Wojtka i oddał go za bezcen. Obecnie nie wyobrażam sobie Gwardii bez jego talentu, ale za kilka lat myślę, że będzie grał w jednym z wielkich europejskich klubów. O seniorskiej reprezentacji Polski już nie wspominając.
- Już wkrótce doszło do kolejnych zmian w kadrze. Takiej rotacji jak w Gwardii to i Real Madryt nigdy nie przeprowadzał - roześmiał się Wacławczyk.
- Ale my chcemy być lepsi od Realu. A tak na poważnie, to cały mój pierwszy rok w Gwardii to było docieranie tej drużyny. Dlatego konieczne były rotacje. Oczywiście pojawiały się głosy, że jednak przesadzam, ale należy pamiętać, że sezon 2009/2010 zaczynałem od zera, więc i te wspomniane docieranie miało inny przebieg, niż w sytuacji gdybym zastał jakichkolwiek zawodników w klubie zaczynając pracę.
- Czy mógłby pan teraz przypomnieć naszym czytelnikom, jak doszło do sporego sukcesu organizacyjnego, jakim niewątpliwie był rozegrany zimą 2010 roku turniej „Warsaw Cup"?
- No to jest pan jednym z nielicznych, którzy owe wydarzenie oceniają jako sukces. Najczęstszym wtedy słowem opisującym ten turniej jakie słyszałem to „porażka". Ale w mojej ocenie to rzeczywiście był sukces - a to dlatego, że w o ogóle doszło do realizacji tej idei. Wielu przede mną próbowało, ale nikomu się nie powiodło. Fakt, że turniej był słabo obsadzony. Fakt, że na trybunach było pusto. Ale dla mnie najważniejsze było to, że Warsaw Cup się odbył.
- Zaprezentowaliście się na nim z jak najlepszej strony.
- W kwestii sportowej nic nie można było nam zarzucić. Miło było wygrać ten turniej, chociaż tak jak już powiedziałem - potęg w tych rozgrywkach nie było.
- Nieco później braliście udział w prawdziwym horrorze, w 6 rundzie Pucharu PZPN, gdy waszym przeciwnikiem był Pomorzanin Toruń.
- Myślałem, że zawodnikom łby wtedy pourywam. Fatalnie się to spotkanie układało a końcówka to już prawdziwy dreszczowiec. Dobrze, że graliśmy u siebie, kibice ponieśli chłopaków do boju w ciężkich chwilach. Najpierw wyrównaliśmy w doliczonym czasie gry, potem w dogrywce Tomek Wróbel dostał czerwoną kartkę, aż w końcu Wojtek Kolarz zdobył bramkę dającą nam awans. Rzadko kiedy w tamtym sezonie doświadczaliśmy takich emocji.
- W marcu już się cieszyliście z awansu do czwartej ligi!
- Spodziewałem się go, chociaż nie aż tak szybko. To było cudowne uczucie, stworzyć silną ekipę, która w tak krótkim czasie zaczęła odnosić sukcesy. To dobrze rokowało na przyszłość.
- Może teraz krótko podsumuje pan to, co się działo w sezonie 2009/10?
- Sportowo - oczywiście wielki sukces. Awans w pierwszym sezonie mojej kariery, dodatkowo wygrany Puchar Okręgowy na Stadionie Śląskim. Ale muszę przyznać, że ten sukces kosztował mnie dużo zdrowia. Pracy był ogrom. Tak to jest jak się obejmuje klub i wszystko ma się praktycznie na swojej własnej głowie. Nawet jak inni mieli wolne, ja nie mogłem sobie na to pozwolić. Na szczęście było warto się tak poświęcać. Przyszły sukcesy a potem i trochę spokoju.
- Troszkę przykro, że tuż przed aktualnym sezonem doszło do zerwania umowy ze Zniczem Pruszków, który to klub jest bardzo drogi mojemu sercu. Ale udało wam się dograć szczegóły z władzami Legii Warszawa?
- Jeśli chodzi o Znicz...co tu dużo mówić, mi było bardzo przykro, bo ten projekt wyszedł ode mnie i potem był realizowany wspólnie z trenerem Znicza. Musieliśmy sporo się namęczyć by przekonać zarządy obydwu klubów. To był dla mnie wielki osobisty sukces. Takie moje oczko w głowie. A Legia...tu z kolei Zarząd klubu o wszystkim decydował. Oczywiście trochę szkoda, że wcześniej nie byłem o tym uprzedzony, ale to w końcu prezes Gawor rządzi Gwardią. Może jeszcze kiedyś uda się wrócić do współpracy ze Zniczem.
- Wkrótce potem podpisał pan nowy kontrakt z Gwardią. Na lepszych warunkach, jak rozumiem?
- No cóż, z pewnością pan zrozumie, że nie wolno mi rozmawiać o warunkach kontraktu, ale mogę zapewnić, że nie mam powodów do narzekań.
- Warsaw Cup 2010 okazał się jeszcze większym wydarzeniem niż jego poprzednik! Do dziś zastanawiam się, jak wam się to wszystko udało?
- No i tu właśnie kłania się sukces zimowego Warsaw Cup. Wysłaliśmy wtedy zaproszenia do Legii i Polonii, ale nie byli w stanie wtedy ich przyjąć, po prostu nie dałoby rady zgrać terminów. Ale dostałem obietnicę, że przy następnej okazji na 100% ich zobaczymy. No i obietnicy oba kluby dotrzymały. Potem już wszyscy wiemy jak to się skończyło - TV, pełne trybuny, kapitalne mecze. Nie usłyszałem wtedy ani jednego złego słowa o tym turnieju - to było dla mnie wielkie przeżycie, dało mi kopa na kolejne miesiące.
- Przed sezonem 2010/11 znowu zawirowało w kadrze Gwardii. Pamiętam długą listę zakupionych i sprzedanych graczy.
- Musiałem zrobić sobie podsumowanie mojego pierwszego roku w klubie. Co było OK, co było nie tak. Sezon 2009/2010 był, można powiedzieć, eksperymentem, który przyniósł pewne skutki i trzeba było z nich wyciągnąć wnioski. Dlatego znów w klubie doszło do dużej rotacji w składzie.
- Doceniono Gwardię przed tym sezonem, typując ją jako pewniaka do awansu. Jak pan na to zareagował? Z piekła do nieba w ciągu roku?
- Zgadzałem się z opiniami fachowców, że poprzedni sezon skończymy w środku tabeli. Sam nie doceniłem naszego potencjału jak się okazało. Zgadzałem się z nimi również i w tym sezonie. Szczerze mówiąc sam spodziewałem się awansu. Już znaliśmy swoje możliwości, wiedzieliśmy na co nas stać. To dawało nam w pewnym sensie duży komfort psychiczny - wiemy o co gramy, nie ma niepewności - po prostu gramy swoje.
- W pierwszej kolejce Górski dał prawdziwy popis, ładując zespołowi z Rypina cztery bramki! W następnej wygrana z Heko Czermno. Świetny początek sezonu i historia zaczęła się powtarzać, prawda?
- Tak, tylko tym razem takie były oczekiwania. Zacząć efektownie, żeby pokazać wszystkim, że z nami nie ma żartów. Inne cele - inne podejście.
- Oleśnicę rozjechaliście osiem do zera. Świetnie zaprezentował się cały zespół, ale chyba najbardziej ucieszyła pana dyspozycja Gikiewicza i Kolarza?
- Dla niektórych w tej lidze jesteśmy po prostu za silni. To cieszy, bo pokazuje w jak fantastyczny sposób rozwija się nasz zespół. Gikiewicz i Kolarz to kluczowe postaci tego zespołu, szczególnie podoba mi się gra Wojtka, który w naszym klubie dojrzewa piłkarsko - na własne oczy można zobaczyć jak wielkie robi postępy.
- Górskiego i Gikiewicza już zazdroszczą wam zespoły z całej Polski. Czy ciężko będzie zatrzymać ich w klubie?
- Jeżeli chodzi o tego pierwszego to...w sumie więcej zależy tu od Legii, z której Maciej jest wypożyczony, niż od nas. Górski ma kontrakt ważny z Legią do czerwca 2012 roku, więc możemy jedynie liczyć, że do tego czasu go nie sprzedadzą innej ekipie, co przecież jest możliwe. Jednak, jeśli to tylko będzie możliwe, postaramy się, aby Maciek został na stałe naszym piłkarzem. Chociaż zapewne w końcu i tak rzeczywiście gdzieś odejdzie. To naprawdę dobry zawodnik. A Gikiewicz...Arek ma 29 lat i w sumie nie wiem, czy w ogóle chciałoby mu się gdziekolwiek odchodzić. Tu jest gwiazdą, niekwestionowanym liderem ekipy. Mam nadzieję, będę go do tego namawiać, aby swoją karierę za kilka lat zakończył w Gwardii. Może nawet zostanie tu potem trenerem, kto wie.
- Gwarek Zabrze również szaleje w lidze. Czy może pan wskazać najmocniejsze punkty tego zespołu?
- Pomimo, że za nim nie przepadam, to w głównej mierze Gwarek zawdzięcza swój sukces trenerowi - Piotrowi Tyszkiewiczowi. To on poukładał ten zespół. Za Tyszkiewiczem przemawia bardzo dużo doświadczenie, które zdobył będąc jeszcze zawodnikiem niemieckich drużyn a głównie Wolfsburga. Tego nie można lekceważyć. A drugi ważny element tego zespołu to napastnik, 26-letni Mateusz Rucki, zdobył już w tym sezonie dla Zabrzan łącznie 23 bramki.
- Jeszcze sezon się nie skończył, a już mogliście grać z większym luzem, przecież z Gwarkiem odstawiacie pozostałe zespoły w błyskawicznym tempie!
- No tak, cały czas powtarzam, że awans był naszym celem na ten sezon, ale nie spodziewałem się, że nasza drużyna, no i Gwarek też, tak bardzo wszystkim odskoczy. Trochę większych problemów oczekiwałem, tymczasem znów okazało się, że jesteśmy zbyt mocni dla naszych rywali.
- W październiku powołano do reprezentacji Polski kilku zawodników z Gwardii. Przypomni pan ich nazwiska i na jakich grają pozycjach w klubie?
- Nasza piłkarska młodzież daje nam coraz więcej powodów do radości. Co ciekawe powołania dostają głównie napastnicy, czyli Piotr Pałys, Waldemar Stachura oraz Jakub Rozwandowicz, który grał u nas na wypożyczeniu z Legii Warszawa, ale już do niej powrócił. Do tego trzeba dodać środkowego obrońcę - Michała Burdę no i oczywiście środkowego pomocnika - Wojtka Kolarza, który jako jedyny, póki co, z tych zawodników jest naszym podstawowym graczem.
- A co może pan powiedzieć o króciutkiej wycieczce, którą zaserwował pan sobie, wybierając się na Ukrainę? Łowy były udane? - Wacławczyk uśmiechnął się szeroko i upił nieco kawy.
- Nie wiedziałem, że nawet takie niuanse panu nie umknęły. Dzięki powiększeniu naszemu sztabu szkoleniowego, m.in. o kilku scoutów, mogliśmy poszerzyć obszar naszych poszukiwań, np. właśnie o Ukrainę. Niestety obawiamy się, że w każdej chwili Wojtka Kolarza możemy stracić, bo zechce go kupić jakiś klub, więc szukaliśmy ciekawych graczy na tą pozycję. No i udało się, dogadaliśmy się z Arsenalem Kijów i od 31 stycznia w naszej kadrze jest Ivan Pelakh. Zapewne nadal będziemy przeszukiwać ukraiński rynek.
- Abstrahując od tego, to w listopadzie wtłukliście rywalom 22 bramki! Skąd taka skuteczność i zimna krew w polu bramkowym przeciwnika?
- Jak się ma tak dużą przewagę nad pozostałymi drużynami to nawet w środku sezonu można sobie pozwolić na małe eksperymenty taktyczne. Te z listopada akurat wypadły rewelacyjnie. Nie graliśmy długimi podaniami jak dotychczas, nie było dośrodkowań w pole karne. Graliśmy krótko i po ziemi. Jak się okazuje - moi piłkarze są bardzo uniwersalni i szybko potrafią dostosować się do zmian w taktyce. To właśnie dzięki temu, w głównej mierze, gramy tak dobrze.
- Co działo się w klubie, gdy zyskaliście już pewność o awansie do trzeciej ligi? Kolejny awans, drugi z rzędu. I to w jakim stylu!
- Niesamowita radość, wręcz szaleństwo. Zarówno wśród kibiców, piłkarzy jak i członków Zarządu. Szampan lał się strumieniami. A na Święta Bożego Narodzenia Zarząd przygotował z okazji awansu wielkie świąteczne spotkanie w gronie drużyny. Było co świętować.
- Może troszkę o planach na przyszły sezon?
- Przede wszystkim, tym razem nie będzie żadnej rewolucji w składzie. Myślę, że drużynę można już uznać za skompletowaną. Nasz pierwszy sezon w III Lidze potraktujemy jako test -na co nas w ogóle stać na tym szczeblu rozgrywek. Dopiero potem będę chciał podjąć jakiekolwiek decyzję o przyszłości Gwardii. Oczywiście zapewne kilku zawodników odejdzie. Z kolei jeden, może góra dwóch, do klubu przyjdzie, ale to będzie wszystko. Na pewno będziemy chcieli sprowadzić jakiegoś dobrego bramkarza - jeśli się uda, to nawet już w zimowym oknie transferowym. No i chcielibyśmy znów zagrać w Pucharze Polski.
- Panie trenerze, dziękuję w imieniu czytelników mojej gazetki, to była naprawdę ciekawa i satysfakcjonująca rozmowa - Wacławczyk wyłączył dyktafon i schował go do plecaka. - Mam nadzieję, że nie uzna pan tego czasu za stracony.
- Bardzo miło mi się rozmawiało. Jeśli będzie pan chciał znów kiedyś porozmawiać to zapraszam, nie będzie problemów.
- Dziękuję raz jeszcze i życzę dalszych sukcesów - Wacławczyk wyciągnął dłoń na pożegnanie.
PS.
Dziękuję wiadomo komu - za wiadomo co oraz nie wiadomo komu - za nie wiadomo co ;).
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Ściągawka selekcjonera |
---|
Prowadząc reprezentację kraju, często uaktualniaj swoją listę krajową. Wprowadzaj na nią nowych zawodników i usuwaj tych bez formy lub u schyłku kariery. Dzięki tej liście możesz wygodnie porównać umiejętności zawodników oraz sprawdzić, w jakiej są aktualnie formie. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ